Premier Kosowa Albin Kurti otrzymał 16 czerwca list z prośbą o deeskalację napięć na północy Kosowa. List skierowali do niego prezydent Francji Emmanuel Macron, kanclerz Niemiec Olaf Scholz i premier Włoch Giorgia Meloni. To znak, że sytuacja w Kosowie nadal jest poważna.
List Macrona, Scholza i Meloni trzeba odczytywać jako formę dyplomatycznego nacisku na kosowski rząd, co wynika z obaw, jakie kwestia Kosowa od pewnego czasu budzi w unijnych stolicach. A jest się czym niepokoić, problemów w tej bałkańskiej republice bowiem już od dłuższego czasu nie brakuje, napięć zaś – mimo wysiłków zachodniej dyplomacji – nie udaje się obniżyć. Sam list jest kolejnym kamyczkiem do ogródka władz kosowskich, dwa dni wcześniej bowiem unijni urzędnicy ogłosili, że są gotowi wprowadzić względem Prisztiny restrykcje, jeśli władze nie poczynią konkretnych kroków na rzecz uspokojenia sytuacji. Restrykcje mają polegać m.in. na zawieszeniu spotkań dwustronnych na wysokim szczeblu oraz zastopowaniu unijnego wsparcia finansowego dla Kosowa. Podjęcie podobnych środków zapowiedziały także Stany Zjednoczone. Efekt jest już widoczny: premier Albanii Edi Rama odwołał zaplanowane na połowę czerwca spotkanie z Kurtim w ramach dorocznego posiedzenia rządów dwu sąsiednich albańskojęzycznych państw: Albanii i Kosowa. Zdarzyło się to po raz pierwszy w historii.
Burmistrzowie i policjanci
Wszystkie te środki mają bezpośredni związek z mocno napiętą w ostatnim czasie sytuacją w Kosowie. Dotychczasowe starania wspólnoty międzynarodowej, naciski i rozmowy nie przynoszą żadnych pozytywnych efektów – wręcz przeciwnie, można odnieść wrażenie, że położenie z tygodnia na tydzień robi się coraz bardziej problematyczne. Powodem są kontrowersyjne decyzje władz kosowskich, ale także incydenty, do jakich co i rusz dochodzi w północnej części Kosowa.
Głośno jest obecnie o zatrzymaniu 14 czerwca przez serbskie służby trzech kosowskich policjantów, którzy jakoby nielegalnie wkroczyli na terytorium Serbii. Z kolei według władz kosowskich policjanci zostali „porwani”, i to z terenów Kosowa. Niewiele wcześniej protesty wywołało zatrzymanie przez policję w Mitrovicy Serba, członka tzw. obrony cywilnej, a w nocy z 15 na 16 czerwca – najpewniej w proteście – posterunki policyjne w Północnej Mitrovicy i miejscowości Zvečan zostały obrzucone granatami hukowymi.
To jednak i tak drobiazgi w porównaniu z zasadniczym problemem, jakim są jednostronne decyzje Albina Kurtiego i konsekwentnie wprowadzany przez niego w życie plan podporządkowania Prisztinie północnego Kosowa. Warto przypomnieć: w czterech gminach na północy Kosowa, gdzie większość stanowią Serbowie, pod koniec maja stanowiska burmistrzów objęli etniczni Albańczycy. Najpierw (19 maja) w Północnej Mitrovicy, kilka dni później zaś w Leposaviciu, Zvečanie i Zubin Potoku. Wszyscy wyłonieni w przedterminowych wyborach przeprowadzonych 23 kwietnia.
Miejscowi Serbowie zorganizowali protesty, próbowali blokować budynki urzędów, by albańscy burmistrzowie nie mogli do nich wejść. Wtedy Albin Kurti zdecydował o wysłaniu przeciwko protestującym kosowskiej policji, przed urzędami zaś zamiast flag serbskich wywieszono kosowskie, co doprowadziło Serbów do pasji. Doszło do zamieszek. Sytuację próbowały tonować siły pokojowe KFOR-u, to jednak nie powstrzymało przemocy: w stronę mundurowych poleciały kamienie i koktajle Mołotowa. Serbowie twierdzili później, że tylko się bronili, gdyż kosowska policja zastosowała gaz łzawiący i granaty hukowe. Poszkodowanych zostało około 40 żołnierzy sił KFOR-u oraz ponad 50 uczestniczących w protestach Serbów.
Od tego czasu sytuacja w północnym Kosowie pozostaje napięta. Prezydent Serbii Aleksandar Vučić podniósł gotowość bojową armii serbskiej, skierował także oddziały w pobliże granicy z Kosowem. Z kolei szefostwo NATO zdecydowało o wzmocnieniu liczącego około 3,8 tys. żołnierzy kontyngentu sił pokojowych KFOR-u. Batalion wojsk tureckich przybył do Kosowa w początkach czerwca.
Polityczne igranie z ogniem
Kosowo jest – niestety – prawdziwym węzłem gordyjskim polityki światowej. Kolejne podejmowane przez dyplomatów unijnych i amerykańskich próby wypracowania między zwaśnionymi stronami trwałego porozumienia nieuchronnie kończą się kolejną awanturą. Powodem są ogromna nieufność, która istnieje między Serbami i Albańczykami, pokłady wzajemnej niechęci i uprzedzeń – ale prawda jest też taka, że sprawa ta często bywa rozgrywana przez polityków z obydwu stron barykady dla własnych korzyści. Rezultatem jest stan chronicznego kryzysu.
Wiec protestacyjny przed ratuszem w mieście Zvecan w północnym Kosowie, 31 maja 2023 r. Setki etnicznych Serbów zaczęło gromadzić się przed ratuszem, próbując przejąć biura jednego z nich gmin, w których burmistrzowie pochodzenia albańskiego objęli swoje stanowiska w zeszłym tygodniu. Fot. Bojan Slavkovic/ AP Photo/ East News
A zatem – po pierwsze, wybory. Albańscy burmistrzowie rzeczywiście wygrali przedterminowe wybory, przeprowadzone w północnych gminach Kosowa 23 kwietnia. Ale faktem jest też i to, że wybory te – przeprowadzone jedynie na terenach zamieszkanych w dominującej większości przez Serbów – Serbowie gremialnie zbojkotowali. Według oficjalnych danych, podanych przez kosowską komisję wyborczą, w głosowaniu wzięło udział... 13 Serbów. 13! I to na terenie, gdzie Serbowie stanowią większość. Czy można się zatem dziwić, że Petar Petković, szef departamentu ds. Kosowa i Metochii przy serbskim rządzie, grzmiał: „Na północy Kosowa Serbowie stanowią 98% mieszkańców, a do urn poszło ich zaledwie 13, czyli 0,029 uprawnionych. To nie były żadne legalne wybory!”.
Zresztą, po drugie, same wybory rozpisano dlatego, że w początkach listopada 2022 roku Serbowie pełniący funkcje w urzędach miejskich, samorządach lokalnych, sądach i policji masowo rzucali kwitami i podawali się do dymisji. Chcieli w ten sposób wyrazić swoją dezaprobatę dla działań kosowskiego rządu – na czele którego stoi obecnie Albin Kurti – a jednocześnie wymusić na nim decyzje dotyczące utworzenia tzw. Związku Gmin Serbskich.
Postulaty te, po trzecie, rząd w Prisztinie konsekwentnie ignorował, próbując zrealizować własną wizję Kosowa jako państwa unitarnego i kierowanego centralnie. Sam postulat utworzenia Związku Gmin Serbskich został sformułowany już w 2013 roku i zapisany jest w tzw. porozumieniu brukselskim. W zamierzeniu miała to być możliwie najbardziej autonomiczna wspólnota tych obszarów na terenie Kosowa, w których dominują Serbowie. Prisztina projekt ten jednak konsekwentnie odrzuca, uważając, że stanowi poważne zagrożenie dla suwerenności republiki i integralności terytorialnej Kosowa.
Po czwarte, wyników kwietniowych wyborów Serbowie nie uznali, stwierdzając, że głosowanie nie było ani demokratyczne, ani uczciwe. Stąd też biorą się oskarżenia, formułowane przez Serbów wobec instytucji międzynarodowych, w tym dyplomacji unijnej, która pośredniczy w rozmowach między Serbami a kosowskimi Albańczykami. Petković podsumował to, mówiąc: „To hańba dla Albina Kurtiego, ale także dla tej części społeczności międzynarodowej, która poparła te kadłubowe wybory!”.
Albin Kurti, po piąte, próbuje przeforsować własną wizję Kosowa, nie wahając się przed podejmowaniem kontrowersyjnych decyzji. A taką właśnie było uznanie wyników kwietniowego głosowania, które Serbowie zbojkotowali. Albański polityk i historyk Paskal Milo, w przeszłości minister spraw zagranicznych Albanii, w wywiadzie dla serwisu Euronews Albania zauważył, że Kurti być może celowo prowadzi do silnej polaryzacji społeczeństwa Kosowa, ponieważ konfrontacja z Serbami jest mu na rękę. Odwraca bowiem uwagę wyborców od rzeczywistych problemów republiki a w szczególności – od problematycznej dla rządu kosowskiego sprawy Związku Gmin Serbskich.
Według Paskala Milo Kurti będzie musiał ustąpić, a następnie przedstawić plan utworzenia Związku Gmin Serbskich. Najpewniej taki plan nie zadowoli jednak ani wspólnoty międzynarodowej, ani Serbów, wywoła zaś niezadowolenie w samym Kosowie, przede wszystkim wśród wyborców Kurtiego. Aby więc uniknąć tej sytuacji, kosowski premier zdecydował się na eskalację konfliktu z Serbami. „Dla Albina Kurtiego to polityczna gra, ale to może być igranie z ogniem”, konkludował Milo.
Konieczny krok w tył
Mimo wszystko wydaje się, że Kurti nie ma szerokiego pola manewru, będzie musiał siąść do stołu rokowań, podjąć rozmowy z Serbami i wypracować jakąś formę kompromisu. Akcentował to Josep Borrell, unijny przedstawiciel ds. zagranicznych i polityki bezpieczeństwa, mówiąc, że utworzenie w Kosowie Związku Gmin Serbskich (a to na obecnym etapie konfliktu między Belgradem a Prisztiną główny postulat Serbów) jest koniecznością. Potrzebę wprowadzenia rozwiązań, które uwzględnią głos kosowskich Serbów, akcentują także inni dyplomaci zachodni, w tym m.in. specjalny przedstawiciel UE ds. dialogu między Belgradem a Prisztiną Miroslav Lajčák czy specjalny wysłannik Stanów Zjednoczonych ds. Bałkanów Zachodnich Gabriel Escobar. W związku z tym Kurti najpewniej będzie musiał wykonać krok w tył, anulować kontrowersyjne decyzje, odwołać albańskich burmistrzów i przeprowadzić w północnym Kosowie ponowne, tym razem demokratyczne, wybory z udziałem ludności serbskiej.
To dla kosowskiego premiera, który słynie z bezkompromisowych decyzji, krok bardzo trudny, dlatego 13 czerwca, po spotkaniu z przedstawicielami tzw. kwinty (to potoczne określenie pięciu dużych państw członkowskich NATO: Stanów Zjednoczonych, Francji, Włoch, Niemiec i Wielkiej Brytanii), Kurti wykonał unik: wysunął mianowicie własny plan obniżenia napięcia w Kosowie. Planu tego jednak praktycznie nikt nie uznał za poważną propozycję, więcej nawet – dyplomaci zachodni ocenili go jako próbę odwrócenia uwagi i przeciągania konfliktu. W najbliższych dniach może zatem się okazać, czy zapowiedziane przez Unię Europejską i Stany Zjednoczone sankcje – w tym szczególnie kłopotliwe dla Prisztiny zamrożenie funduszów unijnych – skłonią Kurtiego do ustępstw, czy też wybierze on drogę dalszej eskalacji napięcia. Wtedy jednak konsekwencje mogą być trudne do przewidzenia. Miejmy jednak nadzieję, że rozsądek zwycięży.
autor zdjęć: Bojan Slavkovic/ AP Photo/ East News
komentarze