Dramatyczna ceremonia

Czy uda się kiedykolwiek ustalić, kto wydał oddział „Osy-Kosy”?

W czasie jednego ze spotkań towarzyskich pchor. Antoni Suchanek, ps. „Andrzejek”, przedstawił koledze z oddziału, por. mar. Mieczysławowi Uniejewskiemu, ps. „Marynarz”, swoją siostrę Teofilię. Młodzi zakochali się w sobie bez pamięci i choć trwała wojna, postanowili się pobrać. Ślub zaplanowali na 5 czerwca 1943 roku. Niestety, dzień, który miał symbolizować początek nowego życia, stał się jego końcem dla dziesiątek osób i przyczyną tragedii wielu innych.

Oddział likwidatorów

Mieczysław Uniejewski i Antoni Suchanek w czasie okupacji niemieckiej służyli w specjalnym oddziale Armii Krajowej – Organizacji Specjalnych Akcji Bojowych „Osa”. Formacja ta z czasem, gdy powstało Kierownictwo Dywersji AK, przyjęła kryptonim „Kosa 30”. Najczęściej jednak nazywano ją „Osa-Kosa”. Grupa stanowiła samodzielny oddział dyspozycyjny komendanta głównego AK, wykonujący akcje bojowe na jego bezpośrednie zlecenie. Twórca i dowódca całego oddziału ppłk Józef Szajewski, ps. „Phillips”, swoją formację podzielił na trzy jednostki: warszawską, krakowską i oddział sabotażowo-dywersyjny.

Żołnierze oddziału stali się specjalistami od „mokrej roboty” – wykonywali wyroki wojskowych sądów specjalnych na konfidentach, gestapowcach i prominentnych działaczach władz okupacyjnych. Jednostka dywersyjna w formacji, która miała kryptonim
„Zagra-Lin”, była odpowiedzialna m.in. za dwa zamachy bombowe na dworcach kolejowych w Berlinie i jeden we Wrocławiu. Podobno informacje o śmiertelnych wybuchach bomb w sercu III Rzeszy tak rozwścieczyły samego Hitlera, że ten telefonicznie rozkazał reichsführerowi Heinrichowi Himmlerowi niezwłoczne przeprowadzenie śledztwa i odnalezienie sprawców zamachów.

W szeregach „Osy-Kosy” służyli przede wszystkim ludzie młodzi, kursanci przedwojennych i konspiracyjnych podchorążówek. O jej tajności i zaufaniu do niej komendanta głównego AK gen. dyw. Stefana Roweckiego „Grota” może świadczyć to, że przez swoją osobistą łączniczkę miał on bezpośredni kontakt z dowódcą formacji i szefami każdej z działających grup. Oddział miał też dużą autonomię w wykonywaniu zadań. I niewykluczone, że właśnie brak żelaznej żołnierskiej dyscypliny doprowadził do rozbicia likwidatorów i poważnie zagroził działalności Komendy Głównej AK.

Róże na Pawiaku

Mieczysław i Teofilia rozesłali prawie 300 zaproszeń na swój ślub. W większości zaprosili osoby związane z konspiracją i wszystkich członków warszawskiej „Osy-Kosy”. Było to złamanie elementarnych zasad konspiracji. Nikogo z wyższych przełożonych oraz kierownictwa Armii Krajowej o tym wydarzeniu nie poinformowano. Być może obawiano się kategorycznych zakazów i kar za zgromadzenie w jednym miejscu.

5 czerwca 1943 roku w kościele św. Aleksandra w Warszawie o godzinie 12.00 rozpoczęło się nabożeństwo ślubne. Na uroczystość przyszło ponad 90 osób, w tym większość żołnierzy „Osy-Kosy”. Gdy trwała msza, niemiecka policja kryminalna otoczyła kościół i wtargnęła do środka. Nikt z zebranych nie stawiał oporu. Gestapo aresztowało 89 osób, które wraz z młodą parą zostały przewiezione na Pawiak. Jeden z więźniów, kancelista Leon Wanat, po latach wspominał: „Cały orszak ślubny za murami Pawiaka. Pamiętam ładną młodą parę wkraczającą do kancelarii więziennej. Panna młoda trzymała w rękach bukiet herbacianych róż”.

Tego dnia w jednym miejscu złapano 24 czynnych żołnierzy likwidatorów i członków ścisłego kierownictwa egzekutywy, w tym pierwszego zastępcę szefa formacji warszawskiej – ppor. Jan Papisa vel Papiewskiego, ps. „Jerzy”. Spośród wszystkich uczestników ceremonii ślubnej ocalało tylko dwóch konspiratorów – brat panny młodej Antoni i Stefan Smarzyński ps. „Balon”, którzy wyszli na chwilę z kościoła, aby kupić film do aparatu fotograficznego. Gdy wracali, obława już trwała. Oprócz nich uratowało się jeszcze siedem osób z oddziału, które nie przyszły na ślub.

Tragiczne były losy osób pojmanych w trakcie mszy. Część z nich, w większości członków „Kosy 30”, w następnych tygodniach rozstrzelano na terenie ruin warszawskiego getta – tak zginął m.in. Mieczysław Uniejewski. Resztę wywieziono do obozów koncentracyjnych, taki los spotkał m.in. pannę młodą z rodzicami. Oni przeżyli wojnę.

Po tym wydarzeniu wśród członków konspiracji warszawskiej wybuchła panika. Zerwano kontakty z ocalałymi i błyskawicznie zaczęto zmieniać lokale kontaktowe oraz magazyny broni. Komenda Główna AK zleciła przeprowadzenie śledztwa, żeby wyjaśnić, kto stał za wsypą na placu Trzech Krzyży. Nikt nie podejrzewał, że taka tragedia mogła być przypadkiem. Sprawą zajął się jeden z ocalałych żołnierzy „Kosy”, oficer kontrwywiadu AK Aleksander Kunicki, ps. „Rayski”.

Tragedia „Hela”

Ciemne chmury zaczęły się zbierać nad jednym z najdzielniejszych żołnierzy „Kosy”, Stanisławem Jasterem ps. „Hel”. Jaster, wywodzący się z pokolenia Kolumbów, z rodziny oficerskiej, tuż przed wybuchem wojny zdał maturę w Liceum Ogólnokształcącym im. Tadeusza Czackiego w Warszawie. Po kampanii wrześniowej gromadził w domu broń. 19 września 1940 roku został schwytany w czasie wielkiej łapanki na warszawskim Żoliborzu. Tej samej, w trakcie której w ręce Niemców dobrowolnie oddał się rtm. Witold Pilecki. Zesłany do KL Auschwitz, dostał numer 6438. W obozie śmierci związał się z konspiracją. Stanisław Jaster uczestniczył w jednej z najzuchwalszych i największych ucieczek z obozu. 20 czerwca 1942 roku wraz z trzema innymi więźniami – Kazimierzem Piechowskim, Eugeniuszem Benderą i Józefem Lempartem – wtargnęli do magazynów strażników w Auschwitz. Wszyscy przebrali się mundury SS, skradli broń i wsiedli w garażu do samochodu… komendanta obozu koncentracyjnego. Przez nikogo nie niepokojeni śmiałkowie wyjechali na zewnątrz.

Odwaga i kunszt przeprowadzonej ucieczki wprawiły w osłupienie załogę obozu. Żaden z więźniów nie poniósł za to konsekwencji. Kara, niestety, spadła na rodzinę
Jastera. Gdy Stanisław wrócił do domu, dowiedział się, że członkowie rodziny za jego czyn zostali zesłani tam, skąd on właśnie uciekł. Od razu nawiązał kontakt z podziemiem i trafił do oddziału „Kosa 30”. Pod pseudonimem „Hel” brał udział w akcjach likwidacyjnych oddziału. Jak zapamiętali jego towarzysze broni, rwał się do każdego zadania. Brał udział w akcji odbicia więźniów w transporcie kolejowym pod Celestynowem i osobiście wykonywał wyroki wojskowych sądów specjalnych.

Po wydarzeniach z 5 czerwca 1943 roku kontrwywiad AK zaczął sprawdzać tych, którzy nie znaleźli się feralnego dnia na placu Trzech Krzyży. Jaster, jako jeden z nielicznych, do kościoła św. Aleksandra nie przyszedł. Por. Aleksander Kunicki dość szybko postawił go w stan oskarżenia. „Hel” tłumaczył się, że zaspał na uroczystość… choć ceremonia była zaplanowana na godzinę 12.00. Domagał się przez jedną z łączniczek kontaktu z ocalałym szefem sztabu „Kosy 30” por. Mieczysławem Kudelskim, ps. „Wiktor”, i przerzucenia na wschód jako zagrożonego aresztowaniem. Jaster spotkał się z przełożonym 12 lipca 1943 roku na rogu ulic Kruczej i Nowogrodzkiej w Warszawie. Niespodziewanie drogę zajechał im samochód gestapo, a z bram wyskoczyli tajniacy. Obaj żołnierze zostali aresztowani. Po chwili z jadącego wozu wyskoczył „Hel”, do którego Niemcy zaczęli strzelać. Do dziś zachowały się pisemne relacje świadków, którzy widzieli to zdarzenie.

Ranny w trakcie ucieczki „Hel” wrócił jednak do kolegów. Dla kontrwywiadu AK wydarzemoe to stało się dowodem na to, że Jaster jest zdrajcą i agentem gestapo, a cała ucieczka była sfingowana. Od samego początku tę właśnie tezę popierał „Rayski” – który zresztą też nie zjawił się na ślubie Mieczysława Uniejewskiego i Teofilii Suchanek.

Gdy por. Kunicki dowiedział się, po ekspertyzie lekarskiej, że rana „Hela” była niegroźna i oddana z bardzo bliskiej odległości, domagał się natychmiastowej rozprawy z Jasterem.

Wiele lat po wojnie, w 1968 roku, Aleksander Kunicki wydał książkę „Cichy front”. Jeden z rozdziałów, zatytułowany „Zdrajca”, jest w całości poświęcony tej sprawie. „Rayski” napisał: „»Hela« zatrzymano. Przyznał się do współpracy z gestapo, sfingowania ucieczki z mercedesa i postrzelenia się w celu mocniejszego alibi”. Jeszcze inni na łamach powojennej prasy starali się udowodnić, że sama ucieczka Jastera z Auschwitz była tylko przykrywką, mającą pozwolić mu na wejście w struktury Polskiego Państwa Podziemnego i jego infiltrację.

Dziś najprawdopodobniej nie uda się ustalić, kim był zdrajca, który wydał oddział „Osy-Kosy”. Stanisław Jaster zniknął w lipcu 1943 roku i ślad po nim zaginął. Co ciekawe, nie zachował się żaden pisemny wyrok Polskiego Państwa Podziemnego na „Hela”, a trzeba pamiętać, że wojskowe sądy specjalne prowadziły bardzo skrupulatnie i dokładnie postępowania przeciwko osobom oskarżonym o zdradę. W grudniu 1970 roku Stanisław Leszczyński, ps. „Vigil”, szef Referatu 998 w Kontrwywiadzie Komendy Głównej AK, stwierdził, że: „Nigdy w czasie okupacji nie zetknąłem się z jakimikolwiek zarzutami, zwłaszcza z terenu więzienia Pawiak, obciążającymi »Hela« z tytułu jego działalności w konspiracji”.

Trzeba wiedzieć, że według relacji więźniów Pawiaka i aresztowanych 5 czerwca na placu Trzech Krzyży, w więzieniu znajdował się konfident blisko związany z oddziałem albo z samego oddziału, który zamaskowany i z ukrycia pomagał w rozpoznawaniu likwidatorów gestapowcom. Opis tej osoby zupełnie nie odpowiadał „Helowi”.

Prawie 35 lat po tamtych tragicznych wydarzeniach Bernard Zakrzewski, ps. „Oskar”, w czasie okupacji szef Wydziału Bezpieczeństwa i Kontrwywiadu KGAK, wspominał: „Podległy mi Wydział Bezpieczeństwa i Kontrwywiadu nie prowadził dochodzenia przeciwko Jasterowi o współpracę z okupantem i w Komendzie Głównej nie było przeciwko niemu wyroku. Wyłączam Dywersję, która mogła mieć sprawy we własnym zakresie, ale na tym odcinku też byłbym poinformowany”.

Do dziś pozostaje zagadką, jak zginął „Hel”. Czy jeden z najbitniejszych żołnierzy oddziału „Osa-Kosa” padł ofiarą samosądów i niezatwierdzonych egzekucji? Być może prawdziwy zdrajca umiejętnie skierował oskarżenie i podsunął dowody obciążające Jastera, by samemu oczyścić się z podejrzeń? Czy brawurowa ucieczka z wozu gestapo w środku miasta była niemożliwa dla 22-letniego mężczyzny, który rok wcześniej w jeszcze bardziej spektakularny sposób uciekł z pilnie strzeżonego KL Auschwitz? Na te i na wiele innych pytań nie ma jasnej odpowiedzi. Nie wiadomo również, kiedy ani gdzie zginął Stanisław Jaster. Z powodu braku dokumentów procesowych nie może być nawet pośmiertnie zrehabilitowany. Do dziś żołnierz elitarnej jednostki „Osa-Kosa” nie ma również symbolicznego grobu.

Jakub Nawrocki

autor zdjęć: Andrzej Witkowski





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO