Od pierwszych igrzysk paraolimpijskich mija niespełna 60 lat. Wówczas też w Stanach Zjednoczonych zrodziła się idea rehabilitacji przez sport. Za kilka dni na międzynarodowe igrzyska dla weteranów po raz pierwszy wyjadą również Polacy. Ranni na misjach, którzy znaleźli siłę, by pokonać własne słabości, podkreślają, że aktywność fizyczna to dla nich szansa, by znów uwierzyć w siebie.
Daniel Cnossen, sympatyczny mężczyzna z Kansas, pokonał długą drogę od czasu, kiedy w Kandaharze, w 2009 roku, w wyniku wybuchu ajdika stracił obie nogi, do dnia, w którym z sześcioma medalami w ręku opuszczał w 2018 roku Pjongczang, gdzie odbywały się zimowe igrzyska paraolimpijskie. Kiedyś był dowódcą plutonu Navy SEAL, a za swoją służbę został odznaczony Brązową Gwiazdą i Purpurowym Sercem. Teraz trenuje biatlon i narciarstwo biegowe.
W Pjongczangu, w liczącej około 70 paraolimpijczyków amerykańskiej reprezentacji, oprócz Cnossena znalazło się 18 weteranów misji w Iraku czy Afganistanie. Oczywiście Stany Zjednoczone nie są pod tym względem wyjątkowe. Brytyjski oficer Nick Beighton, który w Afganistanie stracił obie nogi, na letnich igrzyskach paraolimpijskich w Rio de Janeiro zdobył brązowy medal w kajakarstwie. Przegrał tam zresztą z innym weteranem, Australijczykiem Curtisem McGrathem, który sięgnął wówczas po złoto. Brytyjski paraolimpijczyk Jon-Allan Butterworth, mimo że stracił lewe ramię w czasie ataku rakietowego w Iraku, osiąga sukcesy jako kolarz.
Takie przykłady można mnożyć bez końca. Sportowcy weterani to integralna część większego zbioru walecznych ludzi, którzy znaleźli w sobie siłę, aby wyjść poza swoją niepełnosprawność. Niektórzy z nich, jak tenisistka stołowa Natalia Partyka, startująca w igrzyskach w Pekinie czy Londynie, południowoafrykańska pływaczka Natalie du Toit czy czeski kolarz Jiři Ježek, walczą o podium z pełnosprawnymi zawodnikami. Sam fakt, że jedni i drudzy mogą dziś stanąć w jednym szeregu, jest triumfalnym zwieńczeniem żmudnego procesu dojrzewania, jaki społeczeństwo musiało przejść od roku 1948 roku, gdy niepełnosprawnemu Jackowi Dearlove’owi, sternikowi brytyjskiej ósemki wioślarskiej, nie pozwolono wziąć udziału w ceremonii rozdania medali.
Aktywność fizyczna w podobny sposób oddziałuje zarówno na osoby zdrowe, jak i niepełnosprawne. Dla tych drugich jednak uprawianie sportu to coś więcej. Oprócz tego, że jest formą rehabilitacji, przywraca wiarę we własne możliwości i daje motywację do osiągania kolejnych celów. Mówią o tym często Jasiek Mela, zdobywca m.in. dwóch biegunów – po amputacji lewego podudzia i prawego przedramienia, a także kierowca rajdowy Bartek Ostałowski, który po amputacji obu rąk nauczył się prowadzić auto za pomocą stóp i zdobył międzynarodową licencję wyścigową FIA (Fédération Internationale de l’Automobile). Determinacją nie ustępują oni najlepszym zawodnikom, chociażby takim jak Robert Kubica, który po ciężkim wypadku wrócił do startów w wyścigach samochodowych.
Liczy się motywacja
W muzeum w greckiej Olimpii znajduje się tabliczka upamiętniająca Demokratesa, kalekiego zapaśnika, który w zawodach pokonał wszystkich przeciwników. Dziś już nikt nie stawia paraolimpijczykom marmurowych pomników, mają jednak oni swoje stałe, zasłużone miejsce w historii światowego sportu. W 1904 roku w St. Louis sześć medali, w tym trzy złote, zdobył amerykański gimnastyk George Eyser, startujący z protezą lewej nogi. Złoto zgarnął m.in. w skoku przez kozła. Innym przykładem jest sierż. Károly Tákacs. Po wybuchu granatu stracił prawą dłoń, nauczył się więc strzelać lewą ręką. Został mistrzem olimpijskim w strzelaniu z pistoletu szybkostrzelnego na igrzyskach w 1948 roku i sukces ten powtórzył cztery lata później.
W tym samym roku w szpitalu Stoke Mandeville pod Londynem neurochirurg Ludwig Guttmann zorganizował zawody sportowe dla przebywających tam inwalidów z II wojny światowej. Guttmann leczył setki rannych i sparaliżowanych żołnierzy. Jego ideé fixe stała się ich reintegracja ze społeczeństwem, a środkiem prowadzącym do celu miał być właśnie sport. W rozgrywanym na przyszpitalnym trawniku turnieju łuczniczym wzięło udział 16 weteranów. Na pierwsze paraolimpijskie igrzyska trzeba było poczekać jeszcze kilkanaście lat. Odbyły się one w 1960 roku w Rzymie. Polacy zadebiutowali na tej imprezie 12 lat później. A w 2014 roku książę Harry, w pięknym stylu nawiązując do idei Guttmanna, zainicjował igrzyska niezwyciężonych, Invictus Games, podczas których o medale walczą weterani poszkodowani z całego świata. W tym roku także polscy.
Kondycja to podstawa
Paraolimpijczycy twierdzą, że sport zastępuje im rehabilitację. Aktywność osób niepełnosprawnych musi być jednak dostosowana do ich możliwości. „Muszę wykonywać ćwiczenia tak, żeby nie zrobić sobie krzywdy”, podkreśla Katarzyna Piekart, złota medalistka w rzucie oszczepem z paraolimpiady w 2012 roku w Londynie. Przez lata miała problemy z akceptacją ułomności, ale pomogły jej treningi w gronie niepełnosprawnych zawodników. Urodziła się z niedowładem lewej ręki i przez długi czas ukrywała ją pod rękawem bluzki. Gdy zaczęła trenować rzut oszczepem, wzmacniał ją każdy sukces. Rzut na odległość 41,15 m na paraolimpiadzie w Londynie przyniósł zawodniczce złoty medal.
Niedowidzący mistrz igrzysk paraolimpijskich w biegu na 200 m Mateusz Michalski (jego pole widzenia wynosi około 10%) nazywany jest polskim Usainem Boltem, bo przebiega 100 m w czasie 10,78 s. Gdy miał siedem lat, zdiagnozowano u niego chorobę Stargardta, polegającą m.in. na uszkodzeniu części siatkówki odpowiedzialnej za ostre widzenie. Lekarz zalecił mu wówczas ruch jako formę terapii. Podczas aktywności fizycznej krew szybciej krąży, co prowadzi do lepszego ukrwienia oka. Dziś mężczyzna, oprócz biegania, wyciska także sztangę – na treningach jest w stanie udźwignąć nawet 160 kg.
Również weterani ranni na misjach, czynnie uprawiający sport, rodzaj aktywności muszą dopasować do odniesionych obrażeń. Plut. Włodzimierz Wysocki po urazach doznanych w Iraku nie mógł biegać, przesiadł się więc na rower górski. Sierż. Andrzej Skrajny przeżył wprawdzie wybuch miny pod rosomakiem, gdy był na misji w Afganistanie, ale na nowo musiał nauczyć się chodzić. Zawsze był aktywny, dlatego starał się znaleźć taką dyscyplinę, której uprawiania nie będzie ograniczała jego niepełnosprawność. Przerzucił się więc na ćwiczenia w basenie, odkrył też dla siebie nurkowanie. Szer. rez. Jarosław Kurowski, który w 1996 roku na misji w Bośni stracił nogę, teraz z powodzeniem startuje w maratonach pływackich.
O tym, że żaden lek nie zastąpi ruchu, wiedzą członkowie Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju. Dlatego organizują spływy kajakowe, rajdy rowerowe, kursy nurkowania. Biorą w nich udział weterani z różnym stopniem uszczerbku na zdrowiu, niektórzy po amputacjach kończyn. Zdobycie szczytu, przepłynięcie kajakiem szlaku wodnego czy uzyskanie patentu płetwonurka wzmacnia ich wiarę we własne siły. Gdy spotykają ludzi z podobnymi problemami, którzy wspinają się po górach, nurkują i pływają, zaczynają się przekonywać, że także oni mogą pokonać własne ograniczenia.
Mówi się, że wiara we własne możliwości to połowa sukcesu. Druga połowa to ciężka praca. Trzeba zatem uwierzyć w swoje możliwości, żeby zacząć pracować nad sobą. A potem trzeba jeszcze więcej pracować, żeby uwierzyć, że przyniesie to zakładane efekty. Piętnastu weteranów poszkodowanych z polskiej drużyny uczestniczących w igrzyskach Invictus Games zaufało własnym możliwościom i ciężko pracowało nad kondycją. Startują w różnych dyscyplinach, których w większości dotychczas nie trenowali. Udział w tak wielkiej międzynarodowej imprezie był dla nich potężnym bodźcem. Sierż. Andrzej Skrajny przyznał, że gdyby nie zaczął trenować przed Invictus Games, nie wiedziałby, ile sport może zmienić w jego życiu. Spadła waga, wzmocniły się mięśnie. „Gdy poprawiła się kondycja fizyczna, lepiej poczułem się psychicznie”, mówi.
W różnych klubach i stowarzyszeniach w Polsce trenuje kilka tysięcy niepełnosprawnych zawodników. Mogą oni dziś uprawiać niemal każdą dyscyplinę sportu. Ważne, aby na ich drodze stanęli trenerzy, którzy zmotywują do aktywności. Taką osobą jest Ryszard Bukański, były mistrz świata w łucznictwie osób niepełnosprawnych. Uważa on, że przed zawodnikami należy stawiać małe cele, gdyż zbyt wysokie oczekiwania zniechęcą nawet najsilniejszego psychicznie. Łucznictwo to jeden ze sportów, w których niepełnosprawni mogą z powodzeniem rywalizować z pełnosprawnymi zawodnikami. Do tarczy strzelają nawet niewidomi. Wszystko jest kwestią systematycznych treningów, ciężkiej pracy i chęci. Bukański stara się o tym przekonać weteranów poszkodowanych, których przygotowywał do startu w Invictus Games.
Siła psychiki
Z badań przeprowadzonych przez TNS Polska dla Renault Polska, dotyczących zainteresowania Polaków sportowcami niepełnosprawnymi, wynika, że imponują oni przede wszystkim determinacją w osiąganiu stawianych celów. Co trzecia osoba stwierdziła, że dają przykład, jak pokonywać własne słabości, 34% badanych przyznało, że ich podziwia, a 18% uznało za „wspaniałą inspirację dla dzieci i młodzieży”. Według 15% respondentów to tacy sami sportowcy jak osoby pełnosprawne.
Najtrudniejszy jest pierwszy krok, potem poprzeczkę zawiesza się coraz wyżej. Tak było z Sebastianem
Marczewskim. Z powodu złamania kręgosłupa w czasie misji w Afganistanie wykluczone były ćwiczenia na siłowni, biegi oraz alpinizm, czyli te dyscypliny, które żołnierz uprawiał przez wypadkiem. Odnalazł się w nurkowaniu, które stało się lekarstwem na jego dolegliwości. Najpierw pokonał jezioro Hańcza na głębokości 105 m. Potem ustanowił europejski rekord służb mundurowych – zanurkował na 241 m. W 2019 roku chce pobić ostatni rekord świata w nurkowaniu głębinowym, wynoszący 332 m.
Istnieje coś, co powoduje, że sportowcy niepełnosprawni mają przewagę nad innymi zawodnikami – siła psychiki. A bierze się ona z tego, że muszą przezwyciężyć więcej trudności na swojej drodze i włożyć dużo więcej wysiłku w to, aby móc wystartować w zawodach. „Tym cenniejsze jest potem zwycięstwo, które buduje siłę charakteru”, podkreśla Katarzyna Selwant, psycholog sportowy. I dodaje, że walka ze słabościami, pokonywanie własnych barier, pielęgnowanie w sobie poczucia, że oto udało się pobić kolejny rekord życiowy, budują pewność siebie, która procentuje także w życiu pozasportowym.
Tę tezę potwierdza Mateusz Michalski, który rozpoczął sportowe treningi jako piętnastolatek. Był wówczas zamkniętym w sobie, cichym i wycofanym chłopakiem. Dopiero sport i pierwsze sukcesy zmieniły zakompleksionego chłopca w pewnego siebie mężczyznę. „Dziś nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych”, twierdzi. Teraz pokonuje 100 m w czasie niewiele gorszym niż w pełni sprawni zawodnicy.
Katarzyna Selwant przekonuje, że zmierzenie się z własnymi ułomnościami fizycznymi, ich akceptacja, jest ważnym krokiem w stronę sportowej aktywności. Większa jest wtedy wewnętrzna motywacja. Jak tłumaczy, nie uprawiamy sportu tylko dla medali czy kibiców (co byłoby motywacją zewnętrzną), ale przede wszystkim dla siebie.
Paulina Łozowska, fizjoterapeuta Wojskowego Ośrodka Szkoleniowo-Kondycyjnego w Mrągowie, która pracuje również z weteranami poszkodowanymi, często obserwuje swoich podopiecznych podczas treningów. Widzi, w jaki sposób uprawianie sportu, dostrzeganie własnych postępów, wpływa na ich psychikę. Są przede wszystkim bardziej pewni siebie, lepiej radzą sobie również w życiu codziennym.
Potwierdza to przykład Witolda Kortyki. Został on poważnie ranny w Iraku, gdy ostrzelano konwój, którym jechał. Ma uszkodzony staw skokowy i łokciowy oraz kręgosłup i bark. Odniesione obrażenia nie przeszkodziły jednak w przejściu 890 km szlakiem św. Jakuba (więcej na ten temat w PZ nr 9/2018). Pokonanie tej trasy wspólnie z amerykańskimi weteranami zajęło
Witoldowi Kortyce 40 dni. „Wróciłem odmieniony”, mówi. Jak przekonuje, długotrwały wysiłek fizyczny sprawił, że wyblakły traumatyczne wspomnienia z misji.
Przekuwanie losu
„Uprawianie sportu daje zawodnikowi poczucie, że jest w grupie ludzi aktywnych. To wielka wartość”, mówi Katarzyna Selwant.
Sport jest jednym z ważnych elementów rehabilitacji, ale niejedynym, o czym również warto wspomnieć. Bo oprócz powrotu do sprawności fizycznej równie ważne jest znalezienie na nowo własnego miejsca w społeczeństwie. A w tym pomaga aktywność zawodowa.
Od czasu, kiedy weszła w życie ustawa o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych, czyli od 1997 roku, wiele się zmieniło. Potwierdzają to choćby dane z badań aktywności ekonomicznej ludności, przeprowadzanych przez Główny Urząd Statystyczny. Według nich, z roku na rok rośnie wskaźnik zatrudnienia osób niepełnosprawnych. W 2017 roku wzrósł o 2,6 punktów procentowych w stosunku do poprzedniego i osiągnął 26,3%, ale to wciąż za mało. Podobnie jest w armii. Status weterana poszkodowanego ma ponad 700 osób. Niektórzy wrócili do wojska na cywilne stanowiska pracy. Inni skorzystali z możliwości, jaką dało im wprowadzenie kategorii zdolny do służby z ograniczeniami. Z tą kategorią w armii jest obecnie około 80 osób.
Tekst ukazał się w październikowym numerze „Polski Zbrojnej”.
Sponsorem relacji z zawodów Invicuts Games jest Polska Grupa Zbrojeniowa.
autor zdjęć: sierż. Patryk Cieliński/ Combat Camera DORSZ
komentarze