Transfer nowoczesnych technologii może być dla nas ogromną szansą na rozwój. Nie raz pokazaliśmy, że jesteśmy gotowi na każde wyzwanie, które stawia przed nami wojsko. Taka jest nasza misja. Razem wzmacniamy poczucie bezpieczeństwa Polaków i naszą Ojczyznę – mówi Sebastian Chwałek, prezes Polskiej Grupy Zbrojeniowej.
W Wojsku Polskim rozpoczęto w ostatnich latach wiele programów modernizacji technicznej. Część powierzono Polskiej Grupie Zbrojeniowej, na przykład ten, który dotyczy nowego bojowego wozu piechoty Borsuk. Podpisano już umowę ramową, a kiedy zostanie zawarta pierwsza umowa wykonawcza?
Sebastian Chwałek: Myślę, że jeszcze w tym roku, po przekazaniu siłom zbrojnym do rozszerzonych testów pierwszych czterech przedprodukcyjnych BWP-ów, które zostały zaprezentowane podczas defilady 15 sierpnia w Warszawie. 2023 z pewnością będzie rokiem Borsuka. Dodam, że umowa ramowa dotycząca 1400 tych pojazdów, w tym ponad tysiąca w wersji bojowej, nie będzie ostatnią, gdyż rozbudowywane wojska lądowe będą potrzebowały więcej borsuków.
Czy liczycie się z koniecznością dokonania modyfikacji konstrukcji zasugerowanych po testach przez wojsko?
Oczywiście, że tak. W trakcie produkcji będziemy wprowadzać w pojeździe modyfikacje na podstawie opinii i sugestii użytkujących go żołnierzy. Bez względu na to, jak skonfigurujemy program badań i prób poligonowych, w znalezieniu elementów wymagających poprawek i tak najbardziej pomocna jest eksploatacja sprzętu w jednostkach. Aczkolwiek uważam, że Borsuk został dopracowany i należy do najbardziej zaawansowanych konstrukcji w swej kategorii na świecie.
Kiedy zatem pojazd zostanie zaprezentowany potencjalnym klientom za granicą?
Borsuk może stać się w przyszłości naszym ważnym produktem eksportowym, ale możliwość jego szerszego pokazania podczas zagranicznych targów i wystaw pojawi się dopiero, gdy rozpocznie się produkcja seryjna i będzie dostępnych więcej egzemplarzy. Dodam, że już pojawiły się sygnały z różnych krajów, w tym europejskich, o zainteresowaniu tym wozem. Naszym priorytetem teraz jest jednak dostarczanie borsuków polskim siłom zbrojnym.
W sierpniu tego roku podpisana została umowa ramowa na kilkaset ciężkich bojowych wozów piechoty. Na jakim etapie jest projekt większego „kuzyna” Borsuka?
Zadeklarowaliśmy, że demonstrator ciężkiego bojowego wozu piechoty pokażemy do końca tego roku. Ten projekt będzie realizowany szybciej niż Borsuk, ponieważ w pojeździe zostanie wykorzystane istniejące już, choć zmodyfikowane, podwozie Kraba. Konieczne stanie się oczywiście wzmocnienie jego ochrony balistycznej, szczególnie podłogi. Zapadła też decyzja o osadzeniu na nim naszej bezzałogowej wieży ZSSW. Projektujemy poza tym lżejszą wieżę, której część wrażliwych podzespołów zostanie umieszczona wewnątrz kadłuba.
Jeżeli chodzi o Borsuka, to jesteśmy już na ostatniej prostej do uruchomienia produkcji, ale potrzebny jest też następca kołowego transportera opancerzonego Rosomak. Czy zdecydujemy się na współpracę z innym zagranicznym partnerem niż fińska Patria?
Istnieją różne opcje, ale myślę, że po 20 latach produkcji i modernizacji KTO Rosomak, opracowywaniu jego wersji specjalistycznych, polski przemysł zbrojeniowy zdobył na tyle dużo doświadczeń, że może pokusić się o samodzielne zaprojektowanie nowego transportera. Potwierdzeniem tego może być chociażby stworzenie Rosomaka z wydłużonym kadłubem. Poza tym dlaczego nie moglibyśmy opracować nowego KTO, skoro stworzyliśmy o wiele bardziej skomplikowany gąsienicowy BWP? Podczas pracy nad Borsukiem zyskaliśmy wiele doświadczeń, m.in. w projektowaniu podwozia o wysokiej odporności na wybuchy.
PGZ rozszerza też swą ofertę lekkich pojazdów. W Autosanie jest produkowany wóz opancerzony Waran, a teraz pojawił się kolejny projekt.
Reagujemy na sygnały ze strony wojska, że potrzebuje pojazdów taktycznych w układzie 4 × 4, które mają być lżejsze od kilkunastotonowego Warana, o masie 6–8 t. Docelowo w Polsce zostanie uruchomiona produkcja południowokoreańskiego wozu KLTV. PGZ będzie miała prawa do jego modernizacji i modyfikacji na potrzeby wersji specjalistycznych.
Od ponad roku w publicznym dyskursie pojawiają się obawy o przyszłość samobieżnych armatohaubic Krab. Czy ich produkcja będzie kontynuowana?
Nigdy nie było planu zakończenia produkcji krabów. Najlepszym tego potwierdzeniem jest lipcowa zapowiedź premiera Mateusza Morawieckiego, że powstanie zupełnie nowa linia produkcyjna armatohaubicy w Zakładach Mechanicznych „Bumar-Łabędy” w Gliwicach. Zdecydowaliśmy się na drugą linię poza Stalową Wolą, gdyż naszym celem jest dostarczenie siłom zbrojnym dużej liczby tych dział, a usytuowanie zakładu w zachodniej części kraju zwiększa bezpieczeństwo produkcji w razie potencjalnego konfliktu. Poza tym użycie armatohaubic Krab przez Ukraińców w wojnie z Rosją potwierdziło, że jest to wyjątkowo dobra konstrukcja, mająca potencjał eksportowy. Warunki terenowe i klimatyczne, w jakich działają tam nasze kraby, są trudniejsze niż w Polsce.
Czy nie ma zagrożenia, że zagraniczni dostawcy zastosowanych w krabach komponentów będą blokować eksport naszych armatohaubic, gdyż mają podobne produkty?
Sądzę, że nie ma takiego zagrożenia. Po pierwsze, kraby to mocno spolonizowana konstrukcja. Po drugie, już teraz podpisaliśmy kontrakt eksportowy z Ukrainą i myślę, że kolejne umowy z zagranicznymi kontrahentami są dopiero przed nami.
Co dalej z programem kołowej armatohaubicy Kryl?
Wszystko zależy od stanowiska sił zbrojnych, a te wyraźnie preferują w artylerii lufowej systemy gąsienicowe. Projekt Kryla został odłożony, ale nie ma sygnału, aby go zarzucono. Wiemy, że zmieniły się oczekiwania wojska, więc chcielibyśmy zmodyfikować ten system, wykorzystując podwozie w układzie 8 × 8. Konflikt w Ukrainie potwierdza, że kołowe samobieżne armatohaubice mogą być skuteczne.
W mediach pojawiają się sprzeczne informacje dotyczące produkcji w Polsce czołgów K2. Jaki będzie zakres ich polonizacji?
Jestem sceptyczny wobec upubliczniania czegoś, co nie zostało ostatecznie zatwierdzone. Szczegóły dotyczące krajowej wersji czołgu zostaną uzgodnione przez stworzone przez PGZ konsorcjum podczas negocjacji pierwszej umowy wykonawczej na K2PL, które rozpoczną się niebawem. W jej ramach zostanie uruchomiona produkcja krajowa czołgów, a nie ich montaż. Będą zatem spawane wieże i korpusy, mamy wytwarzać lufy, komponenty podwozia i automaty ładowania.
Czy będziemy musieli importować silniki do tych czołgów?
Niestety w Polsce nikt nie produkuje silników do pojazdów wojskowych. Jako PGZ chcemy to zmienić. Najłatwiej uruchomić montownie i do tego jesteśmy przygotowani. Potem, poprzez rozbudowę kompetencji, doszlibyśmy do produkcji komponentów i samego silnika. Pozostaje kwestia wyboru, jakie silniki chcemy wytwarzać w kraju. Być może czołgowe, w które wyposażano by też inne ciężkie pojazdy – rozmawialiśmy już o tym z naszymi południowokoreańskimi partnerami. Inną opcją jest jednostka napędowa dla kołowych pojazdów opancerzonych. Jednak decyzja, w którym kierunku powinniśmy pójść, należy do naszych właścicieli, gdyż uruchomienie produkcji silników wymaga dużych inwestycji.
Ostatnie miesiące potwierdziły wagę obrony powietrznej. Jak przebiega kluczowy w niej program „Narew”?
Została już podpisana umowa ramowa, która zakłada dostawy zestawów rakietowych wyposażonych w polskie komponenty. Docelowo przeznaczona dla Narwi rakieta CAMM-ER o zwiększonym zasięgu ma być produkowana w kraju. Negocjowany jest transfer technologii, który rozpocznie się po zawarciu umów międzyrządowych i przemysłowych. Równocześnie prowadzone są rozmowy na temat umowy wykonawczej na Narew.
Realizacja tego programu będzie ułatwiona, ponieważ kilka istotnych dla niego komponentów już opracowano i wdrożono. Doświadczenie w integracji elementów dostarczonych przez MBDA z naszymi rozwiązaniami zdobyliśmy, wykonując bardzo szybko zamówienie na Małą Narew. Uruchomiono też program „Pilica+”, czyli doposażenie naszych zestawów artyleryjsko-rakietowych Pilica w wyrzutnie z rakietami CAMM.
Wojna rosyjsko-ukraińska, a wcześniej epidemia COVID-19 unaoczniły znaczenie krajowej produkcji strategicznych komponentów. W jaki sposób chcecie ograniczyć uzależnienie od importu?
Zamierzamy m.in. rozpocząć własną produkcję elementów amunicji artyleryjskiej, które pozyskujemy od zagranicznych dostawców. Jednym z nich są ładunki miotające. Dużo szybciej, niż zakładaliśmy, musi być zrealizowany projekt wznowienia krajowej produkcji nitrocelulozy, którą zakończono w 2014 roku. Linia produkcyjna znajdująca się w Pionkach została wtedy zezłomowana. Wzrost zapotrzebowania na amunicję sprawił, że pojawiły się niedobory nitrocelulozy na rynku w skali globalnej. Z poszerzeniem możliwości produkcyjnych powiązane są nowe inwestycje, które realizujemy w różnych lokalizacjach, m.in. Poznaniu, Gdyni, Pionkach, Skarżysku-Kamiennej czy Stalowej Woli.
W czerwcu PGZ uczestniczyła w Brukseli w zorganizowanym przez NATO spotkaniu kluczowych firm sektora obronnego poświęconym kwestiom zwiększenia produkcji amunicji artyleryjskiej. Jaka może być wasza rola w tym projekcie?
PGZ jest postrzegana jako jeden z największych uczestników tego projektu, jeśli chodzi o kontrakty na dostawy amunicji w Europie. Możemy też zyskać unijne środki finansowe na modernizację zakładów amunicyjnych i zwiększenie ich zdolności produkcyjnych. O pieniądze i umowy zabiegają firmy z wielu państw, stąd moim zdaniem pojawienie się w mediach artykułów przedstawiających w negatywnym świetle niektórych z polskich producentów nie było przypadkowe.
Nowe inwestycje wymagają nie tylko pieniędzy, lecz także wysoko wykwalifikowanych pracowników.
Mamy tego świadomość i dlatego rozwijamy współpracę ze szkołami wyższymi, uniwersytetami i politechnikami, wspieramy wybrane kierunki kształcenia, także w szkołach zawodowych i klasach profilowanych, oraz oferujemy staże. Takich umów zawarliśmy około 20. W ostatnim czasie zintensyfikowaliśmy współpracę na nowych polach z Akademią Marynarki Wojennej. Jej kontakty ze Stocznią Marynarki Wojennej i Ośrodkiem Badawczo-Rozwojowym Centrum Techniki Morskiej są bardzo intensywne i już prowadzimy wspólne prace nie tylko z myślą o rynku wojskowym.
Tymczasem wojna rosyjsko-ukraińska spowodowała przyspieszenie wymiany w Wojsku Polskim posowieckich systemów uzbrojenia, przekazane Kijowowi czołgi T-72 zastępujemy amerykańskimi abramsami i południowokoreańskimi K2. Czy wielkie wsparcie sprzętowe dla Ukrainy oznacza koniec planów modernizacji posowieckiej broni w Polsce?
W kwestii modernizacji uzbrojenia kluczowe jest stanowisko MON-u, Sztabu Generalnego WP i dowództw sił zbrojnych. Skoro zamawiamy duże ilości nowoczesnego zachodniego sprzętu, kosztowne inwestycje w nieperspektywiczne systemy posowieckie nie mają sensu, przynajmniej w naszych siłach zbrojnych. Możliwe jest zaś oferowanie ich modernizacji zagranicznym użytkownikom, którym nie po drodze z Rosją. Musimy zabezpieczyć też eksploatację starego sprzętu do czasu jego wymiany, np. w wojsku jest nadal dużo czołgów PT-91, a to, jak długo będą użytkowane, zależy od tempa dostaw ich następców. Dlatego uważam, że nasze kompetencje w obszarze systemów posowieckich przez jakiś czas będą potrzebne i na pewno je utrzymamy.
Jak wygląda zaangażowanie PGZ-etu we wsparcie Ukrainy?
W przypadku nowego sprzętu przyspieszyliśmy, w stosunku do pierwotnego harmonogramu, z dostawami krabów. Strona ukraińska zna naszą ofertę i terminy dostaw. Realizacja innych projektów zależy od tego, jak szybko zostaną zabezpieczone na nie środki finansowe, które pochodzą od zagranicznych donatorów.
Jako PGZ zapewniamy też serwis zarówno tego sprzętu, który sprzedaliśmy, jak i przekazanego przez państwo polskie. Nie jest tajemnicą, że wysłaliśmy do Ukrainy dużą liczbę T-72 i teraz uszkodzone na froncie pojazdy wracają do remontu. Rozpoczęliśmy już naprawy czołgów Leopard 2, ale ich wykonanie zależeć będzie od tego, czy Niemcy jako ich producent wywiążą się ze zobowiązań w sprawie dostaw części, zwłaszcza tych, na które ich firmy mają wyłączność. Zawarliśmy też umowę na remonty w ZM „Bumar-Łabędy” ukraińskich T-64. Jednocześnie rozbudowujemy nasze kompetencje na terenie Ukrainy, gdzie mamy spółkę PGZ Serwis Orel. Jej pracownicy naprawiają sprzęt – nie tylko kraby – w bezpośredniej bliskości z linią frontu. Dzięki ich zaangażowaniu i doświadczeniu udaje się przeprowadzić wiele napraw szybko i sprawnie, bez konieczności długotrwałego wyłączenia sprzętu z walki. Nikt oprócz nas nie zdecydował się na taką formę wparcia, bezpośrednio przy linii frontu. Strona ukraińska bardzo to docenia i wielokrotnie nam za to dziękowała.
Jak ocenia Pan wpływ wojny za naszą wschodnią granicą na rynek zbrojeniowy?
Moim zdaniem zmieniło się myślenie przywódców europejskich, światowych o bezpieczeństwie. Decyzje o zamówieniach na potrzeby sił zbrojnych zapadają dzisiaj szybciej. Nowe podejście ułatwia rozwój przemysłu obronnego, bo umożliwia długofalowe planowanie.
Jakie są z tym związane szanse, ale też być może zagrożenia dla PGZ-etu?
Nowe podejście do kwestii bezpieczeństwa to ogólna zgoda na zwiększenie nakładów na obronność. Stąd też powszechna akceptacja ustawy o obronie ojczyzny i nowych sposobów finansowania armii, których beneficjentem jest również krajowy przemysł obronny. Zagrożeniem, jeśli tak można to ująć, może być dużo większa liczba zamówień eksportowych niż bieżące możliwości produkcyjne naszej branży. Ale tu, znowu, transfer nowoczesnych technologii może być dla nas ogromną szansą na rozwój. Nie raz pokazaliśmy, że jesteśmy gotowi na każde wyzwanie, które stawia przed nami wojsko. Taka jest nasza misja. Razem wzmacniamy poczucie bezpieczeństwa Polaków i naszą Ojczyznę.
autor zdjęć: PGZ, HSW
komentarze