W pierwszych trzech dniach września 1939 roku nacierającym na Mławę pięciu dywizjom niemieckim silny opór stawiły dwie polskie dywizje piechoty i dwie brygady kawalerii. Po czterech dniach przemęczeni marszami i szturmami polscy żołnierze zasypiali tam, gdzie akurat zajmowali stanowiska. Artyleria niemiecka strzelała coraz silniej i celniej.
Rankiem 1 września główne siły niemieckiej 3 Armii gen. Küchlera rozpoczęły natarcie na Mławę – przez tę miejscowość bowiem wiodła najkrótsza droga lądowa z Prus Wschodnich w kierunku Warszawy. Broniąca tego kierunku armia „Modlin” (po dowództwem gen. Emila Krukowicza-Przedrzymirskiego) dysponowała w okolicach Mławy 8 i 20 Dywizją Piechoty (8 i 20 DP), Nowogródzką i Mazowiecką Brygadą Kawalerii oraz paroma oddziałami Obrony Narodowej. Na polskie umocnienia i schrony na północ od Mławy – bronione przez 20 Dywizję Piechoty (dowodzoną przez płk. dypl. Wilhelma Lawicza-Liszkę) – uderzyły cztery niemieckie dywizje piechoty, Dywizja Pancerna Kempf i brygada kawalerii.
Niemiecki nieprzyjaciel, zaskoczony silnym ogniem polskiej broni maszynowej oraz celnym ostrzałem artyleryjskim, poniósł jednak ciężkie straty. Po niepowodzeniu kolejnego natarcia swej piechoty Niemcy wprowadzili do walki 50 czołgów. Gdy utracili 6 z nich, pozostałe wycofały się z pola walki i zawróciły.
Ciężkie boje 2 września
Następnego dnia (2 września) niemiecki I Korpus ponawiał bezskuteczne ataki. Korpus Wodrig (dwie dywizje piechoty) opanował natomiast dwa kluczowe punkty polskiej obrony: Żaboklik i Górę Kamieńską. Z kolei Dywizja Pancerna Kempf została przesunięta (nocnym marszem pozafrontowym) na wschodnie skrzydło polskiej obrony, aby w następnych dniach zaatakować całą kolumną. W nocy z 1 na 2 września rozpoczęto wycofywanie pododdziałów tej niemieckiej dywizji na jej pozycje wyjściowe - na południe od Nidzicy. Miejsce tych wojsk pancernych na linii frontu zajęły Pułki 11 i 61 Dywizji Piechoty.
Działania ofensywne wymienionych jednostek niemieckich cechowała już duża ostrożność - raczej nie szykowały się one do ponownych frontalnych ataków na polskie schrony. Niemieckie lotnictwo i artyleria I Korpusu natomiast cały czas prowadziły ostrzał skierowany na wykryte polskie pozycje i schrony. W przerwach pomiędzy artyleryjskimi nawałami, piechota w sile do batalionu próbowała zdobywać polskie pozycje, ale nie zbliżyła się do nich na więcej niż 200 metrów. Zatrzymywał ją ogień polskich karabinów maszynowych ze schronów oraz doskonała polska artyleria. Ogień niemiecki czynił natomiast poważne szkody na tyłach polskiej dywizji, ostrzelano m.in. stację kolejową i miejski las. Polskie załogi meldowały, że w atakach uczestniczyły również czołgi nieprzyjaciela - w sile do 50 pojazdów (najwyraźniej dowódca I Korpusu nadal szukał rozstrzygnięcia w ataku frontalnym). Ale polski 80 Pułk Piechoty, mimo dużych strat własnych, odparł wszystkie niemieckie natarcia. Jedynym większym zagrożeniem dla żołnierzy tego pułku i innych jednostek 20 DP była wówczas potężna artyleria wroga.
Obecność niemieckich czołgów odnotowano również w okolicach Windyk, ale i tam zostały one odparte. Należy pamiętać, że tego dnia na całym froncie polskim wszystkie inne niemieckie dywizje pancerne właśnie dokonywały przełamań frontu i wnikały coraz głębiej w polskie zgrupowania wojsk. A pod Mławą Dywizja Pancerna Kempf nie mogła się przebić i stała jakby w odwodzie.
Podobna sytuacja miała miejsce na odcinku bronionym przez 78 Pułk Piechoty. Tu również Niemcy rozpoczęli od ostrzeliwania polskich pozycji, po czym nadleciały ich samoloty szturmowe. Po nich do akcji ruszyła piechota - wsparta pojedynczymi czołgami. Te natarcia były jednak na tyle słabe, że nie dochodziły nawet do polskich linii zasieków z drutu kolczastego. Spektakularne były za to pojedynki artyleryjskie, w których na ogół górowała, dzięki lepszej celności, artyleria polska. Niestety, zapasy pocisków kurczyły się w zastraszającym tempie.
Rozbity niemiecki czołg Panzer II.
Pomoc mieszkańców Mławy
Niemcom udało się dojść do Mławy. Wkrótce zaczęły płonąć liczne budynki w centrum miasta oraz pełen rannych miejski szpital. Mławianie z narażeniem życia wynosili pacjentów ze szpitala i wszelkimi sposobami pomagali wojsku. Harcerze pod ostrzałem biegali z meldunkami, a sanitariuszki kierowano nawet na pierwszą linię walk. Ta spontaniczna pomoc mieszkańców Mławy podnosiła morale walczących polskich żołnierzy, którzy wiedzieli, że mają za sobą tak ofiarne miasto.
Podobnie wyglądała sytuacja na odcinku 79 Pułku Piechoty, który bronił swoich pozycji przed atakami niemieckiej 1 DP. O ile jednak ataki frontalne żołnierze polscy odpierali dość skutecznie, o tyle niemieckie przenikanie skrzydłami było już nie do zatrzymania – głównie z powodu szczupłości sił polskich. Coraz bardziej zagrożony był odcinek Błota Niemyje, na który zaczęły przenikać coraz liczniejsze oddziały niemieckie. Aby temu przeciwdziałać, dowódca 79 Pułku Piechoty skierował tam odwód w postaci 7 i 8 Kompanii - tym samym osłabiając pozycję rzęgnowską. Jak wkrótce miało się okazać, Niemców na Błotach Niemyje już nie było, a polskie kompanie przeszły w skwarze ponad 20 km i po powrocie na stanowiska wyjściowe były już skrajnie wyczerpane.
Tych kompanii niestety zabrakło w krytycznym momencie boju, gdy Niemcy zaczęli włamywać się w polskie pozycje. Wkrótce prawe skrzydło tych pozycji zostało opanowane przez Niemców. Wskutek tego powstała luka pomiędzy 79 Pułkiem Piechoty a Mazowiecką Brygadą Kawalerii, w którą zaczęły wnikać oddziały niemieckiej 12 DP. Na szczęście dla Polaków Niemcy mieli tu pewien problem logistyczny. Otóż był to akurat styk działań dwóch niemieckich dywizji piechoty i żadna z nich nie zamierzała wówczas rzucać do boju w tym miejscu swoich odwodów. Zwłaszcza że niemiecka 1 DP wciąż atakowała od frontu pozycję rzęgnowską, a 12 DP zamierzała zdobyć Przasnysz.
Natarcie 8 Dywizji Piechoty
W tym czasie jednostki drugiej polskiej dywizji (8 DP), broniące pozycji na północ od Mławy, podczas swych porannych przegrupowań były osłaniane przez myśliwce 153 Eskadry Myśliwskiej - stacjonującej na lotnisku Sokołówek (5 km na południe od Ciechanowa). Gwarantowało to w miarę bezpieczne przemarsze. 3 września o godz. 11.00 do sztabu 8 DP (dowodzonej przez płk. dypl. Teodora Furgalskiego) przybył łącznik ze sztabu armii „Modlin”, wręczając płk. Furgalskiemu rozkazy od gen. Przedrzymirskiego: głównymi siłami należało uderzyć na Przasnysz, aby odciążyć Mazowiecką Brygadę Kawalerii - ubezpieczając się od strony Gruduska jednym pułkiem piechoty. Pułkownik Furgalski wydał więc odpowiednie rozkazy, modyfikując wcześniejsze własne decyzje dotyczące ataku na Grudusk. Rozkazał przegrupowanie do nowego ataku. O godz. 12.00 o swoich rozkazach poinformował dowódcę armii.
Jednak o godz. 14.00, pod wpływem raportów z 20 DP o zagrożonym prawym skrzydle tej dywizji, gen. Przedrzymirski zmienił swój rozkaz dla 8 DP i polecił jej wykonanie dwóch oddzielnych natarć:
– pierwszego – siłami 21 Pułku Piechoty „Dzieci Warszawy” (21 pp), wspieranego przez II Dywizjon 8 Pułki Artylerii Lekkiej (II/8 pal)
– drugiego – siłami 32 i 13 Pułku Piechoty (32 pp i 13 pp), wspartych całym 8 Pułkiem Artylerii Lekkiej (8 pal) (bez II/8) i 8 Dywizjonem Artylerii Ciężkiej (8 dac).
Te zmiany rozkazów wpłynęły jednak niekorzystnie na procedury dowodzenia w sztabie 8 DP. Jeszcze gorzej przyjmowali to żołnierze w pierwszej linii. Częste zmiany pozycji i zajmowanie kolejnych rubieży do ataku powodowały zmęczenie (jednostka ta maszerowała przez całą noc i na pozycjach wyjściowych musiała jeszcze odpocząć przed rozpoczęciem walk). Treść ostatniego rozkazu nakazywała atak trzema pułkami w trzech różnych kierunkach. 21 pp miał uderzać na wschód – w kierunku Przasnysza, 12 pp na północ - na Grudusk, a 32 pp na północny-zachód, aby odciążyć 79 pp atakowany przez Niemców pod Dębskiem. Tymczasem przez cały dzień pozycje niemieckie były wzmacniane nadchodzącymi z północy kolejnymi jednostkami. Nad przegrupowującą się polską dywizją wciąż latały niemieckie samoloty rozpoznawcze, a nad Gruduskiem zawisł obserwacyjny balon. Nie było więc mowy o jakimkolwiek zaskoczeniu przeciwnika. Co ciekawe, Niemcy nie prowadzili żadnej akcji obliczonej na osłabienie polskich przygotowań do ataku. Najprawdopodobniej ich artyleria wciąż przebijała się przez lasy i pola na północ od Gruduska.
Przed godz. 16 ruszył do natarcia 21pp „Dzieci Warszawy”. Jak wspominali jego uczestnicy, rozwijało się ono wręcz modelowo. Dowodzący tym pułkiem płk Stanisław Sosabowski prowadził to natarcie „jak na manewrach”. Sprawne współdziałanie z II/8 pal zapewniało artyleryjskie wsparcie wszędzie tam, gdzie było ono potrzebne. Gdy tylko odzywała się niemiecka obrona, szybko lądowały tam pociski polskich dział. Do godziny 18.00 21pp opanował wyznaczone cele, tj. Czernice Borowe i Chojnowo. O godz. 22.30 natarcie zostało wstrzymane, gdyż wszystkie cele pułku zostały już osiągnięte. Rozpoczęto przygotowania do obrony opanowanych stanowisk.
Tu dowodził Sosabowski
Był także inny powód zatrzymania natarcia tego pułku - ze sztabu dywizji nie nadchodziły dla niego żadne nowe meldunki czy rozkazy, a gdy już się pojawiły, były dość alarmujące (mówiły bowiem o rozpadzie dywizji podczas ataku na Grudusk). W tym samym rozkazie zapowiedziano odejście całej dywizji na południe.
Tymczasem 21 Pułk Piechoty wchodził w lukę pomiędzy dywizjami niemieckimi: 1 i 12 Jednocześnie był oskrzydlany od południa. Płk Sosabowski nie zdawał sobie sprawy, że jego pułk był już okrążony z niemal wszystkich stron. Jedynym kierunkiem odwrotu był południowy-wschód, a więc kierunek, z którego pułk rozpoczynał swój atak. Ale i z tego zadania dowódca pułku wywiązał się wręcz wzorowo. Mimo obecności Niemców na prawie wszystkich kierunkach, nocą zdołał wycofać z okrążenia wszystkie podporządkowane mu oddziały. Ten sukces częściowo zawdzięczał biernej postawie niemieckiej piechoty.
A jak rozwijało się lewe skrzydło natarcia? Atakujące tu pułki (13 i 32) – obydwa dwubatalionowe – na czas natarcia zostały podporządkowane dowódcy dywizyjnej piechoty płk. Ludwikowi de Laveaux. Ten zaś, aby usprawnić dowodzenie w polu, postanowił przybliżyć swoje stanowisko dowodzenia do nacierających wojsk. Gdy już udało mu się dotrzeć na właściwe miejsce, okazało się, że na stanowisku nie zostały zainstalowane środki łączności z pułkami. Postanowił więc udać się osobiście do dowódców pułków. Niestety, przez pół nocy nie udało mu się zrealizować tego zamierzenia i w końcu płk de Laveaux wycofał się z falą odchodzących na południe polskich wojsk – nie odegrawszy żadnej roli w toku natarcia.
Jednak zanim do tego doszło, atakujące pułki maszerowały w kierunku Gruduska. Początkowo wszystko szło zgodnie z planem. Cztery czołowe bataliony, mimo coraz silniejszego ognia, posuwały się sprawnie na północ. Prawoskrzydłowy 13pp opanował wieś Pszczółki i znalazł się w odległości 2 km na południe od Gruduska. Tymczasem 32 pp związał się walką o Łysakowo, którego nie mógł zdobyć. Broniący tej miejscowości Niemcy nie mieli innego wyjścia, jak bronić się do ostatniego żołnierza, gdyż zarówno od wschodu (13 pp), jak i od zachodu (II batalion 32 pp atakujący Mierzanowo) byli oskrzydleni przez nacierających Polaków.
Odwrót
Wkrótce potem nastąpił jednak kryzys w bojach polskich pułków. Wysunięty na północ 13 Pułk Piechoty nie mógł już dalej nacierać, gdyż nie był w stanie bronić się przed niemieckimi kontratakami na skrzydła i przed ciągłym ostrzeliwaniem polskich żołnierzy z niezdobytych przez nich niemieckich pozycji. A 32 pp wciąż walczył o zdobycie Łysakowa. Późnym wieczorem 3 września łączność pomiędzy polskimi pułkami została zupełnie zerwana - nie było żadnej koordynacji ich działań. Na domiar złego z Gruduska wyszło niemieckie natarcie pancerne na 13 pp, który został zmuszony do zatrzymania się.
Po zmroku sytuacja stała się jeszcze bardziej dramatyczna. Przemęczeni marszami i szturmami polscy żołnierze zasypiali tam, gdzie akurat zajmowali stanowiska. A artyleria niemiecka zaczęła strzelać coraz silniej i celniej. Rozpoczął się więc powolny, a w miarę upływu nocnego czasu coraz liczniejszy i coraz bardziej samorzutny odpływ polskich żołnierzy na południe. W końcu przemienił się on w niekontrolowany przez dowódców bezładny odwrót z pola bitwy (jedynie 21 Pułk Piechoty płk. Sosabowskiego wycofywał się w zwartym szyku - zbierając po drodze pododdziały z rozbitych pułków i maszerując w kierunku twierdzy Modlin). Część polskich żołnierzy skierowała się na Ciechanów, gdzie wpadła w ręce Niemców, a część uciekła do Lasu Opinogóra (większość z nich przedostała się później w okolice Modlina).
4 września, wobec niemożliwości utrzymania dotychczasowych pozycji – już oskrzydlonych od wschodu - polskie dowództwo zdecydowało się na odwrót 20 Dywizji Piechoty w kierunku Modlina.
Więcej na ten temat w książce Wojciecha Zalewskiego „Mława 1939”.
autor zdjęć: Małgorzata Schwarzgruber, arch. dobroni.pl
komentarze