Kiedy na jaw wyszło, co wielkie mocarstwa zdecydowały na konferencji jałtańskiej w sprawie Polski, jej prawowite władze, a zwłaszcza przywódcy Polskiego Państwa Podziemnego, znaleźli się w sytuacji człowieka zamkniętego w klatce z głodnym tygrysem. Ale nawet wówczas Polacy nie składali broni. 75 lat temu Sowieci uprowadzili do Moskwy polskich przywódców politycznych.
Na miesiąc przed konferencją w Jałcie, 3 stycznia 1945 roku, komendant główny AK, generał Leopold Okulicki „Niedźwiadek”, spotkał się z szefem brytyjskiej misji wojskowej, pułkownikiem Duane’em T. Hudsonem w leśniczówce Zacisze koło Jackowa. Brytyjska misja wojskowa została zrzucona pod Radomiem pod koniec grudnia 1944 roku, by ocenić stan AK i jej potrzeby na koniec wojny. Całe przedsięwzięcie wobec postępów sowieckiej ofensywy było spóźnione, ale miało jeden efekt: Komenda Główna AK pozbawiona została złudzeń, że alianci będą sprzeciwiać się Stalinowi w zwasalizowaniu Polski. Dowódca oddziału ochrony leśniczówki, podporucznik Józef Kotecki „Warta”, tak wspomina tę chwilę: „W pewnym momencie drzwi pokoju otworzyły się i z pokoju, gdzie prowadzono rozmowy, wyszedł gen. Okulicki. Był podniecony. Postanowił się przejść. Chciałem wówczas coś powiedzieć, ale on machnął tylko ręką i powiedział zdanie, które zrozumiałem dopiero po latach: „Wiecie poruczniku, zawiodłem się, nie mamy już na kogo liczyć, ani w kraju, ani za granicą””. Niedługo po tym spotkaniu „Niedźwiadek” zdecydował się na rozwiązanie AK i przejście do głębszej konspiracji wymierzonej w sowiecką okupację pod wymownym kryptonimem „NIE”. Generał był świadom, że jakakolwiek działalność zbrojna zakrojona na szerszą skalę, może w takiej sytuacji przysporzyć Polsce jedynie cierpień i krwi.
Bez złudzeń
W lutym 1945 roku, jak to obrazowo w swych wspomnieniach ujął pułkownik Stanisław Koszutski, wśród Polaków „wybuchła Jałta”. Jasne stało się, że najwierniejszy sojusznik Zachodu został oddany w ręce Stalina, a Roosevelt i Churchill nieświadomie powtarzali polskim politykom słowa cara, wypowiedziane do polskich arystokratów przed powstaniem styczniowym: „Żadnych złudzeń panowie!”. Władzę w Polsce mieli otrzymać komuniści z tzw. Rządu Tymczasowego, który opierał się na bagnetach Armii Czerwonej i nahajkach NKWD, bezpardonowo rozprawiającej się z rzeczywistym i domniemanymi wrogami nowej władzy.
W tej sytuacji rząd polski na emigracji kierowany przez socjalistę, Tomasza Arciszewskiego ogłosił 13 lutego 1945 roku zdecydowane veto i stwierdził, że „decyzje konferencji Trzech dotyczące Polski nie mogą być uznane przez rząd polski i nie mogą obowiązywać narodu polskiego”. Natomiast narzucenie linii Curzona jako wschodniej granicy Rzeczypospolitej określono jako „nowy rozbiór Polski, tym razem dokonany przez sojuszników Polski”. Inne stanowisko przyjęli politycy w kraju. Rada Jedności Narodowej (RJN), skupiająca wszystkie nurty polityczne Polskiego Państwa Podziemnego ogłosiła, że „stanowczo protestuje przeciw jednostronności postanowień [jałtańskich – PK] […] zmuszona jest [jednak] zastosować się do nich, pragnąc widzieć w nich w dzisiejszej rzeczywistości możliwość ratowania niepodległości Polski”. Ponadto deklarowano „wolę porozumienia ze wschodnim sąsiadem i nawiązania z nim trwałych, przyjaznych stosunków pokojowych”. Było to w istocie ratowanie czego się da w sytuacji bez wyjścia. I w tym kontekście należy też postrzegać przyjęcie zaproszenia przez przywódców Polskiego Państwa Podziemnego zaproszenia na rozmowy z przedstawicielem dowództwa 1 Frontu Białoruskiego, „generałem pułkownikiem Iwanowem”. Pod tym pseudonimem krył się w istocie generał Iwan Sierow, szef sowieckiego kontrwywiadu wojskowego – osławionego SMIERSZ-u (pełna nazwa rosyjska brzmiała: „Śmierć szpiegom”).
Finał tragedii
Sowieci przeczytawszy deklarację RJN postanowili wykorzystać chęć rozmów jej działaczy do ostatecznej rozprawy z jej kierownictwem. Na początku marca 1945 roku do generała Okulickiego oraz delegata rządu na kraj i wicepremiera Jana Stanisława Jankowskiego dotarły listy ze sztabu 1 Frontu Białoruskiego, podpisane przez pułkownika Pimienowa (także prawdopodobnie pseudonim). W listach pułkownik zapraszał na rozmowy z generałem Iwanowem, by rozstrzygnąć wszystkie sporne kwestie dzielące polskie władze i stronę sowiecką. Obydwa listy kończyła ta sama deklaracja Pimienowa: „Ja zaś ze swej strony, jako oficer Armii Czerwonej, któremu przypadła w udziale tak wielce ważna misja, całkowicie gwarantuję panu słowem oficera [podkreślenie – PK], że gdy pański los od chwili pańskiego przyjazdu do nas będzie zależał ode mnie, będzie pan w całkowitym bezpieczeństwie”. Zarówno Okulicki, jak i Jankowski w pełni zdawali sobie sprawę, że najpewniej jest to pułapka. „Niedźwiadek” początkowo zdecydowanie sprzeciwił się spotykaniu z Sowietami, ale Jankowski przekonał go prostym argumentem: jeśli te listy dotarły do nich pod Warszawę, to oznacza, że Sowieci i tak już mają rozpracowane struktury polskiego podziemia i w każdej chwili mogą przystąpić do aresztowań, nie przedstawiając już żadnych warunków. A w wypadku przyjęcia zaproszenia, być może uda się coś jeszcze ugrać. Okulicki przyjął tę argumentację, a na wypadek swego aresztowania, mianował na nowego komendanta „Nie” pułkownika dyplomowanego Jana Rzepeckiego „Ożoga”.
17 marca Jan Stanisław Jankowski spotkał się z pułkownikiem Pimienowem w Pruszkowie. Przekazał mu wówczas, że wchodzące w skład RJN ugrupowania polityczne liczą na legalizację i rozpoczęcie jawnej działalności politycznej w wyzwolonym kraju. Wobec tego władze RJN zgadzają się na spotkanie z generałem Iwanowem. Jednocześnie Jankowski poprosił o wyczarterowanie samolotu, którym do Londynu poleciałaby polska delegacja. Argumentował, że dzięki temu od razu można będzie przeprowadzić konsultacje polityczne też z przedstawicielami władz polskich w Wielkiej Brytanii. Pimienow na wszystko się zgodził i poprosił, by Jankowski pozostawał z nim w stałym kontakcie, gdyż w najbliższych dniach do Pruszkowa powinien przybyć generał Iwanow, a być może nadarzy się okazja rozmowy z samym dowódcą 1 Frontu Białoruskiego – marszałkiem Żukowem. Istotnie, po kilku dniach delegat rządu na kraj otrzymał wiadomość, że generał Iwanow zaprasza polską delegację na spotkanie do willi w Pruszkowie 27 marca. W umówionym czasie na spotkanie przybyli wicepremier Jan Stanisław Jankowski, generał Leopold Okulicki i przewodniczący RJN Kazimierz Pużak. I od tego momentu urwał się z nimi kontakt. Mimo to 28 marca w willi generała Iwanowa stawiło się kolejnych 12 przedstawicieli władz Polskiego Państwa Podziemnego. Oni także wówczas nie wrócili już do swych domów.
Zaalarmowani przez władze polskie w Londynie Brytyjczycy, zadepeszowali do Moskwy z uprzejmym zapytaniem czy nie wiedzą czegoś o 15 przedstawicielach Polskiego Państwa Podziemnego. Oficjele na Kremlu równie uprzejmie odpowiedzieli, że nic im na ten temat nie wiadomo. Dopiero 6 maja 1945 roku sowiecka agencja prasowa TASS oficjalnie ogłosiła, że grupa czołowych działaczy polskiego podziemia została aresztowana pod zarzutem „prowadzenia dywersji na tyłach Armii Czerwonej”. Stefan Korboński, który po zaginięciu Jankowskiego przejął jego funkcję delegata rządu na kraj tak wspominał tę chwilę: „Nastąpił wybuch rozpaczy i wściekłość, co doprowadziło do stanu silnego wrzenia. Rodziły się plany dokonania jakiegoś zamachu o dużym zasięgu, jakiegoś mocnego odwetu, który by zaspokoił pragnienie zemsty i pokazał, że podziemie w dalszym ciągu istnieje i potrafi jeszcze karać. Wszyscy z napięciem i nadzieją oczekiwali na reakcję aliantów. Przyszła, ale jakżeż słaba i bez widoków na dobry skutek. Miejsce podniecenia i oczekiwań zaczęło zajmować rozczarowanie i bezgraniczne przygnębienie”. Wbrew pozorom, wiadomość o aresztowaniu przywódców polskiego podziemia nie wywołała entuzjazmu także pośród polskich komunistów. Władysław Gomułka w rozmowie ze Stalinem argumentował, że przyniesie to więcej szkody niż zysku samej PPR, która już w żaden sposób nie będzie mogła w tej sytuacji zatuszować faktu, że jej władza nie jest suwerenna, tylko całkowicie zależna od Związku Sowieckiego. Gomułka stwierdził, że nie neguje samego faktu aresztowania kierownictwa polskiej konspiracji, ale powinno ono być przeprowadzone „własnymi rękami”, przez co uniknięto by komplikacji międzynarodowych. Stalin wówczas miał przyznać rację Gomułce i zamknąć dyskusję na ten temat zdaniem: „Sierowa jednak zdejmę. Okazał się głupcem”.
Bibliografia:
Cz. Brzoza, „Polska w czasach niepodległości i drugiej wojny światowej (1918-1945)”, Kraków 2001
S. Korboński, „W imieniu Rzeczypospolitej”, Warszawa 1990
E. Kospath-Pawłowski, „Wojsko Polskie na Wschodzie 1943–1945”, Pruszków 1993
autor zdjęć: Wikipedia, IPN
komentarze