2 sierpnia 1944 roku zapisał się krwawymi zgłoskami w historii warszawskiego Mokotowa. Tego dnia na terenie więzienia przy ul. Rakowieckiej Niemcy zamordowali około 600 osadzonych. W dołach śmierci odnaleziono także ciała 100 mieszkańców okolicznych domów. O tragicznych wydarzeniach mówi dr Barbara Świtalska-Starzeńska z Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL.
Przypuszczalne miejsce mordów dokonywanych przez kolaborantów sowieckich po 1945 r. na terenie więzienia przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. Fot. Marta Smolańska (Biuro Poszukiwań i Identyfikacji IPN)
Jaką funkcję pełniło więzienie mokotowskie w przededniu wybuchu Powstania Warszawskiego i dlaczego właśnie tu Niemcy zdecydowali się dokonać zbrodni na Polakach w ramach odwetu?
Dr Barbara Świtalska-Starzeńska: W miarę pojawiania się kolejnych źródeł historycznych poszerza się spektrum badań nad pacyfikacją więzienia mokotowskiego. Dzisiaj wiadomo na przykład, że już 20 lipca 1944 roku Wilhelm Koppe, wyższy dowódca SS i policji w Generalnym Gubernatorstwie, wydał rozkaz, w którym polecił, by w więzieniach, ze względu na zbliżający się front, utrzymywać możliwie niewielką liczbę osadzonych, podejrzanych przekazywać do niemieckich obozów koncentracyjnych albo możliwie szybko skazywać przez sądy doraźne i wstrzymywać się ze zwolnieniami. Zalecał też, by przed nadejściem frontu ewakuować więźniów. Jeżeli nie byłoby takiej możliwości, należało zlikwidować więzienie i rozstrzelać osadzonych. Inspektor Kirchner – imię pozostaje nieznane – pełniący obowiązki zastępcy dyrektora więzienia na Mokotowie, spotkał się z Martinem Patzem, komendantem SS-Stauferkaserne, który przekazał mu ustny rozkaz komendanta Warszawy, gen. Reinera Stahela, dotyczący zabicia więźniów. Również Paul Geibel, dowódca SS i policji w dystrykcie warszawskim, potwierdził brzmienie rozkazu. W świetle przebiegu sytuacji możemy przypuszczać, że zarówno Stahel, jak i Geibel mogli znać rozkaz wydany przez Koppego. Wybuch powstania być może stał się pretekstem do dokonania planowanej już od prawie dwóch tygodni zbrodni na więźniach.
Jak wyglądała sytuacja w więzieniu przed pacyfikacją?
1 września 1939 roku Niemcy wkroczyli do Polski i rozpoczęła się nierówna walka Polaków z okupantem. Warszawa wpadła w niemieckie ręce 27 września 1939 roku, a dzień później została podpisana kapitulacja. Po niej Niemcy zaczęli tworzyć w stolicy administrację i przejęli między innymi wszystkie zakłady karne, w tym ten na Mokotowie, który wyjątkowo podlegał Kriminalpolizei (Kripo) – niemieckiej policji kryminalnej. Od tamtej pory do więzienia mokotowskiego zaczęto zwozić więźniów, głównie przedstawicieli polskiej elity. Przyjmowano tam więźniów różnej narodowości – byli to zarówno mężczyźni, jak i kobiety, więźniowie kryminalni i polityczni, z przewagą tych drugich. Trafiali oni na Rakowiecką na dzień lub kilka dni albo też zostawali tam dłużej, a następnie byli przewożeni na al. Szucha, gdzie Gestapo poddawało ich brutalnym przesłuchaniom. Trafiali też do niemieckich więzień i obozów koncentracyjnych albo wywożono ich pod Warszawę, gdzie następnie byli rozstrzeliwani, np. w Palmirach.
1 sierpnia 1944 roku o godzinie 17.00 wybuchło Powstanie Warszawskie. Co się wydarzyło później na terenie więzienia?
Według relacji Kirchnera na teren zakładu karnego weszło około 120 powstańców, wśród których byli i mężczyźni, i kobiety. Zajęli oni, między innymi, dom mieszkalny służby więziennej i drukarnię. Rozpoczął się ostrzał. Wymiana ognia trwała właściwie całą noc. Nad ranem 2 sierpnia powstańcy jednak musieli się wycofać. Nie zdołali opanować tego terenu. Gdyby udało się im zdobyć więzienie, byłby to dla nich doskonały nabytek. Obiekt z grubymi murami nadawałby się na fortyfikację, byłby idealny pod względem taktyczno-wojskowym.
Budynki mieszczące Areszt Śledczy przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. Widok budynków znad ogrodzenia. 1965-1969 rok. Fot. NAC
Pacyfikacja rozpoczęła się mniej więcej o godzinie 16.00. Z zeznań ocalałych więźniów wynika, że na początku z cel wyprowadzono około 50–60 osadzonych, którzy wykopali trzy doły o długości 25 m, głębokości 1 m i szerokości 2 m w pobliżu pawilonu X. Następnie zostali zamordowani nad tymi dołami strzałem w tył głowy. Tam też w taki sam sposób mordowano kolejnych więźniów. Gdy groby szybko stały się przepełnione, wyprowadzano skazańców na drugą stronę ul. Rakowieckiej i tam mordowano.
Rzeź na więziennym dziedzińcu była doskonale widoczna z okien cel. Jak zareagowali na nią obserwujący ją osadzeni?
Jedni zdecydowali się stawić czynny opór – walczyli z użyciem tego, czym dysponowali lub po prostu gołymi rękami. Drudzy spisywali na papierze swoje ostatnie myśli i żegnali się z bliskimi. Niektórzy targnęli się na swoje życie, bo nie chcieli wpaść w ręce Niemców. Na jednym z oddziałów więźniowie wybili za pomocą ciężkich ław drzwi cel i dziury w ścianach, a także podpalano sienniki, żeby odciąć Niemcom drogę.
Według relacji jednego z byłych osadzonych – Alfreda Łąpiesia – więźniowie uciekali przed esesmanami boso w całkowitych ciemnościach, trzymając się za ręce. Przedostali się na strych, a stamtąd przez świetliki na dach. Kiedy przemieszczali się po dachach, żołnierze niemieccy do nich strzelali, próbując oświetlić sobie cel za pomocą flar. Ale w nocy z 2 na 3 sierpnia padał ulewny deszcz i race gasły. Uciekinierzy szczęśliwie dali radę przejść po dachach w stronę Alei Niepodległości, a tam czekały już drabiny podstawione przez mieszkańców Mokotowa. Duża część zbiegłych więźniów przyłączyła się później do oddziałów powstańczych.
Ilu więźniów zginęło?
Od 16 do 21 kwietnia 1945 roku Czerwony Krzyż i zarząd miejski przeprowadziły ekshumację. Z dołów śmierci wydobyto około 700 ciał, 600 z nich to były zwłoki więźniów – można było ich rozpoznać po szarych uniformach więziennych. Pozostałe ciała należały do okolicznych mieszkańców Mokotowa, którzy byli rozstrzeliwani najpewniej na terenie więzienia od 3 do 5 sierpnia 1944 roku.
Czy winni masakry ponieśli jakieś konsekwencje i czy kary, które otrzymali, są adekwatne do skali tej zbrodni?
Moim zdaniem wyroki, które otrzymali, nie są adekwatne do popełnionych czynów. W 1978 roku przed sądem w Kolonii w Federalnej Republice Niemiec ruszył proces SS-Obersturmführera Martina Patza i po 15 miesiącach wydano wyrok. „Rzeźnik Mokotowa” został skazany na 9 lat więzienia, a jeden z jego pomocników otrzymał wyrok 4,5 roku.
Barbara Świtalska-Starzeńska – doktor historii, pracownik Działu Naukowego Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL
Cały wywiad będzie można przeczytać w najbliższym numerze kwartalnika „Polska Zbrojna. Historia”, który ukaże się we wrześniu.
autor zdjęć: Marta Smolańska (Biuro Poszukiwań i Identyfikacji IPN), IPN, NAC, arch. Barbary Świtalskiej-Starzeńskiej
komentarze