moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Głodny komandos to zły komandos

Czekolada, batony, a nawet zupki chińskie – to wyposażenie specjalsa, który idzie na akcję. O tym, ile prowiantu jest w plecaku, dlaczego pasztet z tradycyjnej „eski” zimą nie nadawał się do jedzenia i czy żołnierze do boju wyruszają głodni – opowiada „Wir”, operator ratownik z Jednostki Wojskowej Komandosów z Lublińca.


W czasie II wojny światowej utarło się przekonanie, że do boju lepiej iść głodnym, bo w razie postrzału w brzuch uchroni to przed komplikacjami. Opowieści o pustym żołądku to mit czy prawda?

„Wir”, operator JWK z Lublińca: To oczywiście bzdura. Wiemy, że w latach czterdziestych podczas działań wojennych różnie bywało z wyżywieniem. Być może oficerowie polityczni głosili takie teorie, aby ukryć kłopoty z aprowizacją. Dzisiaj obowiązuje zasada, że operator idący na akcję musi czuć komfort, a nie słyszeć burczenie w żołądku. Komandos głodny to zły, czyli taki, który nie może się skupić. Na akcje wychodzimy nie tylko najedzeni, ale jeszcze każdy z nas ma w plecaku dodatkowy zapas żywności i napojów. Jako ratownik wiem, że postrzały w brzuch zdarzają się sporadycznie. Współcześni żołnierze mają przecież na sobie kamizelki.

Kto u was odpowiada za żywienie?

W jednostce jest oczywiście cała rozbudowana logistyka. Podczas misji w Iraku czy Afganistanie, jak wszyscy uczestnicy kontyngentu, jadaliśmy w stołówkach w bazie. Przed akcją jako ratownik medyczny miałem natomiast zadanie omówić sprawy związane z prowiantem. Nie polegało to jednak na tym, że załatwiałem chłopakom jedzenie na akcję, tylko podczas planowania ustalaliśmy z dowódcą, na ile dni nasi operatorzy powinni zabrać ze sobą prowiant. Decyzje przekazywałem na odprawie.

Ładowaliście więc do plecaków zwykłe wojskowe „eski”?

Nie tylko. Nasi żołnierze to bardzo doświadczeni operatorzy. Doskonale wiedzą co trzeba zabrać w teren. Oprócz „esek” w plecakach lądowały też czekolady, batony, napoje energetyzujące. Może to kogoś zdziwi, ale bardzo przydają się wtedy tak zwane chińskie zupki w proszku, które można kupić w każdym sklepie. Taka zupka rozpuszczona w gorącej wodzie z dodatkiem kilku łyżek oliwy z oliwek jest łatwa w przygotowaniu i bardzo kaloryczna.
Operatorzy według swojego upodobania zabierają też różne suplementy i witaminy, np. magnez czy potas chroniący przed skurczami. Proszę pamiętać, że nasze akcje to olbrzymi wysiłek i trzeba uzupełniać elektrolity. Nasi ludzie dobrze znają także inne proste zasady. Na przykład to, aby opakowania nie były szeleszczące, błyszczące w słońcu lub grzechoczące w czasie marszu…

W Afganistanie akcje trwały bardzo często jedną noc. Większa ilość prowiantu nie była więc potrzebna…

Mamy taki zwyczaj, że gdy operacja jest zaplanowana na jedną dobę, to zabieramy prowiant na dwie doby. Nigdy bowiem nie wiadomo, co się może wydarzyć w terenie. Może być problem z ewakuacją, możemy wpaść w zasadzkę i działać w okrążeniu. Dodatkowe racje żywnościowe i woda są wtedy niezbędne.
Na każdą dobę każdy z nas zabiera od dwóch, do dwóch i pół litra wody. Łatwo więc zgadnąć, że nawet na jednodobową akcję plecaki mamy wypełnione i dosyć ciężkie. Jeżeli dodać do tego broń, amunicję, środki łączności i wiele innych rzeczy, to każdy dźwiga około 30 kilogramów.

Skoro zawsze zabieracie ze sobą własny prowiant, to opowieści, że czasami żywicie się wężami, jaszczurkami czy korzonkami, też są mityczne?

To nie do końca mit. Każdy z nas wie, jak i czym się wyżywić z dala od bazy na wrogim terenie. Wiemy, jak zrobić sidła, jakie rośliny są jadalne, a jakich lepiej nie próbować. Zawsze jesteśmy przygotowani na najgorsze. Ale nie musimy korzystać z tej wiedzy, skoro możemy wziąć własny prowiant, sterylnie zapakowany i kaloryczny.
To trochę, jak z opowieściami o tym, że „zdejmujemy” wrogich wartowników strzelając z kuszy lub rzucając nożami albo podcinamy im gardła. Każdy z nas oczywiście to potrafi, ale po co ryzykować, skoro mamy nowoczesną broń z doskonałymi tłumikami.

Pamiętam, że w Ghazni korzystaliście z „esek” amerykańskich, nasze odstawiając na bok.

Tak było kiedyś. Zestawy naszych sojuszników pozwalały przygotować w terenie ciepły posiłek. Do naszych trzeba było dodatkowo zabierać kuchenki. Pasztet czy mielonka z polskich racji żywnościowych przy temperaturze minus 10 czy minus 20 stopni stawały się twarde jak kamień. Tego się nie dawało jeść. Teraz sytuacja jest inna, bo w naszych racjach są już podgrzewacze.

Każda prawdziwa akcja bojowa to strach i potężna dawka adrenaliny. Czy jest coś, na przykład guma do żucia, co pozwala wam się wyciszyć?

Ja często żuję tytoń, ale nie podczas akcji. Trudno byłoby w kominiarce na twarzy i w hełmie zapiętym ciasno pod brodą mówić do radia żując. Nigdy nie zauważyłem, aby nasi ludzie szukali jakiegoś substytutu, który zapewni im spokój czy zagłuszenie nerwów. W uzyskaniu względnego spokoju pomaga jedynie wiara w siebie i kolegów oraz bardzo dobre wyszkolenie.

Akcja, walka to niebywałe emocje. Niektórzy ludzie pod wpływem stresu mają tzw. sensacje żołądkowe…

My jesteśmy wyszkoleni i pozbawieni takich reakcji organizmu. Owszem, tuż po dotarciu w rejon misji, w miejsce o zupełnie odmiennym klimacie i florze bakteryjnej zdarza się, że i nasi ludzie cierpią czasami na rewolucje żołądkowe, na tzw. chorobę podróżników. Jest jednak okres aklimatyzacji w nowym środowisku. Nikt tuż po przylocie nie biegnie na akcję. A nawet, gdyby zaszła taka konieczność, jako doświadczony medyk mam na to swoje sposoby.

„Wir” to doświadczony operator sekcji bojowej w Jednostce Wojskowej Komandosów z Lublińca. Jednocześnie jest uznanym ratownikiem medycznym. Ukończył w Stanach Zjednoczonych studia ratownictwa medycznego dla sił specjalnych. Brał udział w wielu misjach zagranicznych. Wielokrotnie był w składzie amerykańskiego personelu medycznego latającego w śmigłowcach Medevac.
Bogusław Politowski

autor zdjęć: Sylwia Guzowska

dodaj komentarz

komentarze

~scooby
1385985060
Mój osobisty rekord 15 dni . Zachęcam do pobicia . p.s. pierwsze 3 dni najgorsze.
DB-A6-73-01

Kaczmarek z nowym rekordem Polski!
 
Medycy na poligonie
Posłowie o efektach szczytu NATO
Londyn o „Tarczy Wschód”
Zabezpieczenie techniczne 1 Pułku Czołgów w 1920
Formoza. Za kulisami
W Sejmie o zniszczeniu Tupolewa
International Test
Bezpieczeństwo granicy jest również sprawą Sojuszu
„Operacja borelioza”
Feniks – następca Mangusty?
Lotnicy pamiętają o powstaniu
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Partyzanci z republiki
Roczny dyżur spadochroniarzy
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Za zdrowie utracone na służbie
Posłowie wybrali patronów 2025 roku
Specjalsi zakończyli dyżur w SON-ie
Awaria systemów. Bezpieczeństwo Polski nie jest zagrożone
Ankona, czyli polska operacja we Włoszech
Patrioty i F-16 dla Ukrainy. Trwa szczyt NATO
Letnia Bryza na Morzu Czarnym
Most III, czyli lot z V2
Paryż – odliczanie do rozpoczęcia igrzysk!
Sejm podziękował za służbę na granicy
Krzyżacka klęska na polach grunwaldzkich
Silniejsza obecność sojuszników z USA
Hala do budowy Mieczników na finiszu
Szczyt NATO: wzmacniamy wschodnią flankę
Prezydent Warszawy: oddajmy hołd bohaterom!
Kmdr Janusz Porzycz: Wojsko Polskie wspierało i wspiera sportowców!
Polski Kontyngent Wojskowy Olimp w Paryżu
„Armia mistrzów” – lekkoatletyka
Rusza operacja „Bezpieczne Podlasie”
„Armia mistrzów” – kolarstwo, łucznictwo, pięciobój nowoczesny, strzelectwo, triatlon i wspinaczka sportowa
Incydent przy granicy. MON chce specjalnego nadzoru nad śledztwem
Ciężko? I słusznie! Tak przebiega selekcja do Formozy
Szczyt NATO, czyli siła w Sojuszu
„Armia mistrzów” – sporty walki
„Armia mistrzów” – sporty wodne
Tridon Mk2, czyli sposób na drona?
Włoski Centauro na paryskim salonie
Spadochroniarze na warcie w UE
Jaki będzie czołg przyszłości?
Prezydent Zełenski w Warszawie
Jak usprawnić działania służb na granicy
Z parlamentu do wojska
Nie wierzę panu, mister Karski!
Operacja „Wschodnia zorza”
Terytorialsi w gotowości do pomocy
Pioruny dla sojuszników
Na ratunek… komandos
Optymistyczne prognozy znad Wisły
Szczyt NATO w Waszyngtonie: Ukraina o krok bliżej Sojuszu
Olimp gotowy na igrzyska!
The Suwałki Gap in the Game

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO