Aż 14 torped ćwiczebnych z czasów II wojny światowej wyłowili z Bałtyku marynarze z 13 Dywizjonu Trałowców. Spoczywały one na dnie Zatoki Gdańskiej, w rejonie dawnych niemieckich ośrodków badawczych, i stanowiły zagrożenie dla żeglugi. Operacja trwała trzy tygodnie.
Torpedy zostały odkryte podczas sondażu morskiego dna na podejściu do portu w Gdyni. Zarząd portu poprosił o pomoc marynarkę. – Torpeda ćwiczebna nie zawiera materiałów wybuchowych, ale nawet ona może stanowić zagrożenie. Jest przecież wyposażona w butlę ze sprężonym powietrzem – mówi kmdr por. Piotr Sikora, dowódca 13 Dywizjonu Trałowców.
Nurkowie minerzy wchodzą do akcji
Akwen, na którym spoczywały torpedy, najpierw został przebadany przez nurków minerów. Potem wyruszyły tam dwa okręty – trałowiec ORP „Śniardwy” i niszczyciel min ORP „Flaming”. Niebezpieczne obiekty zalegały na głębokościach od siedmiu do trzydziestu metrów. – Wykonywaliśmy to zadanie właśnie dlatego, że innemu okrętowi ze względu na zanurzenie trudno byłoby podejść w najpłytsze z tych miejsc – tłumaczy kpt. mar. Rafał Miętkiewicz, dowódca ORP „Śniardwy”. Wyzwanie było tym większe, że jednostka nie mogła na miejscu rzucić kotwicy. – Decydowały o tym względy bezpieczeństwa. Musieliśmy uważać, by nie zahaczyć o leżące na dnie torpedy, poza tym pod nami pracowali nurkowie – wyjaśnia kpt. mar. Miętkiewicz.
Odpowiedzialni za to członkowie załogi musieli tak manewrować jednostką, by utrzymać ją w odpowiedniej pozycji. Nurkowie też nie mieli łatwo. – Zdarzały się dni, że widoczność pod wodą sięgała zaledwie dziesięć centymetrów. Czasem na rekonesans musieli schodzić po dwa, trzy razy – opowiada kmdr por. Sikora.
Najbardziej niebezpieczny moment to…
Torpedy trzeba było okopać, opleść stropami, czyli specjalnymi linami, a następnie podczepić do nich odciągi. – Najbardziej niebezpieczne momenty wiązały się z poderwaniem torpedy z dna, a potem wyciągnięciem jej za pomocą żurawika na powierzchnię – mówi kpt. mar. Miętkiewicz. Niektóre pociski były na tyle skorodowane, że w momencie szarpnięcia przełamywały się i rozpadały.
Operacja trwała trzy tygodnie. Ostatecznie marynarze wydobyli z dna czternaście różnego typu torped. Zostały one przetransportowane do brzegu i przekazane saperom z 43 Batalionu, którzy zdetonowali je na jednym z poligonów.
Stare pociski zalegały przede wszystkim w rejonach tak zwanych torpedowni. To obiekty wzniesione jeszcze w latach czterdziestych przez Niemców. Pierwszy, który znajduje się na wysokości Babich Dołów, należał do Luftwaffe, drugi, w okolicach Oksywia, był wykorzystywany przez Kriegsmarine. Niemcy montowali tam i testowali nowe typy torped.
Trałowce, czyli niezmordowani tropiciele min
13 Dywizjon Trałowców wchodzi w skład 8 Flotylli Obrony Wybrzeża. To jednostka stworzona z myślą o obronie przeciwminowej – trałowaniu, poszukiwaniu, wykrywaniu i niszczeniu pojedynczych min oraz zagród minowych. Należące do niego trałowce i niszczyciele min podczas przejścia morzem torują drogę większym okrętom. Często biorą też udział w wyławianiu i niszczeniu niebezpiecznych pozostałości po II wojnie światowej.
Okręty dywizjonu regularnie współpracują ze specjalistami z Grupy Nurków Minerów. Marynarka wojenna dysponuje dwoma takimi pododdziałami. Do zadań nurków minerów należy między innymi samodzielne poszukiwanie min w basenach i kanałach portowych, a także lokalizacja oraz identyfikacja obiektów odnalezionych na morzu właśnie przez załogi okrętów.
autor zdjęć: Sebastian Antoniewski
komentarze