Wojskowi północnokoreańscy ostrzegli, że mogą zaatakować amerykańskie bazy w rejonie Azji i Pacyfiku. Phenian pochwalił się, że zamierza wykorzystać do tego uderzeniowe drony. Pojawiły się pierwsze dowody, że to Korea Północna może być odpowiedzialna za wczorajszy cyberatak na południowych sąsiadów.
Amerykańska flota stacjonująca w Japonii może stać się celem ataku Korei Północnej. Na zdjęciu: USS George Washington wypływa z Zatoki Tokijskiej.
Korea Północna zagroziła, że jeśli zostanie sprowokowana, zaatakuje amerykańskie bazy w Japonii i na leżącej na Pacyfiku wyspie Guam. Oświadczenie pojawiło dzień po tym, gdy północnokoreański przywódca Kim Dzong Un nadzorował pozorowane uderzenie bezzałogowców na Koreę Południową. Wcześniej Phenian ostro zareagował na pojawienie się nad Półwyspem Koreańskim amerykańskich bombowców strategicznych B-52, które brały udział w ćwiczeniach. Koreańczycy z północy uznali te przeloty jako element przygotowań Amerykanów do ataku.
Cytowany przez państwową agencję KCNA rzecznik najwyższego dowództwa sił zbrojnych Korei Północnej oświadczył, że Amerykanie nie powinni zapominać, że w zasięgu północnokoreańskiej precyzyjnej broni (rakiet balistycznych) są baza lotnicza Anderson na Guam, gdzie stacjonują B-52, i porty w Japonii, gdzie bazują m.in. amerykańskie atomowe okręty podwodne. Agencja podała także, że podczas ćwiczeń jednostka przeciwlotnicza zestrzeliła cel imitujący amerykański pocisk manewrujący Tomahawk. Sam Kim Dzong Un wypowiadał się też o dronach.
Jednak istnieją wątpliwości, czy Korea Północna rzeczywiście je posiada. Według ubiegłorocznej informacji południowokoreańskiej agencji Yonhap, uderzeniowe drony to w rzeczywistości pochodzące z lat 70. XX wieku amerykańskie bezzałogowe cele powietrzne uzyskane od Syrii.
Ostra retoryka Phenianu ma związek z dorocznymi manewrami wojsk USA i Republiki Korei. Jest również przejawem irytacji na nowe sankcje nałożone przez ONZ po przeprowadzeniu przez Koreę Północną testu jądrowego.
Wstępne wyniki śledztwa w sprawie środowego ataku hakerskiego na sieci telewizyjne i banki w Korei Południowej, który zainfekował około 32 tys. komputerów, wykazały, że przeprowadzono go z adresu IP w Chinach. Według anonimowego urzędnika prezydenta Republiki Korei, cytowanego przez agencję prasową Yonhap, może to oznaczać, że stoi za nim Phenian. Północnokoreańscy hakerzy we wcześniejszych atakach korzystali właśnie z adresów IP w Chinach. Według ekspertów to rutynowa praktyka ukrywania faktycznego sprawcy cyberataku.
Źródła: CNN News, BBC News, Reuters
O atakach w cyberprzestrzeni, o które oskarżany jest koreański reżim, czytaj na portalu polska-zbrojna.pl.
autor zdjęć: US NAVY
komentarze