Przy działaniu daleko za liniami przeciwnika, powrót zwiadowców do własnych wojsk może być trudny. Dlatego pracujemy nad stworzeniem systemu odzyskiwania zwiadowców. Będzie on podobny do procedur odnajdywania pilotów zestrzelonych samolotów – mówi płk Artur Jakubczyk, dowódca 2 Hrubieszowskiego Pułku Rozpoznawczego.
Wojska rozpoznawcze uważane są za elitę wojsk lądowych. Czy 2 Pułk Rozpoznawczy jest liderem w tej grupie jednostek?
Płk Artur Jakubczyk: Jesteśmy jednostką specjalizującą się w najtrudniejszych działaniach, czyli dalekim rozpoznaniu, w głębi terenu zajętego przez przeciwnika. W związku z tym nasi żołnierze są bardzo dobrze wyszkoleni w każdej dziedzinie. Posługują się językami obcymi – zarówno naszych sojuszników, jak i potencjalnych przeciwników. Są w stanie prowadzić działania bojowe w każdych warunkach terenowych, pogodowych czy klimatycznych. W naszych pododdziałach dalekiego rozpoznania każdy żołnierz musi posiadać co najmniej dwie specjalności. Nasi zwiadowcy potrafią skakać ze spadochronem systemem halo haho, czyli z bardzo dużej wysokości z otwarciem spadochronu jak najdalej lub najbliżej ziemi. Jesteśmy na wyższym poziomie wyszkolenia niż koledzy zwiadowcy z innych jednostek.
Podczas trwającego właśnie letniego zgrupowania wojsk rozpoznawczych i walki elektronicznej odbyły się zawody użyteczno bojowe. Drużyna z mojego pułku dowodzona przez kpr. Piotra Chalimoniuka zdobyła w nich pierwsze miejsce. To duży wyczyn świadczący o naszych umiejętnościach.
O jak dalekim rozpoznaniu mówimy?
Możemy działać w takiej odległości od naszych wojsk, z jakiej będziemy mieli zdolność przesyłania zdobytych informacji do dowództwa. Ponieważ dysponujemy bardzo nowoczesnymi środkami łączności, jedynym ograniczeniem zasięgu naszego działania jest więc wyobraźnia naszych zwierzchników.
Jednak każde uruchomienie radiostacji na terenie wroga grozi dekonspiracją i zdradzeniem miejsca pobytu grupy rozpoznawczej...
Mamy na to sposoby. Istnieją specjalne procedury i techniki postępowania. Potrafimy nakierowywać grupy poszukujące nas w miejsca, w które chcemy, aby poszły, a nie tam gdzie jesteśmy ukryci. Ponadto nie prowadzimy wielominutowych konwersacji. Meldunki przekazywane są w kilkusekundowych, zakodowanych transmisjach. Możemy przekazywać informacje nie tylko głosem czy w formie tekstów, ale także obrazy i materiały filmowe.
Mówi Pan o doskonałym wyszkoleniu bojowym swoich ludzi, o ich umiejętnościach strzeleckich... A przecież na tyłach wroga nie macie walczyć, lecz obserwować i meldować.
To nieprawda. Owszem naszym pierwszoplanowym zadaniem jest zdobywanie wszelkich informacji bez ujawniania się, ale musimy być także gotowi do zdobywania wiadomości „na bojowo” poprzez zaatakowanie stanowisk dowodzenia, strategicznych obiektów czy pojmania jakieś ważnej osoby. W zakresie naszych specjalizacji leży także prowadzenie akcji dywersyjnych i sabotażowych.
Jednak każda taka akcja to także ujawnienie, że jesteście w danym rejonie.
Niekoniecznie. Wszystko można przeprowadzić tak, że odpowiedzialność spadnie na przykład na miejscową grupę przestępczą, na radykałów z jakieś lokalnej mniejszości narodowej. Przeciwnik nigdy nie będzie miał pewności, że na jego terenie operuje jakaś sekcja czy grupa naszych żołnierzy. Tym bardziej, że po wykonaniu zadania potrafimy szybko i skutecznie zniknąć.
Daleko od wojsk własnych na terytorium przeciwnika nie szukacie chyba celów po omacku?
Oczywiście, że nie. W systemie rozpoznania występuje 13 różnych podsystemów w tym na przykład satelitarne, hydroakustyczne, osobowe. W naszym rodzaju wojsk są Ośrodki Walki Elektronicznej. Pracujący tam specjaliści z dużej odległości potrafią wykryć na wrogim terenie miejsca, z których emitowana jest duża liczba przekazów radiowych. Po ich analizie i wzbogaceniu tych informacji o komunikaty z innych podsystemów rozpoznawczych dowodzący decydują czy trzeba nas wysłać w dany rejon. Po dotarciu na miejsce nasi ludzie uszczegóławiają posiadane już informacje. Robią to poprzez obserwację i nasłuch elektroniczny, do którego mamy plecakowe urządzenia. Dzięki nim możemy także z bliska zakłócać transmisje wrogich środków łączności. Uszczegóławiamy także informacje w inny sposób, m.in. poprzez kontakty z tzw. źródłami osobowymi. Gdy trzeba możemy wypuścić małego drona, aby z powietrza filmował i robił zdjęcia. Nie jest wykluczone, że może zajść potrzeba zdobycia tzw. języka – kogoś kto opowie wszystko o miejscu, które nas interesuje. Gdy zapadnie decyzja o zniszczeniu danego obiektu, zwiadowcy wskażą precyzyjnie to miejsce pilotom statków powietrznych lub naprowadzą na cel ogień artylerii lub pociski dalekiego zasięgu.
Jak długo może trwać wykonywanie takiego zadania?
Nasze większe i mniejsze pododdziały dalekiego rozpoznania są w pełni autonomiczne. Zakładamy więc, że bez żadnego wsparcia i zabezpieczenia zadanie może trwać do trzech tygodni. Mamy zasadę, że przy wykonywaniu każdego zadania nasz żołnierz zawsze jest wyposażony w prowiant na 5 dni. Gdy zadanie trwa dłużej, sekcja czy grupa zabiera dodatkowe zasobniki. Zapasy mogą też być zrzucane punktowo z samolotów. Ale pamiętajmy też o tym, że nawet nie mając prowiantu, nasi ludzie potrafią przeżyć odżywiając się tym, co znajdą na miejscu. Między innymi dlatego wyszkolenie zwiadowcy w pododdziale dalekiego rozpoznania do poziomu podstawowego trwa 3 lata, a do stopnia zaawansowanego około 6 lat. Nie muszę dodawać, że jest to bardzo kosztowne szkolenie.
Aby czegokolwiek się dowiedzieć, trzeba najpierw przedostać się daleko na teren przeciwnika. W grę wchodzi zapewne tylko droga powietrzna?
Owszem dobrym i szybkim sposobem jest dotarcie na miejsce działania skacząc z samolotu tak zwaną metodą halo haho. Jest ona obarczona dużym ryzykiem, ale to nie jedyny sposób. Potrafimy przenikać na teren przeciwnika także poprzez linie jego wojsk. Sposobów jest wiele. Nie o wszystkich chcę i mogę mówić.
Specyfika waszych wojsk wymaga więc specjalnego rodzaju szkolenia...
I tak się dzieje. Przykład? Niedawno jeden z naszych pododdziałów znalazł się na pokładzie samolotu. Przed godziną 4 nad ranem, gdy byli na dużej wysokości w okolicach Lublina, żołnierze w pełnym umundurowaniu, z bronią, amunicją i zasobnikami wyskoczyli z samolotu. Na ziemi mieli zadanie szybko i skrycie przemieścić się na odległość 130 kilometrów i dokonać szczegółowego rozpoznania nakazanego obiektu. Na domniemaną trasę ich przemieszczenia z jednostki wysłano zespoły kontrolujące, aby ich wykryć i zatrzymać. Powiadomione zostały także wszystkie komisariaty policji w rejonie. A jednak nikt ich nie zauważył. Choć z parkingów w okolicy „zniknęło” nagle kilka samochodów. Chłopaki przebywali w terenie kilka dni. Wykonali swoje zadanie i mimo starań zespołów poszukiwawczych, nie zostali wykryci.
O żołnierzach dalekiego rozpoznania mówi się czasami jak o specjalistach jednorazowego użytku, którzy robią dobrą robotę, ale nie mają możliwości powrotu do wojsk własnych i mogą tygodniami błąkać się na terenie przeciwnika.
Nie może być żadnego, jak Pan określił, błąkania się. Proszę pamiętać, że gdy moi ludzie idą na akcję, cały czas wiem, gdzie który z nich się znajduje. W mundurach przeznaczonych do zadań bojowych mają wszyte specjalne nadajniki. Poza tym, potrafimy przenikać przez linie wojsk przeciwnika nie tylko w jedną stronę. Jednak przy działaniu daleko za liniami przeciwnika ich powrót do domu może być trudny. Sprawy mogą się skomplikować, na przykład, gdy któryś ze zwiadowców zostanie ranny. Pracujemy obecnie nad stworzeniem systemu odzyskiwania specjalistów dalekiego rozpoznania z terenu nieprzyjaciela podobnego do procedur odzyskiwania pilotów zestrzelonych samolotów. Mam nadzieję, że niedługo zaczniemy go trenować i wprowadzać w życie.
Jak w całej armii tak i w waszym rodzaju wojsk zachodzą spore zmiany. Co czeka Pana jednostkę?
Mam nadzieję, że za dwa lata 2 Pułk Rozpoznawczy będzie zupełnie inną jednostką niż obecnie. Zmianie ulegnie jego struktura oraz nazwa. Zadania, do których jesteśmy przeznaczeni i przygotowani wykraczają już bowiem daleko poza specyfikę działań rozpoznawczych. Kiedy przełożeni złożą podpisy pod odpowiednimi dokumentami nasz obecny 2 Pułk Rozpoznawczy noszący imię mjr. Henryka Dobrzańskiego ps. Hubal będzie nosił nazwę Jednostka Wojskowa „Hubal”. Cała jednostka zostanie także przeformowana. Stanie się siłami dalekiego rozpoznania. Obecnie w swojej strukturze mamy także pododdziały rozpoznania patrolowego nazywane często pododdziałami bliskiego rozpoznania.
Dzisiaj na poligonie trwają uroczystości z okazji święta waszego rodzaju wojsk. Czego życzcie sobie przy tej okazji?
Specyfika zadań sprawia, że dążymy do miniaturyzacji sprzętu. Chcemy, aby nasze wyposażenie było małe, lekkie i bardzo funkcjonalne. Poczynając od hełmów umożliwiających wykonywanie zadań na dużych wysokościach, systemów słuchawkowych, kamizelek balistycznych przystosowanych specjalnie dla naszych żołnierzy, plecaków, uzbrojenia, a nawet miniaturyzacji racji żywnościowych. To co mamy dzisiaj nie jest dostosowane do naszych potrzeb. Wiele rzeczy dokupujemy sobie sami na własną rękę i za swoje pieniądze. Dla nas miniaturyzacja jest bardzo ważna, bo znaczy tyle samo, co czas przeżycia podczas działań bojowych. Chodzi o to, aby wyposażeniem z górnej półki dysponował każdy nasz żołnierz. Niestety na razie tylko nieliczni w pułku taki posiadają. Większość nadal wyposażona jest tak samo jak żołnierze np. brygady zmechanizowanej. To się musi zmienić.
Płk Artur Jakubczyk służbę w wojsku rozpoczął w 1993 roku jako podchorąży Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Zmechanizowanych we Wrocławiu na kierunku rozpoznanie. Po ukończeniu studiów dowodził grupą, plutonem i kompanią dalekiego rozpoznania w batalionie rozpoznawczym w Siedlcach.
W 2004 roku pełnił służbę podczas III zmiany w Iraku. Po powrocie do kraju ukończył podyplomowe studia operacyjno-taktyczne w Akademii Obrony Narodowej (dzisiejsza Akademia Sztuki Wojskowej). Kilka lat pełnił służbę w 2 Korpusie Zmechanizowanym w Krakowie. W 2007 roku wyjechał na misję do Afganistanu. Po powrocie, już jako podpułkownik, objął w 2 Korpusie stanowisko szefa Wydziału Rozpoznania. W 2009 roku ponownie rozpoczął służbę w Afganistanie w komórce operacyjnej ISAF w Kabulu. Tuż po powrocie z Afganistanu trafił na kolejną służbę misyjną tym razem w związku z działaniami w Libii. Został przydzielony do międzynarodowego centrum wywiadu NATO w Neapolu.
Po misjach służył w Dowództwie Operacyjnym Sił Zbrojnych. Był zastępcą szefa Oddziału Szkolenia i Ćwiczeń, a później zastępcą a następnie szefem oddziału analiz rozpoznawczych w Dowództwie Operacyjnym Rodzaju Sił Zbrojnych.
W roku 2015 studiował zagranicą w NATO Baltic Defence College. Po powrocie do kraju był między innymi zastępcą szefa Zarządu Analiz Wywiadowczych i Rozpoznawczych w Sztabie Generalnym WP. Od roku 2018 jest dowódcą 2 Hrubieszowskiego Pułku Rozpoznawczego.
autor zdjęć: Bogusław Politowski
komentarze