Walczył w kilku wojnach i stał się bohaterem trzech narodów. To właśnie on położył podwaliny pod polskie wojska rakietowe. Józef Bem urodził się 14 marca 1794 roku pod Tarnowem. Do historii przeszedł jako utalentowany generał i świetny strateg, ale przede wszystkim był wojownikiem owładniętym myślą o wolnej Polsce.
Bem jako dowódca armii siedmiogrodzkiej namalowany przez węgierskiego artystę Józsefa Tyrolera.
Pierwszy kontakt z nim nader często okazywał się rozczarowujący. Ferenc Pulszky, węgierski polityk, pisał, że Bem za sprawą swojej fizjonomii sprawia wrażenie „wysłużonego kondotiera”. Nicolae Balcescu, rumuński działacz niepodległościowy, podejrzewał go o fałsz: „Ma drobne oczka i uśmiecha się bez ustanku. Ciągle mówi, że nie zajmuje się polityką, ale jestem pewien, że ukrywa ważne plany”. Sandor Teleki, naczelnik wojskowy okręgu Kövar, ze strony słynnego wodza nie doczekał się nawet wystudiowanej grzeczności: „Stał przede mną malutki homunculus o niepozornym wyglądzie, z zadartym nosem, nabrzmiałymi ustami, przystrzyżonym wąsem, brodą, która od dawna już zapewne nie widziała brzytwy (…). Lekko kulejąc, ruszył niezdecydowanym krokiem w moją stronę i zapytał skrzekliwym głosem: »Kto pan jest? Czym pan jest? I po co pan tu jest?«. Takimi »uprzejmymi słowy« przyjął mnie mój przyszły generał”.
Bem bywał kłótliwy i nieuprzejmy, od czasu do czasu ponosiła go ambicja. Ale nawet najwięksi wrogowie musieli przyznać jedno: ten Polak jak mało kto potrafił poukładać sobie wojsko. Oficerowie mu ufali, szeregowi żołnierze darzyli szacunkiem – choćby za to, że potrafił przymknąć oko na ich grzeszki, a jeśli zaszła taka potrzeba, spał z nimi na gołej ziemi. Kiedy był jeszcze nieopierzonym porucznikiem, jeden z jego dowódców miał powiedzieć: „Jeśli ten chłopak za młodu nie skręci karku, zajdzie wysoko”. Zaszedł.
Rakiety dla armii
Józef Bem urodził się 14 marca 1794 roku w Tarnowie. Jego ojciec był adwokatem, ale niebawem przeniósł się na podkrakowską wieś, by tam zarządzać świeżo nabytym majątkiem. Kiedy Józef skończył 15 lat, rodzice umieścili go w Korpusie Kadetów, a potem w prestiżowej Szkole Aplikacyjnej Artylerii i Inżynierii. Tam Bem zainteresował się techniką wojskową. W kolejnych latach pochłoną go doświadczenia związane z tak zwanymi racami kongrewskimi. Z jego inicjatywy w armii Królestwa Polskiego powstanie specjalny oddział wyposażony w przenośne wyrzutnie rakiet. Ale to później. Na razie Bem pilnie się uczy i chłonie coraz bardziej gorące wydarzenia polityczne. W Europie trwa era napoleońska. Na ziemiach wydartych zaborcom Francuzi tworzą Księstwo Warszawskie i rozbudzają polskie nadzieje na odzyskanie dopiero co utraconego państwa.
W 1812 roku Bem wyrusza na swoją pierwszą wojnę. U boku Francuzów bije się z Rosją. „Już wtedy cechowała go śmiałość, granicząca z nieodpowiedzialnością – pisze biograf generała Istvan Kovacs – (…) znajdując się w straży przedniej w pobliżu Rygi, zaatakował ze swoimi dwudziestoma artylerzystami siedemdziesięcioosobowy wrogi posterunek. Zdobył pięćdziesięciu jeńców. „Nagrodą” był areszt... za złamanie dyscypliny”. Podczas kampanii Bem wziął jeszcze udział w obronie oblężonego Gdańska, wojnę zaś zakończył z Krzyżem Kawalerskim Legii Honorowej na piersi, ale szczęśliwy być nie mógł. Napoleon poniósł klęskę, nadzieje Polaków na niepodległe państwo zgasły.
Przez kilka kolejnych lat Bem krążył między rodzinnym majątkiem a Warszawą, gdzie służył w armii zależnego od Rosji Królestwa Polskiego. I przynajmniej dwukrotnie popadł w poważne kłopoty. Najpierw w 1822 roku, kiedy to został aresztowany za przynależność do Wolnomularstwa Narodowego, tajnej organizacji założonej przez Waleriana Łukasińskiego. Długoletniego więzienia zdołał uniknąć tylko dzięki protekcji gen. Piotra Bontempsa, dowódcy Korpusu Rakietników. Mógł nawet wrócić do służby. Tyle że już cztery lata później sam złożył podanie o dymisję. Był to ruch wyprzedzający. Dowodzący armią książę Konstanty ponownie zaczął tropić niegdysiejsze powiązania swoich oficerów z Łukasińskim. Obawiał się wybuchu powstania „[Bem] dymisję otrzymał prędko, już 29 stycznia (…) wielki książę nazbyt był podówczas zaangażowany ważnymi sprawami państwowymi, by zabawiać się zwykłymi szykanami” – pisze inna biografka generała, Jadwiga Chudzikowska. Bem wyjechał z Królestwa Polskiego. A miesiąc później w armii ruszyły czystki.
Tajemnica pewnego spóźnienia
26 maja 1831 roku Ostrołęka stała w ogniu. Kłęby gęstego dymu nawiewane nad pole bitwy utrudniały oddychanie. Polska jazda próbowała szarżować, ale została rozbita. O piątej po południu Rosjanie wprowadzili do walki świeże oddziały piechoty. Sytuacja stawała się krytyczna. Bem pojawił się u naczelnego wodza tuż przed zachodem słońca. Poprosił o zgodę na użycie konnej artylerii. Pomysł karkołomny, ale innego wyjścia chyba nie było. Zgodę dostał. „Bateria ruszyła z miejsca – relacjonował kpt. Michał Modzelewski. – Tyralierzy moskiewscy w nogi, nasi za nimi”. Wkrótce Rosjanie uciekli za rzekę. Bem triumfował. Polacy co prawda starcia pod Ostrołęką nie wygrali, ale mogli się bezpiecznie wycofać. Armia uniknęła ostatecznej klęski.
W ten sposób Bem odniósł swój największy sukces podczas powstania listopadowego. Po bitwie otrzymał awans na stopień generała brygady, Krzyż Złoty Virtuti Militari, przylgnęło też do niego miano „Krwawa gwiazda Ostrołęki”. Bem ledwie trzy miesiące wcześniej porzucił domowe pielesze, przywdział mundur i znalazł się w centrum zainteresowania. Już wkrótce jednak jego dobry nastrój po raz kolejny miał zostać zmącony.
W początkach września 1831 roku potężna armia dowodzona przez Iwana Paskiewicza podeszła pod Warszawę. Wówczas Bem był już dowódcą całej polskiej artylerii. Brał bezpośredni udział w naradach sztabu powstańczego, dostał też zadanie urządzenia punktów obserwacyjnych. Kiedy jednak 6 września o świcie Paskiewicz zaatakował polskie pozycje na Woli, artylerzyści Bema nie zareagowali odpowiednio szybko. Dlaczego tak się stało? Według Istvana Kovacsa sam generał nigdy nie potrafił tego przekonująco wytłumaczyć. Wokół incydentu przez lata narosły legendy. Według jednej z nich generał został omyłkowo zatrzaśnięty w wieży kościoła ewangelickiego, gdzie mieścił się jeden z punktów obserwacyjnych. Sam Bem wskazywał na wadliwy obieg informacji.
Generał Józef Bem podczas bitwy o Sybin przedstawiony na panoramie.
Artyleria ostatecznie włączyła się do walki. Według historyków sprawiła się nieźle. Roman Łoś pisał nawet, że w „bitwie warszawskiej żaden z dowódców korpusów ani dywizji nie dorównał Bemowi odwagą i zdolnościami organizacyjnymi w kierowaniu bitwą”. Ale ani domniemane błędy, ani faktyczne zasługi generała nie mogły odwrócić losów starcia. Warszawa padła, klęską zakończyło się samo powstanie. Bem ze swoimi wojskami zdołał wycofać się do Prus. Stamtąd przedostał się do Paryża, dokąd stopniowo zaczął ściągać podległych mu żołnierzy. Roił o budowie polskich legionów. Wkrótce zderzył się jednak z panującą na emigracji atmosferą swarów i wzajemnych animozji.
Wiosna Ojczulka
„Traktowałem ich jak uliczników” – rzucił do jednego ze swoich znajomych Bem. Uwaga dotyczyła Komitetu Narodowego Polskiego, emigracyjnej organizacji, która powstała w Paryżu pod przewodnictwem Joachima Lelewela. Generał szybko poróżnił się z jej działaczami. Nie spodobał mu się sposób wydatkowania pieniędzy, które udało się pozyskać od Francuzów. Bem chciał, by zostały przeznaczone na sprowadzenie jego żołnierzy, Lelewel postanowił wydać je na bieżącą działalność komitetu. Wzajemne tarcia nabrzmiały w takim stopniu, że pewnego dnia zwolennicy KNP postanowili wyzwać go na pojedynek. W sumie było ich trzydziestu. „Miał się zmierzyć ze wszystkimi po kolei” – opisywał Kovacs. Generał wyzwanie jednak zignorował. Wolał narazić się na zarzut tchórzostwa, niż „oddać życie tak tanio”.
Bem zbliżył się do stronnictwa księcia Adama Jerzego Czartoryskiego, wkrótce też wdał się w kolejną awanturę. Wyruszył na wojnę domową do Portugalii, gdzie chciał formować polski legion. Przyczyny tego ruchu Kovacs tłumaczy dwojako. Po pierwsze, generał zakładał, że każdy, nawet pomniejszy konflikt lokalny może się przerodzić w ogólnoeuropejską wojnę, która przyniesie Rzeczypospolitej upragnioną wolność. Po drugie, należy dbać, by polscy żołnierze „nie wyszli z wprawy”. Eskapada, jak pisze biograf, zakończyła się jednak dla Bema totalną kompromitacją. Zanim dotarł na Półwysep Iberyjski, Dom Pedrowi, po którego stronie miał walczyć, udało się zająć Lizbonę. Bem przestał więc być potrzebny. Portugalski rząd zaczął go ignorować, a generał, poruszony tym do głębi, wyzwał na pojedynek jednego z królewskich ministrów. Portugalczycy postanowili wydalić go z kraju, tyle że Bem przywitał wysłanych po niego żołnierzy z pistoletem i szablą w dłoni. Ostatecznie wylądował w słynnej wieży Belem. Poważną plamę na życiorysie zdołał zmyć dopiero kilka lat później.
W 1848 roku w Europie rozgorzała Wiosna Ludów. Wystąpienia społeczne i narodowościowe zachwiały w posadach między innymi monarchią austriacką. Bem po raz kolejny zwietrzył szansę dla Polski. W październiku pojawił się w Wiedniu. Trwająca tam antycesarska rewolta była poważnie zagrożona. Ku miastu ściągała wierna Habsburgom armia. Bem, choć nigdy nie otrzymał oficjalnej nominacji, faktycznie objął przywództwo zrywu. W miarę możliwości zorganizował znajdujące się w rozsypce oddziały, które jednak w starciu z regularnym wojskiem nie miały szans. Tym bardziej że nie doczekały się spodziewanej odsieczy ze strony Węgrów. Wiedeń padł, Bem zaś w przebraniu woźnicy, z fałszywymi dokumentami, przedarł się do pobliskiej Bratysławy. W grudniu 1848 roku Lajos Kossuth, przywódca węgierskiego powstania, powierzył mu dowództwo armii walczącej w Siedmiogrodzie i Banacie. Kolejne miesiące przyniosły Bemowi pasmo sukcesów. Pobił Austriaków w kilkunastu bitwach, zdobył między innymi Sybin i Braszów. Wraz z kolejnymi sukcesami rosła jego legenda. Wysłannik węgierskich władz Laszlo Csanyi donosił Kossuthowi: „Wyobraź sobie, że pewnego razu Bem zdzielił szpicrutą Polaków służących w armii austriackiej i klnąc po polsku wołał: „Wy niedorajdy, czy wam nie wstyd walczyć przeciwko mnie? I nikt do niego nie strzelił. Kazał sobie odciąć [zraniony] palec i nic sobie z tego nie robi!”. Węgrzy zaczęli o nim mówić „Bem Apo” – „Ojczulek Bem”. Do marca jego wojska wyzwoliły cały Siedmiogród. Coraz częstsze były pogłoski, że Bem obejmie w prowincji władzę. Szczęśliwa karta rychło się jednak odwróciła. Kossuth odesłał Bema na zasłużony wypoczynek. W tym czasie Austriacy poprosili o pomoc Rosjan i wspólnie uderzyli na powstańców. Kossuth zdążył jeszcze mianować Bema głównodowodzącym armii węgierskiej, ale losów wojny odwrócić nie zdołał. Sam wraz ze swoimi żołnierzami wylądował w Turcji.
Twarzą do Mekki
Większość czasu spędzał na ganku swojego domu. Popijał herbatę, spoglądał na rozciągające się wokół skaliste pustkowie, rozmyślał. Ożywił się tylko raz – gdy w październiku 1850 roku pod mury Aleppo podeszli zbuntowani Arabowie, a przerażony dowódca miejscowego garnizonu na moment dał mu wolną rękę, by uciec spod topora. Bem był w swoim żywiole. Pognał buntowników, a potem znów oddał się codziennej wegetacji.
Po klęsce powstania węgierskiego liczył jeszcze, że uda mu się zrealizować odwieczne marzenie o polskim legionie. Tym razem wojsko pod jego dowództwem miałoby się bić z Rosją u boku Imperium Osmańskiego. Był nawet gotów zmienić religię. Aby służyć w tureckiej armii, przeszedł na islam i przyjął imię Murad Pasza. Tyle że Osmanowie dogadali się z Rosją, a Bema wysłali na krańce imperium – aż do Syrii. Czy czuł się przegrany? Możliwe. Pewnego dnia podczas rozmowy z jednym ze współpracowników westchnął: „Ja już Polski nie zbawię”. Z drugiej strony robił, co mógł. I żył tak, że niejeden mógłby mu tego pozazdrościć.
Józef Bem zmarł 10 grudnia 1850 roku. Został pochowany w myśl zasad nowej religii. Jego ciało żałobnicy owinęli w białą szatę i ułożyli twarzą do Mekki. W dwudziestoleciu międzywojennym szczątki generała zostały ekshumowane i przewiezione do Polski. Bem spoczął w specjalnie zbudowanym mauzoleum w rodzinnym Tarnowie.
Podczas pisania korzystałem z: Istvan Kovacs, „Józef Bem. Bohater wiecznych nadziei”, Warszawa 2002; Jadwiga Chudzikowska, „Generał Bem”, Warszawa 1990; Wiesław Fijałkowski, „Śladami generała Bema”, Warszawa 1988.
autor zdjęć: Wikipedia
komentarze