Przebyli 11,5 tysiąca mil morskich, zawinęli do czterech portów, zużyli 303 tony paliwa – okręt szkolny ORP „Wodnik” zakończył trwający blisko dwa miesiące rejs szkoleniowy. Wzięli w nim udział studenci II i IV roku Akademii Marynarki Wojennej. Trasa wiodła przez Bałtyk, Morze Północne, Ocean Atlantycki, Morze Śródziemne i Czarne.
– Najtrudniejszy był pierwszy tydzień rejsu. Musieliśmy przestawić się na zupełnie inny rytm życia. Wyznaczały go czterogodzinne wachty. Szczególnie ciężka była ta przypadająca pomiędzy północą a czwartą rano – przyznaje mat podchor. Andrzej Angel, student drugiego roku na wydziale nawigacji i uzbrojenia okrętowego. To jeden z 49 słuchaczy gdyńskiej Akademii Marynarki Wojennej, którzy wzięli udział w rejsie szkoleniowym na pokładzie ORP „Wodnik”. Przez blisko dwa miesiące marynarskie szlify zdobywali studenci drugiego roku oraz podchorążowie z czwartego – zarówno przyszli nawigatorzy, specjaliści od uzbrojenia, jak i mechanicy.
Młodsi, w zależności od specjalizacji, poznawali tajniki funkcjonowania okrętowej siłowni, bądź odbywali praktykę nawigacyjną – określali położenie okrętu przy użyciu specjalistycznego sprzętu, ale też w sposób tradycyjny, na podstawie gwiazd. Starsi przeszli na morzu praktyki oficerskie. Przyglądali się, jak działa Główne Stanowisko Dowodzenia, czuwali też nad zadaniami młodszych kolegów.
– Jednak w sumie nie to było dla nich najważniejsze – podkreśla kmdr por. Paweł Ogórek, dowódca ORP „Wodnik”. – Rejs trwał 51 dni i nocy, większość tego czasu spędziliśmy na morzu. Podchorążowie mieli okazję sprawdzić, jak czują się w sytuacji, gdy dzień w dzień widzą te same twarze, mają mało miejsca i wody, w której można by się umyć. A do tego wszystkiego narażeni są na niedogodności związane ze zmienną pogodą czy nocnym wstawaniem – wylicza kmdr por. Ogórek. Według niego studenci zdali ten sprawdzian.
ORP „Wodnik” opuścił Gdynię na początku czerwca. Trasa rejsu wiodła przez Bałtyk, Morze Północne, Ocean Atlantycki, Morze Śródziemne i Czarne. Przez blisko dwa miesiące okręt zawinął do czterech portów: w Splicie, Konstancy (tam starszych podchorążych zmienili koledzy z roku, którzy do Rumunii przylecieli samolotem), Gibraltarze i Reykjaviku. – Pogoda z reguły nam dopisywała, czasem było nawet nadspodziewanie dobrze – opowiada kmdr por. Ogórek. – Nigdy wcześniej na przykład nie zdarzyło mi się tak spokojne przejście przez Morze Północne. Kiedy wracaliśmy z Islandii do Gdyni przypominało wielkie jezioro – dodaje. Dla odmiany pomiędzy Gibraltarem a Rejkyavikiem aura była bardzo kapryśna. – Niemal przez cały czas zmagaliśmy się tam ze sztormową pogodą: wysoką falą i bardzo silnym wiatrem – wspomina kmdr por. Ogórek.
W piątek przed południem okręt dotarł do Gdyni. – Rejs był naprawdę fantastycznym przeżyciem. Teraz jednak trzeba będzie się przystosować do warunków panujących na lądzie – podsumowuje mat podchor. Angel.
autor zdjęć: kmdr ppor. Radosław Pioch
komentarze