Blisko 70 tysięcy osób nie żyje, ponad milion uciekło z kraju. Ciągle trudno wskazać, kto zwycięży w konflikcie, destabilizującym cały region. Europejczycy wciąż są podzieleni, czy pomagać powstańcom. Dziś mija druga rocznica od wybuchu protestów, które przerodziły się w wojnę domową w Syrii.
Konflikt w Syrii zaczął się od demonstracji. 15 marca 2011 roku w mieście Deraa na ulicę wyszli ludzie w proteście przeciw rządom prezydenta Baszara el-Asada. W następnych tygodniach dołączyli do nich mieszkańcy m.in. Damaszku, Homs, Hamy, Latakii i Aleppo. 21 kwietnia 2011 roku rząd wprowadził stan wyjątkowy i wysłał przeciwko nim wojsko. Poza Deraa czołgi pojawiły się wtedy w Homs i na przedmieściach Damaszku. Na początku czerwca 2011 roku doszło do pierwszych zbrojnych starć, podczas pacyfikacji miasta Dżisr asz-Szughur w północno-zachodniej Syrii. W końcu następnego miesiąca zaś powstała Wolna Armia Syrii, pierwsza antyrządowa grupa zbrojna. Niebawem została powołana przez opozycję Syryjska Rada Narodowa. W listopadzie ubiegłego roku powstała Syryjska Koalicja Narodowa na rzecz Opozycji i Sił Rewolucyjnych.
W ciągu dwóch lat walki między siłami rządowymi a powstańcami objęły całe terytorium Syrii. Jednym z najważniejszych obszarów, gdzie dochodzi do starć są przedmieścia Damaszku. Powstańcy kontrolują część z dzielnic, ale nie udało się im wedrzeć do centrum stolicy kraju. Inne miejsca, gdzie od miesięcy toczą się zażarte bitwy, to miasta Homs i Aleppo, ekonomiczna stolica Syrii.
Opozycja kontroluje część kraju, a dla strony rządowej z pewnością bolesna była utrata w ostatnich tygodniach kontroli nad kilkoma bazami wojskowymi i miejscowościami. Jednak trudno stwierdzić, czy nastąpił już przełom w konflikcie. Choć armia rządowa zmniejszyła się w wyniku strat bojowych i dezercji o kilkadziesiąt tysięcy, reżim Baszara el-Asada nie zamierza ustąpić. W ostatnich dniach rozeszła się budząca panikę wśród mężczyzn plotka, że władze zamierzają ogłosić powszechną mobilizację. Już od dłuższego czasu część młodych ludzi unika poboru. Wielu z nich ucieka z kraju.
Wraz z przedłużaniem się konfliktu staje się on coraz bardziej brutalny. Na porządku dziennym są egzekucje jeńców i mordy osób podejrzewanych o sympatyzowanie z przeciwnikami. Władze syryjskie korzystają tu z usług zbrojnych milicji. Do tego dochodzą ostrzały artyleryjskie i ataki lotnicze na tereny kontrolowane przez buntowników. Ci zaś podejmują ataki samobójcze. ONZ szacuje liczbę zabitych w konflikcie syryjskim na 70 tysięcy.
Oprócz bezpieczeństwa Syryjczykom brakuje też żywności i pomocy lekarskiej. W tej sytuacji coraz więcej z nich decyduje się na opuszczenie kraju. Według danych ONZ liczba uchodźców z Syrii wzrosła od 1 stycznia tego roku o ponad 400 tys., do 1,1 miliona osób. W grudniu 2012 roku co dzień opuszczały kraj średnio trzy tysiące Syryjczyków. W styczniu ich dzienna liczba wzrosła do pięciu tysięcy, a w lutym do ośmiu. Wysoki komisarz ONZ ds. uchodźców Antonio Guterres ostrzegł, że jeśli wojna w Syrii będzie trwała dalej, to do końca roku liczba uchodźców z tego kraju może się zwiększyć do trzech milionów.
14 marca, w przeddzień drugiej rocznicy wystąpień, reżim w Damaszku zagroził, że zaatakuje syryjskich powstańców skrywających się w Libanie, jeśli tamtejsza armia będzie się zachowywać biernie. Władze Syrii wysunęły te pogróżki po tym, gdy „duża liczba” bojowników przeszła w tym tygodniu przez granicę w rejonie miasta Tel Kalakh. Antonio Guterres ostrzegł, że konflikt syryjski zagraża istnieniu Libanu. W tym kraju są bardzo silne podziały między społecznościami chrześcijańskimi, sunnickimi i szyickimi, które w przeszłości doprowadziły do długiej i krwawej wojny domowej. Po wybuch konfliktu w Syrii stare podziały między zwolennikami obecnych władz Damaszku a powstańcami znów się nasiliły. Kruchą równowagę wewnętrzną Libanu mogą też zachwiać syryjscy uchodźcy.
Natomiast w Unii Europejskiej ujawniły się poważne rozdźwięki w sprawie dalszego utrzymywania przez wspólnotę embarga na dostawy broni do Syrii, które wprowadzono w maju 2011 roku. Zwolennikami jego zniesienia są Francja i Wielka Brytania, które chcą dozbroić powstańców. Ich przywódcy chcą przekonać do tego partnerów podczas szczytu w Brukseli. Jednak rządy innych państw UE, m.in. Austrii, Niemiec i Szwecji, podchodzą do tej propozycji bez entuzjazmu. Według nich dostawy broni byłyby dolewaniem oliwy do ognia. Ponadto część polityków europejskich obawia się, że mogłaby się ona dostać w ręce zwolenników dżihadu, którzy wykorzystaliby ją później przeciwko Zachodowi. Rosja, uchodząca obok Iranu za najbliższego sojusznika ekipy El-Asada, już ostrzegła, że dozbrajanie syryjskich powstańców byłoby działaniem bezprawnym. Tymczasem francuski prezydent Francois Hollande ostrzegł 14 marca, że jeśli nie dojdzie do porozumienia w sprawie zniesienia embarga w ramach UE, Paryż podejmie samodzielne działania.
Syryjscy powstańcy otrzymują broń od części państw arabskich, a reżim Baszara El-Asada od Rosji i Iranu. Amerykanie nie dostarczają powstańcom broni, ale rozpoczęli ich szkolenie w obozach na terenie Jordanii. Na początek przybyła tam wyselekcjonowana grupa 300 bojowników. Instruktorzy z USA uczą ich obsługi broni przeciwpancernej i przeciwlotniczej.
W ostatnich dniach powstańcy syryjscy otworzyli nowy front walk na trenach między Damaszkiem a okupowanymi od 1967 roku przez Izrael wzgórzami Golan. 13 marca zaatakowali w miejscowości Khan Sheih, leżącej sześć kilometrów od przedmieść stolicy, koszary elitarnej Gwardii Republikańskiej i 4 Dywizji Zmechanizowanej, którą dowodzi brat prezydenta el-Asada Maher. Doszło też do starć w mieście al-Kunajtira w pobliżu linii zawieszenia ognia. Walki zmusiły do ograniczenia aktywności przez misję pokojową ONZ, która nadzoruje od 1974 roku syryjsko-izraelski rozejm. W następstwie zatrzymania w ubiegłym tygodniu przez syryjskich rebeliantów 21 żołnierzy w błękitnych hełmach (uwolniono ich po trzech dniach w Jordanii) zmniejszono liczbę patroli. Obecnie w misji służy około tysiąc żołnierzy z Filipin, Indii, Chorwacji i Austrii. Ze względów bezpieczeństwa kilka miesięcy temu wycofała się z niej Japonia. Podobnie zamierza uczynić Chorwacja. Zagrzeb obawia się o bezpieczeństwo swego personelu po informacjach, że chorwacka broń była dostarczana powstańcom syryjskim.
Źródła: chanelnewsasia.com, BBC News, Reuters, AFP
Z arabską wiosną wielu ekspertów wiązało nadzieje na rozwój demokracji na Bliskim Wschodzie. Jak dzisiaj wygląda sytuacja w regionie? Czytaj w wywiadzie, którego Patrycja Sasnal z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych udzieliła miesięcznikowi „Polska Zbrojna”.
Z Patrycją Sasnal o zmierzchu arabskiej wiosny rozmawiają Małgorzata Schwarzgruber i Tadeusz Wróbel. |
autor zdjęć: VOA
komentarze