Dwaj niezidentyfikowani osobnicy z bronią – tzw. active shooters, czyli aktywni zabójcy – wdzierają się na teren kompleksu lotniskowego. Strzelają do każdego, kogo napotkają. Widząc wkraczające do akcji sekcje kompanii ochrony, ukrywają się w jednym z budynków bazy. Otoczeni, nie mają zamiaru się poddać i co chwila otwierają ogień. Przed „ochroniarzami” teraz trudne zadanie…
Ponieważ zagrożenie jest duże, nie można czekać na posiłki i negocjatorów. Do akcji wkracza zatem pluton z kompanii ochrony bazy. Pod osłoną przylegającego do budynku płotu żołnierze podchodzą pod obiekt i przystępują do szturmu, wchodząc przez drzwi i okna. Przez chwilę wewnątrz trwa walka, słychać strzały. Po minucie zapada cisza.
Wreszcie drzwi się otwierają i żołnierze wyprowadzają dwóch zamachowców oraz trzech innych ludzi. Czy są to ofiary ataku, czy osoby wspierające terrorystów – dopiero się okaże.
Kompania inna niż wszystkie
Opisany incydent wydarzył się na terenie zurbanizowanym wędrzyńskiego poligonu. Był to element szkolenia kompanii ochrony, która wchodzi w skład Komendy Obsługi Lotniska we Wrocławiu. Żołnierze tego pododdziału przez cały miniony tydzień trenowali w obiektach wędrzyńskiego ośrodka taktykę działań w mieście oraz walkę w budynkach.
– Specyfika naszej służby i naszego przeznaczenia wymusza na nas wyszkolenie na bardzo wysokim poziomie. Wiele szkoleń realizujemy ze wsparciem operatorów wojsk specjalnych i według ich wskazówek – mówi dowódca kompanii w stopniu kapitana. Oficer zaznacza przy tym, że on i jego podwładni muszą pozostać anonimowi. Dlaczego? O jakim pododdziale mowa? – Jesteśmy przygotowywani do ochrony jednej z największych w Europie Wschodniej amerykańskich lotniczych baz przeładunkowych, która powstaje we Wrocławiu – wyjaśnia kapitan. Jak dodaje, jego pododdział od typowych kompanii zmechanizowanych czy ochrony różni się tym, że jako jedyny w kraju zajmuje się ochroną infrastruktury lotniskowej w garnizonie oraz – w razie potrzeby – stref lądowania w rejonach kryzysu. Działa przy tym w sposób wysoko wyspecjalizowany, dostosowany do standardów NATO.
Realizacja: Bogusław Politowski, Paweł Sobkowicz/ ZbrojnaTV
To jednak nie wszystko. Żołnierze kompanii jako jedynej takiej jednostki w kraju są przygotowani do szybkiego przemieszczania się drogą powietrzną i organizowania ochrony lotnisk operacyjnych tworzonych w miejscach doraźnych, na terenach niebezpiecznych w strefach działań wojennych. Podczas szkolenia w Wędrzynie trenują właśnie działania tego typu, a ostatnio podobne zadania wykonywali na początku maja na poligonie drawskim w ramach międzynarodowych ćwiczeń „Swift Response ’24”.
Specyficzna kompania różni się od innych także wyposażeniem. Na co dzień użytkuje samochody osobowo-terenowe Ford Ranger i quady, ale są plany, że do wypełniania swoich zadań otrzyma kolejne pojazdy, w tym lekkie wozy opancerzone. W pododdziale docelowo będą sekcje strzelców wyborowych i operatorów dronów. – Bezzałogowce są nam niezbędne, ponieważ lotniska zajmują bardzo duże powierzchnie, a wgląd musimy mieć w każde miejsce takiego obszaru – informuje dowódca.
Niczym komandosi
Podczas tygodniowego pobytu na wędrzyńskim poligonie „ochroniarze” wiele czasu poświęcili także na zajęcia ogniowe. Nie były to jednak standardowe strzelania do tarcz, lecz tzw. strzelania sytuacyjne w ruchu. Ogień prowadzili m.in. w dwóch sekcjach w lesie oraz w otwartym terenie, gdzie razili cele z pojazdów i zza specjalnie przygotowanych ukryć na odległość od 100 do 350 metrów. – Dbamy o to, aby umiejętności strzeleckie każdego żołnierza były na najwyższym poziomie. Może się przecież wydarzyć, że na terenie ochranianego lotniska przyjdzie nam strzelać do terrorysty stojącego pomiędzy niewinnymi ludźmi lub wśród palet, na których jest niebezpieczny ładunek – wyjaśnia dowódca kompanii.
Oficer dodaje, że nie jest to żaden scenariusz rodem z filmów akcji. – W ostatnich latach na całym świecie, a także w Europie zdarzyło się kilka przypadków, gdy wśród ludzi zjawiał się nagle active shooter, który strzelał na oślep i zabijał kogo popadnie – argumentuje kapitan.
Jeden z dowódców drużyny w kompanii pełni służbę od trzech lat. Podkreśla, że jest zadowolony ze swoich podwładnych. – Kiedy przyszli do kompanii, byli zieleni. U nas od podstaw uczyli się taktyki, strzelania, działania w różnych warunkach. Uważam, że obecnie swoimi umiejętnościami przewyższają kolegów służących w innych jednostkach wojskowych – mówi. – Ponieważ kompleksy lotniskowe to nie tylko pasy startowe, lecz także wiele zabudowań, musimy doskonale poznać taktykę działań w obszarach zabudowanych i czarną taktykę, czyli prowadzenie walki w zabudowaniach – dopowiada. Przyznaje, że jego podwładni mają świadomość, iż aby dobrze poznać ten rodzaj działań, potrzeba wielu intensywnych treningów, aby osiągnąć mistrzostwo.
Jeden z wartowników – szeregowy – w kompanii służy od dwóch lat. Nie ukrywa, że służba w takim specyficznym pododdziale jest trudna i wymagająca. Wyrwanie się z cyklu wart i szkolenie poligonowe jest, jak mówi, formą odreagowania psychicznego. – Jesteśmy zgrani i bardzo dobrze wyszkoleni. Jeżeli zostaniemy wyposażeni w trochę lepszy sprzęt, ludzie w bazie lotniskowej będą mogli pracować spokojniej, wiedząc, że są dobrze ochraniani – stwierdza żołnierz.
W oczekiwaniu na realizację programu „Szpej”
Dowódca drużyny oraz wartownik nie ukrywają, że mimo dużego zaangażowania i specyfiki pododdziału oni i pozostali żołnierze borykają się z niedoborem dobrej jakości wyposażenia osobistego. – Sami zaopatrujemy się między innymi w pasy taktyczne, dobrej jakości okulary i rękawiczki. Czekamy także na nowe, porządne hełmy. Pod te, które mamy, bardzo trudno jest założyć na przykład aktywne ochronniki słuchu. To jest szczególnie potrzebne, gdy strzelamy w budynkach. Wkładanie stoperów do uszu mija się z celem, ponieważ wówczas się nie słyszymy, nie rozumiemy wydawanych komend – wyjaśniają.
Podoficer przyznaje, że żołnierze liczą na to, iż po zapowiedziach resortu obrony o dobrym wyposażeniu indywidualnym wszystko się zmieni i dostaną oporządzenie w jakości, która będzie ich zadowalała.
Nietypowa struktura i program szkolenia
Kompania, mimo że jest szczególną jednostką, ma typową strukturę organizacyjną. Aby dostosować wyszkolenie jej żołnierzy do specyfiki zadań, dowództwo pododdziału pod nadzorem Komendy Obsługi Lotniska opracowało specjalny program szkolenia dla swojego pododdziału, który czeka obecnie na zatwierdzenie. – Dotychczas kompania szkoliła się według standardowego planu, który został opracowany dawno temu dla typowych kompanii ochrony. Program ten w czasie zajęć musiał być w wielu punktach modernizowany i zmieniany, ponieważ w żaden sposób nie pasował do naszych zadań – mówi ppłk Karol Bibik, komendant KOL Wrocław, i dodaje, że wynika to również z potrzeb osiągnięcia kompatybilności z pododdziałami Security Force US Air Force, odpowiedzialnymi za ochronę baz lotniczych USAF. Nie ma także pododdziału ochrony, który szkoli się wspólnie z operatorami wojsk specjalnych, szturmanami wojsk powietrznodesantowych czy lotnikami, np. z działań na lotniskach operacyjnych czy w zakresie ochrony statków powietrznych.
Kompanię zaczęto formować trzy lata temu. Obecnie na wrocławskim lotnisku wojskowym jest tworzony drugi taki pododdział. W związku z tym Komenda Obsługi Lotniska poszukuje do swoich szeregów nowych żołnierzy – ambitnych, dyspozycyjnych, sprawnych fizycznie. Zachętą może być możliwość ciekawej służby, a także to, że pododdziały te kilka razy w roku wyjeżdżają na obozy kondycyjne. Odbywają się one w górach – w wojskowych ośrodkach szkoleniowych w Dusznikach-Zdroju i w Tatrach.
autor zdjęć: Bogusław Politowski
komentarze