ARCHIPELAG NIEZGODY

Czy spór o niewielkie bezludne wyspy na Morzu Wschodniochińskim przerodzi się w konflikt zbrojny między mocarstwami?

Japonia w 2012 roku znacznie zwiększyła wydatki wojskowe – do ponad 59 miliardów dolarów. Był to pierwszy od 11 lat tak duży wzrost środków przeznaczonych na rozbudowę Japońskich Sił Samoobrony, które stają się jedną z lepiej uzbrojonych armii w Azji Wschodniej i na Pacyfiku. Odbywa to się za wiedzą Stanów Zjednoczonych, które nie potrafią już zapewnić bezpieczeństwa swoim sojusznikom w tym regionie. Władze w Tokio uważają więc, że należy doprowadzić do zmiany konstytucji i rozbudować armię w taki sposób, aby nie tylko mogła skutecznie odeprzeć atak skierowany na terytorium swojego kraju, lecz także była w stanie udzielić pomocy sojusznikom.


Gra nerwów

W samej Japonii nie ma jednak zgodności poglądów w kwestii przekształcenia sił samoobrony w najbardziej nowoczesną armię świata. Przeciwnicy tej koncepcji twierdzą, że zwiększenie nakładów na wojsko spowoduje ograniczenie inwestycji na cele gospodarcze i socjalne oraz przyczyni się do wzrostu napięcia w stosunkach z Chinami, Koreą Południową i Rosją. Jej zwolennicy natomiast wskazują na rosnące zagrożenie ze strony Chin i malejące możliwości skutecznej obrony Japonii przez sojusznika, czyli przez Stany Zjednoczone.

Zagrożenie to przejawia się chociażby w coraz częstszych przypadkach naruszenia japońskiej przestrzeni powietrznej i wód terytorialnych przez chińskie samoloty i okręty. Tylko od kwietnia do czerwca 2013 roku siły powietrzne Japonii musiały interweniować 69 razy, aby „zachęcić” chińskie samoloty do zmiany kursu. W analogicznym okresie w 2012 roku takich przypadków było 15. A we wrześniu 2013 roku Japońskie Siły Samoobrony kilkakrotnie musiały interweniować, aby skłonić chińską flotyllę okrętów ochrony wybrzeża do odpłynięcia poza zasięg strefy ekonomicznej wokół wysp Senkaku. Takie incydenty przemawiają za szybką rozbudową armii. Ponadto Japonia chce zdobyć sojuszników w potencjalnym konflikcie z Chinami. Ostatnio wzmocniła współpracę z Indiami i Birmą oraz zabiega o przychylność Filipin, Indonezji i Malezji.

Rząd premiera Shinza Abego stara się przekształcić Japońskie Siły Samoobrony w Kolektywne Siły Samoobrony. Chce, żeby japońscy żołnierze mogli dysponować bronią ofensywną i brać udział w manewrach razem ze swoimi sojusznikami nie tylko na terytorium Japonii. Dlatego obecne władze starają się doprowadzić do zmiany interpretacji artykułu 9 konstytucji, zakazującego Japonii posiadania broni ofensywnej. Na zmianę konstytucji potrzeba jednak co najmniej pięciu lat. Dlatego rząd Abego stara się obejść zapisy tego artykułu i coraz więcej środków przeznacza na nowoczesny sprzęt wojskowy.

Latem 2013 roku japońskie ministerstwo obrony pokazało największy zbudowany po wojnie w Japonii okręt „Izumo”, który wyglądem przypomina lotniskowiec. Ponadto ujawniono plany uformowania korpusu piechoty morskiej wyposażonego w szybkie amfibie i łodzie motorowe, a także podjęto działania zmierzające do zakupu dronów.

Sporne wyspy

Chińczycy z dużą irytacją obserwują rozbudowę Japońskich Sił Samoobrony, tym bardziej że Tokio zaostrzyło środki bezpieczeństwa wokół wysp Senkaku (zgodnie z chińskim nazewnictwem – Diaoyutai), które oni uważają za część swojego terytorium. Japończycy, którzy z kolei uznają je za swoją własność, podjęli takie działania po 10 września 2013 roku, kiedy osiem chińskich kutrów patrolowych wpłynęło na wody okalające wyspy. Rząd Japonii wysłał w ten rejon kilka myśliwców i oświadczył, że wkrótce na pięć największych wysp tego niewielkiego archipelagu wyśle swoich urzędników. Ta ostatnia wypowiedź spotkała się z ostrą reakcją władz Chin, które uznały ją za prowokację.

Zaostrzenie sporu o archipelag Senkaku nastąpiło w połowie kwietnia 2012 roku, kiedy znany z nacjonalistycznych wypowiedzi gubernator prefektury Tokio Ishihara Shintaro zaapelował do władz w Tokio, aby wykupiły te wyspy od prywatnych inwestorów. Reprezentujący ich Kumioka Kurikara żądał za nie aż 500 milionów dolarów, ale ostatecznie władze prefektury Tokio kupiły je 10 września 2012 roku za 22 miliony dolarów i od razu podarowały rządowi Japonii (nie mógł on z powodów prawnych kupić tych wysp bezpośrednio od prywatnych właścicieli). Transakcja ta doprowadziła do ochłodzenia stosunków politycznych między obu państwami. W Chinach doszło nawet do protestów przeciwko obecności w tym kraju firm japońskich. Demonstracje nie spowodowały jednak załamania się współpracy gospodarczej pomiędzy tymi największymi, po Stanach Zjednoczonych, gospodarkami światowymi.

Strefy wpływów

Przez całe stulecia bezludne wyspy archipelagu Senkaku, o łącznej powierzchni zaledwie siedmiu kilometrów kwadratowych, nie były nikomu potrzebne. Przyłączenie ich do Japonii w 1895 roku nie wywołało żadnej reakcji ze strony Chin i innych państw azjatyckich. W Japonii aż do początku lat siedemdziesiątych XX wieku o istnieniu Senkaku mało kto wiedział. Dopiero odkrycie w okolicach zasobów ropy naftowej i gazu ziemnego zwiększyło zainteresowanie archipelagiem władz zarówno Chin i Japonii, jak i Tajwanu.

Do połowy lat dziewięćdziesiątych nie odnotowano jednak poważniejszych incydentów na tym spornym archipelagu. Dopiero w 1996 roku, gdy grupa Japończyków postawiła latarnię morską na jednej z wysp, w rewanżu przypłynęła na nią grupa mieszkańców Hongkongu, aby podkreślić chiński charakter tego miejsca. Odtąd coraz częściej dochodziło do tego rodzaju akcji. W 2004 roku Japończycy aresztowali siedmiu Chińczyków, którzy wylądowali na Uotsurijimie – głównej wyspie archipelagu, a rok później 50 tajwańskich kutrów znalazło się w jego pobliżu, żeby zamanifestować swój sprzeciw wobec rządów Tokio. We wrześniu 2010 roku zaś chiński trawler zderzył się z japońskim patrolowcem, a jego załoga została zatrzymana, co wywołało zamieszki w Chinach. W konsekwencji ograniczono japońską prezentację na światowej wystawie Expo, która odbywała się w Szanghaju. Ostatnie miesiące również obfitowały w podobne incydenty. W maju 2013 roku chińskie okręty podwodne za bardzo zbliżały się do wód terytorialnych Japonii u wybrzeży Okinawy, a w połowie sierpnia chińska marynarka wojenna przeprowadziła niedaleko wysp Senkaku kilkudniowe manewry z użyciem ostrej amunicji.

Przede wszystkim interesy

Chociaż władze Japonii i Chin szybko starały się wyciszyć ten spór, nie można wykluczyć ponownego nasilenia się konfliktu o archipalag Senkaku lub inne sporne wyspy położone na Morzu Południowochińskim. Chiny bowiem pretendują do roli już nie tyle regionalnego, ile światowego mocarstwa i rzucają wyzwanie oprócz Japonii także Stanom Zjednoczonym, które od 1951 roku zobowiązały się do utrzymania pokoju w Cieśninie Tajwańskiej.

Władze Chin zakładają, że Amerykanie, którzy prawnie są zobligowani do militarnej pomocy Japonii w razie wojny, uczynią wszystko, by jej uniknąć. Można tak wnioskować na podstawie braku stanowczej odpowiedzi ze strony administracji Baracka Obamy na takie „zaczepki” Chin jak incydenty na Senkaku. Władze w Pekinie na razie nie dążą do eskalacji konfliktu. Wprawdzie we wrześniu 2013 roku wysłały w rejon tych wysp statki patrolowe, ale nie były to okręty chińskiej marynarki wojennej, lecz jednej z agend podlegających ministerstwu zasobów naturalnych. Ta dość umiarkowana reakcja wynika z tego, że oba kraje są od siebie mocno uzależnione gospodarczo.

Chiny już przestały być najtańszym producentem na świecie i zdają sobie sprawę z tego, że w ich sąsiedztwie są kraje, które mogą przejąć sporo japońskich inwestycji. Nie podejmują więc na razie próby militarnego odbicia spornych wysp, ponieważ nie chcą zrażać do siebie potencjalnych sprzymierzeńców nieprzemyślanymi akcjami zbrojnymi. Władze Chin upatrują bowiem swojej szansy w pasywnej postawie administracji USA wobec sojuszników w tym regionie. Zakładają, że ci poczują się opuszczeni przez Amerykanów i tym samym będą mogli się znaleźć w sferze wpływów Państwa Środka. Tyle że nie tylko Japonia, lecz także pozostałe kraje azjatyckie z niepokojem obserwują szybką rozbudowę potencjału militarnego Chin. Budżet obronny tego kraju wynosił w 2002 roku tylko 20 miliardów dolarów, a w 2012 roku już ponad 166 miliardów. Żadne państwo na świecie nie zwiększyło w ciągu ostatnich 12 lat wydatków na cele wojskowe w takim stopniu jak Chiny.

Nie można więc wykluczyć ofensywnego użycia chińskich sił zbrojnych w mniej lub bardziej odległej przyszłości w celu opanowania Tajwanu czy przyłączenia do Chin spornych wysp.

Ten konflikt będzie bardzo trudny do rozwiązania. Zarówno Chiny, jak i Japonia nie mają dobrze uzasadnionych, historycznych praw do wysp. Wysiłki zmierzające do udowodnienia japońskości Senkaku czy chińskości Diaoyutai są niczym innym jak próbą rozciągnięcia współczesnych idei państwa narodowego na minione stulecia, szczególnie na XV–XVII wiek, kiedy posługiwano się innymi koncepcjami państwa.

Nasilenie sporu o archipelag nie rokuje utrzymania pokoju i stabilności w tym regionie. Ani Japonia, ani Chiny nie zaproponowały do tej pory żadnej kompromisowej propozycji rozwiązania tego problemu. Wręcz przeciwnie, Japonia zaostrza środki bezpieczeństwa wokół wysp, co może stać się przyczyną poważniejszego konfliktu z Chinami i w całym regionie Azji Wschodniej. 

Adam Gwiazda

autor zdjęć: japan coast guard





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO