Zgodnie z polsko-sowieckim rozejmem, 2 listopada 1920 roku Polskę musiały opuścić wojska sojusznicze. Kiedy nasi żołnierze świętowali zawieszenie broni i myśleli o powrocie do domu, ich sojusznicy ostrzyli bagnety i ładowali nabojami taśmy do cekaemów. Ukraińcy, Rosjanie, Kozacy i Białorusini szykowali się do ostatniej – straceńczej akcji przeciw bolszewikom.
Grupa Gruzinów, którzy opuścili szeregi bolszewickie i zgłosili się do Armii Polskiej. 1920 r. Źródło zdjęcia: Wojskowe Biuro Historyczne
O wojnie polsko-bolszewickiej mówi się czasem, że było to starcie Zachodu ze Wschodem. Niesłuszny to pogląd, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że u boku lub w szeregach Wojska Polskiego walczyli żołnierze ze wszystkich zakątków byłego carskiego władztwa, którzy nie mogli się pogodzić z tym, że po krótkim okresie niepodległości zostali poddani tyrani bolszewickiej. Co więcej, po stronie Polaków znalazło się sporo Rosjan, którzy w polskiej wygranej widzieli szansę na „trzecią Rosję” – po carskiej i bolszewickiej. Wszyscy oni pokładali swe nadzieje w federacyjnym projekcie Józefa Piłsudskiego. Marszałek wierzył, że stworzenie za wschodnią granicą Rzeczypospolitej przyjaznych państw zabezpieczy ją trwale przed rosyjskim imperializmem.
Jedyne wyjście – walczyć
Paradoksalnie jednak zwycięstwo nad Armią Czerwoną w październiku 1920 roku przyniosło fiasko planów federacyjnych Marszałka i tragedię tym, którzy marzyli o własnej państwowości, wywalczonej u boku Polaków. Artykuł drugi podpisanego 12 października 1920 roku rozejmu polsko-sowieckiego zobowiązywał obie strony do niepopierania cudzych działań wojskowych skierowanych przeciwko drugiej stronie. Tym samym Polska została zmuszona do wypowiedzenia układu państwowego z Ukraińską Republiką Ludową. Walcząca po stronie Polaków armia URL pod dowództwem gen. Mychajły Omelianowycza-Pawlenki stanowiła wówczas niebagatelną siłę. Jesienią 1920 roku jej stan szacowano na około 40 tys. żołnierzy zgrupowanych w pięciu dywizjach oraz jednej dywizji jazdy. W ramach polskiej 3 Armii walczyła samodzielna ukraińska 6 Dywizja Strzelecka.
Postanowienia rozejmu, które – co trzeba zaznaczyć – nie były po myśli Józefa Piłsudskiego, oznaczały, że armia URL i inne sojusznicze formacje muszą być rozwiązane, a ich żołnierze internowani w obozach. Wykorzystując jednak fakt, że rokowania pokojowe w Rydze nadal trwały i formalnie utrzymywał się stan wojny między Polską a Rosją bolszewicką, dowództwo armii URL zdecydowało się na dalszą walkę z Armią Czerwoną. Do Ukraińców przyłączyła się formowana na terenie Polski 3 Armia Rosyjska gen. mjr. Borysa Peremykina, licząca około 8 tys. żołnierzy i oddziały kozackie esauła Wadima Jakowlewa (blisko 3 tys. szabel). W sumie zebrało się więc ponad 50 tys. żołnierzy plus około 20 tys. cywilów, w większości rodzin żołnierskich. Dowódcy tych wojsk ustalili, że zaatakują Bracław, a następnie będą przebijać się na Krym, by połączyć się tam z armią gen. lejtnanta Piotra Wrangla.
18 października polski Naczelny Wódz Józef Piłsudski wydał specjalny rozkaz, w którym podkreślał zasługi sojuszników – zwłaszcza ukraińskich żołnierzy: „Armia nasza pamięta krwawe walki, w których uczestniczyły wytrwale zarówno w dni zwycięstwa, jak i w godzinach próby, wojska ukraińskie. Wspólnie przelana krew i braterskie mogiły położyły kamień węgielny wzajemnego porozumienia i pomyślności obu narodów. Obecnie, po dwóch latach ciężkich walk z barbarzyńskim najeźdźcą, żegnam wspaniałe wojska Ukraińskiej Republiki Ludowej i stwierdzam, że w najcięższych chwilach, wśród nierównych walk niosły one wysoko swój sztandar, na którym wypisane hasło «Za naszą i waszą wolność» jest wyznaniem wiary każdego uczciwego żołnierza”.
Kozacy dońscy po opuszczeniu szeregów bolszewickich i zgłoszeniu do armii polskiej. 1920 r. Źródło zdjęcia: Wojskowe Biuro Historyczne
Te słowa uznania Marszałka nie mogły jednak zniwelować rozgoryczenia, a nawet poczucia zdrady ze strony Polski. 2 listopada 1920 roku, czyli w dniu kiedy przypadał ostateczny termin wymarszu wojsk sojuszniczych z terytorium Polski, armie ukraińskie, rosyjskie i oddziały kozackie wraz z rodzinami ciągnącymi za nimi na taborach przekroczyły Zbrucz i znalazły się na Podolu. Nie uszły jednak daleko, gdyż Armia Czerwona dobrze przygotowała się do walki z nimi. Po zaciętych, ale krótkich bojach wojska sojusznicze zostały w połowie listopada rozbite. Części z nich udało z powrotem przekroczyć Zbrucz i wrócić do Polski. Według polskich władz w obozach internowania znalazło się wtedy około 20 tys. Ukraińców (żołnierzy i cywilów) oraz kilka tysięcy Rosjan i Kozaków.
„Lisowczycy” 1920 roku
Podobny los jak wojska ukraińskie, rosyjskie i kozackie spotkał Ochotniczą Sprzymierzoną Armię gen. mjr. Stanisława Bułak-Bałachowicza, która zyskała status „odrębnej”, co dobrze oddaje specyfikę tej formacji, będącej w istocie prawdziwą wieżą Babel. Zaczynem tej armii był oddział, który w marcu 1920 roku Bułak-Bałachowicz przyprowadził do Polski z Łotwy, walcząc tam najpierw z Niemcami, a następnie z bolszewikami. Liczył on wówczas 900 żołnierzy: Rosjan, Ukraińców, Białorusinów, Polaków, Finów, Szwedów, Łotyszy, Estończyków i przedstawicieli narodów Kaukazu. Z czasem ta mozaika narodowościowa wraz z rozrostem oddziału jeszcze bardziej się powiększyła, bo dołączyli doń Kozacy, Żydzi, Tatarzy, a nawet kilku Chińczyków – wszystko dezerterzy lub jeńcy z Armii Czerwonej (pod koniec sierpnia 1920 roku oddział liczył już ponad 1600 żołnierzy). Celnie charakter oddziału uchwycił Józef Piłsudski, mówiąc o jego dowódcy, że Bałachowicz to „dziś Rosjanin, jutro Polak, pojutrze Białorusin, a następnego dnia – Murzyn”.
Ta w istocie kondotierska formacja (porównywana często nie bez podstaw do lisowczyków) okazała się jednak niezwykle skuteczna w bojach z bolszewikami po stronie polskiej. Między innymi 22 września 1920 roku bałachowcy po zdobyciu Pińska, wzięli do niewoli cały sztab sowieckiej 4 Armii z oddziałem osłonowym – w sumie 400 oficerów i 2000 szeregowych! W uznaniu tego sukcesu polskie Ministerstwo Spraw Wojskowych 28 września 1920 roku nadało oddziałowi status odrębnej Armii Sprzymierzonej.
Marsz w próżnię
Po podpisaniu rozejmu w Rydze gen. Stanisław Bułak-Bałachowicz podjął decyzję, że nie przyłączy się ze swymi żołnierzami do wojsk ukraińskich, rosyjskich i kozackich i nie ruszy z nimi na Krym. Prawdopodobnie Józef Piłsudski, chcąc uratować jak najwięcej ze swych federacyjnych planów, rozkazał generałowi, by „został Białorusinem” – trzymając się terminologii z wyżej cytowanego zdania Marszałka. Mianowicie Bułak-Bałachowicz dał rozkaz marszu na Mozyrz i dalej – do wschodniej Białorusi, by wywołać tam antybolszewickie powstanie.
Żołnierze Ochotniczej Sprzymierzonej Armii na czapkach nosili trupie czaszki, by podkreślić swą odrębność i gotowość do straceńczych akcji. W istocie ofensywa na Mozyrz do takich właśnie należała, choć 10 listopada 1920 roku bałachowcy zdobyli to miasto i proklamowali w nim niepodległą Białoruś. Z rozpędu następnego dnia zdołali zająć jeszcze Kalenkowicze i to był już koniec zarówno sukcesów, jak i samej Ochotniczej Sprzymierzonej Armii. Nie mając prawie żadnego poparcia wśród miejscowej ludności (nie licząc kilku oddziałów partyzanckich), atakowana przez coraz silniejsze oddziały Armii Czerwonej, poszła w rozsypkę. Do 28 listopada za granicę polską zdołało wrócić 7 tys. niedobitków wraz ze swym rannym wodzem. Podobno jeszcze długo do polskiej granicy dochodziła kanonada broni maszynowej straceńców, którzy starali się wyrwać z bolszewickiego kotła. Tak skończyła się epopeja armii sprzymierzonych z Wojskiem Polskim w 1920 roku, choć wielu sojuszników w swej nowej ojczyźnie wstąpiło w jego szeregi i walczyło pod polskimi barwami w II wojnie światowej.
Bibliografia:
S. Lis-Błoński, „Bałachowcy”, Warszawa–Kraków 2013
P. Korczyński, „Wojownicy, żołnierze i śmierć nie zawsze pełna chwały”, Kraków 2015
„Wojna o wszystko. Opowieść o wojnie polsko-bolszewickiej 1919–1920”, pod red. W. Sienkiewicza, Warszawa 2010
autor zdjęć: Wojskowe Biuro Historyczne
komentarze