Zajęcia na pętli taktycznej w Trzciańcu trwały 24 godziny. Plutony z 1 Batalionu Strzelców Podhalańskich musiały dowieść, że są gotowe do służby w tzw. szpicy NATO. Sprawdzano, czy podhalańczycy potrafią szybko wykryć improwizowane urządzenia wybuchowe, ewakuować rannych, przeprowadzić natarcie nocą i podjąć odpowiednie działania, gdy nieprzyjaciel zaatakuje bronią masowego rażenia.
W szkoleniu na poligonie w Trzciańcu wzięło udział ponad stu żołnierzy. Po certyfikacji drużyn tym razem sprawdzian czekał plutony. Podhalańczycy przygotowują się bowiem do przyszłorocznego dyżuru w szpicy NATO, czyli połączonych siłach zadaniowych bardzo wysokiej gotowości.
Wydarzenia na poligonie w Trzciańcu następowały błyskawicznie. – Moim zdaniem najbardziej wymagające było zadanie związane z zabezpieczeniem ładunku wybuchowego. Gdy go sprawdzaliśmy, wpadliśmy w zasadzkę. Jako dowódca plutonu musiałem kierować walką i na bieżąco składać meldunki przełożonym. Wymaga to dobrej koordynacji oraz doświadczonego radiotelefonisty – opowiada por. Grzegorz Malinowski, dowódca jednego z certyfikowanych plutonów. – Jednak dla dobrze wyszkolonych pododdziałów nie stanowi to problemu – dodaje.
Po odparciu sił przeciwnika i ewakuacji rannych podhalańczycy musieli przeprowadzić natarcie na kompleks opanowany przez siły dywersyjne wroga. Zgodnie ze scenariuszem, działania odbywały się głównie nocą, przy trudnych warunkach atmosferycznych. Żołnierze musieli więc korzystać z gogli noktowizyjnych. – Mimo głębokiego śniegu, natarcie przebiegło zgodnie z planem, który sobie założyłem. Jednak działo się wiele. Zaraz po zdobyciu obiektów dowiedzieliśmy się, że prawdopodobnie doszło do ataku bronią masowego rażenia. Trzeba było założyć odzież ochronną i maski. W tym czasie przeciwnik przeprowadził kontratak. To był trudny moment dla dowódców plutonów i drużyn, ponieważ istniało zagrożenie, że w szeregach zapanuje chaos. Ale jesteśmy zgrani i wszystko poszło dobrze – opowiada por. Malinowski.
Cały proces certyfikacji został przygotowany w oparciu o formalne wymogi NATO oraz program szkolenia pododdziałów wojsk pancernych i zmechanizowanych. – Oceniamy zarówno dowódców plutonów, jak i podlegające im pododdziały. W naszej jednostce służy wielu doświadczonych żołnierzy, którzy wykonywali podobne zadania w warunkach bojowych, dlatego skupiamy się przede wszystkim na koordynacji wszystkich działań oraz wykonaniu ich w określonym czasie – wyjaśnia por. Damian Bieńko, zastępca dowódcy kompanii oraz jeden z planistów odpowiedzialnych za szkolenie.
Doświadczenie z misji
Pierwszy etap certyfikacji odbył się we wrześniu minionego roku. Wówczas sprawdzono żołnierzy służących w drużynach. Część z nich musiała przećwiczyć umiejętności, które ich koledzy zdobyli już wcześniej na misjach. – Żołnierze, którzy byli na misjach, znają na pamięć wszystkie procedury, a polecenia wykonują niejako z automatu. Ich mniej doświadczeni koledzy mają z tym nieco więcej trudności, dlatego korzystają z pomocy weteranów – mówi st. sierż. Jan Bożek. Podhalańczycy przyznają, że wiele elementów szkolenia znają z działań w Iraku i Afganistanie. – Sam wyjeżdżałem na misje pięciokrotnie. Mimo że doświadczenie zdobywałem głównie podczas służby w wojskach aeromobilnych, uważam, że wiele rozwiązań można zastosować także w pododdziałach zmechanizowanych. Najważniejsza jest praktyka – zaznacza sierż. Bożek.
Choć warunki klimatyczne i terenowe podczas ćwiczeń nie przypominały tych z misji, wcale nie było łatwiej. Przez większość czasu w Trzciańcu padał gęsty śnieg. – Utrudniona była nie tylko widoczność, ale nawet manewr opuszczania pojazdu. W BWP-ie nie ma miejsca na to, żeby nałożyć narty lub rakiety śnieżne, dlatego po wyjściu z transportera natychmiast zapadaliśmy się w śnieg, a to spowalniało nasze działania – opowiada sierż. Bożek.
Gotowi do dyżuru
Po trwającym dobę sprawdzianie dowódcy podsumowali pierwsze wyniki. – Myślę, że plutony poradziły sobie z zadaniami. Żołnierska służba wymaga jednak nieustannego rozwoju, dlatego nie możemy powiedzieć, że wszystko potrafimy. Widzę pewne elementy, nad którymi trzeba jeszcze popracować – podkreśla kpt. Krystian Terlikowski, dowódca kompani. Oficer zaznacza, że podczas szkolenia wiele zależy od dowódców plutonów, m.in. przepływ informacji pomiędzy pododdziałami wchodzącymi w skład kompanii. Sprawna komunikacja pozwala na szybką reakcję, np. dostarczenie wsparcia ogniowego.
Podobnie sprawdzian oceniają dowódcy plutonów. – Choć niektórzy muszą dogonić tych najlepiej wyszkolonych, to dzięki dużemu zaangażowaniu, poziom jest coraz bardziej wyrównany. Jesteśmy gotowi do służby w szpicy – zapewnia por. Grzegorz Malinowski.
Zgodnie z planem w kwietniu podhalańczycy przejdą certyfikację na szczeblu kompanii oraz batalionów, natomiast w czerwcu – sprawdzian czeka cała jednostkę. To właśnie wtedy żołnierze z 21 Brygady Strzelców Podhalańskich ostatecznie dowiodą swojej gotowości do służby podczas przyszłorocznego dyżuru w Siłach Odpowiedzi NATO.
Dyżur w ramach szpicy rozpocznie się 1 stycznia 2020 roku. Wówczas żołnierze będą utrzymywać gotowość bojową przez całą dobę, a w razie alarmu – wykonywać zadania w dowolnym miejscu na świecie.
autor zdjęć: st. szer. Arkadiusz Czernicki
komentarze