Ten poranek Niemcy zapamiętali na długo. 6 czerwca 1944 roku obserwatorom lustrującym z wybrzeża Normandii kanał La Manche ukazała się gigantyczna flota sprzymierzonych. Po horyzont morze było pokryte okrętami wojennymi, statkami transportowymi i różnego typu barkami desantowymi. Dla niemieckich oficerów sytuacja stała się jasna. Rozpoczynała się inwazja aliantów.
6 czerwca 1944, amerykańskie oddziały desantowe lądują na plaży Omaha. Jedno z najsłynniejszych zdjęć II wojny światowej
Niemieckie Naczelne Dowództwo było przekonane, że pewnego dnia to z Wysp Brytyjskich wyjdzie uderzenie na kontynent europejski. Wcześniej Niemcy ponieśli bowiem porażkę w bitwie powietrznej nad Anglią, Brytyjczycy wyszli też obronną ręką z zażartej kampanii na atlantyckich szlakach żeglugowych.
Dlatego jesienią 1940 roku rozpoczęto prace fortyfikacyjne, które w 1942 roku nabrały tempa i miały ochronić Wehrmacht przed tą „przykrą niespodzianką”. Wał Atlantycki ciągnął się wzdłuż zachodniego wybrzeża Europy, od granicy z Hiszpanią, aż po północne fiordy Norwegii. Jednak jego odporność na oczekiwaną inwazję sprzymierzonych nie była w każdym punkcie wystarczająco duża.
Niemiecka mozaika armat
Kluczem do osiągnięcia sukcesu była artyleria. Stosunkowo dobrze były rozbudowane umocnienia w rejonie Pas de Calais, gdzie rozmieszczono najcięższe baterie dział kal. 280, 305, 380 i 406 mm, mogące razić cele na wybrzeżu hrabstwa Kent. Tego typu najcięższa artyleria była zdolna do prowadzenia skutecznych pojedynków ogniowych z amerykańskimi i brytyjskimi pancernikami.
Gorzej przedstawiał się stan artylerii niemieckiej na wybrzeżu normandzkim. W rzeczywistości była to mozaika armat pochodzących ze zdobyczy wojennych. Najwięcej było dział francuskich GPF kal. 155 mm. Na zdjęciach z tamtego okresu można zobaczyć także 122 mm sowieckie armaty wz. 1931/37 i 152 mm haubicoarmate wz. 1937 oraz wyprodukowane w zakładach Skoda w Pilźnie armaty kal. 210 mm. To właśnie czechosłowackie działa były trzonem baterii „Saint Marcouf” – najsilniejszego punktu obrony niemieckiej w Normandii. Tego typu artyleria mogła prowadzić w miarę równorzędne pojedynki ogniowe z alianckimi krążownikami, ale nie była w stanie zagrozić amerykańskim czy brytyjskim okrętom liniowym. Dodatkowo, przerwanie łączności telefonicznej między stanowiskami dział a centralami kierowania ogniem bardzo ograniczało efektywność w zwalczaniu dywizji angloamerykańskich, które lądowały na plażach.
Pancerniki i krążowniki aliantów
Zupełnie inaczej przestawiała się sytuacja po drugiej stronie kanału La Manche. Alianci w czerwcu 1944 roku, po doświadczeniach wyniesionych z operacji desantowych w północnej Afryce i na Sycylii, byli gruntownie przygotowani do przeprowadzania inwazji na kontynent europejski. Do ostrzeliwania w Dniu „D” niemieckich umocnień Wału Atlantyckiego zostało przeznaczonych: siedem pancerników: „Nelson”, „Warspite”, „Ramilies” i „Rodney” (brytyjskie), „Texas”, „Nevada” i „Arkansas” (amerykańskie), dwa brytyjskie monitory: „Roberts” i „Erebus” oraz 23 krążowniki: „Augusta”, „Quincy” i „Tuscaloosa” (amerykańskie), „Belfast”, „Glasgow”, „Hawkins”, „Enterprise”, „Black Prince”, „Scylla”, „Orion”, „Argonaut”, „Emerald”, „Diadem”, „Mauritius”, „Arethusa”, „Frobisher”, „Danae”, „Ajax”, „Bellona” i „Sirius” (brytyjskie), „Georges Leygues” i „Montcalm” (francuskie) oraz polski „Dragon”.
Fot. US National Archives
Warto nadmienić, że pancernik „Nevada” krwawo odpierał ataki japońskiego lotnictwa pokładowego w czasie ataku na bazę US Navy w Pearl Harbor – 7 grudnia 1941 roku. Uszkodzony kilkoma bombami i torpedą, został przez załogę osadzony na mieliźnie, ale w latach 1942–1943 wyremontowano go i przebudowano według doświadczeń wyniesionych z walk na Pacyfiku. Jego artyleria główna, składająca się z dziesięciu dział kal. 356 mm, mogąc razić cele na dystansie do 39 km, dawała mu ogromną przewagę w boju z niemieckimi bateriami nadbrzeżnymi. Dodatkowo do bezpośredniego wsparcia oddziałów lądujących na plażach Normandii skierowano kilkanaście niszczycieli.
Dzięki szeroko zakrojonej akcji służb specjalnych całość planów operacji „Overlord” udało się zachować w pełnej tajemnicy. Aby jeszcze bardziej zmylić przeciwnika i wpoić mu przekonanie, że inwazja nastąpi w rejonie Pas de Calais, na wybrzeżu hrabstwa Kent umiejscowiono fikcyjną armię pod dowództwem gen. Georga Pattona.
Dzień „D”
W nocy z 5 na 6 czerwca 1944 roku pierwsi uderzyli na wroga spadochroniarze. Na skrzydłach rejonu desantu morskiego wylądowali żołnierze amerykańskiej 82 i 101 Dywizji Powietrznodesantowej oraz brytyjskiej 6 Dywizji Powietrznodesantowej. Rankiem w Dniu „D” blisko 156 tys. żołnierzy amerykańskich, brytyjskich i kanadyjskich zaokrętowano na kilkanaście typów barek desantowych i skierowano w kierunku plaż oznaczonych kryptonimami: „Utah”, „Omaha”, „Gold”, „Juno” i „Sword”. Do morza zwodowano czołgi-amfibie Sherman DD. Trałowce oczyściły z min dziesięć torów wodnych. Z pancerników, monitorów, krążowników i niszczycieli wystrzelono w kierunku umocnień Wału Atlantyckiego tysiące pocisków zróżnicowanego kalibru i działania. Najcięższe walki rozegrały się na plaży „Omaha”, gdzie lądowali żołnierze 1 i 29 Dywizji Piechoty US Army. Pomimo poniesionych dużych strat, sięgających około 3 tys. zabitych i rannych, Amerykanom udało się utrzymać przyczółek.
Fot. Naval Historical Center
W innych rejonach desantowania niemiecki opór został sprawnie przełamany, a kontrataki z powodzeniem odparte przez lotnictwo sprzymierzonych oraz zmasowany ogień artylerii okrętowej. Za przykład może tu posłużyć historia pododdziału z 21 Dywizji Pancernej, który wieczorem 6 czerwca, wykorzystując lukę w ugrupowaniu alianckim, wyjechał na brzeg między plażami „Sword” i „Juno”. Niemal natychmiast niemieccy czołgiści znaleźli się pod zmasowanym ogniem kierowanym na nich z lądu, morza i powietrza. W wyniku poniesionych dużych strat zostali zmuszeni do wycofania się w kierunku miasta Caen. Ten epizod wyraźnie pokazuje potęgę ognia aliantów, której wojska niemieckie nie były się w stanie przeciwstawić na plażach Normandii. Dlatego też jedynym skutecznym rozwiązaniem było przeniesienie walki w głąb lądu i blokowanie angloamerykańskiego przyczółka. Warto również odnotować, że w rozbijaniu niemieckiego klina 21 Dywizji Pancernej brali udział artylerzyści z krążownika „Dragon”, których celny ogień zniszczył kilka czołgów w rejonie Vierville.
Polskie niszczyciele i myśliwce
W dniu inwazji także ostrzał niemieckich pozycji w rejonie lasku pod Lion sur Mer, prowadzony z niszczyciela „Ślązak”, uratował przed dużymi stratami brytyjskich komandosów z 41 Royal Marine Commando. Dwa kolejne polskie niszczyciele „Piorun” i „Błyskawica” 8 czerwca 1944 roku brały udział w zwycięskiej bitwie morskiej pod Ushant. Na niebie Normandii nie zabrakło polskich pilotów. W operacji uczestniczyło 11 dywizjonów z tego osiem myśliwskich i trzy bombowe. 18 czerwca w rejonie m. Valennes zginął w walce z niemieckimi myśliwcami Focke-Wulf Fw 190 kpt. Eugeniusz Horbaczewski – dowódca 315 Myśliwskiego Dywizjonu Dęblińskiego. Przed śmiercią zdołał on jednak swoim Mustangiem Mk. III zestrzelić trzy maszyny wroga. Ukoronowaniem polskiego wkładu w operacji „Overlord” był udział 1 Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka w bitwie pod Falaise (7–22 sierpnia 1944 roku). Polacy odcięli jednostkom niemieckiej 7 Armii jedyną drogę odwrotu. "Niemcy byli jakby w butelce, a polska dywizja była korkiem, którym ich w niej zamknęliśmy" – powiedział dowodzący siłami lądowymi gen. Bernard Montgomery.
autor zdjęć: Wikipedia, Naval Historical Center, US National Archives
komentarze