Żołnierze Jednostki Wojskowej Komandosów stacjonują w Afganistanie od kilkunastu lat. Od czterech szkolą narodową afgańską jednostkę specjalną policji. Zgodnie z mandatem misji „Resolute Support” swoich partnerów wspierają także w walce.
Jest 8 grudnia 2015 roku. Grupa dobrze zorganizowanych i uzbrojonych rebeliantów wdziera się na teren w pobliżu wojskowej bazy w Kandaharze. Podpalają kramy i strzelają do cywilów na miejscowym targowisku. Chwilę później przejmują kontrolę nad szkołą, biorą w niewolę dzieci i nauczycieli, a niedługo potem zajmują kilkupiętrowy budynek mieszkalny znajdujący się w bezpośrednim sąsiedztwie bazy. Ich zakładnikami stają się kobiety i dzieci – rodziny afgańskich żołnierzy.
– To była bardzo skomplikowana sytuacja. Przez wiele godzin talibowie ostrzeliwali bazę z granatników i broni przeciwpancernej, a my nie mogliśmy odeprzeć ich ataku, bo zagrozilibyśmy w ten sposób cywilom. Rebelianci doskonale zdawali sobie z tego sprawę, dlatego kobiety i dzieci potraktowali jak żywe tarcze – opowiada jeden z żołnierzy Jednostki Wojskowej Komandosów. Do odparcia ataku talibów rusza jednostka specjalna armii afgańskiej. Niestety operacja nie kończy się sukcesem. Podczas próby wejścia do zajmowanego budynku ginie dwóch żołnierzy, a pięciu zostaje rannych. Do działania przygotowuje się więc specjalna jednostka kontrterrorystyczna policji afgańskiej ATF444 (Afghan Territorial Force), która także stacjonuje w Kandaharze.
– Pomagaliśmy »czwórkom« przygotować się do tej operacji, braliśmy udział w planowaniu szturmu. Po niemal dobie walk zapadła decyzja – akcję przejmuje ATF. Gdy nasi podopieczni ruszyli do walki, byliśmy tuż obok – wspomina komandos. Afgańscy specjalsi przy wsparciu Polaków z JWK uwolnili z rąk terrorystów 25 zakładników i zlikwidowali napastników. Żaden z przetrzymywanych cywilów ani żaden policjant z ATF nie został wówczas ranny. Ta operacja rozegrała się niespełna cztery miesiące po rozpoczęciu przez polską jednostkę specjalną służby w Afganistanie w ramach misji szkoleniowej „Resolute Support” (RSM).
Kierunek: Bliski Wschód
W 2014 roku lublinieccy komandosi zakończyli swój dziesięcioletni pobyt pod Hindukuszem wraz z końcem natowskiej misji ISAF (International Security Assistance Force). Zaledwie rok później ponownie ruszyli do Afganistanu, tym razem właśnie w ramach „Resolute Support”. Od 2015 roku nieprzerwanie przebywają pod Hindukuszem, tworząc tam tzw. zespół doradców wojsk specjalnych SOAT-50 (Special Operations Advisory Team). Stacjonują w kilku bazach, jednak główne siły mają w Kandaharze, na południu Afganistanu. Najważniejszym zadaniem tego zespołu jest wspieranie i szkolenie narodowej kontrterrorystycznej jednostki afgańskiej policji ATF444. Ich udział w nowej operacji sojuszniczej nie był wielkim zaskoczeniem. – Mówiło się o tym, jeszcze zanim skończyła się operacja ISAF – przyznają komandosi.
Podobno o obecność JWK pod Hindukuszem zabiegali także sami Amerykanie. Żeby jednak zrozumieć, dlaczego tak się stało, należy cofnąć się o niemal dziesięć lat. Otóż w czasie trwania misji ISAF dowództwo operacji specjalnych na teatrze działań zdecydowało o tym, że głównym zadaniem specjalsów będzie szkolenie nowo formowanych policyjnych jednostek specjalnych. W 2010 roku JWK – w Afganistanie jako Task Force 50 – została zobowiązana do szkolenia Afgańskich Tygrysów, czyli specjalnej jednostki policji w prowincji Ghazni (Provincial Response Company – PRC, dziś jest to Police Special Unit), a potem bliźniaczego oddziału w prowincji Paktika. – Żołnierze dobrze się w tym odnajdywali, bo mają doświadczenie w tego typu działaniach – wsparcie militarne to jedno z zadań Jednostki Wojskowej Komandosów. Wcześniej operatorzy z Lublińca szkolili siły lokalne w Iraku, w tym plutony specjalne 8 Dywizji, niejednokrotnie z Zielonymi Beretami, czyli z partnerami sił specjalnych armii USA – wyjaśnia płk Michał Strzelecki, dowódca JWK.
Zwraca on także uwagę na to, że w Afganistanie rola jednostek specjalnych partnerujących siłom afgańskim nie sprowadza się tylko do szkolenia i doradztwa w bazach. ¬– W czasie tzw. operacji partnerowanych komandosi towarzyszą ATF-444, w trakcie działań doradzają dowódcy operacji i osobom odpowiedzialnym za poszczególne elementy ugrupowania. Koordynują użycie koalicyjnego lotnictwa, zapewniają wsparcie np. ratowników medycznych, snajperów, EOD [zespół rozminowania], psów służbowych – tłumaczy pułkownik.
W czasie misji ISAF policyjni kontrterroryści z Ghazni jako jedni z pierwszych w Afganistanie osiągnęli gotowość bojową do samodzielnych operacji i zaliczyli certyfikację. Niedługo później egzamin zdała PRC z Paktiki. – To prawdziwy wyznacznik sukcesu JWK w misji ISAF – mówi płk Strzelecki. – Przełożonych z dowództwa międzynarodowych sił nie interesował wyścig o statystyki dotyczące zatrzymanych czy wyeliminowanych wrogich bojowników, przejętego uzbrojenia lub zlikwidowanych materiałów wybuchowych. Najważniejsza była gotowość afgańskich sił do samodzielnych działań. Realizowane wspólnie z lokalnymi partnerami operacje miały wartość przede wszystkim wtedy, gdy budowały zdolności afgańskich policyjnych antyterrorystów, tak by w przyszłości oni sami mogli wykonywać zadania najwyższego ryzyka – dodaje.
Nie chodzi tu jednak o to, by umniejszać osiągnięcia żołnierzy, bo skuteczność TF-50 w czasie ISAF doceniali najwyżsi rangą dowódcy NATO. Niektóre z operacji przeprowadzanych tam przez operatorów JWK są dziś uznawane za modelowe działania sił specjalnych. Do tych najbardziej znanych trzeba zaliczyć odbicie zakładników przetrzymywanych w budynkach administracji rządowej w Sharanie oraz zatrzymanie m.in. przywódcy talibów mułły Dawooda. – Działalność operacyjna była prowadzona w Afganistanie równolegle z tą szkoleniową. A z czasem zaczęły się one zazębiać. Afgańczycy wykonywali zadania razem z nami. Im więcej potrafili, tym ich zaangażowanie i rola były większe – wyjaśnia Arek, dowódca zespołu bojowego JWK.
Po zakończeniu misji ISAF priorytetem w dalszym ciągu pozostało szkolenie afgańskich sił bezpieczeństwa, zmniejszyła się jednak jego skala. Siły specjalne NATO wciąż zajmują się przygotowywaniem do działania specjalnych jednostek policyjnych. Tym razem specjalsom zaproponowano współpracę z tzw. NMU (National Mission Units), czyli narodowymi jednostkami policyjnymi powstałymi w Kabulu, Kandaharze i w prowincji Logar. Niedawno utworzono kolejne w Dżalalabadzie, Mazar-i-Szarif i Heracie. Każda z jednostek współpracuje ze specjalsami innej narodowości – Norwegami, Brytyjczykami i Polakami, a te nowo utworzone – z Niemcami, Rumunami i Włochami.
Zadaniem specjalsów z NATO (niezależnie od przydzielonej jednostki afgańskiej) jest więc nie tyle udział w bezpośredniej walce, ile utrzymywanie i rozwijanie umiejętności zdobytych przez lokalne oddziały. Główny nacisk kładzie się na asystowanie siłom afgańskim, wspieranie ich w czasie specjalistycznych kursów i szkoleń oraz doradzanie. Specjalsi z NATO nadal uczestniczą także we wspólnych operacjach z afgańskimi partnerami.
Polskie „czwórki”
Lublinieccy komandosi współdziałają z „czwórkami”, czyli ATF444. Jednostka powstała kilkanaście lat temu. Została sformowana z pomocą Brytyjczyków w prowincji Helmand, a potem przeniesiono ją do Kandaharu. Mentorami „czwórek” przez pewien czas byli także Amerykanie i Litwini, a od 2015 roku w szkoleniu wspierają ich Polacy. Formację tworzy kilkuset policjantów – jest to oddział kilkukrotnie większy niż Afgańskie Tygrysy z prowincji Ghazni. Ich zadania to m.in. zatrzymywanie najbardziej niebezpiecznych przestępców, terrorystów, uwalnianie zakładników czy przechwytywanie składów broni i materiałów wybuchowych. Poza działalnością operacyjną „czwórki” cały czas podnoszą swoje kwalifikacje. Uczą się m.in. od komandosów.
– Zajęcia z Afgańczykami prowadzimy niemal codziennie. Najczęściej treningi odbywają się u nich w bazie. Ale harmonogram zajęć uzależniony jest tak naprawdę od natłoku działań operacyjnych. Każda zmiana jest zupełnie inna. Sytuacja w Afganistanie wciąż się zmienia, latem aktywność talibów zdecydowanie się zwiększa, wykonujemy więc więcej operacji specjalnych, a tym samym prowadzimy mniej zajęć – wyjaśnia „Łasuch”, dowódca grupy specjalnej JWK, który brał udział w sześciu misjach poza granicami kraju. Komandosi skupiają swój wysiłek głównie na szkoleniu dowódców różnego szczebla oraz instruktorów. Jeśli to jest niezbędne, prowadzą także zajęcia z funkcjonariuszami. – Tego akurat staramy się unikać. Chcemy przygotowywać instruktorów, by potem ich obserwować. W ten sposób możemy w większym stopniu wpłynąć na przygotowanie jednostki do samodzielnego działania – zaznacza Arek, dowódca XI zmiany SOAT-50.
Jak wygląda współpraca jednostek w czasie działań bojowych? Jeżeli zostanie zidentyfikowany ważny cel (z punktu widzenia RSM i rządu afgańskiego) oraz są dostępne koalicyjne środki przerzutu i wsparcia powietrznego, a także zostanie uzyskana zgoda przełożonych, to wówczas rozpoczyna się przygotowywanie tzw. operacji partnerowanej. Operatorzy jednostki specjalnej państwa NATO są zaangażowani nie tylko w jej planowanie i przygotowanie, ale i w realizację. – Nie chodzi przy tym o to, by za Afgańczyków prowadzić akcje bezpośrednie, ale by mentorować im także w czasie zadań operacyjnych – mówi płk Strzelecki. Operatorzy JWK są przydzielani do wybranych elementów ugrupowania bojowego „czwórek”: dowódca zadaniowej grupy specjalnej doradza dowódcy afgańskiego szwadronu bojowego, pary operatorów towarzyszą dowódcom szturmu, kordonu, wybrani specjaliści wspierają swoich afgańskich odpowiedników. – Żołnierze koordynują przebieg operacji specjalnych. My pomagamy, oni wykonują zadania – podkreśla Arek. – To oni wchodzą pierwsi do budynku, to oni go przeszukują. Jeśli dojdzie do kontaktu ogniowego z przeciwnikiem, to zgodnie z mandatem misji oraz RoE [Rules of Engagement, zasady użycia siły] mamy prawo się włączyć, ale podkreślam – nie po to tam jesteśmy – uzupełnia płk Strzelecki.
Tak było np. w maju 2017 roku, kiedy to afgańskie siły specjalne, przy wsparciu polskich żołnierzy i oficerów Służby Kontrwywiadu Wojskowego oraz lotnictwa USA, odbiły z rąk talibów 11 zakładników. Do brawurowej akcji afgańskich sił specjalnych, wspieranych przez polskich komandosów, doszło w opanowanej przez talibów prowincji Helmand na południowym zachodzie Afganistanu. To tam mieściło się więzienie, w którym przez cztery miesiące talibowie przetrzymywali i torturowali czterech policjantów, dwóch żołnierzy oraz pięciu cywilów.
autor zdjęć: Bogusław Politowski
komentarze