Abd al-Fattah as-Sisi umocnił pozycję Egiptu jako kluczowego sojusznika w regionie.
Początek 2015 roku był bardzo udany dla Egiptu, mimo że ten kraj ciągle boryka się z negatywnymi konsekwencjami Arabskiej Wiosny. Niemniej jednak zagrożenie ze strony Państwa Islamskiego oraz nasilająca się wojna proxy (zastępcza) między blokiem sunnickim z Arabią Saudyjską na czele a osią szyicką zdominowaną przez Iran spowodowały wzrost jego znaczenia. Potencjał demograficzny i militarny oraz umiejętna polityka Abda al-Fattaha as-Sisiego umocniły pozycję Egiptu jako kluczowego sojusznika w regionie, zapewniając mu strumień pomocy finansowej i inwestycji zagranicznych.
Obalenie Muhammada Mursiego w lipcu 2013 roku i odsunięcie od władzy Bractwa Muzułmańskiego miało dla Egiptu konsekwencje ekonomiczne. Z jednej strony Arabia Saudyjska uruchomiła wielkie programy pomocowe dla Egiptu, z drugiej jednak Stany Zjednoczone zamroziły wszelkie kontrakty wojskowe oraz wstrzymały coroczną pomoc w wysokości 1,5 mld dolarów (ubiegłoroczne wybory prezydenckie w Egipcie przyniosły tylko częściową poprawę tej sytuacji, gdyż Waszyngton przekazał Kairowi trochę ponad 1/3 założonej kwoty).
Strategiczne rozgrywki
Gdy zmarł król saudyjski Abdullah, wydawało się, że nad Egiptem gromadzą się czarne chmury. Zaczęto spekulować, że nowy władca będzie bardziej przychylny w stosunku do Bractwa Muzułmańskiego, wciąż wspieranego przez Turcję. Kraje Półwyspu Arabskiego ograniczą natomiast pomoc dla Egiptu w związku ze spadającymi cenami ropy. Nic takiego jednak się nie stało, bo w sytuacji rosnącego zagrożenia ze strony Iranu dla Arabii Saudyjskiej Egipt jest zbyt cennym sojusznikiem.
Najsilniejszą armią w regionie dysponuje Turcja. Uwarunkowania wewnętrzne oraz ekonomiczne powodują, że wątpliwe jest użycie tureckich sił zbrojnych poza granicami, zwłaszcza w konfrontacji z Iranem, choćby była to wojna proxy, na przykład w Jemenie. Prezydent Tayyip Erdoğan, tuż po rozpoczęciu sunnickiej interwencji przeciwko Hutim w Jemenie, poparł ją i zarzucił Iranowi destabilizację regionu. Ta deklaracja ochłodziła i tak niełatwe stosunki polityczne Iranu z Turcją, ale nie zmienia to faktu, że wartość wymiany handlowej między obu państwami w 2014 roku wyniosła 12 mld dolarów z planami podwyższenia jej do 30 mld w 2015 roku. Perspektywa zniesienia sankcji nałożonych na Iran, która spędza sen z powiek władców na Półwyspie Arabskim, w szczególności w Rijadzie, otwiera nowe możliwości handlowe dla Turcji, w tym w kwestii tranzytu irańskiej (a także irackiej i kaspijskiej) ropy i gazu.
Tymczasem Egipt, dysponujący drugą po Turcji (pomijając Izrael) armią w regionie, potrzebuje pieniędzy. Sytuacja ekonomiczna tego kraju gwałtownie pogorszyła się po wybuchu rewolucji w 2011 roku. W czasie rządów Bractwa Muzułmańskiego wzrost gospodarczy spadł do 1%. Po przejęciu władzy przez As-Sisiego, dzięki pieniądzom z Półwyspu Arabskiego i umiejętnemu nimi gospodarowaniu, w ostatnim kwartale 2014 roku wzrost wyniósł już ponad 4% i taki też jest prognozowany w 2015 roku. Niemniej jednak Egipt wciąż plasuje się około 95. miejsca na liście krajów według PKB per capita i na 110. w najnowszym rankingu Human Development. Nawet sam ten wskaźnik nie jest imponujący, gdyż, mimo ogromnego potencjału demograficznego, jest on mniejszy od PKB Arabii Saudyjskiej czy Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Egipt w ostatnich latach bardzo stracił finansowo również na odpływie turystów. Jeszcze w 2010 roku prawie 15 mln osób odwiedziło ten kraj, co dało wpływy na poziomie 12,5 mld dolarów. W następnych latach zatrudnienie w turystyce spadło z 14 do 9 mln, a dochody w 2013 i 2014 roku wyniosły tylko 6 mld dolarów.
Mimo to Egipt ma ogromne plany inwestycyjne. W marcu zaprezentowano projekt budowy nowej stolicy, która zastąpi przeludniony Kair. W tej aglomeracji mieszka 18 mln ludzi, a niektóre prognozy mówią o wzroście do 50 mln do 2050 roku. Projekt, który ma kosztować 45 mld dolarów, zakłada zabudowę powierzchni 700 km2 w odległości około 600 km od dzisiejszego Kairu. W nowej stolicy mają się znajdować: 21 dzielnic mieszkaniowych oraz 25 specjalnych, 663 szpitale i kliniki, 1250 meczetów i kościołów, 1,1 mln domów, zamieszkanych przez co najmniej 5 mln mieszkańców, a także park o powierzchni dwukrotnie większej niż nowojorski Central Park. Nowe miasto ma być nie centrum administracyjnym, ale nowoczesną metropolią, przyciągającą zarówno inwestorów, jak i turystów. Ten śmiały projekt zaprezentowano na arabskim szczycie inwestycyjnym w Szarm el-Szejk, na którym Egipt uzyskał też obietnicę pomocy w wysokości 12 mld dolarów od Arabii Saudyjskiej, Kuwejtu oraz Zjednoczonych Emiratów Arabskich, jak również 500 mln od Omanu.
Egipt spodziewa się też podwojenia wartości inwestycji zagranicznych w 2015 roku. Inwestorzy nie obawiają się bowiem tak bardzo zagrożeń związanych z bezpieczeństwem wewnętrznym, jak turyści. Znacząca aktywność terrorystyczna ogranicza się zresztą do północnej części Synaju, gdzie działa związana z Państwem Islamskim organizacja Ansar Bait al-Maqdis. Ataki w Kairze są sporadyczne, a ośrodki turystyczne bezpieczne.
Tama niezgody
Pozycja międzynarodowa Egiptu po obaleniu Mursiego, mimo saudyjskiego wsparcia, nie była komfortowa. W Afryce Północnej, Tunezji i Libii, rządził obóz Bractwa Muzułmańskiego wspierany przez Katar. Również Erdoğan demonstrował swoją niechęć do nowych władz w Kairze. Niewiele lepsze były stosunki Al-Sisiego z administracją
Baracka Obamy.
Na dodatek Al-Sissi odziedziczył również po poprzedniku problem związany z budową przez Etiopię tamy Wielkiego Renesansu. Budowa tej gigantycznej zapory wodnej zaczęła się w kwietniu 2011 roku, co zostało poprzedzone podpisaniem przez kraje basenu górnego Nilu (Etiopia, Kenia, Uganda, Rwanda, Tanzania i Burundi) ramowej umowy o współpracy. Dokument ten podważał dotychczasowe, korzystne dla Sudanu i Egiptu, zasady korzystania z wód Nilu.
Eksperci nie są zgodni w kwestii, jak projekt wpłynie na poziom wód Nilu w Sudanie, choć przeważa opinia o pozytywnym lub przynajmniej neutralnym efekcie. Dlatego w maju 2012 roku sudański prezydent Omar al-Baszir poparł budowę tamy. Największy jednak sprzeciw inwestycja ta od samego początku budziła w Egipcie, który obawiał się znaczącego obniżenia wód Nilu w jego górnym biegu, co miałoby doprowadzić do spadku produkcji energii wodnej oraz wysychania pól.
W czerwcu 2013 roku rząd Mursiego, tuż przed obaleniem go przez wojsko, rozważał nawet atak na tamę, jej zbombardowanie (co na ówczesnym etapie jej budowy oznaczałoby gigantyczną katastrofę ekologiczną), a także wsparcie separatystycznego terroryzmu w Etiopii. Tymczasem 23 marca 2015 roku prezydenci Egiptu, Sudanu i Etiopii podpisali w Chartumie deklarację zasad, która ma determinować dalsze negocjacje związane z tamą. Porozumienie to jest sukcesem Etiopii, bo to ona będzie kontynuować budowę. Nie zostały jednak w żaden sposób rozwiązane problemy Egiptu. Etiopia ma jedynie działać w dobrej wierze tak, by unikać zagrożeń dla gospodarki wodnej tego państwa. Niemniej jednak dla
As-Sisiego to wielki sukces propagandowy i polityczny, zabezpieczający relacje Egiptu z państwami Afryki Wschodniej. Ponadto Egipt wciągnął w orbitę swoich wpływów
Sudan, który wyszedł z izolacji, dołączając do międzynarodowej koalicji sunnickiej w Jemenie. To z kolei wzmacnia egipską zdolność kontroli wód Morza Czerwonego.
Wsparcie kontrolowane
Arabia Saudyjska, mimo świetnego uzbrojenia i gigantycznego budżetu obronnego, na poziomie 57 mld dolarów, nie ma bogatego doświadczenia bojowego, co znajduje odzwierciedlenie w braku sukcesów w interwencji przeciw Hutim w Jemenie, przynajmniej w jej początkowej fazie. Iran, aktywnie wspierający Hutich oraz toczący z Arabią Saudyjską wojnę proxy także na innych frontach, ma gorsze wyposażenie wojskowe (choć liczniejsze w wypadku wojsk lądowych, w tym więcej czołgów czy artylerii) i prawie dziesięciokrotnie mniejszy budżet obronny, ale dysponuje dwukrotnie większą armią (ponad 500 tys. w porównaniu z saudyjskimi 230 tys.), gigantycznymi siłami rezerwowymi (1,8 mln) oraz doświadczeniem bojowym „doradców wojskowych” w Iraku i Syrii.
W razie eskalacji konfliktu szyicko-sunnickiego i potencjalnego szyickiego powstania w Arabii Saudyjskiej, połączonego z atakiem Hutich na królestwo oraz powstaniem w Bahrajnie, to irańskie siły rezerwowe, na które składają się też świetnie uzbrojone i wyszkolone oddziały paramilitarne Pasdaranu, mogą stanowić znaczne zagrożenie dla Saudów. Tymczasem dopóki wojna proxy nie przekształci się w otwarty konflikt saudyjsko-irański, Saudowie nie będą w stanie wykorzystać swej przewagi w wyposażeniu. Dlatego pomoc Egiptu jest dla nich kluczowa.
Egipt dysponuje prawie półmilionową armią wspartą 800 tys. sił rezerwowych i znacznie większym wyposażeniem niż armia saudyjska. W konflikcie jemeńskim udział tego państwa jest kluczowy, choć na razie polega głównie na kontroli wód Morza Czerwonego i strategicznej cieśniny Bab al-Mandab. W tym celu Egipt skierował tam cztery okręty wojenne, które ostrzeliwują pozycje Hutich od strony morskiej. W walkach bierze również udział lotnictwo egipskie. Wszystko jednak wskazuje na to, że bez udziału sił lądowych interwencja będzie nieskuteczna. Mimo nalotów Hutim udało się zdobyć bazę wojskową w pobliżu Bab al-Mandab, a także opanować znaczną część Adenu, zmuszając Arabię Saudyjską do wysłania w ten rejon oddziałów specjalnych. Potencjalna interwencja egipska może być jednak ryzykowna, zważywszy na to, że wielu Egipcjan pamięta klęskę ich sił ekspedycyjnych sprzed 50 lat. Wtedy jednak Arabia Saudyjska była po przeciwnej stronie.
Oczekiwana odwilż
As-Sisi na razie jednak dyskontuje swój udział w tej interwencji nie tylko kolejnymi zobowiązaniami państw arabskich wobec Egiptu, lecz także potencjalną poprawą relacji z Turcją, dzięki intensywnej mediacji saudyjskiej, a przede wszystkim normalizacją stosunków z USA. Kilka dni po rozpoczęciu operacji „Decydująca burza” Amerykanie ogłosili, że odwieszają dostawy sprzętu wojskowego dla egipskiej armii, a Biały Dom będzie występował do Kongresu o środki na pomoc wojskową w kwocie 1,3 mld dolarów. Egipt dostanie 12 myśliwców F-16, 20 pocisków przeciwokrętowych Harpoon i sprzęt do produkcji 125 czołgów M1A1 Abrams.
Odwilż w stosunkach egipsko-amerykańskich była już od dawna oczekiwana, również ze względu na obecność Państwa Islamskiego w Afryce Północnej i na Synaju. Stany Zjednoczone jeszcze w lutym 2015 roku uniemożliwiły w Radzie Bezpieczeństwa podjęcie rezolucji upoważniającej Egipt do interwencji zbrojnej w Libii, a nawet nie zgodziły się na zniesienie embarga na dostawy broni dla legalnego rządu libijskiego w Tobruku. W połowie 2014 roku powstał bowiem nieislamistyczny rząd w Libii. Został on wyparty z Trypolisu przez milicje islamskie, które powołały własny rząd. Armia libijska opowiedziała się po stronie legalnego rządu i rozpoczęła działania zbrojne przeciw „Libijskiemu Świtowi”, jak nazwały się władze w Trypolisie, a także związanym z Al-Kaidą oddziałom w Bengazi, a po masakrze Koptów w Syrcie – też przeciwko Państwu Islamskiemu.
W tych działaniach Libijczycy od początku mieli wsparcie lotnicze Egiptu i Zjednoczonych Emiratów Arabskich, choć państwa te zaprzeczały, że dokonywały nalotów w Libii (do lutego 2015 roku). Takiemu zaangażowaniu Kairu niechętna jest też Arabia Saudyjska, która chce, by skoncentrował się on na wydarzeniach na Półwyspie Arabskim. Ten sprzeciw może jednak wynikać również z obaw przed zbytnim wzmocnieniem geopolitycznym Egiptu. Za uzależnienie od egipskiej pomocy wojskowej Libia może zapłacić oddaniem Kairowi kontroli nad częścią swoich bogactw naturalnych, a to mogłoby mu otworzyć drzwi do finansowej emancypacji, co nie byłoby korzystne dla Arabii Saudyjskiej.
Nowi partnerzy
Zamrożenie współpracy wojskowej między USA i Egiptem skłoniło również władze egipskie do poszukiwania innych partnerów. W czerwcu 2014 roku została zawarta z Francją umowa na dostawę czterech korwet Gowind 2500, a w lutym 2015 roku – 24 myśliwców Rafale oraz fregat FREMM, o wartości prawie 6 mld dolarów. Ponadto we wrześniu 2014 roku Egipt i Rosja zawarły wstępne porozumienie o sprzedaży myśliwców MiG-29, a także rakiet i śmigłowców o wartości 3,5 mld dolarów. W lutym 2015 roku, w trakcie wizyty Władimira Putina w Kairze, podtrzymano te intencje i zapowiedziano intensyfikację stosunków handlowych między obu krajami. Ponadto Egipt pośredniczy w rozmowach rosyjsko-libijskich dotyczących wyposażenia sił zbrojnych legalnego rządu. Zbliżenie egipsko-rosyjskie mogło być jednak tylko blefem wobec Amerykanów i po ociepleniu relacji egipsko-amerykańskich ta polityka może nie być kontynuowana przez Kair, zwłaszcza że nie podoba się również Arabii Saudyjskiej.
Różnice zdań między Egiptem a Arabią Saudyjską
znalazły wyraz na szczycie państw arabskich, gdzie doszło do zgrzytu w związku z odczytaniem przez As-Sisiego listu od Putina w sprawie poszukiwania politycznego rozwiązania konfliktu w Syrii. Spotkało się to z ostrą reakcją szefa saudyjskiej dyplomacji. Problem jednak w tym, że Egipt, mimo zaangażowania w Jemenie, nie jest zainteresowany otwartą konfrontacją ani z Damaszkiem, ani z Bagdadem, ani z Teheranem.
Abd al-Fattah as-Sisi na razie dobrze wychodzi na polityce miłości do prawie wszystkich (oprócz Bractwa Muzułmańskiego, innych islamistów i Hutich). Również relacje egipsko-izraelskie są obecnie bardzo dobre, co widać szczególnie w danych na temat wymiany handlowej. Rozwój wypadków w Jemenie oraz Libii i ostateczny efekt projektu zapory Wielki Renesans będą jednak testem tej polityki.
autor zdjęć: US DoD