moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Polscy wojownicy na czarnym lądzie

Rafał Gan-Ganowicz w Kongu walczył w wojskach Katangi kierowanej przez Moise’a Czombego, a w Jemenie wspierał rojalistów w starciach z rebelią inspirowaną przez Związek Sowiecki. Emil Mentel podczas wojny domowej w Rodezji stanął na czele konnego szwadronu oraz uczestniczył w organizacji i prowadzeniu szkolenia miejscowej ludności w zakresie samoobrony.

Kongo. Zdjęcie pochodzi z książki Rafała Gan-Ganowicza „Kondotierzy”, Wydawnictwo Prohibita, Warszawa 2013

Wśród wielu ciekawych ludzi, których miałem przyjemność poznać, było dwóch Polaków sześć dekad temu biorących udział w działaniach wojennych w środkowej i południowej Afryce.

Antykomunizmu nauczyli go komuniści

Kiedy pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku jeździłem z książkami drugiego obiegu między Warszawą a Poznaniem, moją uwagę zwróciły zamówienia na swoisty biały kruk tamtego okresu, którym była książka Rafała Gan-Ganowicza „Kondotierzy”. Wydała ją w 1988 roku wrocławska NAWA, czyli Niezależna Agencja Wydawnicza Solidarności Walczącej. Publikacja była nieosiągalna, więc prowadzący punkty odbioru „bibuły” nie mogli sprostać zamówieniom. Gdy rok później zaczął do mnie w miarę regularnie docierać londyński „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza”, w listopadowych numerach sobotniego wydania znalazłem fragmenty książki Ganowicza. Ukazały się pod tytułem „Hotchkiss-Brandt i pułkownik Kozłow – fragmenty książki ‘Kondotierzy’”.

Ówczesny wydawca tej pozycji – Polska Fundacja Kulturalna – informował, że są to „Wspomnienia z walk z sowiecką infiltracją w Kongo i Jemenie. Tam bowiem zawiodły Autora nienawiść do sowieckich rządów w ‘wolnej’ Polsce w latach 1950, pragnienie zemsty za morderstwa i niewolę, a także przemożna chęć przygód, ryzyka i niebezpieczeństwa, bo ‘kto nie zajrzał śmierci w oczy – nie wie, co to znaczy żyć!’”. Dla osoby żyjącej w siermiężnym PRL-u w listopadzie 1989 roku cena 6,70 funtów stanowiła równowartość około 33 500 ówczesnych złotych (starych, przed denominacją) według oficjalnego kursu. Średnia pensja wynosiła wówczas 100 tys. zł, bochenek chleba kosztował 410 zł, kilogram szynki 12 740 zł, a miesięczna inflacja sięgała 80%. Zatem na książkę poczekałem jeszcze dwa lata, gdy wydało ją warszawskie wydawnictwo Optimus, a jej przystępna dla przeciętnego zjadacza chleba cena wynosiła już tylko 15 500 zł.

Wówczas wiedziałem już, że autor publikacji w latach osiemdziesiątych był zagranicznym przedstawicielem Solidarności Walczącej, dziennikarzem i korespondentem Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa, gdzie posługiwał się pseudonimem „Jerzy Rawicz”. Zarządzeniem prezydenta Rzeczypospolitej Ryszarda Kaczorowskiego 11 listopada 1989 roku został powołany na członka funkcjonującej na uchodźstwie Rady Narodowej Rzeczypospolitej Polskiej. Była to ostatnia, ósma kadencja tego organu, mająca funkcjonować w latach 1989–1991, lecz przerwana w związku z przekazaniem insygniów Rzeczypospolitej do kraju po pierwszych w pełni demokratycznych wyborach.


Film: Jarosław Malarowski/ PZH

Barwny opis przeżyć autora w Kongu, gdzie walczył w wojskach Katangi kierowanej przez Moise’a Czombego, oraz w Jemenie, gdzie wspierał rojalistów w walce z rebelią inspirowaną przez Związek Sowiecki, był niezwykle sugestywny i pobudzał wyobraźnię. Nie sądziłem jednak, że kiedykolwiek poznam autora i będę miał okazję spędzić wiele godzin na rozmowach o współczesnych siłach zbrojnych.

Jakież było moje zdziwienie, gdy kilka lat później, w 1999 roku, na XXXIV (19) Marszu Szlakiem Pierwszej Kompanii Kadrowej, który w 1981 roku reaktywowali działacze Konfederacji Polski Niepodległej i Solidarności, a od początku lat dziewięćdziesiątych brało w nim udział również Wojsko Polskie, pojawił się Rafał Gan-Ganowicz. Miał wówczas ponad 60 lat, jednak pokonanie pieszo trasy Kraków–Kielce, czyli ponad 120 km, nie stanowiło dla niego problemu, podobnie jak noclegi w warunkach polowych.

Niepodległa, suwerenna Polska, po latach komunistycznego zniewolenia, bardzo interesowała pana Rafała. Jednym z tematów było ówczesne Wojsko Polskie. Możność codziennego obcowania z żołnierzami uczestniczącymi w marszu skłaniała do refleksji. Jego żołnierskie oko szybko wyłapało kilka słabych punktów ówczesnej kultury organizacyjnej sił zbrojnych. Trzeba przypomnieć, że jego przeszkolenie wojskowe odbywało się dzięki swoistej uprzejmości brytyjskich, a przede wszystkim francuskich sił zbrojnych. Chociaż pan Rafał miał w Kongu status żołnierza kontraktowego, a w zasadzie najemnika, to stykał się tam z wojskami kilku państw europejskich. Jego wiedza na temat sił zbrojnych europejskich członków Sojuszu Północnoatlantyckiego była w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych XX wieku może trochę archaiczna, a do tego nasycona egzotycznymi doświadczeniami z Czarnego Lądu, jednak oparta na wojennej praktyce. A ówczesne Wojsko Polskie nie odbiegało zbyt wiele od tego, do czego przywykł na „swoich” wojnach. Dopiero zmieniliśmy mundury z „moro” na „plamiaki”. Uzbrojenie, sprzęt wojskowy, w tym oporządzenie i indywidualne wyposażenie żołnierzy, były tak samo archaiczne jak to, czym posługiwał się w Kongu. Dlatego szybko znaleźliśmy wiele wspólnych tematów.

Miał bardzo ciekawe, wynikające z jego doświadczenia wojennego, poglądy na taktykę. Z perspektywy czasu mogę ocenić, że wiele naszych wniosków płynących z najnowszych doświadczeń z Iraku i Afganistanu silnie współgra z przemyśleniami pana Rafała. Jego specyficzne doświadczenia wojenne z użycia 120-mm moździerzy, a w zasadzie jednego moździerza, zaowocowały po latach interesującymi wnioskami na temat „taktyki jednego moździerza” („taktyki pojedynczego moździerza” w niedawnym polskim żargonie wojskowym) oraz kierowania ogniem.

Wśród wielu wątków, które wówczas poruszaliśmy, jego najbardziej krytyczna konstatacja dotyczyła korpusu podoficerów Wojska Polskiego. Rozumiał mechanizmy społeczne i to, że w społeczeństwie polskim wiele jeszcze było postaw charakterystycznych dla homo sovieticus. Doskonale rozumiał psychologię wojska i wyczuwał różnorodne postawy. Dlatego od razu wyłapał wiele braków u podoficerów ówczesnego Wojska Polskiego. Przede wszystkim wskazywał na cechującą ich bierność, niski poziom wyszkolenia, jak i niskie morale oraz brak zainteresowania podwładnymi. W jego opinii nie stanowili podpory dla oficerów. Tacy podoficerowie nie mogli być kręgosłupem armii. W malutkiej wsi Choiny nad Nidą przy ognisku przegadaliśmy na ten temat niemalże całą noc.

Miał gotową receptę na zbudowanie profesjonalnego korpusu podoficerskiego odpowiadającego standardami najnowszym trendom armii europejskich. Proponował, aby trzon tego nowego korpusu podoficerskiego utworzyć z Polaków pełniących służbę we francuskiej Legii Cudzoziemskiej. Ta rewolucyjna koncepcja była wówczas niemożliwa do wykonania. Powody były dwa. Pierwszy: potrzeba zmiany prawa, którą być może udałoby się przeprowadzić. Drugim powodem była konieczność zmiany mentalności najważniejszych osób w Siłach Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej. W tej kwestii zwrot „być może” byłby chyba nadmiernie optymistyczny. Z perspektywy czasu, gdy obecnie w siłach zbrojnych przejmujemy amerykańskie koncepcje funkcjonowania profesjonalnego korpusu podoficerskiego, ocenić mogę, że tamta fantazyjna wizja sprzed ponad dwudziestu lat była prekursorska, wyprzedzała ówczesne trendy i poglądy decydentów, a przede wszystkim okazała się trafna zarówno z kulturowego, jak i czysto profesjonalnego punktu widzenia.

Rafał Gan-Ganowicz powrócił do Polski na stałe na początku 1997 roku. Dzięki staraniom Ligi Republikańskiej stworzono dla niego warunki do zamieszkania w Lublinie. Tam zmarł 22 listopada 2002 roku.

Oficer Ułanów Karpackich w Rodezji

Zajmując się przez wiele lat i w różny sposób kawalerią polską, miałem również kontakt z żywą historią – ostatnimi żyjącymi kawalerzystami. Sprzyjały temu Zjazdy Oficerów Służby Stałej Kawalerii II Rzeczypospolitej organizowane od 1989 roku corocznie przez Fundację na rzecz Tradycji Jazdy Polskiej kierowaną przez Karolę Skowrońską. Odbywały się one w Grudziądzu, mieście, w którym istniała kawaleryjska Alma Mater. Na pierwszym zjeździe zaskoczeniem było pojawienie się uznanego powszechnie za nieżyjącego Emila Mentla.

Był to urodzony w 1916 roku absolwent XVII promocji Szkoły Podchorążych Kawalerii im. Marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego (1938–1940) w Centrum Wyszkolenia Kawalerii, czyli młodszego rocznika szkoły, który na mocy decyzji Naczelnego Wodza został 13 września 1939 roku awansowany na pierwszy stopień oficerski ze starszeństwem z dniem 1 września 1939 roku. Ówczesny podchorąży Emil Mentel, który walczył na szlaku bojowym 1 Pułku Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego, dowiedział się o tym dopiero po kampanii 1939 roku, gdy przez Węgry i Jugosławię dotarł do Syrii do Brygady Strzelców Karpackich. Wówczas jako młody podporucznik kawalerii rozpoczął służbę w dywizjonie rozpoznawczym Brygady Strzelców Karpackich, czyli późniejszym Pułku Ułanów Karpackich.

W grotach na pograniczu Jemenu. Zdjęcie pochodzi z książki Rafała Gan-Ganowicza Kondotierzy, Wydawnictwo Prohibita, Warszawa 2013

Jego wojskowa przygoda z końmi skończyła się w 1941 roku, gdy pułk ostatecznie oddał zwierzęta i wyruszył drogą morską do oblężonego Tobruku. Zanim to nastąpiło, Emil Mentel jeździł na koniach czystej krwi arabskiej (w syryjskim okresie dziejów dywizjonu i brygady) oraz pełnej krwi angielskiej i irlandzkich (w palestyńsko-egipskim okresie dziejów wówczas już pułku i samodzielnej brygady). Najniebezpieczniejszym epizodem z końmi – jak opowiadał – było ładowanie zwierząt na transport kolejowy, którym żołnierze mieli opuścić Syrię, przechodząc do Palestyny. Jako oficer załadowczy ładował konie do starych wagonów, których podłogi zarywały się pod ich ciężarem. Ułani bali się wchodzić pod wagony z obawy przed zmiażdżeniem. Wówczas podporucznik Mentel dał przykład i osobiście dobijał od spodu nowe deski.

Jego szlak bojowy to zarówno udział w obronie Tobruku w 1941 roku, jak i w kampanii włoskiej w latach 1944–1945, w której jego macierzysty pułk był oddziałem rozpoznawczym 2 Korpusu Polskiego. II wojnę światową zakończył na stanowisku dowódcy 1 szwadronu Pułku Ułanów Karpackich jako rotmistrz odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari, dwukrotnie Krzyżem Walecznych, Krzyżem Pamiątkowym Monte Cassino oraz licznymi odznaczeniami brytyjskimi.

W 1946 roku wraz z innymi jednostkami 2 Korpusu Polskiego dotarł na Wyspy Brytyjskie. Tam, funkcjonując w ramach Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia, dokończył studia agronomiczne rozpoczęte w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie jeszcze przed wojną. W 1951 roku wyjechał do Rodezji (obecnie Zimbabwe), gdzie zakupił farmę o powierzchni ponad 1000 ha niedaleko miejscowości Umtali (obecnie Mutare) w pobliżu granicy z Mozambikiem. Farmę – trochę na wyrost, ponieważ leżała nieco powyżej 1000 m n.p.m. – nazwał „Tatrami”. Najważniejszą inwestycją było zbudowanie wydajnego systemu nawadniania. Wkrótce ożenił się z córką konsula Rzeczypospolitej Polskiej w Rodezji Ewą Zientkiewicz. Utrzymywał liczne kontakty z innymi przedstawicielami polskiego wychodźstwa wojennego. Założył Koło Kombatantów Polskich i był jego prezesem. Należał także do Zjednoczenia Polaków w Rodezji.

Emil Mentel w 2007 roku przyjechał do Polski i odwiedził szwadron kawalerii Wojska Polskiego, jedyny reprezentacyjny pododdział konny w strukturze Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej. Wraz z delegacją szwadronu wyruszył z Warszawy do Grudziądza na Zjazd Oficerów Służby Stałej Kawalerii II Rzeczypospolitej. Współcześni kawalerzyści urządzili w jednym z pojazdów „salonkę” dla czcigodnego gościa. Kilkugodzinna podróż do Grudziądza minęła na słuchaniu opowieści pana pułkownika.

Jednym z tematów były jego przeżycia w Rodezji. Gdy wybuchła wojna domowa, działania toczyły się daleko od Umtali. Niemniej jednak biali osadnicy zaczęli organizować się obronnie. Emil Mentel zamontował na tarasie domu mieszkalnego w swej posiadłości dwa karabiny maszynowe. Gdy czarnoskórzy pracownicy farmy informowali o tym, że w buszu dzieje się coś niepokojącego, Mentel wychodził na taras i oddawał dwie, trzy serie w kierunku buszu, co było wystarczającym środkiem odstraszającym. W tym wątku historii dziarskiego oficera kawalerii najbardziej zaskoczył nas sposób, w jaki opowiadał o „środkach ostrożności”. Dla niego zamontowanie broni maszynowej na tarasie swego domu i ostrzeliwanie buszu było czymś absolutnie naturalnym.

Wojna domowa w Rodezji to klasyczny konflikt asymetryczny tamtego okresu, a zarazem konflikt umiędzynarodowiony, w którym komunistyczna partyzantka korzystała ze wsparcia z Mozambiku i Zambii oraz pomocy doradców sowieckich i chińskich. Partyzanckie bojówki działały przede wszystkim na terenach wiejskich, terroryzując zarówno białych farmerów, jak i ludność tubylczą, która nie chciała z nimi współpracować.

Regularna armia i siły bezpieczeństwa Rodezji z czasem wyspecjalizowały się w prowadzeniu działań przeciwpartyzanckich i kontrterrorystycznych. Podstawowym problemem były jednak zbyt szczupłe, aby móc kontrolować całe terytorium Rodezji (390 850 km2), siły regularne. Dlatego ludność prowincji zaczęła się samorzutnie organizować w struktury obronne, a działania te wspierał rząd. Zbudowany został specjalny system ostrzegania Agric Alert, za pomocą którego – wykorzystując łączność telefoniczną i radiową – połączono wszystkie farmy z posterunkami sił bezpieczeństwa. Posesje zaczęto otaczać wysokimi ogrodzeniami z drutu kolczastego. Sędziwym właścicielom farm przydzielano jako rezydentów rezerwistów, zazwyczaj rannych i kontuzjowanych weteranów, czasem nawet inwalidów wojennych, jednak mogących walczyć z bronią w ręku.

Niemalże każdy z farmerów pełnił jakąś funkcję, zazwyczaj w służbach rezerwowych policji lub obronie cywilnej, ponieważ regularne siły bezpieczeństwa na prowincji były niewystarczające. Emil Mentel był kwatermistrzem (dzisiaj powiedzielibyśmy szefem logistyki) w sztabie miejscowej obrony cywilnej (Civil Defence). Ponadto jako oficer z doświadczeniem wojennym – co prawda dość odległym i związanym z pełnoskalowym konfliktem, to jednak doświadczeniem w działaniach rozpoznawczych – brał udział w organizacji i prowadzeniu szkolenia miejscowej ludności w zakresie samoobrony.

W 1973 roku Emil Mentel przeżył tragedię związaną ze śmiercią osiemnastoletniego syna w wyniku nieszczęśliwego wypadku. To wydarzenie spowodowało, że mocniej zaangażował się w działania lokalnej samoobronny. Uczestniczył w odsieczy dla swoich sąsiadów, książąt Druckich-Lubeckich. Na przełomie 1972 i 1973 roku zakupili oni dużą farmę liczącą około 5000 ha i nazwali ją „Opatów”. Właściciel Bogdan Drucki-Lubecki był dwanaście lat starszy od właściciela „Tatr”. Z tego powodu rezydentem „Opatowa” był przydzielony przez miejscowe władze weteran inwalida.

Jak wspominał Emil Mentel, w czasie napadu na farmie obecni byli księżna Teresa (de domo księżniczka Sapieha-Kodeńska z Krasiczyna) z córką oraz wspomniany rezydent. Podczas ataku znajdowali się oni na zewnątrz zabudowań. Bandycki atak miał formę napadu ogniowego. Ogień z moździerzy i broni maszynowej prowadzono ze znacznej odległości i w dużej mierze był niecelny. Księżna i weteran inwalida odpowiedzieli ogniem. Córka za pomocą systemu Agric Alert wezwała pomoc. Śmigłowiec sił bezpieczeństwa prowadził skuteczny pościg za uciekającymi napastnikami, a część sił samoobrony przybyła z odsieczą. Gdy Emil Mentel dotarł do „Opatowa”, ujrzał budynek mieszkalny podziurawiony pociskami niczym ser szwajcarski. Podobnie wyglądał samochód. Oficer uznał, że mieszkańcy ocaleli dlatego, że napastnicy prowadzili chaotyczny i niecelny ogień.

W czasie napadu Bogdan Drucki-Lubecki wraz z jedną z córek przebywał w Stanach Zjednoczonych, poszukując w Kalifornii nowego miejsca zamieszkania. Ostatecznie rodzina Druckich-Lubeckich opuściła Rodezję w 1978 roku.

W tym czasie Emil Mentel rozpoczął nowy rozdział przygody z końmi. Jako oficer kawalerii wystąpił z inicjatywą zorganizowania szwadronu kawalerii w klasycznej konnej postaci. Przeciwnik systematycznie niszczył infrastrukturę komunikacyjną, a ponadto często zakładał miny pułapki na drogach, zarówno w celu terroryzowania miejscowej ludności, jak i opóźniania ewentualnego pościgu prowadzonego za bandami oddalającymi się z miejsc napadów, zasadzek i innych walk. Szwadron konny mógł prowadzić pościg, unikając dróg. Ponadto miał możliwość dotrzeć tam, gdzie nie mogły dojechać pojazdy mechaniczne. Ważnym atutem były również naturalne zdolności koni do wykrywania obecności innych stworzeń, zarówno zwierząt, jak i ludzi. Umiejętność poprawnego odczytania tych behawioryzmów zwiększała możliwości wytropienia bojówek partyzanckich ukrywających się w trudno dostępnym terenie. Emil Mentel stanął na czele szwadronu. Oficerowie i podoficerowie szwadronu byli biali, natomiast szeregowcy wywodzili się spośród ludności tubylczej.

Wojna w Rodezji zakończyła się w 1980 roku. W wyniku wyborów władzę przejęła partia Roberta Mugabe. Farma „Tatry” została znacjonalizowana. Wykorzystując wieloletni trud gospodarza, utworzono w niej szkołę rolniczą. Emil Mentel musiał opuścić Rodezję (której nazwę zmieniono na Zimbabwe) m.in. dlatego, że określił Roberta Mugabe mianem Ławrientija Berii. Po utracie majątku i śmierci żony nie miał już nic, co mogło go skłonić do pozostania w tamtym kraju. W 1988 roku wyjechał do Stanów Zjednoczonych i osiedlił się w Kalifornii, gdzie mimo podeszłego wieku zajął się hodowlą koni. Tam ożenił się z Marią Ksawerą z Druckich-Lubeckich.

W 2008 roku minister obrony narodowej mianował niebędącego w czynnej służbie wojskowej Emila Mentla pułkownikiem. W 2018 roku prezydent Rzeczypospolitej awansował wówczas studwuletniego pułkownika na stopień generała brygady. Emil Mentel zmarł 27 lutego 2019 roku w Sacramento w Kalifornii.

Źródła cytatów:

„Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza” – „Polish Daily & Soldier’s Daily” (Londyn) nr 44, 4 listopada 1989 r., s. 9.
Bibliografia R. Gan-Ganowicz, „Hotchkiss-Brandt i pułkownik Kozłow – fragmenty książki ‘Kondotierzy’”, „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza” – „Polish Daily & Soldier’s Daily” (Londyn) nr 44, 4 listopada 1989 r., s. 8–9; nr 45, 11 listopada 1989 r., s. 8–9.
Powołanie członków Rady Narodowej z terenu Francji, Dziennik Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej nr 6, 15 grudnia 1989 r.


 

Juliusz S. Tym – pułkownik, doktor habilitowany, profesor Akademii Sztuki Wojennej, historyk wojskowy. Specjalizuje się w historii kawalerii i wojsk pancernych, co odpowiada linii rozwojowej europejskich formacji kawaleryjskich. Autor kilkunastu publikacji naukowych na temat dziejów oręża polskiego, przede wszystkim kawalerii oraz Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.

Juliusz S. Tym

autor zdjęć: Źródło: Rafał Gan-Ganowicz, Kondotierzy; Muzeum im. ks. dr. Władysława Łęgi w Grudziądzu

dodaj komentarz

komentarze


Morze Czarne pod rakietowym parasolem
 
NATO zwiększy pomoc dla Ukrainy
Wojna w Ukrainie oczami medyków
W Rumunii powstanie największa europejska baza NATO
Znamy zwycięzców „EkstraKLASY Wojskowej”
Zachować właściwą kolejność działań
Morska Jednostka Rakietowa w Rumunii
Wojskowy bój o medale w czterech dyscyplinach
Strategiczna rywalizacja. Związek Sowiecki/ Rosja a NATO
25 lat w NATO – serwis specjalny
Zmiany w dodatkach stażowych
Na straży wschodniej flanki NATO
Kosiniak-Kamysz o zakupach koreańskiego uzbrojenia
Strażacy ruszają do akcji
W Brukseli o wsparciu dla Ukrainy
Polscy żołnierze stacjonujący w Libanie są bezpieczni
Charge of Dragon
SOR w Legionowie
Koreańska firma planuje inwestycje w Polsce
Wojna w świętym mieście, część trzecia
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Aleksandra Mirosław – znów była najszybsza!
Front przy biurku
Bezpieczeństwo ważniejsze dla młodych niż rozrywka
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Wojna w świętym mieście, część druga
Przygotowania czas zacząć
Jakie wyzwania czekają wojskową służbę zdrowia?
Gen. Kukuła: Trwa przegląd procedur bezpieczeństwa dotyczących szkolenia
Szpej na miarę potrzeb
Donald Tusk: Więcej akcji a mniej słów w sprawie bezpieczeństwa Europy
Polak kandydatem na stanowisko szefa Komitetu Wojskowego UE
Rozpoznać, strzelić, zniknąć
Żołnierze-sportowcy CWZS-u z medalami w trzech broniach
Kadisz za bohaterów
Barwy walki
Szarża „Dragona”
Przełajowcy z Czarnej Dywizji najlepsi w crossie
Święto stołecznego garnizonu
Operacja „Synteza”, czyli bomby nad Policami
Tusk i Szmyhal: Mamy wspólne wartości
Active shooter, czyli warsztaty w WCKMed
Ramię w ramię z aliantami
Więcej pieniędzy dla żołnierzy TSW
Puchar księżniczki Zofii dla żeglarza CWZS-u
Czerwone maki: Monte Cassino na dużym ekranie
Sandhurst: końcowe odliczanie
NATO na północnym szlaku
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Wojna w świętym mieście, epilog
Głos z katyńskich mogił
Żołnierze ewakuują Polaków rannych w Gruzji
Wojna na detale
Sprawa katyńska à la española
Lekkoatleci udanie zainaugurowali sezon
NATO on Northern Track
W Italii, za wolność waszą i naszą
Kolejne FlyEle dla wojska
Systemy obrony powietrznej dla Ukrainy
Gunner, nie runner

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO