Ulica jednego z irackich miast. Do posterunku założonego przez żołnierzy koalicji zbliża się mały cywilny samochód. Przejeżdża, nie zatrzymując się do kontroli. Przy następnym punkcie sytuacja się powtarza. W słuchawkach stojącego przy posterunku gunnera pada: „strzelaj w pojazd”. Celując w auto żołnierz słyszy głos dowódcy: „to rozkaz!!!”. Jednak strzela nad autem. Samochód zatrzymuje się. Podbiegają żołnierze, wyciągają kierowcę a z tylnego siedzenia wysiada sześcioro małych dzieci i przerażona matka…
Na portalu polska-zbrojna.pl ukazał się komentarz Macieja Chilczuka, na temat tego, czy żołnierze zawsze powinni wypełniać rozkazy. Niedługo później jedna z moich znajomych chciała wiedzieć, czy wojskowi w ogóle zadają sobie takie pytanie.
Zanim jednak odpowiem, przypomnę, jak na przestrzeni historii ewoluował stosunek żołnierzy do realizowania poleceń przełożonych. W starożytnym Rzymie rozkaz nie podlegał żadnej dyskusji. Legioniści rzymscy karnie wykonywali rozkazy swoich wodzów. Na polu bitwy był to – obok wyszkolenia i taktyki – klucz do sukcesu rzymskich żołnierzy. Rozkaz stanowił podstawę dyscypliny. Inny przykład, który był zaprzeczeniem dyscypliny wojsk rzymskich to czasy średniowiecza. W tym okresie często dochodziło do lekceważenia rozkazów króla przez poszczególnych wasali czy rycerzy. Założenia taktyki podane przez króla w formie rozkazu były poddawane swobodnej interpretacji, co często kończyło się klęską na polu bitwy. Zlekceważenie rozkazu było z kolei niewyobrażalne dla żołnierza służącego w szeregach armii Fryderyka II. Pojęcie „pruski dryl” znalazło się nawet w słowniku pojęć wojskowych, ale było też popularnym zwrotem w języku potocznym. Rozkaz często wzmacniano jakąś formą fizycznego nacisku – np. w postaci kija kaprala. Tak motywowani żołnierze Fryderyka bez sprzeciwu wykonywali rozkazy swoich dowódców, co w znacznym stopniu przyczyniało się do licznych zwycięstw władcy Prus.
Zarówno I, jak i II wojna światowa pokazała, że mimo ogromnych reperkusji dyscyplinarnych, bardzo często dochodziło do niesubordynacji. Jednym z powodów było to, że niektóre rozkazy oznaczały skazanie całych pododdziałów na bezsensowną śmierć. Trafnie ujął ten problem Stanley Kubrick w filmie „Ścieżki chwały”. Reżyser w przejmujący sposób ukazał tragizm i okrucieństwo I wojny światowej. Bohaterem filmu jest oficer, który nie wykonał rozkazu, dzięki czemu uratował tysiące żołnierzy przed niechybną śmiercią. Jednak on sam za ten czyn oddał życie. Zignorowanie polecenia dowódcy doprowadziło go bowiem przed pluton egzekucyjny.
Jakimi zatem „cechami” musi się charakteryzować rozkaz, by żołnierz bezwzględnie musiał go wykonać? Przede wszystkim musi być zgodny z prawem obowiązującym w czasie pokoju i wojny. Jego treść powinna być jasna. Ma być także przemyślany przez przełożonego w każdym aspekcie.
Trzeba przy tym pamiętać, że słowo „rozkaz” w ustach dowódcy podkreśla bezwarunkowość wydanego polecenia. To samo słowo wypowiedziane przez podwładnego wobec dowódcy potwierdza przyjęcie do wiadomości, że właśnie otrzymał rozkaz.
Żołnierz funkcjonujący w ramach organizacji, jaką jest wojsko musi rozkaz wykonać. To stanowi sens istnienia armii. Czy zawsze i wszędzie? Odpowiem na to pytanie, może nieco przewrotnie, przywołując historię, jaka wydarzyła się podczas misji, w której uczestniczyłem. Patrol na ulicy jednego z irackich miast. Do założonego przez żołnierzy koalicji posterunku zbliża się samochód. Kierowca przejeżdża, nie zatrzymując się do kontroli. Przy następnym punkcie sytuacja się powtarza. W słuchawkach gunnera pada: „strzelaj w pojazd”. Żołnierz celując w auto słyszy dowódcę: „to rozkaz!!!”. Strzela. Nad autem. Samochód zatrzymuje się. Podbiegają żołnierze, otaczają wóz. Wyciągają kierowcę. Z tylnego siedzenia wysiada sześcioro małych dzieci i przerażona matka…
Każdy rozkaz żołnierz powinien wykonać, przy czym analiza, jak go zrealizować należy do niego.
komentarze