Z Bogusławem R. Zagórskim o strachu przed muzułmańskim fanatyzmem i pokojowym islamie rozmawia Małgorzata Schwarzgruber.
O Proroku! Walcz przeciwko niewiernym i przeciwko obłudnikom i bądź dla nich surowy! Ich miejscem schronienia będzie Gehenna. Jakże nieszczęsne to miejsce przybycia!”. To cytat z Koranu, sura 9, werset 73. Skoro w Koranie znajdziemy ponad sto wersetów, które zachęcają muzułmanów do prowadzenia walki przeciwko niewiernym, to możemy powiedzieć, że to niezbyt pokojowa religia.
Rozmowa na temat poszczególnych sur Koranu nie ma sensu. Dyskusję na ten temat pozostawiłbym specjalistom, a nie powierzał ją propagandzistom, którzy wypowiadają się, nie znając kontekstu, w jakim sury powstały. Interpretacja Koranu to skomplikowana materia. Nie doszukujmy się w islamie szczególnego ekstremizmu. Podobne zapisy możemy odkryć w innych religiach. W wielu świętych księgach odnajdujemy niezbyt pokojowe fragmenty, odnoszące się jednak do konkretnej sytuacji i konkretnego czasu. Takie bojowe hasła znajdziemy również w Piśmie Świętym, choć jest ich nieco mniej niż w Koranie. Wyrywanie stwierdzeń z historycznego kontekstu do niczego nie prowadzi. Nie można dopasowywać ich do z góry założonych tez. Tekst Koranu podlega wielu manipulacjom, zarówno w środowisku muzułmańskim, jak i poza nim.
Chrześcijaństwo ponad 200 lat temu przeszło jednak swoje oświecenie, czego nie doświadczył islam.
Społeczeństwa chrześcijańskie, i to na przekór chrześcijańskim instytucjom religijnym, zostały zmuszone do zaakceptowania przemian. W islamie rozwój postępował inaczej, gdy większa część świata muzułmańskiego pozostawała pod przemocą i arbitralną władzą oświeconej Europy.
Jak przez stulecia zmieniała się interpretacja islamu? Czasem można odnieść wrażenie, że zatrzymała się ona w VII wieku.
Islam znacznie się zmienił. Ścisły monoteizm muzułmański jest zbliżony do monoteizmu żydowskiego. Obie te religie, tak jak i chrześcijaństwo, wywodzą się z jednego pnia objawienia Abrahamowego. Islam daje jednak większą swobodę rozwijania myśli człowieka w relacji człowiek – Bóg. Człowiek odpowiada sam za siebie, za to, co zrobił. To duża odpowiedzialność, której nikt z niego nie zdejmie. Muzułmanie nie akceptują też dogmatów niezrozumiałych dla ludzi, na przykład Trójcy Świętej. W imię religii zawsze jednak dokonuje się największych manipulacji i są ludzie, którym się wydaje, że można wrócić do VII wieku.
Twierdzi Pan, że islam jest religią pokojową, która podlega manipulacji.
Jest tak samo pokojowy jak chrześcijaństwo. Chrześcijańskie wojny religijne miały miejsce nie tylko w dawnych wiekach. Kilkanaście lat temu doszło do pogromów w Ruandzie, gdzie chrześcijanie wymordowali kilkaset tysięcy innych chrześcijan. Na Bałkanach chrześcijanie zabijali muzułmanów, a prawosławni mordowali się wzajemnie z katolikami. Irlandzcy katolicy dokonywali zamachów bombowych w miejscach publicznych. I tak dochodzimy do sedna, skąd się biorą wojny i konflikty.
Z religii?
Wprost przeciwnie. Przykrywki religijne nakłada się na konflikty społeczne i gospodarcze. Służą one do łatwiejszego manipulowania ludźmi i mobilizowania ich, aby zwalczać tych „innych”.
Dlaczego więc dziś boimy się islamu?
Zachód się boi, bo zdominowane dotychczas przez zachodnią cywilizację inne tożsamości, w tym muzułmańska, zaczynają się domagać równych praw. Zachód zapomniał o swoim kolonializmie, ale pamiętają o tym okresie podbite ludy. Wahadło jest teraz po drugiej stronie. Dlaczego ludzie urodzeni we Francji w drugim pokoleniu występują przeciwko państwu? Pamiętajmy, że należą oni do nierówno traktowanej mniejszości, która wspomina czas kolonializmu, wyzysku gospodarczego i społecznej dyskryminacji. Pamięć ofiary zawsze jest dłuższa niż pamięć kata. Nadal doświadczają oni uczuć rasistowskich, co powoduje zamknięcie się w swojej grupie i w gettach. We Francji, na przykład, w jednej z dyskusji na ten temat padło nawet stwierdzenie, że ludność muzułmańska nie tylko żyje na znacznie niższym poziomie, lecz także wręcz w stanie apartheidu, bo poza społeczeństwem francuskim.
Mocne oskarżenie.
Może nawet zbyt mocne, bo jednocześnie wielu imigrantów muzułmańskich i ich potomków zajmuje dość wysokie pozycje w społeczeństwie. Większość z tych ludzi nie ma jednak kontaktu z Francuzami lub z Anglikami – poza ulicą i miejscem pracy, o ile mają pracę. Wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden powiedział niedawno, że Europa powinna przestać myśleć kategoriami nacjonalistycznymi. Tylko wtedy zdoła doprowadzić do idealnego melting pot, czyli tygla, w którym wszyscy stapiają się w jedno. Czy w USA zawsze się to sprawdzało w praktyce, to inna sprawa. Widzimy, jak Europa zmaga się dziś ze swoimi rozbieżnymi tożsamościami. Czy w ramach Unii Europejskiej wszystkie kraje muszą dziś nadstawiać karku za grzechy kolonialne Francuzów, Włochów czy Hiszpanów? Przypomnę, że sama idea nacjonalizmu też się narodziła dopiero w XIX wieku w Europie. Ten problem wymaga poważnej debaty wewnątrz Unii.
Ostatnie ataki w Paryżu i w Londynie wywołały dyskusję o zagrożeniu muzułmańskim ekstremizmem. Media straszą wojną religijną na ulicach Europy. Czy czeka nas zderzenie cywilizacji zapowiadane przez Samuela Huntingtona?
Nie chodzi o zderzenie cywilizacji, lecz o dominację gospodarczą. Ekstremizm nie ma podłoża religijnego. Według wielu specjalistów sprzyja mu brak perspektyw imigrantów oraz neokolonialny wyzysk, bezprecedensowe w dziejach gromadzenie zasobów materialnych w rękach garstki najbogatszych, co uderza we wszystkich ludzi. Powodem konfliktów są nierówności społeczne, a religię łatwo można było zawsze wykorzystywać do motywowania ludzi słabo zorientowanych. Niektórzy już teraz proponują na forach internetowych rozwiązanie problemu muzułmańskiego na wzór żydowskiego Endlösung. Czy nie jest to propozycja zaskakująca?
Dla mnie tak.
Koszmar Holokaustu także był szokujący i niezrozumiały dla współczesnych oraz dla nas dzisiaj. Gdy Francja kolonizowała Afrykę Północną, w XIX wieku odbywała się publiczna dyskusja, jak uwolnić Algierię od ludności muzułmańskiej. Proponowano dwa sposoby: eksterminować wprost, czyli wybić, albo wysiedlić ludność poza góry Atlasu na południe, na stepy i pustynie. Podobne metody stosowano w USA wobec czerwonoskórych. Anglicy i Włosi korzystali z nich w swoich koloniach. Świat nie rozliczył się z kolonializmem, który przybrał nową postać – globalizacji. Pod koniec XIX wieku wszyscy się zachwycali tym, jak spod niewoli tureckiej wyzwalają się młode państwa bałkańskie. Co Europa wie o czystkach etnicznych, masowych mordach i wygnaniu, których doświadczyli wtedy muzułmanie? Podobny model został powtórzony na Bałkanach przez Serbów w Bośni i Hercegowinie. Gdy zdobywano miasto, zabytkowe budynki świadczące o kulturze muzułmańskiej, jak madrasy, meczety i inne, równano z ziemią i siano tam trawę. Dziś również fanatycy muzułmańscy niszczą światowe dziedzictwo kulturalne islamu.
Islam jest religią w systemie politycznym socjalistycznej Algierii, ultrakonserwatywnej prawicowej Arabii Saudyjskiej, multikulturowej Indonezji.
Odwrotnie, islam był religią ludności tych krajów na długo, zanim pojawiły się współcześnie skrojone formy państwowości i ich obecne systemy polityczne. To uniwersalna i prosta religia. Opiera się na pięciu filarach, zrozumiałych dla każdego. Są to: wiara w jednego Boga oraz jego proroka Mahometa, obowiązek modlitwy, obowiązek postu i podatek religijny (mylnie nazywany jałmużną) oraz pielgrzymka do Mekki. Bardzo odmienne, jak widzimy, systemy polityczne wykorzystują religię do realizacji niekoniecznie boskich celów.
Młodzi islamiści dokonują zamachów samobójczych z imieniem Allaha na ustach. Wierzą, że w raju czekają na nich obiecane dziewice?
Na gruncie dyskryminacji, poniżenia i marginalizacji społecznej rodzi się poczucie krzywdy, kryminalizacja, radykalizacja. Teraz przykrywką jest islam, tak jak kiedyś był komunizm – młodzi ludzie w imię szczytnych ideałów chcieli naprawiać świat. W co wierzyli członkowie Frakcji Czerwonej Armii, gdy poświęcali życie w walce o ideały, mordowali burżujów i wymierzali sprawiedliwość społeczną? To są choroby fanatyzmu. Warunki sprawiają, że terror może mieć różne podłoże – religijne, nacjonalistyczne i polityczne.
Dla muzułmanów w Niemczech, Francji i Wielkiej Brytanii religia jest istotnym elementem tożsamości. W Europie, zwłaszcza Zachodniej, takie podejście budzi negatywne skojarzenia.
To problem Europejczyków – gromko krzyczą o chrześcijańskich korzeniach, a coraz mniej osób identyfikuje się z tą ideą. Europa nie niesie już dziś idei chrześcijaństwa, panuje tu demokracja i globalizacja.
Jak pogodzić szariat ze świeckim prawem europejskim? Można być dobrym muzułmaninem i Europejczykiem?
Można. Szariat jest używany jako straszak, a jest to złożony system prawny, polegający na interpretacji Koranu i tradycji Mahometa, a także miejscowych rozwiązań, zwyczajów i precedensów. Bardziej przypomina system prawa anglosaskiego niż ten oparty na kodeksie Napoleona. Szariat rozgranicza religię i stosunki międzyludzkie. Dzieli się przede wszystkim na ibadat, czyli zasady wiary i praktyki religijnej (prawo kanoniczne); mu’amalat, czyli kontrakty (prawo cywilne), a więc sferę działalności publicznej – tworzenie państwa, kodeks rodzinny, stosunki pracy i handlu; a także hudud (granice lub sankcje), czyli prawo karne. Zasady moralne wywiedzione z Koranu są w gruncie rzeczy takie same, jak wywiedzione z chrześcijaństwa – nie wolno kłamać, kraść, zabijać. Koran napomina, że jest to księga dla „ludzi, którzy myślą”. Ale z myśleniem u ludzi zawsze było najtrudniej.
Ale wolno kamienować kobiety za zdradę małżeńską.
Po pierwsze, to były i są bardzo rzadkie zdarzenia. Po wtóre, czy palenie tysięcy czarownic na stosie było wartością chrześcijańską? Patrzmy na kontekst historyczny, nie wytykajmy innym czegoś, czego sami zaniechaliśmy zaledwie przedwczoraj. Nie chcę tu nikogo usprawiedliwiać, po prostu pokazuję, że wszystkie systemy mają swoje wynaturzenia, swych fanatyków.
Jak widzi Pan dalszą koegzystencję islamu i świata zachodniego?
Jeśli chcemy zapobiec wytworzonemu przez nas samych konfliktowi cywilizacyjnemu, musimy współpracować, rozumieć się nawzajem i szanować. To jest postulat długiej, planowej działalności afirmatywnej i edukacyjnej, niesłychanie trudnej, ale koniecznej. To nasza wielka, wspólna odpowiedzialność. W przeciwnym razie będziemy się wzajemnie mordować. Po jednej i po drugiej stronie są zwykli, zagubieni ludzie oraz fanatycy, podatni na ideologię. Jest to nieunikniony produkt dzikiego rozwoju kapitalizmu, jaki się obecnie odbywa. Wykorzystują to socjopaci i populiści – niekiedy gruntownie wykształceni – po wszystkich stronach.
Zastanówmy się, skąd się wzięło na Bliskim Wschodzie Państwo Islamskie? Odpowiedź brzmi: z rozbioru państwa muzułmańskiego przez mocarstwa europejskie na przełomie XIX i XX wieku. Imperium osmańskie było wówczas celem ataków – głównie Rosji, Wielkiej Brytanii i Francji. Dopóki istniało, choć na pewno nie było idealne (a gdzie było państwo idealne?), przetrwała w jego ramach ludność chrześcijańska na Bałkanach i na Bliskim Wschodzie. Stambuł, stolica imperium, w większości był zamieszkany przez chrześcijan. Wszystkie te społeczności wzięły się za łby dopiero wtedy, gdy zostały wyzwolone przez Europę.
Czy powstanie kalifatu coś w tej materii zmieni?
Państwo Islamskie pokazuje, że tworzy się nowa mapa geopolityczna Bliskiego Wschodu. Przestaje istnieć układ Sykes–Picot o rozbiorze imperium osmańskiego sprzed niecałych stu lat. Rzecznicy Państwa Islamskiego mówią, że ten układ – dzielący region Bliskiego Wschodu na strefy wpływów po I wojnie światowej – przestaje obowiązywać. Na ich mapie nie istnieje również Arabia Saudyjska, gdyż to Bilad al-Haramain, Kraj Dwóch Świętych Przybytków, gdzie leżą Mekka i Medyna, święte miasta islamu. Ogłosili kalifat, bo chcą ogarnąć swoimi wpływami cały świat muzułmański. Termin „kalifat” jest nośnym symbolem, zwłaszcza dla ludzi, którzy potrzebują sztandaru. Tymczasem z wyjątkiem pierwszych wieków islamu kalifat nigdy nie obejmował całego świata muzułmańskiego, a urząd kalifatu nie był funkcją religijną, lecz państwową (te rozróżnienia były płynne). Aby dziś powstał, trzeba byłoby uzyskać akceptację wszystkich państw i społeczeństw muzułmańskich, które zgodziłyby się na jedną wspólną formę władzy. Utopia? Ale to jest ostrzeżenie – w imię różnych utopii zginęło najwięcej ludzi w historii.
Jaka przyszłość czeka Państwo Islamskie?
Możemy mówić o wielu różnych scenariuszach. Najlepszym rozwiązaniem byłaby współpraca państw tego regionu – przede wszystkim właśnie ich – aby położyć kres istnieniu Państwa Islamskiego. To nie będzie łatwe. Ale mapa na pewno się zmieni.
To lepsze rozwiązanie niż koalicja państw zachodnich?
Koalicja taka doprowadziłaby do podobnej sytuacji, jaką mamy dziś w Iraku, co stało się pośrednią przyczyną obecnych tragicznych zawirowań na Bliskim Wschodzie, a także w Afganistanie. Zamknięte koło.
Bogusław R. Zagórski Jest arabistą, znawcą islamu, dyrektorem Instytutu Ibn Chalduna, wykładowcą cywilizacji muzułmańskiej w Collegium Civitas.
autor zdjęć: Jarosław Wiśniewski