Rosyjska ruletka w powietrzu

Mimo że taran lotniczy stał się znakiem rozpoznawczym japońskich kamikadze, to nie oni pierwsi zastosowali ten ryzykowny manewr w starciu z nieprzyjacielem.

Oficerowie sztabowi rosyjskiego Frontu Południowo-Zachodniego od pierwszych dni września 1914 roku nie mogli spokojnie pracować nad planami kolejnych działań bojowych trwającej od sierpnia wojny. Co dnia nad budynki sztabu w Żółkwi niedaleko Lwowa nadlatywał nieprzyjacielski samolot rozpoznawczy – austriacki Albatros B.II z obserwatorem baronem por. Friedrichem von Rosenthalem i pilotem kpr. Franzem Maliną z 11 Kompanii Lotniczej (Fik 11). Dowództwo frontu postanowiło zastosować radykalne środki wobec uprzykrzającego mu pracę „aeroplanu”. Rozkaz przepędzenia lub zniszczenia intruza otrzymał dowódca 11 Oddziału Lotniczego, sztabskapitan Piotr Nikołajewicz Niestierow. Był on nie byle kim w pionierskich czasach lotnictwa. 9 września 1913 roku jako pierwszy na świecie wykonał pętlę samolotem Nieuport, a rok później, 24 maja, dokonał rekordowego przelotu na trasie Kijów – Petersburg. Do feralnego 8 września sztabskapitan Niestierow miał już za sobą 20 lotów bojowych, w tym podczas ofensywy, która zakończyła się zdobyciem przez Rosjan stolicy Galicji.

Na początku wielkiej wojny piloci latali na ogół samolotami bez uzbrojenia pokładowego, a jedynie z bronią osobistą. Tak też było w przypadku maszyny Niestierowa. Na spotkanie austriackich obserwatorów wyleciał nieuzbrojonym małym jednopłatowcem Morane-Saulnier G. Bez broni as podniebnej akrobacji staranował albatrosa. Prawdopodobnie zamierzał uderzyć w górny płat nieprzyjacielskiego samolotu podwoziem, lecz w rzeczywistości zahaczył go śmigłem. Na skutek zderzenia obydwie maszyny rozbiły się około 10 km od Żółkwi. Żaden z lotników nie przeżył starcia. Była to nie tylko pierwsza walka powietrzna w historii, lecz także pierwszy lotniczy taran. Drugim pilotem, który w samobójczym ataku rozbił nieprzyjacielski samolot, był także Rosjanin: 1 kwietnia 1915 roku rotmistrz Aleksander Kozakow, po wystrzelaniu amunicji, śmigłem swego morane’a zniszczył usterzenie austriackiego brandenburga. Miejsce trzecie na tym śmiertelnym podium należy do Hiszpana – asa republikańskiego lotnictwa sierż. Feliksa Alejandra Urtubi Ercilliego, który podczas walki powietrznej w obronie Madrytu 13 września 1936 roku, gdy zabrakło mu amunicji, uderzył swym nieuportem-52 we włoskiego fiata Cr-32. W eksplozji zginęli obaj piloci.

Uderz i przeżyj!

Pierwszym pilotem, który nie tylko przeżył atak taranem, lecz także zdołał wylądować uszkodzoną maszyną na macierzystym lotnisku, był lejtnant Anton Gubienko. Wyczynu tego dokonał nad chińskim Uchan w starciu z japońskim lotnictwem. Gubienko należał do kontyngentu sowieckich ochotników, którzy od stycznia 1938 roku wspomagali chiński Kuomintang w walce z Japończykami. Czterdziestoma nowoczesnymi jak na owe czasy myśliwcami Polikarpow I-16, nazywanymi popularnie „iszaczki” (osiołki), dowodził weteran walk powietrznych w wojnie domowej w Hiszpanii i bohater Związku Sowieckiego mjr Paweł Wasiljewicz Ryczagow. 31 maja 1938 roku Rosjanie udaremnili kolejny japoński nalot na Uchan, niszcząc 14 cesarskich maszyn. Lejtnant Gubienko wdał się w czasie tej walki w pojedynek z jednym z myśliwców osłony. Mimo że wystrzelał całą amunicję, to nie trafił zwinnego przeciwnika, jednak na tyle osłabił ducha bojowego „samuraja”, że ten zaczął uciekać. Rosjanin nie odpuścił i tak później wspominał: „Przymierzyłem się do niego, chcąc już walić go śmigłem po ogonie, ale przypomniałem sobie, że powinienem odpiąć pasy, żebym mógł się uratować skokiem ze spadochronem. Odpiąłem te pasy, rąbnąłem, silnik zakrztusił się, więc zacząłem szykować się do skoku. Słucham, silnik pracuje normalnie, no i przyleciałem”. Za staranowanie japońskiego samolotu oraz zestrzelenie jeszcze siedmiu nieprzyjacielskich maszyn lejtnant Anton Gubienko otrzymał tytuł bohatera Związku Sowieckiego.

Jako piąty w dziejach lotnictwa atak taranem przeprowadził kpt. Witalij Skobarychin podczas zwycięskich walk z Japończykami nad Chałchyn-Goł. 20 lipca 1939 roku dowodził on eskadrą osłaniającą atak własnych czołgów. Nagle dziesiątka sowieckich „iszaczków” została na wysokości 3500 m zaatakowana przez grupę japońskich samolotów Nakajima Ki-27, które niespodziewanie wyskoczyły zza chmur. Kapitan, zasłaniając własnym samolotem maszynę młodego pilota, który po raz pierwszy brał udział w walce powietrznej, uderzył śmigłem i skrzydłem w kadłub japońskiego myśliwca, ten zaś rozpadł się na strzępy. Siła zderzenia była tak wielka, że sowiecki pilot stracił przytomność, a jego „iszak” zaczął bezwładnie spadać. Dopiero na wysokości kilkuset metrów Skobarychin ocknął się, opanował maszynę, wyrównał lot i dotarł szczęśliwie do bazy.

W czasie II wojny światowej, przy natężeniu walk powietrznych, przypadkowe i celowe ataki taranem można liczyć już w dziesiątki. I choć palma pierwszeństwa wciąż należała w nich do lotników rosyjskich, na listę „taranów” wpisali się także piloci innych armii.

Taranem go!

W niektórych opracowaniach i wspomnieniach autorzy wymieniają ppłk. Leopolda Pamułę jako pierwszego lotnika, który w II wojnie światowej przeprowadził udany atak taranem i po zniszczeniu niemieckiego bombowca He-111 wyskoczył z uszkodzonego P-11c ze spadochronem. W rzeczywistości zastępca dowódcy Brygady Pościgowej, jak sam napisał w swej relacji, 1 września 1939 roku w rejonie Łomianek koło Warszawy zestrzelił jednego messerschmitta Bf-109. W tym momencie inny, Me-109, trafił w zbiornik z benzyną maszyny Pamuły, doszło do eksplozji, ale polski pilot zdołał wyskoczyć i bezpiecznie wylądował na ziemi.

Mimo tego dementi pierwszy powietrzny taran w II wojnie światowej należy jednak do polskiego pilota. 5 września 1940 roku był dla sierż. Stanisława Karubina i jego kolegów z Dywizjonu 303 kolejnym dniem walk w obronie brytyjskiego nieba. Oddajmy mu głos: „W radiu usłyszałem: »100 bandit« […]. W tym momencie zauważyłem wyprawę bombową z osłoną messerschmittów. Wyskoczyłem do przodu, dając znak dowódcy. Związaliśmy się w walkę. Zaatakowałem Me-109 dwoma krótkimi seriami. Paląc się, poszedł w dół. Prysnąłem do góry i zostałem tu zaatakowany przez Me-109, lecz przejechały się po nim hurricany i kopcąc poszedł w dół. Ja za nim. Zeszliśmy do lotu koszącego […]. Doszedłem go oddając kilka serii. Messerschmitt uciekał nadal. Zdenerwowało mnie to i oddałem serię ostatnich pocisków. Szkop jednak wciąż uciekał. Poniosło mnie przez to bardziej i postanowiłem go wykończyć. […] Doszedłem go bardzo blisko i żyletką przejechałem się po nim […]. W tej chwili rąbnął w ziemię i prysnął dym wraz z grudkami ziemi”. Zwycięski pilot kończy swą relację słowami: „I bez pocisku szwab został wykończony”. Sierż. Karubin bez problemów wrócił po walce na lotnisko w Northolt.

Drugi taran powietrzny w II wojnie światowej także miał „polski motyw”. 2 listopada 1940 roku por. Marinos Mitralexis swym „pezetelem” P-24 F – maszyny te zostały latem 1938 roku zakupione w Rzeczypospolitej przez Królewskie Helleńskie Siły Powietrzne – staranował śmigłem włoski bombowiec. Był to dzień triumfu greckiego lotnictwa, które zestrzeliło wówczas dziesięć włoskich maszyn.

Już w pierwszych dniach operacji „Barbarossa” – niemieckiej agresji na Związek Sowiecki w czerwcu 1941 roku – lotnictwo wojskowe tego kraju poniosło ogromne straty. Wiele samolotów nie zdążyło wzbić się nawet w powietrze –zostały zniszczone na lotniskach polowych. Ci, którzy zdołali stanąć do nierównej walki, znacznie ustępowali nieprzyjacielowi wyszkoleniem i doświadczeniem bojowym. Czystki stalinowskie lat trzydziestych nie ominęły również lotnictwa i wielu weteranów z wojny hiszpańskiej czy walk z Japończykami nad chińską granicą zostało rozstrzelanych. Nie lepiej było ze sprzętem. Popularne „iszaczki”, nazywane przez Niemców „Rata” (szczur), były już przestarzałe, a przezbrajanie eskadr w nowe typy jaków czy migów rozpoczęło się zbyt późno – piloci nierzadko dopiero w ogniu walki poznawali nowe maszyny. W takiej sytuacji ataki taranem zaczęły się mnożyć na niespotykaną wcześniej skalę, a przerażone rozmiarami klęski dowództwo sowieckie wręcz namawiało do nich swych pilotów i nagłaśniało je propagandowo jako przejaw „niezwykłego bohaterstwa sowieckich ludzi”.

Atak w stylu klasycznym

Sowiecka historiografia zanotowała listę nazwisk lotników Armii Czerwonej, którzy w obliczu przeważających sił wroga zdecydowali się na brawurowy atak taranem: Charytonow, Butielin, Iwanow, Kokoriew, Moklak, Safonow, Zdorowcew i wielu innych mieli zniszczyć w ten sposób dziesiątki niemieckich bombowców i myśliwców. Już pierwszego dnia wojny – 22 czerwca – sowieccy lotnicy zameldowali o przeprowadzeniu 16 taranów lotniczych. Niektórym udawało się przeżyć brawurowy atak i na zdezelowanych maszynach powrócić na macierzyste lotnisko. Jednym z nich był lejtnant Dymitr Zajcew z 2 Pułku Lotnictwa Myśliwskiego, broniącego przestrzeni powietrznej nad Kijowem. Dwóm kluczom myśliwskim 2 Pułku udało się w pierwszym dniu wojny rozproszyć szyki niemieckiej wyprawy bombowej na stolicę Ukrainy. W trakcie walki Zajcew zauważył, że jeden z bombowców, wyłamawszy się z rozluźnionego szyku, uparcie leci w kierunku Kijowa. Gdy lejtnant wystrzelał całą amunicję w stronę junkersa, dogonił go, nieznacznie zmniejszył prędkość i zawisł tarczą śmigła swego „iszaka” tuż nad statecznikiem pionowym z hitlerowskim hakenkreuzem. W tym momencie: „gorący strumień powietrza przemieszany ze spalinami wdarł się do kabiny myśliwca wraz z przeraźliwym zgrzytem duralowych blach dartych na strzępy śmigłem »jastrząbka«”. Zajcew, oderwawszy się od nieprzyjaciela, zdążył jeszcze zobaczyć, jak ten wali się w nurty Dniepru. Mimo pogiętych łopat śmigła jego I-16 doleciał szczęśliwie do lotniska w Wasilkowie. Był to jeden z „klasycznych” taranów lotniczych, które – jak wyżej napisano – zdarzały się na froncie wschodnim dość często.

Do końca 1943 roku piloci Luftwaffe nie sądzili, że niedługo sami będą stosować te desperackie metody, by zniwelować rosnącą przewagę lotnictwa alianckiego. We wrześniu tegoż roku po raz pierwszy dowództwo niemieckie rozpatrywało plan powołania dywizjonów przechwytujących, przeznaczonych do atakowania z niewielkiej odległości i w razie konieczności taranujących samoloty wroga. Po długiej dyskusji, pod koniec roku przyjęto do realizacji wariant mjr. Hansa von Kornatskiego, który zaproponował stworzenie Sturmstaffeln (dywizjonów szturmowych), wyposażonych w mocno opancerzone samoloty przechwytujące o nazwie Rammjägers (tarany). Pierwsza jednostka tego typu powstała na przełomie marca i kwietnia 1944 roku. Oddano do jej dyspozycji zmodyfikowane focke-wulfy Fw 190A-6, wyposażone w dodatkowe opancerzenie i cztery działka kalibru 20 mm, oraz kilka Fw 190A-8/R7 z opancerzonymi krawędziami skrzydeł, ułatwiającymi atak taranujący. Początkowo bliskie ataki „szturmujące” okazały się tak skuteczne, że na ogół taranowanie było niepotrzebne.

Do jednej z większych akcji Sturmstaffeln doszło 2 listopada 1944 roku. W tym dniu nad Niemcami pojawiło się blisko tysiąc ciężkich bombowców amerykańskiej 8 Armii Lotniczej, eskortowanych przez 600 myśliwców P-51 Mustang i P-38 Lightning. Luftwaffe wysłało przeciw nim prawie 500 samolotów przechwytujących, w tym 61 Fw 190 z dwóch Sturmstaffelen. Według danych niemieckich, rammjägerzy zestrzelili 30 z 80 zniszczonych bombowców nieprzyjaciela. Doszło wtedy do jednego ataku taranowego – por. Werner Gerth, po staranowaniu maszyny wroga, zginął, gdyż nie otworzył mu się spadochron.

Początkowo wszyscy piloci Sturmstaffeln byli ochotnikami, ale z czasem zaczęto składać propozycję służby w tych dywizjonach pilotom mającym na koncie kary dyscyplinarne. Za ich darowanie lotnicy musieli przyrzec zniszczenie przynajmniej jednego bombowca w każdej z misji, nie wyłączając w razie konieczności taranowania. Niedotrzymanie przyrzeczenia groziło oskarżeniem o tchórzostwo. Wiosną 1945 roku, gdy zaczęło brakować zarówno samolotów, jak i wyszkolonych pilotów, dywizjony szturmowe coraz częściej stosowały taktykę taranowania. Minister propagandy Joseph Goebbels zapisał w swoim pamiętniku pod datą 31 marca 1945 roku: „Rammjägers mają prowadzić teraz ataki samobójcze […]. Oczekujemy 90% strat, […] ale przewidujemy ogromne sukcesy”. Sprawdzianem tych słów został dzień 7 kwietnia 1945 roku, gdy przy akompaniamencie niemieckich marszów wojskowych emitowanych przez radio 120 samolotów Fw 190 i Bf-109G Rammkommando Elbe mjr. Hajo Herrmanna ruszyło przeciwko tysiącu superfortec i 800 eskortujących ich myśliwców, lecących nad północne Niemcy. W czasie trwającego 45 minut szaleńczego ataku taranowego rammjägerów zniszczonych zostało osiem nieprzyjacielskich bombowców. Koszty tej akcji były ogromne: jedynie 15 rammjägerów powróciło do swych baz w Stendal i Gardelegen; 28 pilotom udało się wyskoczyć ze spadochronami, a 77 zginęło lub zaginęło. Następnego dnia Goebbels zanotował: „Nasi samobójczy piloci nie odnieśli dzisiaj tak bardzo oczekiwanego sukcesu”. Na szczęście nie musieli już ponawiać kolejnych prób.

Taran lotniczy stosowali także japońscy kamikadze, którzy w samobójczych atakach mieli przebijać swymi samolotami pokłady okrętów przeciwnika, a ponadto zderzać się w powietrzu z ich bombowcami, zwłaszcza z amerykańskimi superfortecami niszczącymi w dywanowych nalotach Tokio i inne miasta Kraju Kwitnącej Wiśni. Jednak, podobnie jak w wypadku niemieckiego sojusznika, efekty wobec miażdżącej przewagi ogniowej przeciwnika były mizerne i nie mogły odwrócić zbliżającej się definitywnej klęski Japończyków.


autor zdjęć: library of congress US





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO