moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Jak komuniści z LWP niszczyli tradycje polskiego wojska

Społeczna partycypacja w funkcjonowaniu tej faktycznej części aparatu przemocy, jakim było LWP, nie pozwala nam trzeźwo spojrzeć na armię PRL. Na tej kombinacji społecznej polega cała nasza współczesna trudność oceny LWP, która przez doświadczenie milionów mężczyzn kojarzy się przede wszystkim z młodością i radością zakończenia służby w wojsku – podkreśla prof. Sławomir Cenckiewicz.


Czołgi przed Dworcem Głównym PKP w Poznaniu, czerwiec 1956 r fot. IPN

Panie Profesorze, skąd wzięła się nazwa Ludowe Wojsko Polskie (czasem człon „Ludowe” pisany jest małą literą)? Oficjalnie taka formacja nie istniała. Komuniści od początku dbali, by organizowane przez nich oddziały nie były kojarzone w jakikolwiek sposób z Armią Czerwoną, stąd najpierw funkcjonowały Polskie Siły Zbrojne w ZSRS, a następnie, od końca lipca 1944 r., po prostu Wojsko Polskie.

Prof. Sławomir Cenckiewicz: Określenie to ma wymiar propagandowy i polityczny. Nie można jednak mówić, że oficjalnie taka nazwa nie istniała. W Konstytucji z 1952 r. oficjalna nazwa brzmi – Siły Zbrojne PRL. Niezależnie od tego, funkcjonowała w ustawodawstwie tradycyjna nazwa – Wojsko Polskie. Co znamienne, tworzone przez komunistów w Związku Sowieckim wojsko, najpierw nosiło nazwę 1 Polska Dywizja, potem 1 Korpus Polskich Sił Zbrojnych w ZSRS, a w końcu Armia Polska w ZSRS. Natomiast 21 lipca 1944 r. ustawą Krajowej Rady Narodowej nastąpiło połączenie tej armii z Armią Ludową właśnie w Wojsko Polskie. Oczywiście, aby w jakiś sposób odróżnić to nowe Wojsko Polskie, używano w prasie i propagandzie określenia „Odrodzone Wojsko Polskie”. Jednakże nadal funkcjonowała nazwa Wojsko Polskie, takie określenie pojawia się na przykład w dekrecie „o służbie oficerów Wojska Polskiego” z 1948 r.

Oczywiście ta semantyka miała na celu wykazanie propagandowe, że to „odrodzone” WP w gruncie rzeczy jest autentycznym Wojskiem Polskim, choć od początku akcentowano „ludowy”, czyli robotniczo-chłopski, charakter armii. Termin „Ludowe”, najpierw od małej litery, a następnie od dużej, pojawił się po 1952 r., czyli po oficjalnej zmianie nazwy państwa na Polską Rzeczpospolitą Ludową. W tym okresie nastąpiło zerwanie z tradycjami, co miało swój wyraz także w zmianie symboliki wojskowej, umundurowania czy regulaminów, które wzorowano na sowieckich. Zatem termin LWP na stałe się przyjął w nazewnictwie i specjalnie propagowany był przez Główny Zarząd Polityczny WP.

Mało tego, w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku opracowano nawet nowy wzór kwestionariusza osobowego wpinanego do akt personalnych każdego żołnierza, w którym w części III widniała rubryka „Służba w Ludowym Wojsku Polskim”. Pojawiające się dzisiaj tezy, że przecież nie było LWP, mają na celu, wbrew prawdzie, postawić znak równości pomiędzy autentycznymi tradycjami WP a tymi narzuconymi przez komunistów. Na co nie można się zgodzić, bowiem prowadziłoby to do zatarcia prawdziwego charakteru tej formacji, ukształtowanej przez Sowietów w 1943 r. według wzorców sowieckich. Pomijam tu rolę LWP w całym systemie represji, mordów politycznych Wojskowych Sądów Rejonowych, pacyfikacji drugiej konspiracji oraz późniejszych operacji wojskowych w czerwcu 1956, grudniu 1970 i 1981 r.

Czy uprawnione jest stwierdzenie, że organizacja i charakter oddziałów tworzonych w Sielcach nad Oką zdeterminowane były nieudanymi eksperymentami tworzenia „polskich” jednostek w ramach Armii Czerwonej w 1920 r.? W pamiętnikach Zygmunt Berling opisuje, jak Stalin interesował się każdym szczegółem munduru 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, który miał być zbliżony do wzorów przedwojennych. Zdawał sobie sprawę – w odróżnieniu od większości polskich komunistów – że polscy rekruci kontestowaliby lub wręcz sabotowali służbę w Armii Czerwonej. Jedynie Wanda Wasilewska przeforsowała inny wzór orzełka na czapkach, który żołnierze ochrzcili mianem „kuricy” i w miarę możliwości wymieniali na orzełki z koroną sprzed 1939 r.

Przede wszystkim Stalin w 1943 r. rozumiał, że nie byłoby wskazane formalne włączenie państw Europy Środkowo-Wschodniej do ZSRS. Jego kombinacyjne myślenie polityczne, biorące jednak pod uwagę realia, nastroje czy potrzeby międzynarodowe, kazało mu przyjąć metodę wasalizacji, faktycznego podporządkowania, przy zachowaniu pozorów suwerenności i niepodległości. Wiedział też, że formacje zbrojne tworzone przez agenturalny Związek Patriotów Polskich powinny, właśnie dla celów propagandy, zachować zewnętrzne pozory tego, że są Wojskiem Polskim. Dlatego, ku zdziwieniu komunistów z ZPP, uszyto dla 1 Dywizji Piechoty mundury według wzorów przedwojennych, na co zwracał uwagę sam Stalin.


Grupa oficerów sztabu 5 Pułku Piechoty w okresie intensywnych walk z podziemiem niepodległościowym. Od lewej: por. Wojciech Jaruzelski, N.N., N.N, kpt. Kotwicki, por. Pietrzykowski. Hrubieszów, 1946 r. Fot. Wojskowe Biuro Historyczne

Oczywiście przebiegła polityka Stalina nie mogła oszukać legalnych władz polskich. Naczelny Wódz gen. Władysław Sikorski nazwał tę formację „Dywizją Armii Czerwonej pod rozkazami władz sowieckich”. Jeszcze dalej poszedł Józef Mackiewicz, obrazowo opisując politykę w broszurze „Optymizm nie zastąpi nam Polski” (Londyn 2013): „Bolszewicy wkraczają do nas w postaci »Polski demokratycznej« z biało-czerwonym sztandarem i »Jeszcze Polska nie zginęła«, graną przez sowieckie orkiestry wojskowe. Na pewno każą nam śpiewać po kościołach «Te Deum» i gorzej jest, że je śpiewać będziemy”.

Jednakże w tych działaniach poczyniono znamienny wyjątek rzutujący na postrzeganie tego nowego WP. Otóż, nie do zaakceptowania dla komunistów był tradycyjny wzór orzełka żołnierskiego, na tarczy amazonek. Wydaje się, że był nazbyt arystokratyczny i przypominał o polskich tradycjach wojskowych, nieakceptowalnych przez Sowietów. Świadczy o tym zachowany wzornik nowego orła, tej osławionej „kuricy”, z metalowym nowym wzorem, podpisany przez gen. NKWD Gieorgija Żukowa, specjalisty od spraw polskich, jak i 1 Dywizji Piechoty, wcześniej „opiekuna” Armii gen. Władysława Andersa. Przy czym Janina Broniewska wspominała, że tzw. piastowski orzeł, nawiązujący do tego umiejscowionego na sarkofagu Władysława Hermana i Bolesława Krzywoustego w płockiej katedrze, został zaakceptowany przez nią i innego ideologa ZPP, Alfreda Lampe. Ten symbol miał zrywać z tradycją jagiellońską i nawiązywać do piastowskiej. Oczywiście nowy symbol od razu wzbudził kontrowersje i nie został zaakceptowany przez żołnierzy oraz, co ważniejsze, społeczeństwo polskie. Zatem, aby zyskać akceptację ludności na zajętych w lecie 1944 r. terenach, mając na uwadze konieczność ogłoszenia powszechnego poboru do rozbudowywanej armii, w nowo formowanych jednostkach wrócono do orła wz. 19, oczywiście z wyjątkiem korony.

Nieprzerwanie trwa dyskusja o żołnierzach zmuszonych do służby w wojsku Berlinga. Najczęściej mówi się o nich jako o tych, którzy nie mieli szczęścia zdążyć do Andersa. Niewątpliwie – co także Pan podkreśla w swych publikacjach – większość szeregowych żołnierzy i podoficerów, jak i niewielka liczba przedwojennych oficerów, którzy uchowali się przed Katyniem, wstępując do 1 Dywizji Piechoty, nie była świadoma prawdziwych intencji jej dowództwa. Wielu myślało nawet, że służy w wojsku podległym Naczelnemu Wodzowi, gen. Władysławowi Sikorskiemu. Czy w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie były jakieś plany weryfikacji tych, którzy dostali się pod dowództwo Berlinga? Także drugie pytanie, Berling miał wyrok śmierci za dezercję, który jednak nie został przez Naczelnego Wodza, gen. Kazimierza Sosnkowskiego, zatwierdzony. Dlaczego tak się stało?

Oczywiście losy żołnierzy, którzy zostali wcieleni do 1 Dywizji Piechoty, były często tragiczne. Celowo mówię „wcieleni”, gdyż aby wstąpić do tej jednostki, należało się zgłosić do wojenkomatu, czyli sowieckiego odpowiednika WKU, aby dostać skierowanie i bilet do obozu w Sielcach. Zresztą większość trafiła tam niejako pod przymusem, wezwana przez wojenkomaty. Dotyczyło to m.in. Wojciecha Jaruzelskiego. Zatem nawet jeżeli ktoś nie chciał wstąpić w szeregi armii Berlinga, nie miał wyboru. Niestawienie się oznaczało dezercję, a za to groził sąd wojskowy. O tym, jak odebrano status tej armii, świadczy przytoczona już wypowiedź gen. Sikorskiego. Czy planowano po wojnie weryfikację żołnierzy armii Berlinga, trudno odpowiedzieć. Ta sprawa nie była zbyt głośno podnoszona.


Defilada Korpusu Bezpieczeństwa Publicznego, przełom lat 40. i 50. Fot. Wojskowe Biuro Historyczne

Wiąże się z tym odpowiedź na kolejne pytanie. Tak, Berling został skazany przez sąd polowy Armii Polskiej na Wschodzie w lipcu 1943 r. za dezercję na karę śmierci, lecz kiedy wyrok trafił w październiku tegoż roku do zatwierdzenia przez Naczelnego Wodza gen. Kazimierza Sosnkowskiego, ten, po wysłuchaniu opinii ministra spraw zagranicznych Tadeusza Romera, że ujawnienie wyroku przyniosłoby w ówczesnej sytuacji międzynarodowej poważną szkodę polskim interesom państwowym, wyroku nie zatwierdził. Zdecydowała wielka polityka, faktyczna niesuwerenność polskiej polityki, ujawnienie grobów katyńskich i iluzja, że ten gest pozwoli Brytyjczykom wpłynąć na Stalina, by nie był aż tak nieprzejednany wobec rządu RP.

To pytanie jest trochę związane z poprzednim. Już po wojnie, gen. Stanisław Sosabowski w przemówieniu na święcie 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej wymieniał zwycięstwa oręża polskiego. Obok Narwiku, Monte Cassino czy Falaise pojawiły się także Kołobrzeg i Berlin. Jeden z najbardziej zasłużonych dowódców PSZ na Zachodzie doceniał bohaterstwo żołnierzy, którzy zmuszeni byli służyć pod dowództwem renegatów czy oficerów z Armii Czerwonej. Czy takie podejście w jakiś sposób nie jest wyjściem z dyskusji na temat polskich oddziałów walczących na froncie wschodnim?

Nie znam tej wypowiedzi gen. Sosabowskiego, lecz jeżeli to powiedział, to miał na myśli z pewnością ofiarę szeregowego żołnierza polskiego na Wschodzie, który bądź co bądź bił się z tym samym niemieckim wrogiem. Z pewnością nie szła za tym jakaś głębsza myśl mająca uwiarygodnić armię podległą komunistycznemu rządowi narzuconemu nam przez Sowietów. Był to pogląd dość powszechny, że odwołam się do całej serii tekstów Ignacego Matuszewskiego z lat 1943–1945, w których rozróżniał on „niewolników”, czyli szeregowych żołnierzy armii Berlinga, od agenturalno-sowieckiej „czapy” dowodzącej właśnie „armią niewolników”. Nie zmieniało to jednak generalnej oceny tej armii jako uzurpatorskiej, niewolniczej i zniewalającej Polskę pod pozorem bycia Wojskiem Polskim. To rozróżnienie pomiędzy oceną armii, jej genezą, „desantem” 20 tys. sowieckich oficerów w ramach „braterskiej pomocy”, celami politycznymi armii Berlinga i Żymierskiego a losami indywidualnymi żołnierzy zaciągających się na „nieludzkiej ziemi” w jej szeregi jest zresztą najistotniejsze we wszystkich naszych ocenach.

Panie Profesorze, żołnierze w 1 i 2 Armii Wojska Polskiego na różnych etapach historii tych formacji, a także już po wojnie poddani byli represjom osławionej Informacji Wojskowej – kontrwywiadu zupełnie kontrolowanego przez Sowietów. Czy znana jest skala tych represji i kiedy była ona największa?

W składzie dowództwa 1 Dywizji Piechoty utworzono Oddział Informacji Wojskowej, który składał się z 21 oficerów NKWD oddelegowanych do służby w tym wojsku z sowieckiego kontrwywiadu wojskowego – Smierszu. Zarządzał nimi bliski współpracownik gen. Żukowa, mjr Piotr Kożuszko. Poza działalnością propagandową kierowaną przez oficerów polityczno-wychowawczych, Informacja była głównym elementem systemu zastraszania żołnierzy. To aspekt, który z przyczyn cenzuralnych przed 1990 r. nie pojawiał się we wspomnieniach żołnierzy Berlinga. Lecz wśród żołnierzy była świadomość ciągłej inwigilacji.

Kościuszkowcy z portretem swego patrona, Kiwerce, 1944 r. Fot. Zbiory Piotra Korczyńskiego

Informacja stworzyła bazę elementu wrogiego, do którego zaliczono byłych jeńców niemieckich, żołnierzy służących poprzednio w armii niemieckiej, żołnierzy służących w Armii gen. Andersa, oficerów WP, osadników i leśników, żołnierzy, którzy byli sądzeni w ZSRS za przestępstwa polityczne, czy byłych członków partii po-litycznych. W czerwcu 1944 r. stanowili oni ponad 5 tys. żołnierzy, czyli 14% ogólnego stanu całej armii Berlinga. Spośród nich w tym miesiącu aresztowano 548 osób, a kolejne 462 osoby rozpracowywano operacyjnie.

Działano według wzorów sowieckich, aby nikomu nie wierzyć, zatem nie dziwi, że wśród grupy zakwalifikowanej do tzw. wrogiego elementu znajdowało się 24% oficerów z aparatu politycznego. Można przypuszczać, że budzili oni nadal nieufność, bowiem byli członkami rozwiązanej Komunistycznej Partii Polski. Ponadto wiadomo, że aparat polityczny pozostawał w całości na usługach Informacji, zatem rozpracowywano nawet swoich informatorów. Ogółem, jeżeli wziąć pod uwagę pozostałe grupy będące w zainteresowaniu Informacji, a więc Polaków wysiedlonych z ziem wschodnich II Rzeczypospolitej, wcielonych w latach 1940–1941 do Armii Czerwonej, to w operacyjnym zainteresowaniu znajdowało się ponad 80% stanu osobowego wojska.

Nasilenie działań Informacji nastąpiło po wkroczeniu na obszar tzw. Polski lubelskiej. Masowy pobór do wojska spowodował, że w punktach rejestracyjnych filtrowano osoby mogące nie sprzyjać narzuconej władzy, w tym głównie żołnierzy Armii Krajowej. W wyniku tego aresztowano i zesłano w głąb ZSRS tysiące osób, utworzono także na rozkaz Naczelnego Dowódcy WP gen. Michała Roli-Żymierskiego specjalne obozy, w których więziono żołnierzy AK, ujawnionych już w wojsku. W jednym z nich, w Skrobowie, w marcu 1945 r. doszło do grupowej ucieczki. Jednakże większość osadzonych zostało osądzonych przez sądy wojskowe, wielu skazano na kary śmierci, a pozostałych wywieziono do obozów w ZSRS.

Zatem jest mitem, że w szeregi tzw. odrodzonego Wojska Polskiego mógł wstąpić każdy. Według posiadanych danych pomiędzy styczniem 1944 a grudniem 1945 r. Informacja aresztowała ponad 10 tys. osób, i choć połowę z nich stanowiły osoby związane z okupantem niemieckim, to kolejnymi grupami byli żołnierze, którzy wrócili z niewoli, oraz żołnierze aresztowani z przyczyn politycznych, głównie członkowie AK. Zresztą nasilenie represji spowodowało ogromny wzrost dezercji żołnierzy, które liczono w tysiącach. Na masową skalę werbowano także tajnych informatorów. Wiosną 1945 r. ich liczba miała wynosić niemal 6% ogółu żołnierzy.

Proszę sobie wyobrazić, że w aktach LWP z 1945 r. znalazłem informacje o dezercjach żołnierzy armii Berlinga na stronę niemiecką! Represje nie ustały po wojnie, bowiem wojsko skierowano do walk z podziemiem niepodległościowym. Świadczy o tym cała masa dokumentów w naszym archiwum wojskowym, które wciąż pozostają nieprzebadane.

Czerwiec '56, Grudzień '70 i wprowadzenie stanu wojennego w grudniu 1981 r. to wydarzenia, w których LWP rzucone zostało do pacyfikacji protestów społecznych. Wojsko, wykonując za każdym razem rozkazy komunistycznego zwierzchnictwa, otworzyło ogień do protestujących robotników i przelało krew swoich. Jak w Pańskiej ocenie należy ważyć tutaj odpowiedzialność, idąc po szarży od generałów do szeregowców? Jak ocenić zdanie, które najczęściej wtedy pada: „Byłem żołnierzem, musiałem wykonywać rozkazy...”?

Ludowe Wojsko Polskie było od samego początku Polski Ludowej faktyczną częścią komunistycznego aparatu bezpieczeństwa (represji) i powinno zostać w ten sposób ujęte w przepisach prawnych (ustawie o IPN). Zresztą zarówno władze PRL, jak i kadra dowódcza tej armii tak to właśnie widziały. W różnych teoretycznych analizach i wytycznych postrzegali sami siebie jako strażnika komunizmu – narzędzie partii, armię nowego typu, zrywającą z tradycją burżuazyjnego polskiego oręża, wreszcie armię chłopsko-robotniczą – który ma prawo także interweniować wewnętrznie dla obrony ustroju.


Dowództwo 1 Polskiej Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki w otoczeniu oficerów sowieckich. Na pierwszym planie gen. Zygmunt Berling, po jego prawej stronie generał Armii Czerwonej Karol Świerczewski (z GRU) i gen. Aleksander Zawadzki (późniejszy przewodniczący Rady Państwa PRL. 1944 r. Fot. Wojskowe Biuro Historyczne

Wojsko to nie wkroczyło na scenę represji w 1956 r., ale od razu, jeszcze w czasie II wojny światowej, kiedy chociażby przeprowadzało na Lubelszczyźnie w 1944 r. wielką operację wcielania do 2 Armii żołnierzy podziemia, po to by ich „zinwentaryzować”, „rozładować lasy” i poddać represjom z przekazaniem w ręce Sowietów i wywózkami włącznie. Potem, już po maju 1945 r., mamy udział w brutalnych pacyfikacjach podziemia, fałszowaniu referendum i wyborów oraz potwornych zbrodniach śledczo-sądowych, bo to głównie Wojskowe Sądy Rejonowe wzięły na siebie te 8 tys. wyroków śmierci na polskich bohaterach. A więc dzieje LWP to pasmo niezliczonych zbrodni i represji, co nie oznacza, że każdy żołnierz służący w tej armii był zbrodniarzem, zwłaszcza pochodzący z powszechnego poboru. Tę odpowiedzialność należy indywidualizować, ale też powiedzieć, że żołnierz wcielony do Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego w ramach służby wojskowej i rzucony na walkę z podziemiem jest niewinny, również zakłamuje rzeczywistość. Ten sam problem dotyczy późniejszych „wewnętrznych interwencji” LWP.

Panie Profesorze, zapytam przy tym jeszcze o płk. Henryka Ziemiańskiego, dowódcę 5 Pułku Zmechanizowanego, który miał zdecydowanie odmówić strzelania do demonstrantów w grudniu 1970 r., odpowiadając: „Do kogo, k...., będę strzelał, tam są kobiety i dzieci”. Czy takich postaw było więcej podczas „polskich miesięcy”?

To mit! Ziemiański nie odmówił użycia broni 17 grudnia 1970 r. w Szczecinie, a jego legenda opiera się na przypisaniu mu „zasług” I sekretarza KW PZPR w Szczecinie! Istnieje kilka fundamentalnych dokumentów z opisem sytuacyjnym na ten temat. Jeden z nich pozwolę sobie tu zacytować: „Pracownicy KW PZPR ukryli się pierwotnie na stołówce w piwnicy gmachu, a następnie na polecenie I Sekretarza KW PZPR tow. A[ntoniego] Walaszka pod ochroną wojska zostali wyprowadzeni bramą boczną z gmachu KW PZPR od ul. Małopolskiej. Na pytanie dowódcy 5. K[ołobrzeskiego] pz płk [Henryka] Ziemiańskiego o użyciu broni I Sekretarz KW PZPR tow. Antoni Walaszek zabronił użycia broni odpowiadając słowami »do kogo będziecie strzelać, przecież widzicie tutaj są dzieci w fartuszkach szkolnych – proszę Was nie strzelajcie, a gmach Komitetu Wojewódzkiego odbudujemy«”1. Gdyby Ziemiański rzeczywiście się zbuntował, to z hukiem wyleciałby z LWP. On natomiast nie tylko awansował, ale pół roku po Grudniu ’70 wyjechał do Sowietów na dwuletni kurs w ASG SZ ZSRS. Prawda o LWP jest straszna, bo poza poznańskim Czerwcem ’56, kiedy rzeczywiście dziewięciu żołnierzy i podchorążych przeszło na stronę robotników, nie było takiej sytuacji, aby oficer dowodzący grupą żołnierzy odmówił wykonania rozkazu strzelania do robotników. Po wprowadzeniu stanu wojennego kilkunastu żołnierzy i podoficerów złożyło legitymacje partyjne, i to wszystkie przejawy sprzeciwu. Ludowe Wojsko Polskie było najbardziej trwałym filarem reżimu, nawet gdy w 1981 r. w MSW zaczęły się ruchy zmierzające do zmian, jak próba powołania wolnych związków zawodowych, LWP było niewzruszone, stąd wzięło na siebie 13 grudnia 1981 r. obronę ustroju.

Pójście w przysłowiowe „kamasze” Ludowego Wojska Polskiego to dla wielu młodych ludzi dramat. Często też była to świadomie stosowana kara dla niepoprawnych politycznie, jak na przykład dla studentów relegowanych z uczelni w 1968 r. Zdarzały się przy tym wypadki samobójstw. Czy dziś możemy dowiedzieć się, jaka była skala tego zjawiska? Czy wojskowe dokumenty odnotowywały takie wypadki „konfliktu sumienia”?

Nie znam całościowych analiz na ten temat, poza tym co komórki socjologiczne w LWP oraz raporty (zwłaszcza Wojskowa Służba Wewnętrzna) o tym mówiły. Samobójstwa stały się stałym elementem pejzażu wojska w PRL. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że czasem pewnie maskowano w ten sposób „wypadki” z bronią, postrzelenia na poligonach czy kolizje samochodowe. Ale poza wyjątkowymi sytuacjami związanymi z przekonaniami politycznymi, no i oczywiście kwestiami religijnymi, co zasługuje na odrębną analizę, służba w komunistycznym wojsku wyzwalała niezwykle stresogenne i depresyjne nastroje wśród żołnierzy zasadniczej służ-by wojskowej.


Szczecin, grudzień 1970 r. Fot. Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej

Już sam fakt dwuletniej bądź trzyletniej (w Marynarce Wojennej) służby był wyzwaniem psychologicznym. Rozłąka, wyrwanie z rodzinnego klimatu, środowiska, rzucanie często gdzieś daleko od ojcowizny, a poza tym tzw. fala… To wszystko stwarzało gigantyczne problemy. Przyznam szczerze – a nigdy o tym nie mówiłem, że widziałem akta mojego ojca dotyczące jego zasadniczej służby wojskowej i dwóch prób samobójczych, które podjął, uciekając z jednostki. Później, w związku z ucieczką z wojska, jakby z pominięciem prób samobójczych i depresji, wpakowali go do więzienia, osądzili, a potem i tak swoje musiał odsłużyć. Nie pomógł nawet jego ojciec – były ubek i aktywny aparatczyk partyjny. Ojciec był po tym wszystkim wrakiem człowieka, jak wyszedł, i tak interpretuję jego całą późniejszą życiową niedojrzałość… I myślę sobie często: ile było takich sytuacji? I niekiedy zestawiam to z obrazami z dzieciństwa, kiedy zastanawiałem się, dlaczego zakończeniu zasadniczej służby wojskowej towarzyszy taka euforia, taki stan alkoholowego upojenia, a nawet zdziczenia, jakby ci młodzi ludzie opuścili na zawsze jakiś rodzaj więzienia i opresji, by móc znów żyć w swobodzie.

Często można spotkać się ze zdaniem, że gdyby Sowieci w którymkolwiek momencie zawirowań politycznych w PRL, jak w 1956 r. czy przed stanem wojennym, wkroczyli do Polski, to część LWP stanęłaby z nimi do walki. Jak Pan ocenia to twierdzenie?

Przepraszam za dosadność, ale to brednia. Ruchy tektoniczne i wewnętrzne fermenty w LWP faktycznie nie występowały, bo armia stanowiła gwarant obecności Polski w sowieckiej strefie wpływów, co sankcjonował Układ Warszawski i jego plany agresji na Zachód. Patrząc z tej perspektywy, dzieje PRL były jakby zdeterminowane właśnie Układem Warszawskim, jego agresywnymi planami wojennymi i rolą LWP, jako drugiej co do wielkości armii sowieckiego imperium. Na tym zresztą opierało się całe sowieckie zaufanie do LWP. W obliczu kryzysu lat 1980–1981 LWP było jedyną siłą mogącą uratować system, a więc i „drożność” kanałów przerzutowych dla armii pierwszego i drugiego rzutu strategicznego maszerujących na Zachód, gdyby doszło do wybuchu wojny. Jakże plastycznie ujął to były wysoki oficer KGB i współpracownik wywiadu brytyjskiego Oleg Gordijewski, pisząc: „KGB pokładało znacznie więcej zaufania w kierownictwie wojska niż w kierownictwie partii. Większość polskich oficerów była wyszkolona w sowieckich akademiach wojskowych, a wielu wyższych stopniem było weteranami polskich jednostek utworzonych w czasie wojny w Związku Radzieckim. Centrala liczyła, że kiedy armia przywróci porządek i skruszy »Solidarność«, możliwe będzie dokonanie czystki w partii i wybranie Komitetu Centralnego, na którym Moskwa będzie mogła polegać. Kandydatem KGB na przywódcę puczu był generał Wojciech Jaruzelski, członek Biura Politycznego PZPR i długoletni minister obrony. […] W Centrali uważano, że zanim został pierwszym sekretarzem partii, umówił się wcześniej z Moskwą, że przeprowadzi wojskowy zamach stanu i rozpoczął do niego przygotowania. Ostateczne plany puczu zostały uzgodnione podczas dwóch sesji tajnych rozmów w Warszawie, które przeprowadzili generał Kriuczkow oraz dowódca sił Układu Warszawskiego marszałek Wiktor Kulikow”2.

Nasuwa się tutaj też pytanie o rzeczywisty stan zależności LWP od Armii Sowieckiej, zwłaszcza w kontekście służb wywiadowczych. Jak głęboka ona była?

Napisałem o tym całą książkę, która była owocem wieloletnich studiów. Mogę zatem z całą powagą powiedzieć, że tajne służby wojskowe były gwarantem wpływów i kontroli sowieckiej nad Polską. Wiele wskazuje na to, że podlegały one o wiele ściślejszej kontroli ze strony Sowietów aniżeli służby cywilne. Decydował o tym potencjał militarny Polski Ludowej i planowany przez ZSRS udział LWP w przyszłej wojnie przeciwko Zachodowi, co z kolei przekładało się na implementację wzorców sowieckich w każdym obszarze funkcjonowania tych służb – od struktur i nazewnictwa, poprzez system doboru i szkolenia kadr (także w Sowietach), aż po faktyczne kierowanie przez GRU. Dlatego wojskowe tajne służby były zarówno narzędziem dyscyplinowania armii, jak i do pewnego stopnia kontrolowania całego aparatu państwa, zwłaszcza w ostatniej dekadzie. Nasuwa się przypuszczenie, że wykonywanie funkcji wewnętrznych przez wywiad i kontrwywiad na tyle zadowalało mocodawców sowieckich, że nie próbowali oni w sposób bardziej zdecydowany po-prawić ściśle wywiadowczej i kontrwywiadowczej jakości i wydajności służb wojskowych PRL.

Panie Profesorze, nie ma w Polsce rodziny, w której ktoś nie odbywałby zasadniczej służby wojskowej w LWP. Wielu, jak wyżej stwierdziliśmy, wspomina ją nie najlepiej i to nie tylko przez politykę, ale chociażby falę. Jednak jest też liczna grupa ludzi, którzy nie łączą tego wojska z komunizmem, lecz służbą Ojczyźnie – takiej, jaką mieli za młodu. To związane też jest niewątpliwie ze szczególnym statusem, jakim wojsko cieszyło się w społeczeństwie polskim od zawsze. Nikt nie chwali się służbą w milicji czy ZOMO, a z LWP sprawa nie jest już taka jednoznaczna. Co Pan myśli o takiej postawie?

Społeczna partycypacja w funkcjonowaniu tej faktycznej części aparatu przemocy, jakim było LWP, nie pozwala nam trzeźwo spojrzeć na armię PRL. Na tej kombinacji społecznej polega cała nasza współczesna trudność oceny LWP, która przez doświadczenie milionów mężczyzn kojarzy się przede wszystkim z młodością i radością zakończenia służby w wojsku. Właśnie przez ten społeczno-indywidualny pryzmat próbuje się przedstawić całe dzieje LWP, albo inaczej – odwołując się do społecznego doświadczenia, próbuje się ukryć lub przysłonić samą istotę LWP – jego rolę represyjną, udział w zniszczeniu polskiego podziemia, w mordach sądowych, planowanie wojny, która zakładała w odwecie NATO zagładę biologiczną narodu polskiego, jego blisko stuprocentowe upartyjnienie, rolę w fałszowaniu historii i w kłamstwie katyńskim, udział w ateizacji społeczeństwa i walce z Kościołem katolickim, udział w pacyfikacji społecznych buntów, bezpośrednie i głębokie związki z Sowietami…

Ten idylliczny, ale całkowicie zafałszowany obraz LWP zaburza najbardziej postać Kuklińskiego, bo świadomie zerwał on z lojalnością wobec Moskwy i obnażył zwasalizowaną przez Sowietów kadrę dowódczą LWP.

Przykład oficera, który podobnie jak inni przeszedł szkolenie w Związku Sowieckim, a jednak samotnie podjął próbę wyrwania Polski z trwającej przez dziesięciolecia zależności od Moskwy, demaskował hipokryzję kadr dowódczych LWP i agresywne plany Układu Warszawskiego wobec Zachodu. Nie mógł więc zyskać akceptacji wśród oficerów, którzy, mimo interwencji w Czechosłowacji w 1968 r. czy masakry Grudnia ’70, nie mieli odwagi sprzeciwić się narzuconemu systemowi, a obecnie utrwalają peerelowski mit „suwerennej armii”, w której służyli Bogu ducha winni „zwykli” obywatele.

Stąd taki opór, by oddać mu prawdziwy hołd. To ukazuje głębokie zsowietyzowanie mentalności ludzi, którzy przy okazji 1 marca – Narodowego Dnia Pa-mięci Żołnierzy Wyklętych – próbują godzić tradycje wojska Polski niepodległej z sowieckimi najemnikami z LWP, którzy wspólnie z grupami operacyjnymi MBP i NKWD mieli rozkaz zdławić opór Żołnierzy Wyklętych. Żeby to lepiej zrozumieć, warto pamiętać o historii dziedzińca Muzeum Wojsk Lądowych w Bydgoszczy, gdzie w 2002 r. odsłonięto tablicę „W hołdzie bohaterom z Gwardii Ludowej i Armii Ludowej”. Dzięki ministrowi Mariuszowi Błaszczakowi została ostatecznie zdjęta, ale nie bez oporu kierownictwa muzeum. Za maską Piłsudskiego i Andersa zawsze wychodzi Żymierski i Jaruzelski. W każdym razie ja na taką syntezę nigdy się nie zgodzę.

Wallenrodyzm od czasów mickiewiczowskich ma w Polsce długą tradycję, czy zgodzi się Pan z twierdzeniem, że płk Ryszard Kukliński był Konradem Wallenrodem w Ludowym Wojsku Polskim?

Wallenrodyzm jest jedynie figurą literacką, a więc fikcją. Kukliński zaś postacią realną, który świadomość uczestnictwa w antypolskiej machinie Ludowego Wojska Polskiego zdobywał latami, aż w końcu uznał w 1972 r., że aby skutecznie walczyć z sowieckimi projekcjami wojny przeciwko Zachodowi i roli LWP w tych planach, powinien podjąć dramatyczną dla niego osobiście decyzję o nawiązaniu tajnych relacji z amerykańskimi służbami specjalnymi. Była to misja dojrzała, przemyślana i wyrachowana, wyjątkowa pod wieloma względami, której tym bardziej nie sposób porównywać do literackich figur.

Czy zgodzi się Pan z twierdzeniem, że misja pułkownika wciąż jest w Polsce zafałszowana i mało znana (mimo filmu Władysława Pasikowskiego „Jack Strong”)? I czy jest możliwe, by to zmienić?

Wielkości Kuklińskiego nie służą zarówno białe, jak i czarne legendy. Ta pierwsza ukazuje go właśnie jako Wallenroda, który w wieku kilkunastu lat postanowił zniszczyć Związek Sowiecki i w gruncie rzeczy w pojedynkę sam tego dokonał, ta druga zaś – postkomunistyczna – czyni z niego nic nieznaczącego oficera, bez dostępu do jakichkolwiek kluczowych tajemnic, a może nawet agenta GRU.

fot. zbiory Muzeum Izba Pamięci gen. Ryszarda KuklińskiegoRozprawiłem się z tymi fałszerstwami w swojej książce „Atomowy Szpieg. Ryszard Kukliński i wojna wywiadów”, ukazując cały znój, osobiste tragedie i proces dojrzewania Kuklińskiego do antykomunizmu. A poza tym odsłoniłem jego sposób funkcjonowania, zakres olbrzymiej wiedzy i narzędzia wywiadowcze, którymi się posługiwał, oraz umiejętny sposób prowadzenia Jacka Stronga przez Amerykanów. A więc napisałem książkę w oparciu o twarde fakty i archiwa. Prowadzę o nim wykłady dla żołnierzy i studentów. Opiniowałem dla Pana Prezydenta i szefa Ministerstwa Obrony Narodowej wniosek generalski. Cóż może więcej zrobić historyk? Jego praca jest jak woda z wiersza „Źródło” Jacka Kaczmarskiego, co nieustannie toczy skałę, by ostatecznie zmienić jej kształt. Tak prawda o Kuklińskim wolno, mozolnie, ale konsekwentnie przebije się i zwycięży.

Nieba prawie nie widać, czeluść chłodna i ciemna, Niech się sypią lawiny kamieni!
I niech łączą się zbocza bezlitosnych wąwozów,
Bo cóż drąży kształt przyszłych przestrzeni
Jak nie rzeka podziemna?
Groty w skałach wypłucze,
Żyły złote odkryje –
Bo źródło
Bo źródło
Wciąż bije.

To jest moja misja! Misja współpracownika prawdy o PRL, o LWP, o Kuklińskim...

1 WBH-CAW 02669/2017, t. 1, Sprawozdanie dowódcy 12. Dywizji Zmechanizowanej, płk. dypl. Mieczysława Urbańskiego z działań pododdziałów dywizji oraz jednostek garnizonu szczecińskiego w okresie od 16 do 23 grudnia 1970 r., Szczecin, 29 grudnia 1970 r.
2 Ch. Andrew, O. Gordijewski, KGB, Warszawa 1999, s. 508–509.

 

 

 

 

Tekst pochodzi z najnowszego numeru kwartalnika „Polska Zbrojna. Historia” 1/2021.

 

Wydawnictwo można kupić w naszym sklepie.

 

 

 

 

Rozmawiał: Piotr Korczyński

autor zdjęć: Wojskowe Biuro Historyczne, Zbiory Piotra Korczyńskiego, IPN, Michał Niwicz, zbiory Muzeum Izba Pamięci gen. Ryszarda Kuklińskiego

dodaj komentarz

komentarze

~igor
1703588220
Masakra w UM Szczecin jest mi znana. Ochraniał go Plut. Trzaskowski. Zmar kilka lat po tym.
12-65-D7-35
~igor
1703587080
Brałem udział w tym zamencie. Byłem żołnierzem zawodowym.. Znane mi częściowe działanie płk Ziemiańskiego. W Szczecinie nie wykonano rozkazu użycia broni. Używano tylko w przypadku stanu wyższej konieczności i w obronie własne i obrony zycia.Co do Ziemianskiego to za jakiś czas zginął w wypadku drogowym. Apsurd, zapłacił za ....
12-65-D7-35
~numer
1626262020
Mój ojciec również był żołnierzem PRL. Można powiedzieć, że umarł w związku ze sprawą PRL, która odsłania bagienko ówczesnego wojska https://codziennerozmowy.blogspot.com/2021/04/eksperymenty-medyczne-marynarki-wojennej.html
A2-6C-C7-AF
~Dowódca Samodzielnej Kompanii Ra
1619956320
Polska Zbrojna Jak komuniści z LWP niszczyli tradycje polskiego wojska 18.04.2021, godz. 10:00 Cytat - „Często można spotkać się ze zdaniem, że gdyby Sowieci w którymkolwiek momencie zawirowań politycznych w PRL, jak w 1956 r. czy przed stanem wojennym, wkroczyli do Polski, to część LWP stanęłaby z nimi do walki. Jak Pan ocenia to twierdzenie? Przepraszam za dosadność, ale to brednia….”" Byłem dowódcą Samodzielnej Kompanii Radiotechnicznej WOPK. Na początku Stanu Wojennego (Nie pamiętam daty ale nie mogło to być na pewno przed jego wprowadzeniem.) do kompanii przyjechał I sekretarz komitetu partyjnego Korpusu WOPK. Na zebraniu partyjnym zadał mi pytanie – Co byś zrobił jeśli żołnierze radzieccy chcieliby wejść do Twojej kompanii? – Jeśli nie miałbym rozkazu z batalionu, kazał bym strzelać. – A ilu było takich kapitanów w Ludowym Wojsku Polskim? Czy tylko kapitanowie a może także pułkownicy i generałowie? Sądzę iż niższym stopniom też by się to nie spodobało! A wyobraźcie sobie Państwo co by się działo gdyby na ziemie polskie wkroczyli żołnierze Narodowej Armii Ludowi Niemieckiej Republiki Demokratycznej?!!! Dowódca Samodzielnej Kompanii Radiotechnicznej
BF-1E-23-84

Cele polskiej armii i wnioski z wojny na Ukrainie
 
Awanse dla medalistów
Kluczowy partner
Co się zmieni w ustawie o obronie ojczyzny?
Ciało może o wiele więcej, niż myśli głowa
Nowa wersja lotniczej szachownicy
Granice są po to, by je pokonywać
Bohaterski zryw
Wzmacnianie wschodniej granicy
Świąteczne spotkanie w POLLOGHUB
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
„Niedźwiadek” na czele AK
Fiasko misji tajnych służb
Posłowie o modernizacji armii
Za nami kolejna edycja akcji „Edukacja z wojskiem”
Ruszają prace nad „Ratownikiem”
Zimowe wyzwanie dla ratowników
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Atak na cyberpoligonie
Jeniecka pamięć – zapomniany palimpsest wojny
Wielkopolanie powstali przeciw Niemcom
Srebro na krótkim torze reprezentanta braniewskiej brygady
Polska i Kanada wkrótce podpiszą umowę o współpracy na lata 2025–2026
Wyścig na pływalni i lodzie o miejsca na podium mistrzostw kraju
Wigilia ‘44 – smutek i nadzieja w czasach mroku
Sukces za sukcesem sportowców CWZS-u
Świadczenie motywacyjne także dla niezawodowców
Nowe łóżka dla szpitala w Libanie
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Czworonożny żandarm w Paryżu
Zdarzyło się w 2024 roku – część II
Ryngrafy za „Feniksa”
Nowa ustawa o obronie cywilnej już gotowa
Chleb to podstawa
Polskie Pioruny bronią Estonii
Ustawa o zwiększeniu produkcji amunicji przyjęta
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Olympus in Paris
Wiązką w przeciwnika
Kluczowa rola Polaków
Ochrona artylerii rakietowej
Wkrótce korzystne zmiany dla małżonków-żołnierzy
Zrobić formę przed Kanadą
Rosomaki i Piranie
Rękawice na kafelku
Zmiana warty w PKW Liban
Ratownik, czyli morski wielozadaniowiec
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Kosmiczny zakup Agencji Uzbrojenia
Powstanie wielkopolskie, czyli triumf jedności Polaków
Śmierć szwoleżera
Miliardy dla polskiej zbrojeniówki
W drodze na szczyt
Prawo do poprawki, rezerwiści odzyskają pieniądze
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Rekord w „Akcji Serce”
Zdarzyło się w 2024 roku – część III
Zdarzyło się w 2024 roku – część I

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO