Są tu ochotnicy, którzy jako pierwsi w Polsce rozpoczęli terytorialną służbę wojskową i tacy, którzy w wojskach obrony terytorialnej stawiają dopiero pierwsze kroki. Niezależnie od stażu, terytorialsi z 2 Lubelskiej Brygady Obrony Terytorialnej są zgodni co do jednego – nie jest łatwo. Podkreślają jednak, że nie żałują decyzji o wstąpieniu do WOT-u.
Do Adriana Brzyskiego trudno się dodzwonić. Jeśli już się uda, jest duże prawdopodobieństwo, że rozmowa zostanie przerwana. Jest bowiem zawodowym kierowcą i sporo czasu spędza w trasie. Udaje się z nim porozmawiać, gdy znajduje się w okolicach Wałcza. To około 600 kilometrów od rodzinnego Lublina. – Jeżdżę na trasach międzynarodowych, więc za kółkiem spędzam mnóstwo czasu – mówi szer. Adrian Brzyski, który tym razem wiezie towar do Danii. Co ciekawe, już w kolejnym zdaniu 30-latek podkreśla, że mimo czasochłonnej pracy, wypełnianie obowiązków żołnierza terytorialnej służby wojskowej nie sprawia mu najmniejszych problemów. – Wręcz przeciwnie. Mimo że jest to dodatkowy obowiązek, czuję, że mam obecnie jeszcze więcej czasu. Wszystko jest kwestią organizacji, a taka służba uczy dobrego planowania i uporządkowania – zaznacza zawodowy kierowca.
Dla Adriana wstąpienie w szeregi wojsk obrony terytorialnej to kontynuacja rodzinnych tradycji mundurowych. – Mój ojciec był żołnierzem zawodowym i chyba dlatego zawsze ciekawiła mnie tematyka wojska czy uzbrojenia – zdradza ochotnik. – To właśnie on poinformował mnie, że tworzy się nowa formacja, do której mógłbym wstąpić, bez szwanku dla życia prywatnego i zawodowego – dodaje.
30-latek zgłosił swój akces do WKU na początku ubiegłego roku i jako jeden z pierwszych ochotników w Polsce złożył przysięgę wojskową. Teraz kończy cykl szkolenia indywidualnego i niebawem rozpocznie to specjalistyczne. – Przez ten rok nauczyłem się wielu rzeczy, które przydają się nie tylko w służbie, ale i na co dzień. Na szkoleniach sporo uwagi poświęca się kwestii ratownictwa medycznego i szkoleń z pierwszej pomocy – mówi Adrian i podkreśla, że jako zawodowy kierowca przechodził już wiele podobnych szkoleń, ale te w mundurze znacznie poszerzyły jego wiedzę w tym temacie. – Dzięki temu czuję się znacznie pewniej. Wiem też, że gdybym znalazł się w sytuacji, która wymagałaby interwencji, poradziłbym sobie, a nawet potrafiłbym pokierować całą akcją ratunkową – mówi z pewnością w głosie szeregowy.
Adrian, zapytany o wrażenia z dotychczasowej służby podkreśla, że najtrudniej, ale zarazem najciekawiej, było podczas szkolenia zintegrowanego, czyli dwutygodniowych ćwiczeń poligonowych w Wędrzynie. – Szkolili nas ludzie po misjach, którzy przekazywali mnóstwo nie tylko ciekawych, ale także przydatnych informacji, m.in. o przeszukiwaniu pojazdów czy patrolach. Wszystko to podczas zajęć praktycznych, więc nie można było się nudzić – zaznacza ochotnik. Co było z kolei trudne? – Tempo. Pobudka o 6.00 rano, szybka toaleta, pełne oporządzenie i bieg na stołówkę. Potem śniadanie i w pole. Tam zajęcia terenowe i strzelanie. Powrót wieczorem – śmieje się 30-latek z lubelskiego.
– Dla mnie najtrudniejszy był wyjazd na poligon. Sam wyjazd, nie zajęcia – podkreśla dwa razy kpr. Grzegorz Depta, na co dzień mąż i ojciec dwójki małych dzieci. – To były dwa zimowe tygodnie tuż po przeprowadzce naszej rodziny do nowego domu. Dlatego długo biłem się z myślami, czy jeśli spadnie duży śnieg, to żona sobie z nim poradzi i odwiezie dzieci do przedszkola. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło – zdradza 37-latek.
Grzegorz, podobnie jak Adrian, zdecydował się na służbę w szeregach WOT-u jako jeden z pierwszych w kraju. Ponieważ już wcześniej składał przysięgę wojskową, przeszedł szkolenie wyrównawcze i został dowódcą plutonu. – Mam pod sobą 30 żołnierzy. To dla mnie nowość, ciekawa rzecz, ale przede wszystkim ogromna odpowiedzialność. Nawet w ciągu tych dwóch dni ćwiczeń rotacyjnych moich żołnierzy uczę się bardzo dużo i mam mnóstwo obowiązków – mówi ochotnik z Lublina i dodaje, że w nawale obowiązków niezwykle pomaga panująca w lubelskiej brygadzie koleżeńska atmosfera. – Poznałem tu bardzo ciekawych ludzi. Mają różne zawody i pasje. Często sobie pomagamy, rozmawiamy o wielu interesujących rzeczach. Zdarzają się też mniej formalne spotkania poza jednostką – przyznaje kpr. Depta.
Na co dzień kpr. Grzegorz Depta prowadzi wraz z żoną prywatny żłobek. Jak zaznacza, gdyby nie służba w wojskach obrony terytorialnej, o mobilizację do pracy nad sobą, z powodu nawału obowiązków, byłoby w jego przypadku trudno. – Teraz wręcz muszę pracować nad formą. Zacząłem biegać, czego wcześniej nie robiłem. Mocniej zainteresowałem się też tematyką survivalową – zdradza żołnierz 2 Lubelskiej Brygady Obrony Terytorialnej.
Pracą z małymi dziećmi na co dzień zajmuje się też Justyna Kuziora. Nauczycielka wychowania przedszkolnego z Białej Podlaskiej słowa przysięgi wypowiedziała kilka dni temu i jest jednym z najmłodszych stażem żołnierzy terytorialnej służby wojskowej w 2 LBOT. – Służbę w WOT od początku traktowałam jako wyzwanie. Zawsze interesowałam się formacjami mundurowymi, potem założyłam rodzinę, zajęłam się wychowaniem dzieci, więc to się odsunęło się na dalszy plan. Jednak gdy pojawiła się możliwość terytorialnej służby wojskowej, postanowiłam zrealizować swoje dawne pasje – mówi ochotniczka.
Przedszkolanka ma za sobą szesnastodniowe szkolenie podstawowe, które przeszła w bialskim batalionie. – Było mi łatwiej psychicznie, że byłam blisko domu, zostawiając tam dzieci i męża na szesnaście dni – podkreśla Justyna. – Szkolenie było jednak na tyle intensywne, że nie było czasu myśleć o tym, co się dzieje w domu – zaznacza bialczanka.
Ochotniczka podkreśla, że choć dopiero rozpoczyna swoją służbę, jest przekonana o słuszności decyzji o wstąpieniu w szeregi Wojsk Obrony Terytorialnej. – W życiu cywila nie ma komend ani regulaminów, więc jest to zupełnie inny świat, ale warty poznania – przekonuje szer. Justyna Kuziora. – Służba daje mi możliwość realizowania swoich pasji pomimo obowiązków rodzinnych i zawodowych. Dopóki będę mogła to godzić, na pewno pozostanę żołnierzem terytorialnej służby wojskowej – deklaruje przedszkolanka z Białej Podlaskiej.
autor zdjęć: Michał Niwicz
komentarze