Dumne hasło Legii Cudzoziemskiej: „Legio Patria Nostra” nie było jedynie propagandowym sloganem. Od samego początku istnienia Legia stała się także „ojczyzną” dla Polaków, którzy z różnych powodów musieli opuścić kraj. Było ich momentami tak wielu, że wśród legionistów innych narodowości krążyło żartobliwe powiedzenie, iż „służą w polsko-francuskiej Legii Cudzoziemskiej”.
Oddział Legii Cudzoziemskiej w miejscowości Sidi Bel Abbès w Algierii, lata trzydzieste XX w.
Jednym z najsłynniejszych legionistów o polskich korzeniach był syn cesarza Napoleona Bonaparte i Marii Walewskiej, hrabia Aleksander Florian Józef Colonna-Walewski. Ten bohater powstania listopadowego i dyplomata zabiegający w Europie Zachodniej o sprawę polską, po klęsce w 1831 roku pozostał we Francji. Zanim jednak otrzymał francuskie obywatelstwo, musiał rok odsłużyć w cudzoziemskim regimencie walczącym z Berberami w Algierii. I tak miał więcej szczęścia od większości swych rodaków, gdyż służbę w Legii Cudzoziemskiej rozpoczynał od stopnia kapitana i często był wysyłany na misje dyplomatyczne na dwory algierskich władców. Omijało go więc nierzadko to, co było chlebem powszednim zwykłych legionistów – długie marsze w żarze afrykańskiego słońca i krwawe walki na pustyni. Gdyż drugie zawołanie po „Legio Patria Nostra” od samego początku Legii Cudzoziemskiej brzmiało: „Maszeruj albo zdychaj!” i również nie było w nim żadnej przesady…
Legię Cudzoziemską (La Légion Étrangère) powołał do życia swymi ordonansami z 9 i 10 marca 1831 roku król Ludwik Filip I. W ten sposób chciał wesprzeć swą Armię Afrykańską, która podbijała kolejne obszary Afryki Północnej (zwłaszcza Algierii), a zarazem pozbyć się ze swego królestwa licznych i uciążliwych uchodźców politycznych – w tym uciekających z Polski przed gniewem cara powstańców listopadowych. Nowa formacja miała składać się wyłącznie z najemnych obcokrajowców, przy dopuszczeniu Francuzów do kadry oficerskiej. Żołnierzy grupowano w odrębnych batalionach narodowych zorganizowanych na modłę francuskiej piechoty liniowej: osiem 112-osobowych kompanii. Ochotnicy podpisujący kontrakt na trzy–pięć lat musieli mieć skończone osiemnaście lat, a nie przekraczać czterdziestu, i co najmniej 155 cm wzrostu. Wszystko to zobowiązani byli potwierdzić metryką urodzenia, musieli także wykazać się dobrym zdrowiem i charakterem (potwierdzonym świadectwem moralności!). Ponadto artykuł 1 ordonansu królewskiego mówił: „Zezwala się sformować w granicach Królestwa Legię Cudzoziemską, ta jednak będzie mogła zostać użyta tylko poza kontynentalnym terytorium Królestwa”. Ten przepis, jak i wszystkie powyższe szybko zostały zweryfikowane. Najpierw odstąpiono od świadectwa moralności, następnie zezwolono na anonimowość rekrutów, mieszaninę narodowości, a gdy wymagała tego wojna – machano ręką i na warunki fizyczne; jednocześnie utrwaliło się wydawanie komend wyłącznie w języku francuskim. Tak więc artykuł 1 stał się tylko teorią, gdy na przykład rzucono Legię do krwawego tłumienia Komuny Paryskiej…
Zanim to jednak nastąpiło, Legia umacniała francuskie władztwo w północnoafrykańskim Maghrebie, walcząc od 1833 roku przede wszystkim z wojowniczym plemieniem algierskich Kabylów. To tutaj legioniści, motywowani do walki drakońskimi karami, w morderczym żarze pustynnego słońca ukuli słynne powiedzenie: Marche ou crève! – „Maszeruj albo zdychaj!”. W 1843 roku po zdobyciu kabylskiej twierdzy Sidi Bel Abbès powstały w niej pierwsze koszary Legii, a z czasem stała się ona „stolicą” (nazywaną oficjalnie bazą-matką) francuskiej Legii Cudzoziemskiej i była nią aż do 1962 roku, gdy Algieria odzyskała niepodległość. W latach czterdziestych XIX wieku wprowadzono też na umundurowanie białe kepi, które jednak zostało symbolem Legii dopiero po zakończeniu II wojny światowej.
Legionista Zygmunt Jatczak na okręcie w Adenie, kwiecień 1952.
Od Hiszpanii po Krym
Oprócz wojen w Afryce Północnej, Legia od 1835 roku zmuszona była wziąć udział w wojnie domowej w Hiszpanii. Wtedy Ludwik Filip sprzedał większość swych cudzoziemskich oddziałów za 80 tys. franków w złocie królowej-regentce Marii Krystynie, która sprawując regencję nad córką Izabelą, walczyła z pretendentem do tronu hiszpańskiego Don Carlosem, bratem jej zmarłego męża Ferdynanda VII. W tym konflikcie szerzej słyszy się o Polakach legionistach walczących po stronie krystynasów – przede wszystkim o pułku polskich lansjerów Legii podpułkownika Henryka Krajewskiego. Polscy lansjerzy odznaczyli się w dwóch krwawych bitwach. Mianowicie 26 kwietnia 1836 roku pod Tirapegui w Kraju Basków kontrnatarcie szwadronów Krajewskiego wsparte artylerią powstrzymało atak kilku tysięcy karlistowskich kawalerzystów. Do drugiego starcia z udziałem Polaków doszło w wąwozie koło Zubiri 1 sierpnia 1836 roku, gdy swą szarżą przełamali nieprzyjacielską obronę i wdarli się w głąb płaskowyżu. Mimo tych sukcesów oddziały Legii w Hiszpanii wykrwawiły się w kolejnych bitwach i potyczkach i do 1838 roku praktycznie przestały istnieć. 16 listopada 1835 roku król Francuzów pod naciskiem dowództwa w Algierii powołał nową Legię Cudzoziemską, w której z miejsca znaleźli się też polscy rekruci. Między innymi na przykładzie fizyliera Jana Staniewicza (zaciąg do Legii z 1844) i fizyliera Aleksandra Matusiewicza (zaciąg 1847) możemy stwierdzić, że polscy ochotnicy musieli ukrywać swe sympatie polityczne, gdyż obaj wymienieni żołnierze zostali skreśleni z ewidencji Legii i odesłani do Europy po tym, jak zadeklarowali chęć udziału w rewolucyjnych wydarzeniach Wiosny Ludów.
Legia, a co za tym idzie służący w niej Polacy, wzięła też udział w wojnie krymskiej (1853–1856), włoskiej wojnie wyzwoleńczej (1859) i w meksykańskiej awanturze cesarza Napoleona III (1861–1867). Z tą ostatnią związane jest święto Legii Cudzoziemskiej obchodzone 30 kwietnia. W tym dniu 1863 roku 3 kompania Legii – 62 żołnierzy i trzech oficerów – pod dowództwem jednorękiego kapitana Jeana Danjou stawiła w ruinach hacjendy Camerone (hiszp. Camarón) zażarty opór dwutysięcznej armii meksykańskiej. Bitwę przeżyli jedynie ranny podporucznik Maudet i trzech legionistów, ale Legia okryła się wielką sławą. Wśród poległych bohaterów znaleźli się sierżant Morzycki oraz legioniści Bogucki i Górski.
Legioniści w polskich szeregach
Po wybuchu powstania styczniowego wielu weteranów afrykańskich, krymskich czy meksykańskich kampanii Legii postanowiło wspomóc sprawę narodową i czynnie włączyło się do powstania. Okazało się wtedy, że ich doświadczenie w walce z algierskimi Kabylami i taktyka stosowana tam przez Legię znakomicie nadają się do działań partyzanckich, jakie wymusiła walka z przeważającymi siłami armii carskiej. Trzeba tutaj wymienić między innymi takich dowódców „partii partyzanckich”, jak Edmund Callier (w szeregach Legii brał udział w wojnie krymskiej), naczelnik mazowieckich sił zbrojnych; Aleksander Matuszewicz (kampanie w Algierii i wojna krymska), dowódca dywizjonu konnego, na czele którego 12 września 1863 roku pobił znacznie liczniejsze roty carskie pod Lutomierskiem; Jan Staniewicz (ps. Stanisław Pisarski, żołnierz Legii północnoafrykańskiej), wojskowy naczelnik powiatu szawelskiego; Paweł Gąsowski „Pawełek” – ten były oficer rosyjski tym się różni od wyżej wymienionych dowódców, że swą przygodę z Legią rozpoczął już po upadku powstania styczniowego. Wsławiwszy się jako dowódca mazowieckiej jazdy powstańczej, w listopadzie 1864 roku podpisał z Legią pięcioletni kontrakt w Lyonie. Wysłany został najpierw do Afryki, a w 1865 roku trafił do Meksyku, gdzie za swą służbę fizylier Gąsowski otrzymał okolicznościowy medal.
Pod koniec XIX wieku ekspansja kolonialna Francji zaprowadziła jej Legię Cudzoziemską na kontynent azjatycki. Z czasem Indochiny stały się najbardziej krwawym miejscem w historii tej formacji, ale w XIX stuleciu południowa Azja rozpalała wyobraźnię kolejnych kandydatów do egzotycznej przygody. Należał do nich Władysław Jagniątkowski, który jako jeden z nielicznych cudzoziemców dosłużył się w Légion Étrangère wysokiego stopnia oficerskiego. Przyszły kapitan Legii urodził się 7 grudnia 1859 roku w Michałowie nad Pilicą. Od najmłodszych lat przejawiał pasję do nauk ścisłych i technicznych. Skończył z wyróżnieniem Mikołajewską Szkołę Inżynieryjno-Wojskową w Petersburgu. Jednak w 1885 roku przerwał obiecującą karierę w armii rosyjskiej i po złożeniu dymisji wyjechał do Paryża. Tutaj trudne realia emigracyjne zweryfikowały jego marzenia o karierze w armii francuskiej lub naukowej i 1 lipca 1887 roku Jagniątkowski wstąpił w szeregi Legii Cudzoziemskiej. Jak napisał w swych pamiętnikach: „Odczuwałem już w sobie ducha legionisty, czułem, że jeżeli sposobność się nadarzy, to będę walczył jak lew i jeżeli kula mnie ominie, to wkrótce zostanę oficerem”.
O dziwo, marzenie Jagniątkowskiego spełniło się co do joty. Maroko, Tonkin, Annam (Wietnam Środkowy), Senegal, Dahomej, Madagaskar… to kolejne szczeble kariery legionisty, kaprala, sierżanta i wreszcie porucznika Jagniątkowskiego. Ale nie był on też zwykłym legionistą – dowództwo dostrzegło jego zdolności techniczne: między innymi za precyzyjne wykonanie planów topograficznych otrzymał Order Smoka Annamu, a za udział w tłumieniu powstania bokserów (1899–1901) najwyższe francuskie odznaczenie wojskowe – Legię Honorową oraz awans do stopnia kapitana. W 1890 roku Jagniątkowskiemu przyznano obywatelstwo francuskie, dzięki czemu został dowódcą fortów na Riwierze Francuskiej. Wtedy też odkrył w sobie talent literacki i w licznych książkach opisał swe doświadczenia legionowe z egzotycznych krajów.
W okopach Wielkiej Wojny
Wybuch I wojny światowej zastał kapitana Jagniątkowskiego w Krakowie, gdzie osiadł po przeniesieniu go w stan spoczynku w 1912 roku. Jednak na wieść o wojnie ekslegionista od razu wyjechał nad Sekwanę i powrócił do czynnej służby. W 1917 roku pomógł generałowi Józefowi Hallerowi w organizowaniu Błękitnej Armii, z którą wrócił w 1919 roku do Polski. Tutaj na czele 43 Pułku Strzelców Kresowych im. Bajończyków wyruszył na Wołyń i brał udział w walkach o utrwalenie wschodnich granic Rzeczypospolitej. Następnie został członkiem międzynarodowej komisji do spraw regulacji przebiegu granicy polsko-czechosłowackiej. W II Rzeczypospolitej jego zasługi zostały docenione – pełnił między innymi obowiązki szefa saperów Okręgu Generalnego Warszawa, wykładał w Szkole Podchorążych Inżynierów w Warszawie, a także współtworzył plany rozbudowy polskiej Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte. Ponadto przez cały czas publikował książki i artykuły. Władysław Jagniątkowski zmarł 8 stycznia 1930 roku w Warszawie.
Film: Jarosław Malarowski/ PZH
Innym ekslegionistą, który zrobił karierę w niepodległej Polsce, był pułkownik Wacław Kostek-Biernacki – między innymi organizator i nadzorca niesławnego tzw. miejsca odosobnienia w Berezie Kartuskiej. Biernacki, w młodości bojownik PPS, zagrożony aresztowaniem i zsyłką na Syberię, przez Galicję uciekł do Francji i zaciągnął się do Legii Cudzoziemskiej. W 1908 roku wziął udział w tłumieniu kolejnego powstania w Algierii, ale niedługo potem zdezerterował i w 1914 roku był już szefem żandarmerii w I Brygadzie Kadrowej Legionów.
Najsłynniejszym pododdziałem Legii Cudzoziemskiej z polskimi ochotnikami jest kompania bajończyków. Jej 250 żołnierzy zostało praktycznie wybitych do nogi w ciągu pierwszego roku wojny. Pozostała po nich legenda i sztandar do dziś przechowywany w Muzeum Wojska Polskiego. Oczywiście setki legionistów Polaków – jak wymienieni Jagniątkowski i Kostek-Biernacki – walczyły w szeregach innych oddziałów Legii na ogromnym obszarze frontu zachodniego, pełniąc służbę w Afryce Północnej oraz biorąc udział w kolejnych konfliktach po Wielkiej Wojnie, jak chociażby interwencja mocarstw zachodnich przeciw bolszewikom w wojnie domowej w Rosji.
Grupa legionistów na Saharze, 1935.
W niepodległej Polsce zaciągi Polaków do Legii Cudzoziemskiej nie ustawały, ale miały one już głównie charakter ekonomiczny lub były spowodowane ucieczką przed wymiarem sprawiedliwości. Raporty polskich służb konsularnych z okresu międzywojennego wskazywały, że w czasie światowego kryzysu gospodarczego oraz w latach trzydziestych w oddziałach francuskiej Legii Cudzoziemskiej na terytorium Afryki Północnej przebywało 800–3000 legionistów polskiego pochodzenia. Rozbieżność ta brała się stąd, że władze francuskie nie dopuszczały polskich służb dyplomatycznych do formacji legionowych i były to tylko dane szacunkowe.
Tym bardziej należy podkreślić fakt, że w pierwszej połowie lat trzydziestych jednej z działaczek polonijnych w Maroku, Ninie Fuchsowej, udało się zdobyć pozwolenie i zorganizować w jednym z garnizonów legionowych świetlicę polską, wokół której gromadzili się polscy legioniści. Konsulat RP z Marsylii za jej pośrednictwem dostarczał legionistom polską i polonijną prasę oraz książki.
Braterstwo broni z karpatczykami
Przebieg II wojny światowej spowodował, że szlaki Wojska Polskiego niejednokrotnie skrzyżowały się ze szlakami Legii Cudzoziemskiej. W maju 1940 roku żołnierze Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich walczyli ramię w ramię z legionistami 13 Półbrygady Legii Cudzoziemskiej w Narwiku. Jesienią 1939 roku powstała w Syrii francuska Armia Lewantu, na której czele stanął generał Maxime Weygand. Trzon tej armii stanowiła Legia Cudzoziemska, a nierozerwalnie związana jest z nią historia jednej z najlepszych jednostek Wojska Polskiego – Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich. Znamienne, że wielu legionistów polskiego pochodzenia po upadku Francji wstępowało do brygady, mimo że groziła im utrata przywilejów i praw zyskanych dotychczasową służbą. Tak jednego z nich zapamiętał podporucznik Adolf Maria Bocheński – należący do najodważniejszych obrońców twierdzy Tobruk: „Dowódca [3] plutonu miał jakiś dziwny kompleks na punkcie zdobywania włoskiej pozycji betonowej zwanej R7, czyli siódemki. Te marzenia również wpoił w swych żołnierzy. Jeden z nich, niejaki K. z Legii Cudzoziemskiej, porwał kiedyś wiązkę granatów ręcznych i pogonił sam jeden ku liniom włoskim krzycząc, że chce zdobyć R7. Pogoń wysłana za nim nie mogła go zawrócić, gdyż oświadczył, że wykona jedynie rozkaz wypowiedziany w języku francuskim. Ułożono więc jakieś zdanie francuskie i wysylabizowano je, dzięki czemu wrócił”. W Afryce, a następnie na froncie włoskim karpatczycy spotkali się także z weteranami spod Narwiku – słynną już 13 Półbrygadą Legii Cudzoziemskiej (która między innymi zatrzymała wojska Rommla pod Bir Hakeim na przełomie maja i czerwca 1942 roku).
Żołnierze Legii Cudzoziemskiej przed koszarami. W środku stoi Polak z Sosnowca – legionista Szostak, lata trzydzieste XX w.
Z AK do Legii
Koniec wojny w Europie nie oznaczał dla Legii powrotu do garnizonowego życia. Wręcz przeciwnie. Jej punkty werbunkowe od maja 1945 roku przeżywały prawdziwe oblężenie: białe kepi zakładali na głowy byli żołnierze Wehrmachtu, własowcy, upowcy, ustasze i czetnicy; nie brakowało też Polaków – akowców czy partyzantów z NSZ, zgłaszali się także zdemobilizowani żołnierze PSZ na Zachodzie, którzy nie chcieli wracać do zajętej przez Sowietów Polski lub wegetować w Anglii czy Kanadzie. Wszyscy byli „mile widziani”, gdyż Francja z marszu po niezbyt chlubnej wojnie w Europie ruszyła do odbudowy swego kolonialnego imperium.
Jednym z Polaków, którzy zaznali „piekła Indochin” w szeregach Legii Cudzoziemskiej, był Zygmunt Jatczak „Ryszard”, żołnierz Kedywu AK, a następnie elitarnych batalionów Powstania Warszawskiego – „Miotła” i „Czata 49”. Po wyzwoleniu z obozu jenieckiego i służbie w oddziałach wartowniczych na terenie Niemiec w czerwcu 1947 roku Jatczak zaciągnął się do Legii Cudzoziemskiej. Rok później był już w Indochinach. Jak podkreślał w swych wspomnieniach, Polaków w Legii spotkał niewielu: „Początkowo w Sidi Bel Abbes jeszcze paru było, był jeden, z którym się nawet przyjaźniłem w Saidzie i Sidi Bel Abbes, taki młody blondynek, był z NSZ, służył w Brygadzie Świętokrzyskiej ‘Bohuna’ [pułkownika Antoniego Szackiego]. Drugi Polak, którego spotkałem […] z korpusu Andersa się wywodził.
Ten trafił do Legii, bo policja włoska go ścigała. Razem ze swoją żoną, Włoszką, coś kombinowali, jakiś nielegalny handel, no i grunt mu się zaczął palić pod nogami, to uciekł do Legii. Tego mojego kolegę, blondyna to wysłali do 3 pułku w Tonkinie, na północy Indochin, tam były bardzo ciężkie walki, jestem przekonany, że na pewno tam zginął”. Legionista Jatczak miał szczęście, gdyż służył na południu, w rejonie Sajgonu, i ominęła go „golgota Legii” (nazywana też wietnamskim Camerone), czyli bitwa pod Đien Bien Phŭ, gdzie od 13 marca do 6 maja Legia straciła 1726 żołnierzy, 1700 było zaginionych, a do niewoli dostało się 11 tys. (niewielu było dane powrócić do kraju). Zygmunt Jatczak przypłynął do Francji w 1952 roku i nie przedłużył kontraktu z Legią; w 1959 wrócił do Polski.
Po katastrofie w Indochinach kolonialne złudzenia Republiki Francuskiej zaczęły się rozwiewać i w Afryce Północnej. Jak wyżej już napisano, w 1962 roku Legia Cudzoziemska musiała opuścić swe bazy w Algierii. Z wielu afrykańskich baz do dzisiaj pozostał własnością Légion Étrangère jedynie fort Monclar w Dżibuti, co nie znaczy, że Afryka przestała Legię „interesować” (wystarczy przywołać słynne akcje legionowych spadochroniarzy w Kolwezi czy w Zairze w 1986 i 1987 roku). Obecnie Legia Cudzoziemska stanowi trzon francuskich Sił Szybkiego Reagowania i na przykład widząc w relacjach telewizyjnych z różnych misji wojskowych, stabilizacyjnych czy pokojowych żołnierzy francuskich, w prawie stu procentach można mieć pewność, że to legioniści, i tak jak dawniej, niektórzy z nich to Polacy.
Źródła cytatów
R. Bielecki, „Polacy w Legii Cudzoziemskiej 1831–1879”, Warszawa – Łódź 1992.
J. Knopek, „Polonia w krajach Maghrebu”, „Dzieje Najnowsze”, 31/3/1999, s. 101–112.
P. Korczyński, „Przeżyłem wojnę… Ostatni żołnierze Walczącej Polski”, Kraków 2021.
R. Marcinek, „Legia Cudzoziemska wczoraj i dziś”, Kraków 1998.
P. Montagnon, „Historia Legii Cudzoziemskiej od 1831 roku do współczesności”, tłum. P. Wrzosek, Wrocław 2006.
„Samodzielna Brygada Strzelców Karpackich”, praca zbiorowa, Kraków – Warszawa 2015.
autor zdjęć: NAC, zbiory Z. Jatczaka, Domena Publiczna
komentarze