moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Amerykanie polegli nad Polską

Niedługo po wojnie Amerykańska Komisja Rejestracji Grobów Wojennych rozpoczęła w Polsce poszukiwania mogił żołnierzy USA. Zadanie było niesłychanie trudne. Zespół przejechał 50 tys. km, odkopał 1800 grobów, z których ekshumowano szczątki prawie 250 amerykańskich żołnierzy, w większości lotników. Niestety, los wielu Amerykanów poległych w Polsce, wciąż pozostaje nieznany.


Słynne zdjęcie pokazujące zagładę samolotu B-24 Liberator nr 42-28853 z 781 Dywizjonu Bombowego 465 Grupy Bombowej 15 Armii Powietrznej USA pilotowanego przez płk. Clarence'a Lokkera trafionego przez artylerię przeciwlotniczą niedaleko Blachowni Śląskiej 20 listopada 1944 r. Z jego 11-osobowej załogi zdołało się uratować sześciu lotników. Płk Lokker zginął dopiero na ziemi, prawdopodobnie śmiertelnie postrzelony przez niemiecki patrol podczas ucieczki. Fot. Zbiory Wojciecha Krajewskiego

Mimo że Polska w czasie wojny znajdowała się na dalekim i wydawałoby się bezpiecznym zapleczu III Rzeszy, to wykorzystywane przez Niemców obiekty przemysłowe i wojskowe stały się jednak celem nalotów bombowych lotnictwa alianckiego. Nocami bombardował je brytyjski RAF, a w ciągu dnia Siły Powietrzne Armii Stanów Zjednoczonych (United States Army Air Force, USAAF). Celem ataków były obiekty przemysłu chemicznego, lotniska, stocznie, w których budowano U-Booty, urządzenia portowe, zakłady lotnicze. Samoloty 8 Armii Powietrznej USA, startujące z lotnisk na terenie Wysp Brytyjskich, wielokrotnie bombardowały Gdańsk (Danzig), Gdynię (Gotenhafen), Rumie (Rahmel), Krzesiny (Posen-Kreising), Malbork (Marienburg), Świnoujście (Swinemünde), Police (Pölitz), Szczecin (Stettin), Stargard (Stargard in Pommern), samoloty 15 Armii Powietrznej zaś, startujące z lotnisk w południowych Włoszech, atakowały wielokrotnie Blachownie Salska (Blechhammer Süd), Kędzierzyn-Koźle (Blechhammer Nord), Zdzieszowice (Odertal) i Oświęcim (Auschwitz). Nad Polskę przedostawały się także z zachodu poważnie uszkodzone samoloty, które uczestniczyły w nalotach na cele we wschodnich terenach Niemiec. Kierunek lotu na wschód obierały również pokiereszowane nad celami na Sasku samoloty 15 Armii Powietrznej. Załogi ich leciały w stronę Krakowa, Mielca, Rzeszowa, Zamościa, a nawet Lwowa, byle tylko dotrzeć nad tereny zajęte już przez wojska sowieckie i tam lądować. Nie wszystkim się to udało.

Polegli lotnicy amerykańscy

Wiele amerykańskich B-17 Latających Fortec czy B-24 Liberatorów zostało trafionych przez niemiecka artylerie przeciwlotnicza w strefie atakowanych celów i rozbiło się niedaleko od nich. Niemcy uprzątali ich wraki, które przeznaczano na przetopienie i przerób na potrzeby niemieckiego przemysłu wojennego, w tym do produkcji własnego przemysłu lotniczego. Odnalezione ciała poległych amerykańskich lotników grzebano na cmentarzach w pobliskich miejscowościach. Zdecydowana większość Amerykanów zestrzelonych nad Polska, tych, którzy przeżyli, trafiła do niemieckiej niewoli. Nie wiedzieli, gdzie dokładnie się znajdują, nie znali języka polskiego, nie mieli cywilnych ubrań. W nieznanej im okupowanej Polsce byli ze zrozumiałych względów zupełnie bezradni. Często wyznawali zasadę, że „ich bronią jest ich samolot i bez niego nie walczą dalej”. Dlatego przeważnie czekali na przybycie Niemców i oddawali się do niewoli. Przewożono ich do słynnego centrum przesłuchań Dulag Luft w heskim Oberursel, a następnie osadzano w którymś z obozów jenieckich dla lotników, gdzie przebywali do końca wojny. Tylko w pojedynczych przypadkach zestrzelonych Amerykanów zdołała ukryć polska ludność, która przekazywała ich partyzantom. Ci, którzy wylądowali po rosyjskiej stronie frontu, byli separowani w wydzielonych i strzeżonych budynkach, a następnie ewakuowani na wschód.

Jednak losy przynajmniej kilku lotników amerykańskich wciąż nie zostały do końca wyjaśnione. Zagadką jest los pilota porucznika Williama Beimbrinka, którego B-24 Liberator nr 42-51714 z 15 USAAF, o imieniu własnym „California Rocket”, rozbił się 18 grudnia 1944 roku w Gorcach. Zwłoki Beimbrinka, który miał zginać po nieudanym skoku ze spadochronem, podobno okradziono i pogrzebano w tajemnicy – pewna góralka twierdziła jednak po latach: „Panie, zabili go partyzanty, bo dudki miał” (relacja Andrzeja Prusa-Bugayskiego z roku 2021). Zapewne nie bez przyczyny słynny partyzant Podhala, major Józef Kuras „Ogień” wydał wyrok śmierci na miejscowego bandytę, który złapany został w amerykańskiej kurtce lotniczej Beimbrinka. Równie tragiczny był los porucznika Josepha Gorczycy z załogi Liberatora nr 42-78678 o nazwie „Ditney Hill”, który rozbił się 2 grudnia 1944 roku w rejonie Birczy koło Przemyśla, zdołał wyskoczyć ze spadochronem i został przejęty przez oddział sowiecki. Rosjanie trzymali go kilka dni, nie potrafili jednak się z nim porozumieć, po czym zastrzelili go jako „szpiega” w parku w Dąbrówce Starzeńskiej i tam kazali go pochować w nieodnalezionej do dziś mogile. Dramatyczna historia wydarzyła się w lasach gdzieś pod Tarnowem. Proboszcz jednej z tamtejszych parafii złożył następującą relację: „W czasie spowiedzi na łożu śmierci jeden z mieszkańców powiedział, że w czasie okupacji dostał zadanie od partyzantów, żeby przeprowadził jednego lotnika gdzieś z jednego miejsca na drugie. Tłumaczył się, że był tak sparaliżowany strachem i nie wiedział, co robi, że podczas marszu tego lotnika zabił. Pogrzebał go gdzieś w lesie” (relacja w archiwum autora). Ofiarą był bezsprzecznie nieznany amerykański lotnik, który chciał dotrzeć w pobliże linii frontu, by przedostać się do wojsk sowieckich.

Komisja AGRC

Amerykańska Komisja Rejestracji Grobów Wojennych (American Graves Registration Command, AGRC) poszukiwała swoich poległych żołnierzy na pobojowiskach na całym świecie, wszędzie tam, gdzie walczyli i ginęli. Obszar wschodnich Niemiec i Polski należał do terenu działania 95 batalionu stacjonującego w Berlinie. 10 grudnia 1946 roku przybyli stamtąd do Warszawy dwaj oficerowie amerykańscy, majorzy Lester E. Clarke i George W. Black, którzy podjęli rozmowy z władzami polskimi na temat rozpoczęcia poszukiwań grobów wojennych poległych Amerykanów. Polskie władze wyraziły wstępną zgodę na wpuszczenie niewielkiego zespołu ekshumacyjnego w marcu następnego roku, z zastrzeżeniem, że przyjazd komisji może nastąpić nie wcześniej niż 1 marca, a wszystkie odnalezione ciała poległych mają wyjechać z Polski 8 maja. Po długich negocjacjach z władzami sowieckimi i polskimi, mała grupa AGRC w końcu przybyła do Warszawy w połowie sierpnia 1947 roku i rozpoczęła poszukiwania na ograniczoną skalę. Szukano grobów, w których byli pogrzebani żołnierze amerykańscy (zmarli jeńcy wojenni oraz polegli zestrzeleni lotnicy). Komisja nie prowadziła badań miejsc upadków samolotów.


Spadający w płomieniach B-24 Liberator 465 Grupy Bombowej 15 Armii Powietrznej USA. Płoną zbiorniki paliwa prawego skrzydła. Widoczna otwarta komora bombowa. Fot. Zbiory Wojciecha Krajewskiego

Pracę dla AGRC podjął były żołnierz AK, Jerzy Sienkiewicz, pracujący poprzednio w polskiej komisji przy ekshumacjach lotników alianckich na terenie Warszawy. Sienkiewicz w stopniu podporucznika (second lieutenant) został zastępcą szefa komisji majora Clarke'a. Pracował dla Amerykanów od stycznia 1947 do połowy 1948 roku. Dostał do dyspozycji Willysa, by móc bez utrudnień poruszać się po kraju. Nie miał problemów w porozumiewaniu się z Amerykanami, gdyż dobrze znał angielski, którego nauczył się przed wojną w Gimnazjum Stefana Batorego w Warszawie. Wykorzystując swoje dawne kontakty, spowodował, ze ówczesny komendant główny Milicji Obywatelskiej Franciszek Józwiak nakazał rozesłanie do posterunków MO pisma, w którym polecił przesyłać raporty o znajdujących się w terenie grobach amerykańskich lotników. W rezultacie nadeszło kilkadziesiąt odpowiedzi, poczynając od lakonicznych wzmianek, a na obszernych opisach, nawet ze zdjęciami, kończąc. Najwięcej sprawozdań napłynęło z województwa opolskiego. Podczas prac komisja nie mogła oczywiście działać swobodnie. Miała przydzielonego „anioła stróża”, którym był oficer Wydziału IV Departamentu I MBP, zajmującego się walka z wywiadem innych państw. Według Sienkiewicza był to Michał Gazda, który był uzależniony od alkoholu i pewnego dnia się zastrzelił.

Ekshumacje w terenie

Szacowano na podstawie zgłoszeń zebranych przez milicję, że do sprawdzenia było około czterystu grobów. Komisja działała przede wszystkim w południowej Polsce, szczególnie na Śląsku Opolskim (w rejonie Blachowni Śląskiej, Kędzierzyna-Koźla i Zdzieszowic), gdzie spadło kilkadziesiąt amerykańskich samolotów 15 Armii Powietrznej USA, wykonującej tu liczne naloty w tak zwanej „bitwie o benzynę” od lipca do grudnia 1944 roku.

Sienkiewicz dysponował wykazem nalotów wykonywanych przez lotnictwo USA nad Polską i wiedział, gdzie szukać zaginionego samolotu z meldunków innych załóg i milicyjnych raportów. W badanych miejscach na ogół nie było już wraków, wcześniej uprzątniętych przez Niemców. Wspominał: „Pamiętam ekshumacje lotników pochowanych nad brzegiem Adolf Hitler Kanal – dziś Kanał Gliwicki. W lej po bombie były wrzucone zwłoki załogi samolotu B-17 zawinięte w spadochrony. Nie przejrzano im nawet kieszeni i nie zabrano pakietów ewakuacyjnych, jakie mieli przy sobie. Ale na przykład dwadzieścia kilometrów dalej w Sławięcicach lotników pochowano na cmentarzu w trumnach i z honorami wojskowymi. Było więc różnie, zależnie, kto organizował pogrzeb” (relacja w archiwum autora). Bardzo często zwłoki nie były ograbione. W siedemdziesięciu przypadkach znaleziono pakiety ewakuacyjne z mapami drukowanymi na jedwabiu, 48 dolarami USA, piłką do metalu i małym kompasem.

Niekiedy poszukiwania były bardziej skomplikowane. Sienkiewicz wspominał: „Pamiętam przypadek załogi samolotu B-17 czy B-24 pod Pilznem koło Tarnowa. Ten samolot nie doleciał do linii frontu wschodniego. Miałem informacje, że ten bombowiec uderzył w zbocze góry. Pojechałem tam i zacząłem od wizyty w radzie gminy. Niczego się tam nie dowiedziałem, ale po oficjalnej rozmowie podszedł do mnie jeden z urzędników gminy [...] i powiedział, że wie, gdzie to było. Faktycznie znalazłem miejsce upadku i groby kilku członków załogi. Pogrzebał ich proboszcz miejscowego kościoła. Brakowało jednego lotnika – podpułkownika Antonello czy Dantonelli […]. Ten urzędnik zrobił mi szkic, jak jechać do jego rodziny, która wie więcej. Pojechałem tam, droga była wąska, że tylko Jeep przejedzie. Dojechałem w końcu według szkicu do chałupy, gdzie powinna mieszkać ta jego rodzina. Dorosłych nie było. Od dziecka dowiedziałem się, że poszli do kościoła. Siadłem przed chałupą i czekam. W końcu, patrzę – idzie cztery-pięć osób... Tak się przyglądam i z odległości dziesięciu metrów widzę, że chłopak idzie w amerykańskich oficerskich spodniach. Przedstawiłem się i powiedziałem, o co chodzi. Powiedziałem mu, żeby zdjął te spodnie. Nie chciał. To mówię, by poszedł do domu, zdjął je i przyniósł. Po chwili pojawił się ze spodniami w ręku. Obejrzałem biała podszewkę i tam znalazłem numer identyfikacyjny tego zaginionego lotnika. Było to dokładnie ostatnie pięć cyfr tego numeru. Lotnicy znaczyli swoją garderobę, by nie pomylić jej z cudzą. Ludzie ci powiedzieli mi, że w październiku 1944 roku jak kopali kartofle, wyszedł z lasu człowiek w kombinezonie, nie mogli zrozumieć co mówił, więc napisał patykiem na ziemi – USA. Wzięli go ze sobą i przechowywali w stodole. Dali mu cywilne ubranie. Zachował sobie tylko pasek od spodni z metalową klamerką. Czasami pomagał w pracy. Chciał iść w kierunku linii frontu wschodniego. Pewnego ranka zniknął, nic nie mówiąc.


Grób „lotników amerykańskich” w parku Skaryszewskim w Warszawie. W rzeczywistości spoczywała tam załoga o mieszanym składzie (RAF-RCAF-SAAF) por. G.D. Mac Rae z Liberatora EV 961 C ze 178 Dywizjonu Bombowego RAF zestrzelonego nad Warszawą 13/14 sierpnia 1944 r. Fot. Zbiory Wojciecha Krajewskiego

Poszliśmy więc w kierunku, w którym mógł pójść ten lotnik. W jednym miejscu znaleźliśmy mogiłę rozgrzebaną przez lisy. Były kości, butów nie było i to było dziwne, bo zawsze przy zwłokach były buty. Jeden z moich ludzi mówi:
– Zaraz, tam coś jeszcze leży.
Patrzymy, a wśród kości leży amerykańska oficerska klamerka od spodni. To były szczątki tego zaginionego podpułkownika. Przypuszczam, że idąc w kierunku linii frontu musiał natknąć się na Niemców. Może od razu zastrzelili go jako szpiega, a może zginał podczas próby ucieczki?” (relacja w archiwum autora).

Większość mogił określana była jako groby lotników amerykańskich. Komisje tylko pochówki Amerykanów interesowały. Gdy w rozkopanym grobie odnajdywano na przykład brytyjskie elementy umundurowania świadczące o tym, że leżą w nim lotnicy RAF-u, prace przerywano, a mogiłę z powrotem zasypywano. Było tak np. na warszawskiej Pradze, gdzie otwarto mogiłę „lotników amerykańskich” (a faktycznie brytyjskich) w parku Skaryszewskim.

Bazą dla poszukiwań była Warszawa. Gdy prace nabrały rozmachu i rozpoczęto ewakuacje odnalezionych zwłok, park samochodowy zwiększono do trzech Willysów, kilku ciężarówek Dodge’a, a major Clarke jeździł nawet luksusowym Plymouthem. Personel powiększono o kilku amerykańskich sierżantów i pięciu polskich robotników. W pracy napotykano wiele trudności, brakowało informacji, dokumentacja szpitalna, miejska, urzędowa i cmentarna często zawierała błędy. Z trudem odnajdywano świadków pochówków, gdyż ludność miejscowa była przeważnie ewakuowana w okresie wojny.

Odnalezione szczątki wkładano do prostych drewnianych skrzyń i składano tymczasowo w podziemiach kościoła Świętego Krzyża w Warszawie. W końcu września 1947 roku pierwsze odnalezione ciała Amerykanów oczekiwały na ostateczne ustalenie kwestii ich transportu na Zachód.

Mimo trudności i małej liczby personelu, zespół osiągnął i tak duży sukces. Pierwszy transport 101 zwłok wyruszył 19 października z Warszawy do Berlina Zachodniego pociągiem z wagonami wiozącymi skrzynie z odnalezionymi szczątkami poległych.

Na dalszy przebieg poszukiwań, prowadzonych jednak pod ścisłymi ograniczeniami narzuconymi przez Sowietów, negatywny wpływ miały psujące się coraz wyraźniej stosunki polityczne pomiędzy Rosją a USA i Wielką Brytanią. Zaczynała się „zimna wojna”, a Europę przecięła „żelazna kurtyna”. Poszukiwania trwały do 24 maja 1948 roku. 28 maja komisja zabrała jeszcze z Cmentarza Wojskowego na Powązkach szczątki pogrzebanych tam 3 listopada oraz w grudniu 1946 roku w „kwaterze lotniczej” lotników amerykańskich, ekshumowanych wcześniej przez Polaków, z trzech miejsc w okolicach Warszawy: ośmiu lotników z załogi samolotu B-17G Latająca Forteca nr 43-38175, zestrzelonego nad Dziekanowem Leśnym, dwóch pilotów samolotów myśliwskich P-51 Mustang (nr 42-103317 i 44-13675) zestrzelonych pod Nasielskiem podczas dziennej operacji zrzutowej „Frantic 7” dla Powstania Warszawskiego 18 września 1944 roku.
Poszukiwania zostały zakończone 1 czerwca, ponieważ rząd polski odmówił Amerykanom przedłużenia zezwolenia na wjazd na teren kraju. Sowieci nie zgodzili się też na transport odnalezionych ciał koleją ani ciężarówkami przez Polskę. W związku z tym ostatnie odnalezione zwłoki przewieziono z Warszawy do Berlina drogą powietrzną czterema samolotami C-47 Dakota. Cały personel AGRC ostatecznie opuścił Polskę 5 czerwca 1948 roku.

Bilans

Zespół poszukiwawczy wykonał ogółem 25 wyjazdów w teren, podczas których przejechano samochodem ciężarowym 30 tys. mil, czyli prawie 50 tys. km. Przebadano 91 spraw, odkopano 1800 grobów, z których ekshumowano blisko 250 zwłok żołnierzy amerykańskich, w większości lotników, których zaginione samoloty były ostatni raz widziane nad Polską.
W połowie 1949 roku podsumowano poszukiwania i ekshumacje żołnierzy poległych w Europie. Wynika z nich, że z obszaru Polski, w jej powojennych granicach, służby USA ekshumowały 244 żołnierzy, przeważnie lotników amerykańskich poległych w Polsce. W Niemczech było ich 10 726 (w strefie sowieckiej 2334, w strefach zachodnich 8392); w całej Austrii 1288; w Danii 130, w Czechosłowacji 356, na Węgrzech 377, w Rumunii 510, w Szwecji 42, w Norwegii 42 żołnierzy. Ogółem w Europie ekshumowano 13 715 poległych żołnierzy amerykańskich.

Wstępnej identyfikacji poległych dokonywano na podstawie odnalezionych przy zwłokach nieśmiertelników, w postaci znaczka bądź bransoletki, książeczki żołdu czy porównania stanu uzębienia ze stomatologicznymi kartami. W Centrum Identyfikacyjnym w Strasburgu stosowano też specjalistyczne techniki, jak prześwietlanie zwłok w celu odnalezienia niedostrzeżonych przedmiotów. Rodziny poległych decydowały, czy szczątki ich bliskich mają być przetransportowane do USA i pogrzebane na miejscowych cmentarzach w ramach „Return of the Dead Program”, czy też mają pozostać na cmentarzach wojskowych w Europie i innych miejscach na świecie. Szczątki, które miały wrócić z Europy do USA, transportowano wojskowym statkiem „Joseph V. Conolly”, na który załadowano 6248 ciał, oraz „Caroll Victory”, którym przewieziono kolejne tysiące poległych odnalezionych w latach 1948–1949. Jerzy Sienkiewicz utrzymywał, ze statek transportujący 3 tys. trumien, w tym poległych ekshumowanych w Polsce, zatonął na Atlantyku.

Sam Sienkiewicz za współpracę z Amerykanami w komisji poszukującej poległych żołnierzy amerykańskich zapłacił drogo. Służby komunistyczne ustaliły, że ambasada USA i członkowie komisji ekshumacyjnej prowadzą działalność szpiegowską. Jednym z amerykańskich szpiegów był pułkownik Edward J. York (notabene York urodził się w 1912 roku w Nowym Jorku w rodzinie polskich emigrantów osiadłych w USA w 1905 roku. Polskie nazwisko Cichowski zmienił, gdyż było trudne do wymówienia dla Amerykanów. W czasie wojny był jednym z pilotów samolotów B-25 biorących 18 kwietnia 1942 roku udział w słynnym nalocie pułkownika J. Dollittle’a na Tokio z lotniskowca USS „Hornet”). Sienkiewicz wspominał: „Znałem wtedy dwóch attaché ambasady USA w Warszawie, pułkownika Edwarda J. Yorka – attaché lotniczego i pułkownika Franka Jessica – attaché wojskowego. Obaj byli Amerykanami polskiego pochodzenia i mówili biegle po polsku. Prowadzili w Polsce działalność wywiadowczą. Yorka interesował zespół sowieckich lotnisk Żagań, Żory na zachodzie Polski. Doprowadził do tego, że misja dysponowała samolotem C-47 Dakota. Oficjalnie przywoził on całe zaopatrzenie dla misji amerykańskiej w Polsce, nawet benzynę, bo na tej dostępnej w Polsce amerykańskie wozy kiepsko jeździły. Zażądał, by do misji przydzielono amerykańskiego fotografa lotniczego. Przysłano Billa Chicka specjalizującego się w fotografii lotniczej »do dyspozycji attaché lotniczego«. Dakota wielokrotnie latała w rejon tych lotnisk sowieckich, a fotograf robił zdjęcia. Chick, przyjeżdżając do Polski, okazał władzom swoje dokumenty i lekkomyślnie także swój rozkaz przyjazdu mówiący, że jest fotografem lotniczym. Wtedy polskie władze, by zdemaskować działania ambasady, opublikowały w gazetach dokumenty Chicka, które mówiły, kim jest. Pułkownik Jessic pracował w CIA. Współpracował z ludźmi z WiN-u, od których odbierał materiały. Spotykał się z przywódcami WiN-u Łukaszem Cieplińskim, Mieczysławem Kowalcem, Karolem Chmielem w Krakowie. Ci trzej zostali potem aresztowani i rozstrzelani” (relacja w archiwum autora).

Sienkiewicza również aresztowano. Dostał duży wyrok – dziewięć lat, zmniejszony po amnestii do sześciu lat więzienia. Wieziono go od 12 listopada 1949 do 1955 roku. Siedział w Rawiczu i w więzieniach na Śląsku. Jako więzień pracował w kamieniołomach wapienia w Bielawie pod Inowrocławiem. Tam doczekał zwolnienia. Potem podjął pracę w firmie „Beton Stal” na budowie Stadionu Dziesięciolecia, a następnie na budowie elektrowni w Koninie i w Pątnowie. Od 1961 roku do emerytury prowadził prywatny zakład rzemieślniczy.

Poszukiwania trwają

Komisja amerykańska opuściła Polskę w 1948 roku, posiadając informacje o 186 niezbadanych jeszcze grobach. Poszukiwania lotników trwają w zasadzie do dziś. Amerykanie przestrzegają prostej zasady, by każdego poległego żołnierza amerykańskiego odnaleźć i godnie sprowadzić do USA. We wrześniu 2012 roku przebywał w Polsce zespół kilku pracowników Biura do spraw Jeńców Wojennych i Osób Zaginionych (Defence Prisoner of War – Missing Personnel Office, DPMO) Departamentu Obrony USA. Nawiązali oni kontakt z wieloma instytucjami, spotykając się z szeregiem osób, które zajmują się zawodowo i amatorsko działaniami lotnictwa USA nad Polską. Na posiadanej przez ich zespół liście znajdowało się 120 nazwisk lotników zaginionych na terenie Polski. Niełatwo jest jednak po tylu latach uzyskać tu pozytywne rezultaty. Czas zatarł ślady. Nie żyją już prawie żadni świadkowie wydarzeń z lat wojny, którzy mogliby udzielić informacji. Warto też pamiętać, że komisja amerykańska poszukuje jedynie zapomnianych miejsc pochówku poległych lotników, które założyli Niemcy lub ludność miejscowa. Tymczasem wielu poległych lotników nie ma w ogóle grobów, gdyż zginęli w swoich samolotach. Już samo odnalezienie miejsca upadku samolotu jest bardzo trudne. W takich w takich przypadkach konieczne byłyby systematyczne i żmudne poszukiwania terenowe, a w końcu długotrwałe i kosztowne prace archeologiczne na wytypowanych obszarach. Jeszcze trudniej jest w przypadku tych maszyn, które spadły do morza, jezior czy pogrążyły się głęboko w bagnach. Ziemia polska wciąż przechowuje prochy poległych.

Bibliografia:
W. Czerniszewski, Charon lotników alianckich, „Skrzydlata Polska”, 2 VII 1989, nr 27(1962).
Jerzy Sienkiewicz „Rudy”, Archiwum Historii Mówionej Muzeum Powstania Warszawskiego, wywiad Anny Kowalczyk, 10 V 2005, 1944.pl.
Reports of Operations First Field Command American Graves Registration Command European Theater Area, Karlsruhe, b.d.w.
E. Steere, T.M. Boardman, Final Disposition of World War II Dead 1945–1951, Washington 1957.
W.R. Wood, L.A. Stanley, Recovery and Identification of World War II Dead. American Graves Registration Activities in Europe, „Journal of Forensic Sciences” 1989, Vol. 34, No. 6, s. 1365–1373.

Wojciech Krajewski

autor zdjęć: zbiory Wojciecha Krajewskiego

dodaj komentarz

komentarze


Polskie Pioruny bronią Estonii
 
Czworonożny żandarm w Paryżu
Cele polskiej armii i wnioski z wojny na Ukrainie
21 grudnia upamiętniamy żołnierzy poległych na zagranicznych misjach
Chirurg za konsolą
Awanse dla medalistów
Zmiana warty w PKW Liban
Poznaliśmy laureatów konkursu na najlepsze drony
Posłowie o modernizacji armii
Miliardowy kontrakt na broń strzelecką
Łączy nas miłość do Wojska Polskiego
Nowa ustawa o obronie cywilnej już gotowa
Kluczowy partner
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Prawo do poprawki, rezerwiści odzyskają pieniądze
Świąteczne spotkanie pod znakiem „Feniksa”
Wstępna gotowość operacyjna elementów Wisły
Trudne otwarcie, czyli marynarka bez morza
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Srebro na krótkim torze reprezentanta braniewskiej brygady
Szkoleniowa pomoc dla walczącej Ukrainy
„Nie strzela się w plecy!”. Krwawa bałkańska epopeja polskiego czetnika
Zimowe wyzwanie dla ratowników
Jak Polacy szkolą Ukraińców
W obronie Tobruku, Grobowca Szejka i na pustynnych patrolach
Wszystkie oczy na Bałtyk
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Podziękowania dla żołnierzy reprezentujących w sporcie lubuską dywizję
W drodze na szczyt
Czarna Dywizja z tytułem mistrzów
Wiązką w przeciwnika
Sukces za sukcesem sportowców CWZS-u
Olimp w Paryżu
Olympus in Paris
Polska i Kanada wkrótce podpiszą umowę o współpracy na lata 2025–2026
Świąteczne spotkanie na Podlasiu
Trzecia umowa na ZSSW-30
W hołdzie pamięci dla poległych na misjach
Estonia: centrum innowacji podwójnego zastosowania
Polskie Casy będą nowocześniejsze
Rekord w „Akcji Serce”
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Wybiła godzina zemsty
„Szczury Tobruku” atakują
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Kadeci na medal
„Feniks” wciąż jest potrzebny
Kosmiczny zakup Agencji Uzbrojenia
W Toruniu szkolą na międzynarodowym poziomie
Kluczowa rola Polaków
Ryngrafy za „Feniksa”
Opłatek z premierem i ministrem obrony narodowej
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
„Czajka” na stępce
Medycyna „pancerna”
Bohaterowie z Alzacji
Opłatek z żołnierzami PKW Rumunia
„Niedźwiadek” na czele AK
Fundusze na obronność będą dalej rosły
Rosomaki i Piranie
Jeniecka pamięć – zapomniany palimpsest wojny
Druga Gala Sportu Dowództwa Generalnego
Determinacja i wola walki to podstawa
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Ustawa o zwiększeniu produkcji amunicji przyjęta

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO