Rosja – to słowo było na sobotniej sesji Zgromadzenia Parlamentarnego NATO odmieniane przez wszystkie przypadki. W opinii deputowanych, agresywna polityka Moskwy jest największym zagrożeniem dla światowego bezpieczeństwa. To dobry sygnał dla Polski. Oznacza bowiem, że problemy wschodniej flanki Sojuszu nadal będą na szczycie listy priorytetów Sojuszu.
Już lektura agendy dzisiejszego posiedzenia Zgromadzenia Parlamentarnego NATO wskazuje, w którym kierunku biegną myśli natowskich polityków, jeżeli chodzi o zagrożenia dla bezpieczeństwa i stabilności. W sobotę w Sejmie obradowały trzy komisje – Polityczna, Cywilnego wymiaru bezpieczeństwa oraz Gospodarki i bezpieczeństwa. Wszystkie zaplanowały debaty dotyczące Rosji. Szeroki zakres tematów, jakimi zajmują się delegaci do Zgromadzenia sprawił, że zagrożenie ze Wschodu zostało rozebrane na czynniki pierwsze. Politycy rozmawiali zarówno o agresywnej polityce energetycznej Moskwy, prowadzonych przez Rosję działaniach zbrojnych na Ukrainie, jak i o wojnie hybrydowej, nielegalnym wpływaniu na wybory w demokratycznych państwach oraz zagrożeniach w cyberprzestrzeni.
– Rosja jest znacznie słabsza niż połączone siły Sojuszu w rozumieniu militarnym, technologicznym i gospodarczym. Dlatego Rosja zdecydowała się na używanie metod hybrydowych, by nie aktywować art. 5 Traktatu – mówił lord Thomas Jopling. – To strategia znana jeszcze z czasów zimnej wojny. Dzięki zastosowaniu nowoczesnych technologii informatycznych jest dzisiaj jeszcze skuteczniejsza – dodał Brytyjczyk.
Rosja, w przeciwieństwie do ZSRR, nie promuje jednej ideologii. Ma ona dla niej znaczenie drugorzędne. Najważniejsze jest sianie zamętu i posiadanie w swojej orbicie środowisk, za pośrednictwem których można dezinformować. – Dlatego Rosja wspiera mnóstwo małych partii i stowarzyszeń na Zachodzie, zarówno z lewej, jak i prawej strony sceny politycznej – mówił brytyjski dyplomata. Większość hybrydowych działań Rosji nazwał on „chuligańskimi”. Oznacza to, że nie przynoszą one bezpośrednich korzyści Kremlowi, a są obliczone wyłącznie na powodowanie strat po drugiej stronie, wywoływanie zamętu i wzrost niepewności. – Oczywiście Rosja nigdy nie przyznała się do żadnych tego typu działań. Nawet w przypadkach doskonale udokumentowanych – dodał Brytyjczyk.
Skuteczna reakcja na wojnę hybrydową z Rosją to poważne wyzwanie – podkreślali niemal wszyscy eksperci i deputowani. Państwa demokratyczne nie mogą bowiem posługiwać się narzędziami stosowanymi przez agresora. – Nie chcemy się angażować w propagandę, na którą Rosja wydała już 1,4 mld euro. Nie będziemy mieli farm trolli internetowych i nie będziemy wypuszczać fake newsów. To nasza słabość – zauważył Robert Pszczel z Pionu Dyplomacji Publicznej Kwatery Głównej NATO. Trudno jest także szybko lokalizować źródła pochodzenia agresji i jej inspiratorów. Co jednak wyraźnie podkreślano, w ciągu kilku ostatnich lat znacznie wzrosła świadomość zagrożeń hybrydowych, a to podstawa do opracowania środków zaradczych. – Co jeszcze możemy zrobić? Zauważmy, że Kreml nie tworzy rozłamów i napięć w zachodnich społeczeństwach. On korzysta z tych już istniejących i gra na ich pogłębienie. Nie skupiajmy się więc na tym, co robi Rosja, ale spójrzmy na siebie. Musimy budować świadome społeczeństwo obywatelskie, dzielić się doświadczeniami i współpracować ze sobą – przekonywał lord Thomas Jopling.
Zachód przestał żyć złudzeniami
Jeden z paneli dyskusyjnych dzisiejszych obrad Zgromadzenia Parlamentarnego już w nazwie zawierał podstawowe pytanie: „Czy możliwa jest współpraca z Rosją w obliczu istniejących napięć i rywalizacji?”. Wystąpienie dr Andersa Aslunda, wykładowcy Georgetown University oraz członka amerykańskiego think tanku Atlantic Council, nie pozostawia złudzeń. – Władimir Putin wielokrotnie dawał sygnał, że jest gotowy do współpracy, ale wyłącznie na swoich warunkach. A te są nie do przyjęcia – zaznaczył szwedzki naukowiec.
Choć ostatnie 20 lat współpracy świata zachodniego z Rosją usiane są mniejszymi lub większymi przeszkodami w nawiązaniu prawdziwie partnerskich relacji, to zdaniem Aslunda dwa wydarzenia oznaczały definitywny kres polityki otwarcia. Pierwszym z nich była agresja na Ukrainę. – Wbrew porozumieniom międzynarodowym i umowom z Ukrainą, Rosja przesunęła granice. Ten samowolny akt nie został zaakceptowany przez społeczność międzynarodową i stanowi pogwałcenie prawa międzynarodowego – mówił dr Aslund.
Drugim wydarzeniem, które unaoczniło Zachodowi prawdziwe oblicze Rosji było zestrzelenie cywilnego samolotu MH17 w lipcu 2014 roku. Choć w trakcie dochodzenia udowodniono, że malezyjska maszyna została trafiona pociskiem z rosyjskiej wyrzutni przeciwlotniczej Buk, a broń tę w obwodzie donieckim używali wówczas prorosyjscy separatyści, Rosja nigdy nie przyznała się do odpowiedzialności za atak. – Reakcja Władimira Putina była wymowna. Poproszony o komentarz do wyników śledztwa w sprawie zestrzelenia samolotu zapytał: „Jakiego samolotu?” – przypomniał Robert Pszczel.
Brak nadziei na odwilż
– Czy w takiej sytuacji można wyobrazić sobie normalizację stosunków? – pytał retorycznie szwedzki naukowiec. Przypomniał, że w 2012 roku brał udział w rozmowach akcesyjnych Rosji do Międzynarodowej Organizacji Handlu. Choć wspólnota międzynarodowa wiele sobie obiecywała po tym procesie, zdaniem Aslunda, pokazał on sposób myślenia Moskwy. – Akcesja nie doprowadziła do dalszej integracji Rosji ze strukturami Zachodu. Wręcz przeciwnie, tamtejszy rząd zaczął wzmacniać swoją politykę protekcjonistyczną – dodał.
Podobnie sceptyczny był w swoim wystąpieniu Marek Menkiszak, kierownik Zespołu Rosyjskiego w Ośrodku Studiów Wschodnich. – Dla rosyjskich elit przetrwanie reżimu jest celem nadrzędnym, wręcz egzystencjalnym – stwierdził. Jak zauważył, w najbliższej przyszłości przed Rosją staną ogromne wyzwania, bowiem nieefektywny system gospodarczy oparty o wydobycie surowców nie jest w stanie zapewnić w długim okresie wzrostu gospodarczego i dobrobytu społecznego. – Z tego względu wizerunek wielkiego mocarstwa i podtrzymywanie konfliktu z Zachodem stały się podstawą istnienia reżimu i mają kompensować coraz większy dystans, jaki dzieli Rosję od Zachodu pod względem rozwoju gospodarczego i cywilizacyjnego – dodał. Dlatego, zdaniem eksperta OSW, możemy spodziewać się, że Rosja będzie coraz słabsza gospodarczo, coraz silniejsza militarnie i coraz bardziej agresywna na arenie międzynarodowej.
Jednym z najskuteczniejszych narzędzi walki z agresywną polityką Rosji jest objęcie większą kontrolą zasobów finansowych jej elit politycznych. Słabość gospodarcza kraju zmusza oligarchów do wyprowadzania za granicę swojego majątku. – Rosyjskie aktywa za granicą ocenia się na 800 mld dolarów, to ponad 50 proc. PKB Rosji. I mówię tylko o pieniądzach należących do osób cywilnych. W ogromnej większości to środki utrzymywane na anonimowych kontach w rajach podatkowych – mówił dr Aslund. – Państwa Unii Europejskiej i Stany Zjednoczone muszą wprowadzać politykę coraz większej przejrzystości operacji finansowych, by odciąć reżim od źródeł finansowania – dodał.
Dobitnie ujął to Thomas Jopling, który stwierdził, że rosyjskie elity chcą „rządzić jak Stalin, a żyć jak Abramowicz” (jeden z rosyjskich miliarderów – przyp. red.). – Jest niedopuszczalne, by powiązani z Kremlem ludzie mogli bez przeszkód inwestować na Zachodzie. To się musi skończyć. Dzięki większej kontroli finansów płynących do nas z Moskwy możemy wywierać skuteczny wpływ na jej elity – zaznaczył.
autor zdjęć: Rafał Zambrzycki / Kancelaria Sejmu
komentarze