28 listopada 1918 roku Naczelnik Państwa Józef Piłsudski wydał rozkaz utworzenia marynarki wojennej. Polska w owym czasie nie miała jeszcze dostępu do morza, ale data rozkazu nie była przypadkowa, 28 listopada 1627 roku bowiem flota wojenna Rzeczypospolitej odniosła swój największy sukces – pokonała Szwedów w bitwie pod Oliwą.
Mimo przyjętej nazwy, bitwy tej nie stoczono pod Oliwą, lecz na redzie gdańskiej. Eskadra szwedzka od dłuższego czasu blokowała ujście Wisły. Jesienią na wodach Zatoki Gdańskiej zostało tylko sześć okrętów ze Szwecji, większość powróciła bowiem do baz. Stworzyło to polskiej flocie okazję do przerwania blokady Gdańska. Starcie na redzie miało być pierwszą ważną bitwą utworzonej przez króla Zygmunta III Wazę marynarki wojennej Rzeczypospolitej.
Potencjał bojowy Polski i Szwecji pod Oliwą
O sile ówczesnych flot wojennych decydowały galeony – największe z żaglowców, niosące dużą liczbę dział. Ich wsparciem w walce były fluity (fleuty) – szybkie, niewymagające dużej załogi i łatwe w manewrowaniu jednostki wywodzące się z flot handlowych. A także pinasy i pinki – mniejsze od fluit, które ze względu na małe zanurzenie nadawały się do operowania na płytkich akwenach i były wykorzystywane jako jednostki pomocnicze.
Flota Rzeczypospolitej składała się wówczas z 10 okrętów: czterech galeonów („Święty Jerzy”, „Król Dawid”, „Latający Jeleń”, „Wodnik”), trzech fluit („Czarny Kruk”, „Płomień” i „Biały Lew”) oraz trzech pinek („Arka Noego”, „Panna Wodna” oraz „Żółty Lew”). Razem niosły one 179 dział i obsadzone były 390 marynarzami. Zaokrętowano na nie także 790 żołnierzy, którzy mieli wziąć udział w abordażu. Polską flotą dowodził admirał Arend Dickmann, kupiec z Holandii, który osiedlił się na stałe w Gdańsku.
Szwedzi dysponowali tylko sześcioma okrętami. Było to pięć galeonów („Tigern”, „Solen”, „Månen”, „Enhörningen”, „Pelikanen”) i jedna pinasa („Papegojan”). Ich uzbrojenie artyleryjskie prezentowało się całkiem dobrze – miały razem 140 dział. Obsadzone były 700 marynarzami i żołnierzami, a dowodził nimi wiceadmirał Nils Göranson Stiernsköld. Dla floty Rzeczypospolitej eskadra szwedzka, mimo że mniejsza liczebnie, była równorzędnym przeciwnikiem, ponieważ jej okręty były większe, lepiej uzbrojone oraz prezentowały wyższą wartość bojową, ich załogi zaś – były dobrze wyszkolone i doświadczone w walce. Potencjał bojowy Szwedów osłabiła natomiast długotrwała blokada portu w Gdańsku – kończył się prowiant na okrętach, a załogi zaczęły cierpieć na szkorbut.
Ostatnie starcie
Wypad w stronę twierdzy w Wisłoujściu miał być ostatnią w owym sezonie demonstracją siły floty szwedzkiej przed jej powrotem do portów na czas zimy. Wiceadmirał Stiernsköld był wręcz zaskoczony faktem, że Polacy podjęli walkę. Bitwa stoczona została według zasad obowiązującej wówczas taktyki. Okręty walczyły zatem jeden na jednego, zaczynały pojedynki od krótkiego ostrzału artyleryjskiego, po czym przechodziły do abordażu. Zgodnie z ówczesnym zwyczajem okręty admiralskie zmierzyły się ze sobą.
W zażartej walce, która się wywiązała pomiędzy „Świętym Jerzym” i „Tigernem”, zginęli zarówno szwedzki, jak i polski admirał. Po wymianie ognia z dział pokładowych i zbliżeniu się okrętów do siebie rozpoczęto ostrzał z muszkietów. Wówczas jedna z kul trafiła szwedzkiego admirała Stiernskölda w szyję. Chwilę później, gdy krwawiąc schodził do kajuty, został trafiony kulą muszkietową w plecy, a następnie kula z działka relingowego urwała mu ramię.
Doszło do abordażu. Na pokładzie „Tigerna” wywiązała się gwałtowna walka pomiędzy polskimi i szwedzkimi żołnierzami. Jednemu z naszych marynarzy udało się zerwać z grotmasztu banderę Szwecji. Do walki włączył się „Latający Jeleń”, który otworzył ogień z artylerii burtowej w stronę „Tigerna”. Widząc panujące zamieszanie, umierający szwedzki admirał wydał rozkaz, aby poddać okręt Polakom.
Radość ze zwycięstwa zakłóciła nagła śmierć polskiego admirała, znajdującego się na pokładzie zdobytego szwedzkiego okrętu. Adrend Dickmann zginął na miejscu trafiony kulą armatnią, która urwała mu obie nogi. Źródła nie są zgodne, czy kula została wystrzelona przez znajdujący się w pobliżu szwedzki okręt „Pelikanen”, czy przez „Latającego Jelenia”.
Znaczenie bitwy pod Oliwą
Bitwa pod Oliwą była niewątpliwym zwycięstwem floty polskiej. Szwedzi stracili dwie jednostki. Okręt flagowy „Tigern” wpadł w ręce Polaków, a wiceadmirał Stiernsköld zginął w walce. Galeon „Solen”, jeden z największych szwedzkich okrętów biorących udział w bitwie, po zaciętej walce został wysadzony przez Szwedów w powietrze, aby nie stał się kolejnym polskim pryzem. Polacy nie utracili żadnego okrętu, jednak wygrana została okupiona śmiercią admirała Dickmanna.
Polski sukces nie zmienił układu sił na Bałtyku, miał natomiast duże znaczenie propagandowe. Utworzona przez króla Zygmunta III polska marynarka wojenna odniosła zwycięstwo nad dominującą na Bałtyku flotą szwedzką.
Warto zwrócić uwagę na fakt, że na tle ówczesnych europejskich potęg morskich – zarówno odchodzącej w cień Hiszpanii, jak i rosnącej ciągle w siłę Republiki Zjednoczonych Prowincji (Holandii) – cała flota wojenna Rzeczypospolitej prezentowała się słabo zarówno pod względem liczby okrętów, jak i ich uzbrojenia. Nawet na tle swojego głównego konkurenta na Morzu Bałtyckim, jakim była Szwecja, całkowity potencjał bojowy marynarki wojennej Zygmunta III był niewielki. Pod Oliwą flota dowodzona przez Dickmanna zmierzyła się tylko z jedną i to bardzo nieliczną eskadrą szwedzką. Bitwa ta wykazała jednak, że przy należytym przygotowaniu Rzeczpospolita jest w stanie odnosić sukcesy nie tylko na lądzie, ale i na morzu. Pod względem trafności doboru miejsca i czasu bitwy, a także zastosowanej taktyki, zarówno admirała Dickamanna, jak i towarzyszącą mu radę można ocenić bardzo dobrze. Podobnie jak umiejętności i morale załóg polskich okrętów. Podkreślić należy, że zgodnie z XVII-wiecznymi realiami bitwa zakończyła się dużym sukcesem polskiej floty wojennej, ponieważ udało się zdobyć i wziąć jako zdobycz wojenną okręt flagowy przeciwnika („Tigern”). Z tych powodów bitwa pod Oliwą zasłużyła na to, by przejść do historii jako największe zwycięstwo morskie Rzeczypospolitej.
Niestety, błędna polityka króla Zygmunta III doprowadziła wkrótce do utraty okrętów w wyniku wysłania ich do Wismaru. Szwedzi przejęli je bowiem po zdobyciu portu 22 stycznia 1632 roku. W ten sposób zaprzepaszczono odniesione pod Oliwą zwycięstwo, które mogło stać się początkiem stałej, silnej floty wojennej Rzeczypospolitej.
Marynarka wojenna – wizja marszałka
28 listopada 1918 roku, w rocznicę bitwy pod Oliwą, Naczelnik Państwa Józef Piłsudski wydał dekret o utworzeniu Polskiej Marynarki Wojennej. Wówczas niepodległa Rzeczpospolita nie miała jeszcze w pełni ukształtowanych granic ani dostępu do Bałtyku. Marszałek Piłsudski nie wyobrażał sobie jednak Polski bez Pomorza.
Początki Polskiej Marynarki Wojennej nie były jednak łatwe. Dekret marszałka nie stworzył marynarki w cudowny sposób. Przed niepodległą Polską stało trudne zadanie utworzenia od podstaw jej struktury organizacyjnej, a także budowy potrzebnej infrastruktury.
Z oficerów i marynarzy służących we flotach państw zaborczych sformowano pospiesznie 1 Batalion Morski oraz Flotyllę Wiślaną. Na jej bazę wyznaczono port Modlin. Początkowo stacjonował tam jedynie mały stateczek i kilka łodzi motorowych wyposażonych w karabiny maszynowe, wykorzystywanych do celów ćwiczebnych. Na pierwsze okręty wojenne trzeba było jeszcze poczekać. Niebawem powstała także Flotylla Pińska.
W październiku 1919 roku generałowi Józefowi Hallerowi powierzono dowództwo Frontu Pomorskiego, utworzonego w celu pokojowego i planowego zajęcia Pomorza, przyznanego Polsce na mocy ustaleń traktatu wersalskiego. Polska przejęła 70 kilometrów wybrzeża wraz z niewielkimi portami w Helu i Pucku. Wkrótce ten drugi stał się bazą rodzącej się marynarki wojennej. Tu stacjonował pierwszy polski okręt wojenny – ORP „Pomorzanin”. 10 lutego 1920 roku generał Haller przybył do Pucka, gdzie dokonał symbolicznych zaślubin Polski z Bałtykiem.
Rozwój Marynarki Wojennej RP powstrzymała na pewien czas wojna polsko-bolszewicka, podczas której 2500 marynarzy z Pułku Morskiego, Flotylli Wiślanej i Flotylli Pińskiej walczyło przeciwko sowieckiemu najeźdźcy. W połowie lat 20. zeszłego wieku nastąpił jednak szybki rozwój marynarki. Rozpoczęto budowę nowych okrętów we Francji, Anglii i Holandii. Jednocześnie rozwijano infrastrukturę lądową. Powstały porty wojenne w Gdyni i w Helu.
Dzisiaj, w rocznicę odtworzenia marynarki wojennej, warto przypomnieć słowa marszałka Piłsudskiego, który pisał: „problem marynarki musi być traktowany w znacznie szerszej platformie niż wyłącznie z punktu widzenia obronności samego wybrzeża i zatoki”, a flota wojenna powinna być „gwarantką najżywotniejszych interesów handlowych kraju” i „zewnętrznym, przekonującym wyrazem potęgi politycznej”.
autor zdjęć: Stefan Płużański/ Wikipedia
komentarze