Nawet jeśli wziąć pod uwagę realia panujące po wojnie w sowieckiej strefie wpływów, to była zbrodnia bez precedensu. Latem 1945 roku w wyniku gigantycznej obławy, którą na Suwalszczyźnie przeprowadziła Armia Czerwona, bez wieści przepadło niemal 600 osób. Z nielicznych znanych dokumentów wynika, że zostały one zamordowane w zbiorowych egzekucjach.
Obława augustowska ruszyła rankiem 12 lipca. Sowieci szli tyralierą przez lasy, łąki, pola i wsie. Poszczególnych żołnierzy dzieliło od siebie nie więcej niż osiem metrów. Mieli rozkaz zatrzymać każdego, kto nosi przy sobie broń albo po prostu wyda im się podejrzany. W ślad za pierwszym rzutem czerwonoarmistów kroczył kolejny. Były też oddziały zabezpieczające całą akcję. Czego mogli się spodziewać? – W rozkazie operacyjnym sowieckiej 50 Armii mowa o nawet ośmiu tysiącach członków poakowskiej partyzantki, którzy mieli działać w lasach wokół Augustowa i Suwałk. Sowieci przyjmowali, że mogą oni dysponować dużą liczbą ciężkiej broni, choćby artylerią – wyjaśnia prof. Grzegorz Hryciuk, historyk z Uniwersytetu Wrocławskiego. – Dane te były oczywiście wielokrotnie zawyżone. Zresztą kilka dni później pośrednio przyznał to sam gen. Wiktor Abakumow, szef sowieckiego kontrwywiadu. W szyfrogramie wysłanym do ludowego komisarza spraw wewnętrznych Ławrientija Berii informował o przejęciu 11 moździerzy, 31 karabinów maszynowych, a także 123 automatów i pistoletów. Żaden wielki arsenał... Cały czas nie jest jasne, czy rozbieżności pomiędzy pierwotnymi założeniami Sowietów, a stanem faktycznym wynikały ze słabego rozpoznania, czy może szacunki z jakiegoś powodu zostały zawyżone celowo – dodaje historyk. Dość, że w całą operację Sowieci zaangażowali blisko 50 tysięcy żołnierzy.
W ciągu siedmiu dni oddziały Armii Czerwonej wspomagane przez NKWD oraz stosunkowo niewielkie siły „ludowego” Wojska Polskiego przeczesały obszar blisko 3,5 tysiąca kilometrów kwadratowych. Działania prowadzone były na terytorium Polski, ale też na zaanektowanych przez ZSRR przygranicznych obszarach Litwy i Białorusi. Sowieci zatrzymali prawie siedem tysięcy osób. Półtora tysiąca stanowili podejrzani o antysowiecką działalność Litwini, których przekazano organom bezpieczeństwa z ich kraju. Polakami zajął się wojskowy kontrwywiad Smiersz. Po brutalnych przesłuchaniach większość z nich została zwolniona. 592 osoby nigdy już jednak do domów nie wróciły. Do dziś nie wiadomo, co się z nimi stało. A to zaledwie jedna z wielu zagadek związanych z operacją.
Stalin gotowy na wojnę
Dla Stalina Armia Krajowa była wrogiem, którego należało tępić z całą bezwzględnością. Taktyczny sojusz zawarty po tym, jak Sowieci wkroczyli na ziemie przedwojennej Rzeczpospolitej, nie przetrwał długo. Kilka miesięcy później walki rozgorzały na nowo. – Niepodległościowe podziemie mocno dawało się komunistom we znaki zwłaszcza na wschodzie kraju. W niektórych rejonach nowe władze faktycznie sprawowały kontrolę jedynie nad większymi miejscowościami. Ale nawet to nie tłumaczy, dlaczego Stalin zdecydował się na obławę augustowską, przedsięwzięcie o tak dużej skali oraz intensywności – mówi prof. Hryciuk.
Badacze wysuwają kilka hipotez. – Pozycja komunistów na Suwalszczyźnie nie była zbyt mocna. Radykalna rozprawa z podziemiem mogła stanowić rodzaj demonstracji. Pokaz siły, który miał złamać lokalną ludność. Część historyków zwraca też uwagę na specyficzne położenie tego regionu. Przylegał on przecież do terytoriów świeżo włączonych do ZSRR. Niewykluczone, że Sowieci, rozbijając zbrojne podziemie, chcieli dodatkowo zabezpieczyć swoje granice. Ciekawe przypuszczenie wysnuł też Nikita Pietrow z rosyjskiego stowarzyszenia Memoriał. Według niego obława mogła być motywowana chęcią oczyszczenia terenu przed przejazdem pociągu specjalnego, którym Józef Stalin udawał się na konferencję w Poczdamie. Tyle że Stalin jechał przez Terespol, Siedlce i Warszawę. Trasa jego podróży biegła więc spory kawałek na południe od Augustowa i Suwałk – mówi prof. Hryciuk. On sam skłonny jest osadzać źródła decyzji o pacyfikacji w szerokim kontekście międzynarodowym. – Latem 1945 roku świat całkiem serio brał pod uwagę, że za chwilę wybuchnie kolejna wojna, tym razem pomiędzy ZSRR a Zachodem. Dlatego też na przykład Brytyjczycy, na wypadek gdyby Armia Czerwona chciała jednak pomaszerować w głąb Europy, wcale nie spieszyli się z rozbrajaniem Wehrmachtu w północno-zachodnich Niemczech. Stalin też chciał być na ewentualne starcie przygotowany. I dlatego bardzo intensywnie walczył z antykomunistyczną partyzantką – podkreśla historyk.
Ale znaki zapytania, które narosły wokół obławy augustowskiej dotyczą nie tylko jej genezy. – Do walki z podziemiem zwykle delegowane były siły NKWD. Tym razem jednak zadanie powierzone zostało przede wszystkim żołnierzom Armii Czerwonej – zaznacza prof. Hryciuk. Dlaczego? Trudno jednoznacznie to rozstrzygnąć. Być może sowieckie dowództwo uznało, że NKWD jest już na tyle mocno zaangażowane w swoje zadania, że nie będzie w stanie podołać kolejnemu, w dodatku zakrojonemu na tak szeroką skalę, przedsięwzięciu. O powierzeniu obławy samym Polakom nie mogło być mowy. Aparat bezpieczeństwa dopiero się tworzył, z kolei żołnierze ludowego wojska niezbyt chętnie angażowali się w bratobójcze walki. Sowieci nie mieli do nich pełnego zaufania – przekonuje historyk. Do tego dochodziła jeszcze kwestia liczebności oddziałów. – Ówczesne Wojsko Polskie składało się z dwunastu dywizji, podczas gdy w obławę augustowską sowieckie dowództwo wydzieliło żołnierzy aż z jedenastu dywizji oraz korpusu pancernego Armii Czerwonej – podkreśla prof. Hryciuk.
Jednak najważniejsza z tajemnic dotyczy schwytanych, którzy po obławie przepadli bez wieści.
Śledztwo trwa...
Rodziny aresztowanych od początku przeczuwały najgorsze. Już kilka tygodni po zakończeniu operacji o los swoich bliskich zaczęli wypytywać mieszkańcy wsi Giby. Władze kolejnych szczebli ignorowały jednak ich prośby. O sprawie nie wolno było mówić. Zaczęło się to zmieniać dopiero u schyłku PRL. Pod koniec lat 80. w Suwałkach powstał Obywatelski Komitet Poszukiwań Mieszkańców Suwalszczyzny. Po zmianie ustroju śledztwo w sprawie obławy wszczęła suwalska prokuratura. Niebawem przejął je Instytut Pamięci Narodowej.
Przełom nastąpił w 2011 roku. Wówczas to Nikita Pietrow z Memoriału dotarł do szyfrowanej depeszy gen. Abakumowa. Szef Smiersza zawiadamiał Berię, że zgodnie z jego poleceniem 20 lipca do Olecka został skierowany oddział specjalny dowodzony przez generała majora Iwana Gorgonowa. Cel: „Likwidacja aresztowanych w lasach augustowskich bandytów”. Abakumow informuje, że jest ich 592. Tym samym przypuszczenia historyków i rodzin znalazły potwierdzenie w dokumencie. Zaginionych można już było oficjalnie uznać za ofiary masowego mordu. – Nie wiemy, w jaki sposób zostali zamordowani. Można jednak przypuszczać, że odbyło się to podobnie, jak w Katyniu – przyznaje prof. Hryciuk. Ważniejsze jednak, że nadal nie wiadomo, gdzie została przeprowadzona egzekucja. Zagadkę nadal próbują rozwikłać śledczy z Instytutu Pamięci Narodowej.
– Do tej pory przesłuchaliśmy prawie 900 świadków. Posiadamy komplet dokumentów związanych z działaniami sowieckiej 50 Armii, a także dokumentację dotyczącą działań NKWD na Litwie. Materiały sukcesywnie tłumaczone są na język polski – informuje Zbigniew Kulikowski, prokurator z oddziału IPN w Białymstoku. Śledczy prowadzą kwerendę w suwalskim Archiwum Państwowym, wertują też dokumenty PPR przechowywane przez Archiwum Akt Nowych w Warszawie. Klucz do rozwiązania zagadki znajduje się jednak za wschodnią granicą. – Kilkakrotnie już występowaliśmy o pomoc prawną do Rosji. Zabiegaliśmy o udostępnienie związanych ze sprawą dokumentów. Bezskutecznie. Jak dotąd nie pomogła też Białoruś. Zależało nam na przeprowadzeniu prac archeologicznych w miejscach, gdzie jak przypuszczamy mogą znajdować się masowe groby pomordowanych – wyjaśnia prokurator Kulikowski i dodaje: – Zdajemy sobie sprawę, że uzyskanie zgód to kwestia decyzji politycznych. Pozostaje nam wierzyć, że tak się kiedyś stanie.
Prof. Hryciuk: – Nawet biorąc pod uwagę sytuację w sowieckiej strefie wpływów, w przypadku obławy augustowskiej i jej następstw, możemy mówić o zbrodni bez precedensu. Po wojnie Sowieci nie uciekali się już do zbiorowych egzekucji na wzór tej katyńskiej. Woleli zsyłać ludzi do łagrów, gdzie mogli ich eksploatować jako siłę roboczą.
Dziś obława augustowska zwana jest niekiedy Małym Katyniem.
autor zdjęć: Piotr Kopciał/ Forum, IPN
komentarze