Chińczycy pretendują do pierwszeństwa w podboju przestworzy, o czym świadczy choćby obchodzone od niepamiętnych czasów Święto Latawca. Jednak śmiercionośne aparaty cięższe od powietrza wzniosły się w Państwie Środka później niż w Europie. Przebieg podniebnych walk po inwazji Japonii na Chiny opisuje Jakub Polit w najnowszym numerze kwartalnika „Polska Zbrojna. Historia”.
Myśliwiec „Zero” swą reputację wyjątkowo skutecznej i morderczej broni zyskał już podczas wojny z Chinami. Na zdjęciu A6M3 model 22. Domena publiczna
W 1913 roku francuskie Caudrony w chińskich barwach wykonały loty zwiadowcze nad zrewoltowaną Mongolią Wewnętrzną; pilotowali je wyszkoleni przez rodaków Moliera absolwenci młodziutkiej Szkoły Lotniczej Nanyuan. W roku następnym płatowiec z doraźnie zamontowanym karabinem maszynowym ostrzelał rebeliantów z na poły bandyckiego Ruchu Białego Wilka (Bai Lang). W sierpniu 1917 roku maszyny Republiki Chińskiej zaatakowały w Pekinie wojska generała Zhang Xuna, wodza efemerycznej monarchicznej restauracji. Ucierpiała podobno część murów opasujących Zakazane Miasto. Dla pilotów raczkującej jeszcze, proklamowanej w 1911 roku Republiki był to debiut bojowy, ale cały epizod miał wiele cech farsy.
Podczas dalszych lat wojny domowej, która po 1911 roku praktycznie nigdy nie wygasła, huk lotniczych motorów stał się częściej słyszalny, zwłaszcza gdy Związek Sowiecki zaczął wspomagać swych chińskich sojuszników przywożonymi w częściach samolotami. Lotnictwo służyło przede wszystkim do celów rozpoznawczych. Jeśli w Europie wpływ uderzeń z powietrza ograniczał się głównie do sfery morale, to w Chinach było gorzej. W dobie walk między tak zwanymi warlordami (1916–1928) na widok samolotów żołnierze często wychodzili z okopów, by przyjrzeć się cudacznym, wedle nich, maszynom. Fragmenty bomb lotniczych zachowywano niejednokrotnie jako pamiątki.
Europejskie „smoki latające”
Przełomem było przejęcie władzy przez Kuomintang w 1928 roku. Jego faktyczny szef, generał Czang Kaj-szek, choć swe wykształcenie wojskowe odebrał w Japonii jeszcze w epoce przedlotniczej, potrafił docenić znaczenie wynalazku braci Wright. „W porównaniu z samolotem – napisał w 1938 roku – inne bronie, takie jak karabiny, kawaleria, pistolety, działa, wydają się tak stare i powolne, jak starożytne tępe miecze. […] Swą siłę ukazują tylko na polu bitwy, podczas gdy samolot dolatuje do najistotniejszych obszarów nieprzyjaciela, dokonując dzieła zniszczenia. […] Bez obrony powietrznej nie ma obrony narodowej”.
Choć za kraj dysponujący najsilniejszym lotnictwem Czang uważał Francję (u progu lat trzydziestych nie był to pogląd odosobniony), swe oferty władzom Republiki przedstawiali głównie wszystkim Anglosasi i Włosi. Faszystowska Italia uzyskała początkowo przewagę nie tylko dzięki sławie tamtejszych lotników, którzy ówcześnie pobili wiele rekordów w długości i wysokości lotu, ale także ponieważ Mussolini godził się przeznaczyć na cele szkoleniowe włoski udział w tak zwanej kontrybucji bokserskiej, haraczu płaconym mocarstwom za chiński bunt wzniecony jeszcze za czasów cesarstwa. Spore znaczenie miał fakt, że faszyści, w przeciwieństwie do demokratów, nie mieli nic przeciw temu, by Missione Aeronautica Italiana in Cina uczestniczyła w częstych w Krainie Smoka walkach wewnętrznych, a to przeciw zbuntowanym warlordom, a to przeciw komunistom. W latach 1933–1937 podwładni pułkownika Alberto Lordiego wznieśli w Nanchangu (prowincja Jiangxi) lotnisko i fabrykę remontującą płatowce dostarczane przez firmy FIAT, Breda, Caproni i Savoia-Marchetti. W Luoyangu (prowincja Henan) otwarto szkołę lotniczą, Chińczyków wysłano na szkolenie w Neapolu. Choć często mówi się inaczej, Włosi dokonali sporo. Żona Czanga, Song Meiling, dziękowała następcy Lordiego, Silviu Scaroniemu za jego „niezachwianą lojalność” i „odwagę w zwalczaniu nieudolności i głupoty”. Ale konflikt włosko-etiopski, w którym Republika poparła napadniętych, a zwłaszcza postępujące zbliżenie między Rzymem i Tokio – zmusiły Włochów do pakowania walizek.
Odprawa japońskich lotników biorących udział w nalocie na Nankin, wrzesień 1937. Fot. NAC
Na placu pozostali Anglosasi, zresztą rywalizujący między sobą. Spierano się też o doktrynę. Amerykański pułkownik John Jouett, którego ekipa stworzyła szkołę lotniczą w Hangzhou, stawiał na lotnictwo myśliwskie. Tymczasem Liu Kaipu, absolwent japońskich uczelni wojskowych i wyznawca modnej wtedy doktryny Giulia Douheta, zalecał rządowi nabywanie ciężkich bombowców.
Drapieżniki z Kraju Kwitnącej Wiśni
W chwili inwazji japońskiej w lipcu 1937 roku lotnictwo Republiki Chińskiej dysponowało 609 maszynami, spośród których tylko 250 nadawało się do walki, resztę stanowiły samoloty szkolne. Wśród dominujących bombowców było 40 Northropów Grumman, 19 Curtiss Shrike’ów, 56 Voughtów O2U Corsair, 121 Douglasów O-2MC, 6 ciężkich bombowców Savoia S 72, 6 Heinkli 111 i 6 Martinów 139. Flotyllę myśliwską stanowiło 96 dwupłatów Curtiss Hawk II oraz III, 8 Fiatów CR 32 i 10 Boeingów 281. Wobec rozmiarów Chin były to oczywiście siły więcej niż skromne, ale nie musiały stać na z góry skazanej pozycji. (Przypomnieć można, że posiadające tylko 146 maszyn lotnictwo fińskie zadało podczas wojny zimowej znaczne straty Sowietom). W dodatku wokół Szanghaju, gdzie od lipca do sierpnia 1937 roku toczyły się najcięższe walki, Japończycy dysponować mogli tylko relatywnie nielicznymi samolotami operującymi z lotniskowców. Potem wsparły je mogące przebywać nad celem tylko przez krótki czas bombowce startujące z Ōmury na wyspie Kiusiu oraz z Tajwanu.
Chińskie próby uderzenia na cesarskie okręty kotwiczące na rzece Jangcy, a potem wysadzające desanty przyniosły jednak rozczarowanie. Wyszkoleni do wspierania wielkich operacji lądowych lotnicy nie mogli skutecznie wspomagać piechoty walczącej w plątaninie ulic olbrzymiej metropolii. Stało się jasne, że bez specjalnego szkolenia precyzyjne trafienie w stosunkowo niewielki cel (jak pancernik japoński „Izumo”) jest skrajnie trudne, w cel manewrujący zaś – właściwie niemożliwe. Wedle obserwatorów brytyjskich Chińczykom nie brakowało odwagi, ale komunikacja między samolotami a siłami lądowymi była „bardzo zła”.
Przybycie wielkich lotniskowców cesarskiej Trzeciej Floty i wysadzenie dwóch wielkich desantów w dniach 22 sierpnia i 5 listopada, pozwalających na operowanie z prowizorycznych polowych lotnisk, przesądziło o wyniku walk. Były one jednak zaciekłe. W dokonanych 14 sierpnia nalotach na Guangde oraz na chińską szkołę lotniczą w Hangzhou Chińczycy strącili trzy maszyny ze Wschodzącym Słońcem, a jedną ciężko uszkodzili; w dodatku niski poziom chmur spowodował, że straty od bomb były niewielkie. Nazajutrz w walkach nad chińską stolicą Nankinem Hawki zniszczyły cztery japońskie bombowce, zmuszając pozostałe do ucieczki do tymczasowej bazy na wyspie Czedżu. 16 sierpnia startująca z Taihoku (dziś Tajpej) Grupa Lotnicza Kanoya straciła jeszcze więcej maszyn w nalocie na Yangzhou; wśród poległych był dowódca, Nitta Schin’ichi. Z kolei operująca z Ōmury 1 Połączona Grupa Lotnicza w ciągu pierwszych trzech dni walki postradała połowę bombowców. Do 10 listopada straty agresora wynieść miały 94 maszyny. Dowództwo japońskie popełniło sporo błędów, trudnych wszakże do uniknięcia, bo – abstrahując od mało przydatnych doświadczeń hiszpańskiej wojny domowej – było prekursorem w prowadzeniu w powietrzu walk na taką skalę. Wierząc w wywody Giulia Douheta, że „bombowiec zawsze przejdzie”, wysyłano maszyny bez eskorty. Co gorsza, operowano pojedynczymi kluczami (shōtai), liczącymi najwyżej po trzy płatowce, co utrudniało po ataku formowanie większych grup mogących się osłaniać ogniem. Wreszcie nowoczesne, wielkie, dwusilnikowe bombowce Mitsubishi G3M okazały się, także z powodu ilości zabieranego paliwa, latającymi beczkami z benzyną, niesłychanie podatnymi na ostrzał Hawków dysponujących karabinami maszynowymi 7,92 i 12,7 mm.
Sowiecki wiatr
Jednak choć w powietrzu „straty były ciężkie po obu stronach, to Chińczycy nie mogli uzupełniać maszyn, które stracili”. 3 listopada Republice pozostały tylko 42 samoloty, z których ledwie 14 nadawało się do akcji. Oznaczałoby to zupełną anihilację jej sił lotniczych, gdyby nie pomoc sowiecka. Układ z Moskwą z 21 sierpnia 1937 roku, formalnie będący tylko paktem o nieagresji, w rzeczywistości zapewnił Chinom potężne materiałowe wsparcie. W wystosowanym do Czang Kaj-szeka odręcznym liście Stalin, mając nadzieję na utopienie japońskiej potęgi w chińskim trzęsawisku, obiecał kredyty, uczestniczących w walkach doradców, armaty i samoloty, „życząc Panu, Pańskim mężnym wojskom i Pańskiej ojczyźnie całkowitego zwycięstwa”. W latach 1937–1941 (choć główny strumień pomocy wysechł w znacznej mierze już w 1940) Sowieci dostarczyli do Chin blisko 900 samolotów, w tym 318 bombowców i 543 myśliwce. Te ostatnie – Polikarpowy I-15 (Czajki) i I-16 (Iszaczki) – były nie gorsze od analogicznych samolotów japońskich i miały opancerzone kabiny. Natomiast dwusilnikowe bombowce Tupolew SB-2 (czterosilnikowych gigantów TB-3 przybyło tylko kilka) prześcigały wszystkie cesarskie maszyny, nie tylko bombowe, ale i myśliwskie.
W toczonych w 1938 roku ciężkich walkach o Chiny Środkowe strona broniąca się, zgodnie z ówczesnymi doktrynami lotniczymi (także sowiecką), wykorzystywała lotnictwo głównie jako wsparcie wojsk lądowych. Japończycy mieli nieco inną wizję, dokonując dalekosiężnych nalotów na Wuhan, wówczas stolicę rządu Czang Kaj- -szeka, a także na Kanton. Oba miasta padły w październiku i listopadzie, na początku 1939 roku zaś Chińczykom pozostało zaledwie sto sprawnych maszyn, które desperacko starano się użyć do uderzeń odwetowych. W walkach (do roku 1940 włącznie) zginęło 236 pilotów sowieckich, w tym (w marcu 1939 roku) bohater Związku Sowieckiego, szczycący się (podobno) ośmioma zestrzeleniami Anton Gubenko.
Propaganda japońska nagłaśniała sowiecki udział, akcentując, że przeciwnikami lotników cesarza są bolszewicy. W istocie ciężar walk spoczywał na pilotach chińskich. Miano asa (pięć zestrzeleń lub więcej) zyskało czternastu z nich. Najskuteczniejszy okazał się Liu Zhesheng, latający na Hawku III i na (tak samo dwupłatowym) I-15bis. Uzyskał dziewięć strąceń (wedle innych źródeł dziesięć) i (ustanowiony 15 maja 1938 roku) Order Dziewięciu Gwiazd, najwyższe lotnicze odznaczenie Republiki. Za nim uplasowali się, każdy z ośmioma strąceniami, Kao You-hsin, Tan Kun i Wang Guangfu. Ich japońscy przeciwnicy mieli większe osiągnięcia. Latający zwykle po wypiciu czegoś mocniejszego (!) Sadaaki Akamatsu miał mieć w Chinach jedenaście zestrzeleń (szesnaście kolejnych zaliczył potem na Pacyfiku), a kontrowersyjny i owiany legendą Tetsuzo Iwamoto (niektórzy autorzy przypisują mu 216 zwycięstw w latach 1938-1945) – czternaście. Przewaga japońska wynikała nie tylko z rosnącej od 1940 roku jakości maszyn i liczby tychże w powietrzu. W Republice Chińskiej, podobnie jak w krajach zachodnich, piloci, którzy stali się celebrytami, otrzymywali zwykle awanse, które wyłączały ich z walk. Liu Zhesheng po odniesieniu ostatniego zwycięstwa 16 czerwca 1940 roku został dowódcą dywizjonu; inni często mieli służyć ojczyźnie jako lotniczy attaché lub szkoleniowcy. Spośród wymienionych asów tylko Wang Guangfu (zresztą po dwuletniej przerwie) miał pod koniec wojny zasiąść za sterami amerykańskich Curtissów P-40 i Mustangów. Natomiast Japończycy – którym notabene nie przyznawano odznaczeń innych niż za udział w kampaniach – latali do ostatniego alarmu bojowego.
Śmiercionośne Zera
Poniechawszy od 1939 roku wielkich ofensyw (prócz incydentalnych rajdów niszczycielskich), lotnictwo cesarskie skoncentrowało się na dywanowych nalotach na Chongqing, ostatnią stolicę walczących Chin i symbol oporu Republiki. Było to przedsięwzięcie trudne logistycznie. Dwusilnikowe bombowce (zwykle Mitsubishi G3M i Mitsubishi Ki-21) lecieć musiały w obie strony po siedem godzin, najczęściej na wysokości 9 tys. metrów, na której niehermetyzowane kabiny pokrywał szron i lód. Ratunkiem – ale nie na zmęczenie – była nowość w postaci ogrzewanych elektrycznie kurtek. Wedle niepełnych statystyk doszło do 268 rajdów na Chongqing, absorbujących jednorazowo do 150 maszyn. Tylko jeden z nich, rozpoczęty o świcie 4 maja 1939 roku, zabił co najmniej 3 tys. cywilów i uczynił bezdomnymi dalsze 200 tys. „Linie trumien stoją ciągle przed każdym stosem gruzów” – pisała Song Meiling; jej mąż Czang Kaj-szek orzekł, że „jest to dzieło szaleńców”. Oburzony przywódca Republiki pod wpływem swego nowego amerykańskiego doradcy, teksaskiego pułkownika Claire’a Lee Chennaulta, nakazał „poczynienie przygotowań do bombardowania Wysp Japońskich”. Lecz do tego celu, teoretycznie wykonalnego, potrzebne byłyby dostawy samolotów – i to, jak domagał się Czang, sławnych już amerykańskich „Latających Fortec” B-17. Dużo wcześniej, 19 maja 1938 roku, dwa Martiny B-10 z białymi słońcami Kuomintangu na skrzydłach rozrzuciły ulotki nad Nagasaki, Fukuoką, Kurume oraz Sagą. Operacja, zaplanowana przez kapitana Xu Huangshenga, ukazać miała możliwości chińskich skrzydeł, ale bomb nie zrzucano, nie chcąc drażnić europejskiej i amerykańskiej opinii publicznej.
Najgorsze miało jednak dopiero nadejść. Sowieccy doradcy i ochotnicy, którym wdzięczność jednak się należała, znikali już od czasu paktu Hitler-Stalin, a ostatecznie mieli odejść po sowiecko-japońskim „pakcie o neutralności” z kwietnia 1940 roku. Walczący w skrajnym osamotnieniu piloci chińscy po próbach lądowania w polu lub ze spadochronem narażeni byli na zlinczowanie ze strony zrozpaczonej ludności, przekonanej, że w powietrzu są już tylko Japończycy. Prawdziwy koszmar rozpoczął się jednak wraz z pojawieniem się w Chinach niezrównanych myśliwców Mitsubishi A6M Reisen, zwanych (od końcowych cyfr roku produkcji, będącego 2600 rokiem Imperium Japońskiego) „Zerami”. 13 września 1940 roku trzynaście „Zer” osłaniających 27 bombowców rozbiło w puch broniące Chongqingu 34 myśliwce chińskie. Po krótszej niż półgodzinnej walce 27 maszyn ze słońcami Kuomintangu strącono, podczas gdy wszystkie „Zera” (acz cztery uszkodzone) wróciły do bazy w Wuhanie. 14 marca 1941 roku nad Chengdu, drugim co do wielkości miastem Wolnych Chin, supermyśliwce dokonały masakry resztek tamtejszych sił lotniczych Republiki. W płomieniach runęły sowieckie maszyny asów; kapitana Cen Zeliu, weterana jeszcze znad Szanghaju; Johna Huanga Xinrui, zwanego „Buffalo” (amerykańskiego Chińczyka, wychowanego w Los Angeles) i kapitana Lin Henga – brata pierwszej Chinki wykonującej zawód architekta, Lin Huiyin znanej jako Phyllis Lin. „Bracie – napisała Huiyin – nasza epoka dała ci proste wezwanie, a ty odpowiedziałeś. Twoje absolutne a proste bohaterstwo jest jej symbolem”.
Jesienią 1941 roku trzon cesarskich sił lotniczych zaczął być jednak wycofywany z Chin. Rozpoczynał się zupełnie nowy rozdział wojny.
Źródła cytatów:
R. Cheung, Aces of the Republic of China Air Force, Oxford, New York 2015. China (Strategy and Tactics), The National Archives (London), AIR 40/342. H. Kuromiya, Stalin, Japan, and the Struggle for Supremacy over China, 1894–1945, London, New York 2023. L.T. Li, Madame Chiang Kai-shek, New York 2006, s. 152. Kwong Chi Man, Debating „Douhetism”: Competing Airpower Theories in Republican China, 1928–1941, „War in History”, Vol. XXVIII, No. 1, 2012. S. Scaroni, Missione Militare Aeronautica in Cina, Maggio 1970. M. Xin, Brief Cooperation: Relations between Fascist Italy and Nationalist China (1931–1937), Firenze 2017, doktorat obroniony na L’Universita degli studi di Firenze, s. 126, https://flore.unifi.it/handle/ 2158/1079359 [20 grudnia 2022].
autor zdjęć: Narodowe Archiwum Cyfrowe
komentarze