Szantażowanie i denuncjowanie ukrywających się Żydów to zbrodnia, która będzie bezwzględnie karana – ogłosiło 18 marca 1943 roku Kierownictwo Walki Cywilnej. Odezwa miała zahamować proceder szmalcownictwa. Trudniący się nim przestępcy siali postrach nie tylko wśród ludności żydowskiej, ale i tych Polaków, którzy chcieli pomagać prześladowanym.
„Każdy Polak, który współdziała z ich (Niemców – przyp. red.) morderczą akcją, czy to szantażując, czy denuncjując Żydów, czy to wyzyskując ich okrutne położenie lub uczestnicząc w grabieży, popełnia ciężką zbrodnię wobec praw Rzeczpospolitej Polskiej i będzie niezwłocznie ukarany”. Odezwę tej treści wydało 18 marca 1943 roku Kierownictwo Walki Cywilnej – instytucja bezpośrednio podlegająca Delegaturze Rządu na Kraj. Był to początek akcji, która miała uświadomić szmalcownikom, szantażystom i donosicielom, że ich działanie nie pozostanie bezkarne. Wkrótce egzekutorzy Armii Krajowej wykonali na nich pierwsze wyroki.
Nie tylko Polacy
Termin „szmalcownictwo”, jak podaje „Polski Słownik Judaistyczny” pochodzi od słowa „szmalec”, które w złodziejskiej gwarze oznaczało łapówkę, a potem również pieniądze. Proceder polegał na szantażowaniu i okradaniu ukrywających się Żydów oraz Polaków, którzy zdecydowali się im pomagać. Zdarzało się, że przybierał on charakter spontanicznych akcji. Żydzi rozpoznani na ulicy bądź w tramwaju musieli zapłacić swoim prześladowcom. Częściej jednak szantażem i składaniem donosów do okupacyjnych władz zajmowały się wykwalifikowane gangi. W książce „Ja tego Żyda znam! Szantażowanie Żydów w Warszawie 1939–1943” prof. Jan Grabowski, historyk zajmujący się Holokaustem wyjaśnia, że przykłady szmalcownictwa zdarzały się wśród różnych grup społecznych: od przedstawicieli półświatka, poprzez handlarzy i rzemieślników aż po osoby z wyższym wykształceniem. Co ciekawe wśród szmalcowników, których odnotowują dokumenty niemieckiego Sądu Specjalnego z lat 1940–1942 zostali wymienieni ludzie różnych narodowości. Przeważają Polacy, ale sporą grupę stanowią reichsdeutsche i volksdeutsche, jest też kilku Żydów.
– Dziś trudno odpowiedzieć na pytanie, jak duża była skala tego zjawiska. Dysponujemy tylko szczątkowymi danymi – przyznaje Mateusz Gawlik, historyk z Muzeum Armii Krajowej im. gen. Emila Fieldorfa „Nila” w Krakowie. – Mamy na przykład informacje, że w dystrykcie warszawskim Generalnego Gubernatorstwa na przełomie 1940 i 1941 roku spośród blisko 300 donosów do władz niemieckich, niemal sto dotyczyło Żydów – podaje. Według szacunków brytyjskiego historyka Gunnara S. Paulssona, które przytacza Grzegorz Górny, autor książki „Sprawiedliwi. Jak Polacy ratowali Żydów przed zagładą”, w okupowanej Warszawie mogło działać od trzech do czterech tysięcy szmalcowników. Jednocześnie w pomoc Żydom zaangażowanych było od 70 do 90 tys. mieszkańców stolicy. – Pomagających było niewątpliwie więcej – mówi Gawlik. – Sama Rada Pomocy Żydom „Żegota” mogła uratować nawet 50 tys. osób. Jednak i tak szkody czynione przez szmalcowników były ogromne. Nie tylko posyłali oni Żydów na śmierć, ale siali też strach wśród Polaków. Groźba wydania Niemcom, a co za tym idzie śmierci, sprawiała że większość społeczeństwa wobec tragedii Żydów pozostawała bierna – ocenia historyk.
„Trwa okrutny pościg...”
Raporty dotyczące szmalcownictwa polskie podziemie słało na Zachód już w latach 1940–1941. Dlaczego na odezwę piętnującą tego rodzaju zbrodnie trzeba było czekać do początków 1943 roku? – Polska konspiracja cały czas się tworzyła, podlegała licznym przekształceniom. Przykładem niech będzie podziemne sądownictwo. Zostało powołane w pierwszych miesiącach wojny, ale na zorganizowanie zaplecza oraz wyłonienie Cywilnych Sądów Specjalnych, które zajmowały się takimi sprawami jak szmalcownictwo, trzeba było czekać do listopada 1942 roku – wyjaśnia Gawlik.
Tymczasem wkrótce po wydaniu odezwy Kierownictwa Walki Cywilnej pojawiły się kolejne. Od wiosny do jesieni 1943 roku „Żegota” rozprowadziła po Warszawie 25 tys. ulotek piętnujących prześladowanie Żydów. W lipcu tego samego roku o karach przewidzianych za takie postępowanie przypomnieli we wspólnej odezwie dowódca AK gen. Tadeusz Komorowski „Bór” i Delegat Rządu RP na Kraj Jan Stanisław Jankowski. W sierpniu Jankowski podkreślał: „Trwa obecnie okrutny pościg i wybijanie tych Żydów, którzy ukrywają się w ruinach getta i poza jego murami. Społeczeństwo polskie słusznie czyni, żywiąc dla prześladowanych Żydów uczucia litości i okazując im pomoc. Pomoc tę powinno okazywać w dalszym ciągu”. Podziemne sądy zaczęły wydawać też pierwsze wyroki. – Nie każdy przypadek szmalcownictwa był karany śmiercią. Sądy rozpatrywały między innymi czy szantaż zakończył się denuncjacją oraz to czy był motywowany wyłącznie chęcią zysku czy też pobudkami politycznymi. Ale oczywiście wyroki śmierci także zapadały – mówi Gawlik. Szmalcownicy byli likwidowani między innymi podczas Akcji „C” przeprowadzonej w Warszawie w maju i czerwcu 1943 roku.
Niestety, jak zgodnie przyznają historycy, przeciwko szmalcownikom niezwykle trudno było zebrać dowody. – Na podstawie szczątkowych archiwaliów, które przetrwały wojnę można stwierdzić, że do czasu wybuchu powstania warszawskiego, w stolicy zostało ukaranych w ten sposób kilkadziesiąt osób – zauważa Gawlik. Szmalcownicy, którzy za okupacji zdołali umknąć sprawiedliwości, musieli się jednak liczyć z tym, że dopadnie ich ona po wojnie. Proceder był karany również przez komunistyczne sądy. Jeśli kończył się on śmiercią szantażowanych, sprawcy byli skazywani na powieszenie. Jeśli przestępca „tylko” wyłudzał pieniądze wędrował do więzienia nawet na 15 lat.
Historycy podkreślają, że zjawisko wydawania i bogacenia się na krzywdzie Żydów nie było jedynie problemem okupowanej Polski. – Podobne rzeczy działy się w całej Europie – przypomina Gawlik. – Czy w Polsce szmalcowników było więcej niż na Zachodzie? Pomijając już trudności w określeniu ich liczby, to źle postawione pytanie. Pamiętajmy, że przed wojną tylko w jednym polskim mieście – w Łodzi, mieszkało więcej Żydów niż w całej ówczesnej Francji. W Warszawie było ich więcej niż w Palestynie. Inna była sytuacja społeczno-polityczna, inne kary ustanowione przez okupanta. Takie porównania nie mają więc sensu. W świetle dotychczasowych badań możemy stwierdzić, że szmalcownictwo w okupowanej Polsce to był jednak margines – podsumowuje.
autor zdjęć: Wikipedia
komentarze