Krwawa jołka

Oddziały UPA w święta Bożego Narodzenia chciały ostatecznie rozprawić się z Polakami.

Latem 1943 roku, po fali rzezi wołyńskiej, Polacy zaczęli organizować oddziały samoobrony i partyzanckie, mające uchronić ich przed eksterminacją. Nacjonaliści ukraińscy jednak nie odpuszczali i Dmytro Klaczkiwski „Kłym Sawur”, lokalny dowódca Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), kolejną wielką akcję „oczyszczania” Wołynia zaplanował na katolickie święta Bożego Narodzenia.

Ostateczna rozprawa

W niewielkich wsiach Janówka i Stanisławówka w powiecie kowelskim od początku niemieckiej okupacji działała konspiracja. Podporucznik rezerwy artylerii Tadeusz Paszkowski „Jawor”, który stworzył miejscowe struktury Polskiego Państwa Podziemnego, zdawał sobie sprawę z coraz bardziej wrogiej postawy Ukraińców wobec ludności polskiej, więc zorganizował oddział samoobrony. Nawiązał też współpracę z innymi tworzącymi się samorzutnie oddziałami tego typu, w szczególności z tym największym, odległym zaledwie o parę kilometrów, w Zasmykach.

UPA szybko się zorientowała, że w Janówce powstał oddział wojskowy, ale czekała na dogodny moment, żeby go zniszczyć. Za najlepszy termin uznała Boże Narodzenie, w nadziei, że w świątecznym okresie polscy żołnierze stracą czujność. W grudniu 1943 roku do obrońców wsi zaczęły docierać od Ukraińców sprzyjających Polakom informacje, że banderowcy szykują ostateczną rozprawę z polskimi gniazdami oporu. Oddziały samoobrony postanowiły wzmocnić czujność, a cywilom zapowiedziano, że w każdej chwili powinni być przygotowani do szybkiej ewakuacji do dużo silniejszej samoobrony w Zasmykach.

Mordowali i palili

Polacy z niepokojem oczekiwali Wigilii. Michał Żukowski, miejscowy ksiądz, ze względów bezpieczeństwa przełożył nawet pasterkę z północy na godzinę 6 rano. Członkowie załóg Janówki, Stanisławówki i Radomli pełnili zaś całonocne warty. Tak tamte chwile zapamiętał plut. Bonifacy Sakowicz „Słonecznik”: „Na dwa tygodnie przed świętami zaczęła krążyć pogłoska, że tegoroczną »jołkę« – choinkę – obleją Polacy własną krwią. Dowódca placówki polecił wzmóc czujność, aby nie pozwolić się zaskoczyć. Przez całą wigilijną noc krążyłem wokół naszej wsi, lecz noc upłynęła spokojnie i gdy zrobiło się prawie widno, około godziny 8 wróciłem z chłopcami do domu, aby nieco odpocząć. Było nas razem dziesięciu i nie spaliśmy całą noc. Postanowiłem udać się choćby na krótką drzemkę. Tymczasem mniej więcej po 15 minutach się zaczęło!”.

Setki Ukraińców z UPA zaatakowało wieś Radomle od strony Kowla. Jedenastoosobowa samoobrona pod dowództwem sierż. Józefa Donajskiego „Brudnego” nie miała najmniejszych szans pod naporem banderowskich sotni. Część żołnierzy zabarykadowała się w jednej chałupie i walczyła z dziesiątkami Ukraińców. Odgłosy tego starcia usłyszeli mieszkańcy pobliskich wsi. Monika Śladewska, mieszkanka Zasmyków i późniejsza sanitariuszka 27 Dywizji Piechoty Armii Krajowej, tak zapamiętała atak rezunów: „Nikt nie spodziewał się niczego złego, choć ks. Michał Żukowski przełożył pasterkę na rano następnego świątecznego dnia. Była uroczysta, a śpiew kolęd nadawał temu nabożeństwu podniosły charakter. Nagle dobiegły do nas odgłosy bezładnej strzelaniny. Z kościoła wybiegli mężczyźni należący do oddziału samoobrony. Szybko okazało się, że banderowcy liczyli, że święta Bożego Narodzenia osłabią naszą czujność. […] Widziałam, jak przez zaśnieżone pola biegli ludzie, ile tylko mieli sił, by znaleźć schronienie w Zasmykach. W Radomlach Ukraińcy już mordowali i palili”.

Tragiczny bilans

Polacy nigdy wcześniej nie widzieli takiej liczby upowców. Gdy część rezunów paliła i mordowała mieszkańców Radomli, pozostali uderzyli na większą Janówkę. Por. „Jawor” zdecydował się bronić wsi mimo kilkakrotnej przewagi Ukraińców. Do odległego o 20 km Kupiczowa, gdzie stacjonował oddział AK por. Władysława Czermińskiego „Jastrzębia”, wysłano też gońca z prośbą o wsparcie. Partyzanci natychmiast wyruszyli na ratunek Janówce. Liczyła się każda minuta, ponieważ około trzydziestoosobowa załoga była przez atakujących banderowców coraz bardziej spychana na skraj wsi. Odsiecz nadciągnęła w ostatniej chwili, po parogodzinnej walce bowiem skromne zapasy amunicji były na wyczerpaniu i dowódca chciał się wycofać do Zasmyków. Nagle Ukraińcy zaczęli bezładnie uciekać. To por. „Jastrząb” przypuścił niespodziewany atak na tyły nacierających, co wywołało wśród nich popłoch. Przerażeni banderowcy zbiegli, a za nimi ruszył pościg polskich partyzantów.

Bilans tych świąt był tragiczny – Ukraińcy zamordowali prawie 50 bezbronnych Polaków i siedmiu członków samoobrony. W Radomlach ocalało tylko domostwo, w którym bronili się partyzanci. Podobny los spotkał Janówkę, gdzie zachowało się pięć chałup z około 40. Mimo tych strat najważniejszy cel został osiągnięty – Polacy odparli atak banderowców, a zaskoczeni ich determinacją Ukraińcy nie podjęli już żadnej większej akcji tego rodzaju.

 Polscy partyzanci przejęli inicjatywę i zaczęli przeprowadzać operacje zaczepne na zgrupowania sotni banderowskich. W styczniu 1944 roku z żołnierzy z Radomli, Janówki, Zasmyk i oddziału „Jastrzębia” powstała 27 Wołyńska Dywizja Piechoty Armii Krajowej.

Jakub Nawrocki





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO