Kursy angielskiego dla mieszkańców, aplikacja turystyczna pokazująca okoliczne zabytki, nowo otwierane restauracje. Orzysz rozkwita dzięki obecności wojsk NATO. – Zawsze byliśmy związani z armią, a pobyt żołnierzy Sojuszu jest dla tej wojskowej turystyki jak wisienka na torcie – mówi Zbigniew Włodkowski, burmistrz Orzysza.
Czym jest wojsko dla Orzysza?
Zbigniew Włodkowski: Obecnie znakomitym partnerem w promocji miasta. Współpraca między 15 Brygadą Zmechanizowaną i Komendą Poligonu a Urzędem Miasta układa się świetnie. Wojsko bardzo nas wspiera w budowaniu marki turystycznej.
Był czas, kiedy o wojsku mówiono tu negatywnie.
Orzyszanie zawsze z sympatią odnosili się do stacjonującego tu wojska. Jeśli chodzi o turystyczny rozwój Orzysza w latach powojennych, było ono przekleństwem. Jednostka karna, która funkcjonowała tu od 1971 do 1991 roku nie przynosiła nam chwały. Były tu ośrodki wczasowe, ale wyłącznie wojskowe. Na ulicach Orzysza nie można było zatrzymać się dłużej niż na kilkanaście minut, bo zjawiała się policja wojskowa i pytała skąd, dokąd i dlaczego? Nie można było kupić nawet pocztówki z naszym miastem. Jest jednak plus takiej sytuacji – nie było tu rozwiniętej turystyki, więc zachowały się dziewicze tereny, linie brzegowe jezior zachowały swój naturalny charakter. Dziś to wyjątkowe, unikatowe miejsca wypoczynkowe
Spodoba się amerykańskim żołnierzom, którzy niedawno przyjechali do Orzysza, by tworzyć Wielonarodową Batalionową Grupę Bojową?
Na pewno. Zresztą przygotowaliśmy dla nich aplikację na smartfony „Orzysz – Brama na Śniardwy”, dzięki której mogą poznać całą gminę. Jest dostępna w języku angielskim, niemieckim, rosyjskim i oczywiście polskim, nie będzie więc problemu ze zrozumieniem i dotarciem do wybranego miejsca. W aplikacji znajdą restauracje, zabytki, hotele – wszystko czego mogą szukać w naszej okolicy. Są mapy z funkcją GPS, a każdy zabytek jest opisany.
Żołnierze NATO to dla Orzysza szansa?
Dla nas w ogóle wojsko to szansa. Orzysz nigdy nie będzie Mikołajkami albo Giżyckiem, musimy szukać swojej niszy turystycznej. Gdy zostałem burmistrzem, postawiliśmy na naturę i wojsko. Orzysz był kojarzony z wojskiem, ale raczej negatywnie. Postanowiliśmy to przerobić na zaletę. Zaczęło się od Biegu Tygrysa i budowania nowej marki turystycznej „Orzysz Wojskowa Stolica Polski”. Z zamkniętej imprezy zrobiliśmy otwartą, to już nie tylko bieg, ale i trzydniowy piknik, impreza, w której mogą wziąć udział całe rodziny. Pobyt żołnierzy NATO jest dla tej „wojskowej” turystyki jak wisienka na torcie. Dzięki decyzji Ministerstwa Obrony Narodowej o tym, że Grupa Bojowa NATO będzie stacjonowała w Orzyszu mamy darmową wielką reklamę w najlepszych czasach antenowych w mediach całego świata.
Co się zmieniło w Orzyszu po tej decyzji?
Marka wojskowa Orzysza rośnie w siłę. Czy mamy nadzieję, że nagle będzie jakiś boom gospodarczy? Stąpamy twardo po ziemi, choć już ubiegłoroczne międzynarodowe ćwiczenia „Anakonda” pokazały, że obroty w sklepach czy restauracjach zwiększają się dzięki obecności żołnierzy z innych krajów.
Miejscowi przedsiębiorcy wiedzą jak to wykorzystać?
Są tacy, którzy reagują szybko. Żołnierze po służbie chcieliby gdzieś pojechać, pozwiedzać, zobaczyć okolicę. Ale nie mają jak, bo nie ma transportu. Uruchamiamy więc z naszą lokalną firmą system transportu na telefon. Żołnierze będą mogli wypożyczyć samochód. Jeden z mieszkańców Orzysza ma lokal, który wynajmował na sklep z butami. Gdy potwierdziła się informacja o natowskich wojskach w Orzyszu, wypowiedział umowę i otworzył własny biznes – restaurację, którą chce nazwać „Millitary Club”. Dobre wejście, prawda?
Będzie serwował burgery?
Nie wiem jak on, ale restauratorzy w Orzyszu póki co postawili na polskie jedzenie, na Mazurach warto spróbować lokalnej kuchni. Niektóre z naszych restauracji są na świetnym poziomie, kucharze są szkoleni, certyfikowani, menu zmieniane co tydzień. Jeszcze trzy lata temu mieliśmy tu jedną restaurację. Dzisiaj jest ich dziewięć. Również dzięki wojsku.
W każdej restauracji jest menu po angielsku?
Tak. W trakcie ćwiczeń „Anakonda” zauważyliśmy, że jest problem z komunikowaniem się z żołnierzami z innych krajów. Uruchomiliśmy więc kursy języka angielskiego dla pracowników hoteli, restauracji, sklepów i poczty. Kurs był niemal za darmo, miesiąc nauki kosztował 30 złotych. Zgłosiło się ponad 80 osób. Pytaliśmy wojsko, czy byłoby zainteresowane przeprowadzeniem kursu języka polskiego dla zagranicznych żołnierzy, ale okazało się, że nie ma takiej potrzeby. Oni przyjechali tu doskonalić głównie swoje żołnierskie rzemiosło. A podstawowych zwrotów szybko się uczą.
Obawia się Pan, że Amerykanie mogą się poczuć w Orzyszu niekomfortowo? Niektórzy nie są nastawieni przychylnie do ich obecności w Polsce.
Nie spodziewamy się żadnych problemów natury chuligańskiej czy obyczajowej. Nie po raz pierwszy gościmy ludzi z innych krajów i nigdy takie rzeczy nie miały miejsca.
autor zdjęć: Urząd Miasta Orzysz
komentarze