Na wojnie stają na pierwszej linii, aby zrobić jak najlepsze zdjęcia. Zawsze starają się być w centrum wydarzeń, choć wiedzą, że cena za to może być wysoka. Wojciech Grzędziński, laureat World Press Photo, i fotoreporter Kuba Kamiński kilkanaście razy wyjeżdżali w rejon konfliktów zbrojnych, m.in. do Afganistanu, Iraku, Libanu, Gruzji, Sudanu czy na Ukrainę.
– Fotograf jest świadkiem, zdjęcie może być brutalne lub dramatyczne, ale jest czymś więcej niż tylko obrazem. Jest opowieścią o tym, co się zdarzyło – podkreśla Wojciech Grzędziński. O sobie mówi, że „bywa fotografem wojennym”.
Kuba Kamiński określa się jako „fotograf-dokumentalista”. Swoje zdjęcia publikowali w takich tytułach jak „Rzeczpospolita”, „Dziennik” oraz „Życie”. Choć mają po trzydzieści kilka lat, obaj wyjeżdżali już kilkanaście razy w rejon konfliktów zbrojnych, m.in. do Afganistanu, Iraku, Libanu, Gruzji, Sudanu czy na Ukrainę. O „Wojnie i fotografii” opowiedzieli w Domu Spotkań z Historią w Warszawie.
Wśród fotografii Wojciecha Grzędzińskiego przykuwa uwagę zdjęcie 17-letniej Sahar, która podczas wojny w Iraku trafiła do polskiego szpitala. Miała poparzone ponad 70% powierzchni ciała. Dziewczyna nie została postrzelona, była ofiarą przemocy domowej, ojciec oblał ją wrzątkiem. Sahar nie udało się uratować. A jej historią uchwyconą w obiektywie nie była zainteresowana żadna redakcja. Inne, jeszcze bardziej poruszające zdjęcie Grzędziński zrobił w Libanie. Przedstawia ono ciało kilkumiesięcznego chłopca wyciągnięte z gruzowiska zbombardowanego domu. – Prasa nie opublikowała fotografii tego martwego chłopca. Ja je pokazuję, bo uważam, że przekazuje prawdę o tym, co się tam stało – mówi. Wojnę w Gruzji pokazał po ataku w Gori (zginęło wówczas ponad 20 osób, a 200 zostało rannych). – Dokumentowałem ludzką rozpacz na tle ruin – ucina autor. Za cykl 11 zdjęć z Gruzji Wojciech Grzędziński dostał w 2009 roku nagrodę w konkursie World Press Photo.
Gdzie jest cienka czerwona linia, której fotograf nie przekroczy? – Nie ma takiego zdjęcia, którego bym nie zrobił, bo fotoreporter musi bronić prawdy, a naciśnięcie migawki aparatu to odruch. Czym innym jest jednak decyzja o publikacji – przyznaje Kuba Kamiński.
Za cykl zdjęć ze wschodniej Ukrainy dostał w 2015 roku I nagrodę w kategorii „Wydarzenia” w Ogólnopolskim Konkursie Fotografii Prasowej Grand Press Photo. Opowiadał, jak przez półtora miesiąca obserwował życie ludzi na terenach zajętych przez wojska prorosyjskie. Jedna z nagrodzonych fotografii przedstawia mieszkańców bloku w Słowiańsku, którzy każdego dnia wieczorem schodzą do piwnicy, aby przeczekać nocny ostrzał sił ukraińskich.
Uczestniczący w spotkaniu fotoedytor Marcin Kapica, który pracował w kilku tygodnikach, przyznał, że gazety coraz rzadziej publikują drastyczne zdjęcia, bo reklamodawcy nie życzą sobie, aby sąsiadowały z promocją ich produktów. – Dobrze użyta fotografia, jeśli stoi za nią prawda, może zmieniać świat. Zdjęcie poparzonej napalmem dziewczynki z Wietnamu sprawiło, że miliony ludzi wyszły w proteście na ulice i wymusiły na amerykańskich politykach zakończenie tamtej wojny – Wojciech Grzędziński przypominał niedawno w wywiadzie dla „Polski Zbrojnej”.
autor zdjęć: Wojciech Grzędziński
komentarze