moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

I choć odchodzą, pamięć zostaje

Jesteśmy współczesnymi cichociemnymi. Kontynuatorami bohaterów i tradycji legendarnych spadochroniarzy Armii Krajowej – mówią żołnierze wojsk specjalnych. W najnowszej „Polsce Zbrojnej” opowiadają o tym, co łączy ich z wielkimi poprzednikami, a przede wszystkim o szacunku, jakim darzą żołnierzy walczących o wolność w czasie II wojny światowej.

My, współcześni cichociemni

Cichociemnym nie każdy mógł zostać. Powołany w 1940 roku w Wielkiej Brytanii Zarząd Operacji Specjalnych (Special Operation Executive – SOE) poszukiwał odważnych, zdecydowanych ludzi o mocnym charakterze. Gen. bryg. Stefan Bałuk, jeden z cichociemnych, wspominał kiedyś, że decyzję, czy chce wrócić do Polski i walczyć z okupantem, musiał podjąć w zaledwie trzy minuty. Ci, którzy podobnie jak on podjęli wyzwanie, trafiali na szkolenia spadochronowe, strzeleckie i dywersyjne, a także specjalistyczne kursy z wywiadu, łączności lub broni pancernej. Szkolenie rozpoczęło 2413 kandydatów, a ukończyło 606. Spośród nich, cichociemnych, 316 zrzucono na teren okupowanej ojczyzny.

Wyszkoleni w Wielkiej Brytanii spadochroniarze mieli w Polsce zajmować się organizacją ruchu oporu i walką z nazistami. Kilku zginęło w czasie lotu do Polski, dziesiątki poległy w walce z okupantem, również w czasie powstania. Prawie 30 zamordowało gestapo. Inni zmarli w obozach koncentracyjnych albo zażyli truciznę po aresztowaniu, kilku stracono po wojnie. Pośród tych, którzy przetrwali trudy wojny i czasy komunizmu, byli m.in. Stefan Bałuk, Elżbieta Zawadzka, Jan Nowak Jeziorański, Alojzy Józekowski, Józef Zabielski, Antoni Żychiewicz, Bolesław Polończyk czy Aleksander Tarnawski.

Co z ich legendy przetrwało do dziś? – Jesteśmy współczesnymi cichociemnymi. Kontynuatorami bohaterów i tradycji legendarnych spadochroniarzy Armii Krajowej – mówi jeden z żołnierzy GROM-u, jednostki, która dziedziczy ich tradycje. – Mamy podobny, choć dostosowany do współczesnych czasów, sposób selekcji i szkolenia. W czasie wojny każdy z kandydatów najpierw musiał się wykazać doskonałą kondycją, potem brał udział w szkoleniu ogólnym, następnie zaawansowanym, a na koniec specjalistycznym. Kilkadziesiąt lat później działamy według podobnych schematów – mówi mjr Tomasz Mika, rzecznik prasowy GROM-u.

Specjalsi wskazują także na inne podobieństwa, np. na to, że do służby w GROM-ie przyjmuje się wyłącznie ochotników, osoby o mocnym charakterze, zdeterminowane i zmotywowane. I tak jak niegdyś było u cichociemnych, tak i teraz operatorzy są wyspecjalizowani w konkretnych dziedzinach. – Służymy w innych czasach niż oni, ale tak samo jesteśmy kierowani do prowadzenia najtrudniejszych zadań na całym świecie. Przez niemal 30 lat zmierzyliśmy się z wieloma wyzwaniami – mówi jeden z operatorów.

Kolejni dowódcy i żołnierze GROM-u otaczali kombatantów opieką. Zapraszali ich do jednostki i sami odwiedzali w domach. Przyznają, że połączyła ich szczególna, przyjacielska więź. – To były spotkania ze starszymi kolegami, przyjaciółmi, żołnierzami. Nie czuć było różnicy wieku. Oni dzielili się swoimi wspomnieniami, my opowiadaliśmy o swoich zadaniach. A wszystko w niezwykłej atmosferze – wspomina rzecznik. W 1994 roku, na wspólne ćwiczenia z brytyjską jednostką specjalną SAS zaproszono ówczesnego przewodniczącego Zespołu Historycznego Cichociemnych. Dowódca GROM-u chciał pokazać, że operatorzy są godni dziedziczenia tradycji cichociemnych. I już rok później tak się stało. – Każdy cichociemny to nietuzinkowa postać. Cieszę się, że miałem zaszczyt poznać kilku z nich – mówi mjr Mika. Dodaje, że szczególną sympatią obdarzył m.in. Zdzisława Straszyńskiego „Meteora”, który chociaż na co dzień mieszkał w Australii, każdego roku przyjeżdżał na zjazd cichociemnych od lat organizowany przez jednostkę, a pogodą ducha i poczuciem humoru zarażał wszystkich wokół.

Mika wymienia także innych wyjątkowych ludzi, którzy byli częstymi gośćmi w jednostce: gen. bryg. Stefan Bałuk „Starba”, cichy i skromy ppłk Kazimierz Bernaczyk-Słoński, niezwykle sympatyczny mjr Alojzy Józekowski i oczywiście mjr Aleksander Tarnawski „Upłaz”. – Pan Aleksander jest jednym z nas. Czujemy z nim ogromną więź i zawsze chętnie gościmy w naszych progach. Gdy z kolei my odwiedzamy go w domu, to razem z żoną Elżbietą wita nas jak członków swojej rodziny – opowiada oficer. Cztery lata temu żołnierze jednostki spełnili marzenie cichociemnego i zorganizowali mu skok spadochronowy w tandemie. Zaprosili go także na strzelnicę, gdzie pokazał swój wysoki poziom wyszkolenia. Trafiał bezbłędnie w tarczę, którą, z racji wieku, ledwo widział.

– Nosimy znak cichociemnych na mundurze, oni o tym zdecydowali. To oni wybrali nas na swoich spadkobierców. My jesteśmy dumni z nich, a oni z nas – dodaje żołnierz GROM-u. Jednostka przygotowuje się do przyjęcia imienia jednego z cichociemnych. Z 316 nazwisk wybrano ośmiu kandydatów. Decyzja, który z nich zostanie patronem, jeszcze nie zapadła.

Komandosi z tej samej gliny

– Przed laty zaproszono nas na spotkanie z powstańcami warszawskimi. Kombatanci chcieli się dowiedzieć, kim jesteśmy, jakimi wartościami kierujemy się w życiu, na czym polega nasza służba. Wtedy oni obdarzyli nas zaufaniem, a my poczuliśmy do nich wielki szacunek – wspomina jeden z żołnierzy Jednostki Wojskowej Komandosów. Operator z zespołu bojowego C na prawym ramieniu munduru nosi znak Batalionu Armii Krajowej „Parasol”, bo rok po tym pierwszym spotkaniu jego pododdział przejął tradycje żołnierzy „Parasola”.

Batalion walczył w powstaniu warszawskim pod komendą cichociemnego kpt. Adama Borysa „Pługa”, a w skład jednostki wchodzili przede wszystkim harcerze z Szarych Szeregów. Organizowali m.in. akcje likwidacyjne zbrodniarzy hitlerowskich, w tym komendanta Pawiaka Franza Bürckla oraz Franza Kutschery, dowódcy SS i policji na dystrykt warszawski.

– Początkowo, w latach dziewięćdziesiątych, kombatanci przyjeżdżali do Lublińca, ale spotykali się tylko z dowództwem jednostki. Sytuacja stopniowo się zmieniała, aż w końcu powiedzieli o nas „to są nasze chłopaki”. I przywiązaliśmy się do nich na dobre. To wielka radość, gdy do naszej jednostki przyjeżdżają choćby Maria ”Malina” Wiśniewska czy Zbigniew Rylski ”Brzoza” – najczęściej odwiedzający nas kombatanci – opowiada Piotr, operator Jednostki Wojskowej Komandosów.

– Kombatanci cieszą się z wizyt w naszej jednostce. Mimo różnicy wieku łączy nas braterska więź. To tak jakby starszy kolega dzielił się doświadczeniem i wiedzą z młodszym, który chce kontynuować jego dzieło – dodaje snajper z JWK. Żołnierze z dumą prezentują znaki batalionów AK. – „To coś więcej niż naszywka. To znak, że czujemy się spadkobiercami ludzi, którzy w czasie wojny prowadzili akcje specjalne. Widzimy podobieństwa w operacjach prowadzonych przez AK i tych podejmowanych przez współczesne siły specjalne. Wiemy, że najważniejszy jest, podobnie jak było wtedy, odpowiedni dobór ludzi i doskonały plan, bo na niektóre akcje żołnierze mają zaledwie kilkadziesiąt sekund – mówi Darek z zespołu bojowego C.

Szczególną więź z jednostką utrzymywał gen. bryg. Janusz Brochwicz-Lewiński „Gryf”. Należał do „Parasola”, a w powstaniu warszawskim dowodził obroną Pałacyku Michla na Woli. Żołnierze nie tylko zapraszali „Gryfa” do jednostki, lecz także odwiedzali go na przykład z okazji jego urodzin. – Generał był legendą już za życia. Chętnie opowiadał o swojej służbie i losach powojennych. Dla nas był niezniszczalny – mówi Piotr i dodaje: „Ludzie, którzy walczyli o nasz kraj, odchodzą. Żałujemy, że nie będzie kolejnych spotkań i opowieści. Musimy jednak sprawić, by zachowała się pamięć o nich”.

Z wielkim szacunkiem mówią o nich również żołnierze kultywujący tradycje batalionów „Zośka” i „Miotła”. Kombatanci regularnie odwiedzają jednostkę i chętnie spotykają się z żołnierzami. – Zażyłość budowana jest przez lata. Każde spotkanie to kolejna odsłona historii. Nie ma w jednostce osoby, która nie doceniłaby tych wspomnień – mówi „Jawo” z zespołu dowodzenia JWK.

Najmłodszymi spadkobiercami tradycji powstańczych w JWK są żołnierze z zespołu bojowego A. Komandosi od sześciu lat noszą na mundurach znak Batalionu AK „Miotła”, który powstał na początku 1944 roku. Jego żołnierze zajmowali się dywersją i sabotażem, demaskowali zdrajców i konfidentów oraz ich likwidowali. Nazwa oddziału nawiązuje do wykonywanych zadań: żołnierze mieli „wymieść” wrogów i hitlerowskich agentów ze stolicy. Miotlarzami byli najczęściej chłopcy i dziewczęta z biednych dzielnic Warszawy. – Jak słuchamy opowieści z czasów powstania, to aż ciarki idą po plecach. Kombatanci dzielą się z nami wspomnieniami o życiu w czasie okupacji, o organizacji państwa podziemnego, konspiracyjnym nauczaniu. Czujemy się wyróżnieni tym, że nam zaufali i przekazali swoje dziedzictwo – mówi operator zespołu bojowego A.

– Zespoły bojowe kultywujące tradycje batalionów AK walczących w powstaniu warszawskim cieszą się ze spotkań z kombatantami. My niestety nie możemy już gościć u siebie żołnierzy 1 Samodzielnej Kompanii Commando – mówi Arek, dowódca Zespołu Bojowego B. Komandosi z tego pododdziału kultywują tradycje 1 SKC, która powstała w 1942 roku, a jej dowódcą był kpt. Władysław Smrokowski. Żołnierze tej kompanii byli pierwszymi Polakami, którzy rozpoczęli działania bojowe na Półwyspie Apenińskim. Uczestniczyli m.in. w walkach pod Monte Cassino. Bili się także o Ankonę, a po przekształceniu 1 SKC w 2 Batalion Komandosów Zmotoryzowanych, także o Bolonię. – To są prekursorzy współczesnych wojsk specjalnych. Byli ochotnikami spośród najlepiej zmotywowanych żołnierzy. Najlepiej wyszkoleni i przeznaczeni do najtrudniejszych zadań bojowych. Jesteśmy dumni, że możemy kultywować tradycje tak zasłużonej jednostki – opowiada „Tedi”, podoficer zespołu bojowego B.

Żołnierze 1 Samodzielnej Kompanii Commando do specjalsów z Lublińca przyjeżdżali do końca lat dziewięćdziesiątych. Nie ma już żyjących kombatantów z tego pododdziału, ale żołnierze z Lublińca utrzymują kontakt z weteranami 2 Batalionu Komandosów Zmotoryzowanych, jednostki, która powstała na bazie 1 SKC. – Znak kompanii Commando ma dla nas ogromne znaczenie. Nosimy go z dumą, bo wiemy, że komandosi 1 SKC z poświęceniem walczyli o wolność – dodaje dowódca zespołu. Jego podkomendni w 2018 roku wyjechali do Włoch, by poznać szlak bitewny swoich poprzedników, odnaleźli też groby wszystkich żołnierzy, którzy zostali tam pochowani.

– Inaczej myśli się o historii, kiedy stoi się w miejscu, w którym rozgrywały się wielkie bitwy. W tym roku znowu wróciliśmy do Włoch. W połowie kwietnia w Pescopennataro odsłonięto tablicę pamiątkową ku czci polskich żołnierzy 1 Samodzielnej Kompanii Commando. Chcieliśmy upamiętnić wydarzenia z 1943 roku, kiedy to żołnierze 1 SKC w walce o niewielkie miasteczko przeszli chrzest bojowy we Włoszech – podkreśla dowódca zespołu bojowego B.

Magdalena Kowalska-Sendek

autor zdjęć: arch. JWK

dodaj komentarz

komentarze


Rekordowa obsada maratonu z plecakami
 
Nasza broń ojczysta na wyjątkowej ekspozycji
Medycyna w wersji specjalnej
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
NATO odpowiada na falę rosyjskich ataków
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Marynarka Wojenna świętuje
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Zmiana warty w PKW Liban
Nowe Raki w szczecińskiej brygadzie
Udane starty żołnierzy na lodzie oraz na azjatyckich basenach
A Network of Drones
Transformacja dla zwycięstwa
Od legionisty do oficera wywiadu
Czarna Dywizja z tytułem mistrzów
„Husarz” wystartował
„Jaguar” grasuje w Drawsku
W MON-ie o modernizacji
Wzmacnianie granicy w toku
Nowe uzbrojenie myśliwców
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Jaka przyszłość artylerii?
Szwedzki granatnik w rękach Polaków
Selekcja do JWK: pokonać kryzys
Trzynaścioro żołnierzy kandyduje do miana sportowca roku
Ostre słowa, mocne ciosy
Szef MON-u na obradach w Berlinie
Polsko-ukraińskie porozumienie ws. ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej
O amunicji w Bratysławie
Wojskowa służba zdrowia musi przejść transformację
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Donald Tusk po szczycie NB8: Bezpieczeństwo, odporność i Ukraina pozostaną naszymi priorytetami
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Wojskowi kicbokserzy nie zawiedli
Jesień przeciwlotników
Sejm pracuje nad ustawą o produkcji amunicji
Hokeiści WKS Grunwald mistrzami jesieni
„Nie strzela się w plecy!”. Krwawa bałkańska epopeja polskiego czetnika
Karta dla rodzin wojskowych
Right Equipment for Right Time
Norwegowie na straży polskiego nieba
„Szczury Tobruku” atakują
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Wybiła godzina zemsty
Setki cystern dla armii
Triatloniści CWZS-u wojskowymi mistrzami świata
Święto w rocznicę wybuchu powstania
Huge Help
Trudne otwarcie, czyli marynarka bez morza
„Siły specjalne” dały mi siłę!
Czworonożny żandarm w Paryżu
Święto podchorążych
Inwestycja w produkcję materiałów wybuchowych
Olympus in Paris
„Szpej”, czyli najważniejszy jest żołnierz
Trzy medale żołnierzy w pucharach świata
Polskie „JAG” już działa
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Wielkie inwestycje w krakowskim szpitalu wojskowym
Olimp w Paryżu

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO