Wyklęci bracia

Oddział „Jastrzębia” i „Żelaznego” przeprowadzał tak śmiałe akcje przeciwko władzy komunistycznej, że do jego likwidacji powołano specjalną grupę.

 

Stój! Kto idzie? Nie zwracając uwagi na pytanie, »Jastrząb« idzie dalej, mówiąc do wartownika: Stań na baczność durniu, nie widzisz, że my z Chełma! Przy słowach tych mija go spokojnie i idzie w kierunku drzwi wartowni. […] Jeden z ubeków rozpoznał »Jastrzębia«. Blednie okropnie, łyżka wypada mu z ręki na stół. Ubeki zrozumieli przestrach swojego kolegi, lecz w tym momencie »Jastrząb« rozkazuje: Wszyscy ręce do góry! Ubeki wahają się podnieść ręce, ale widok kilkunastu skierowanych luf zmusza ich do tego, jednak jeden stojący blisko tylnych drzwi szybko wyskakuje z myślą, ażeby powiadomić resztę. Nie ma rady, plan opanowania UB po cichu spala na panewce, wobec tego »Jastrząb« i wraz z nim znajdujący się wewnątrz chłopcy otwierają w tę grupę ogień, a wyskoczywszy z powrotem na korytarz, rzucają do tego pokoju granaty”. Tak opisał w swym pamiętniku atak na siedzibę Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego we Włodawie brat „Jastrzębia”, „Żelazny”. Rodzeństwo Leon i Edward Taraszkiewiczowie przeprowadzili wiele tego typu operacji, za co stali się jednymi z najbardziej znienawidzonych przez komunistów partyzantów podziemia antykomunistycznego w Polsce.

 

Więzy krwi

Leon i Edward urodzili się w Niemczech, w rodzinie emigrantów zarobkowych. W 1925 roku Taraszkiewiczowie wrócili do ojczyzny i osiedli we Włodawie. Po wybuchu II wojny światowej bracia zbierali i gromadzili porzuconą przez cofające się oddziały Wojska Polskiego broń. Zdarzało się, że w rodzinnych zabudowaniach schronienie znajdowali żołnierze z rozbitych oddziałów lub ci, którzy szukali drogi do formowanych oddziałów polskich we Francji.

Działalność Taraszkiewiczów skończyła się, gdy niemiecka policja znalazła ukrywaną przez nich broń. Rodzeństwo aresztowano. Najprawdopodobniej przypadek sprawił, że nie zostało zesłane do obozu koncentracyjnego. Żandarmi dopatrzyli się „niemieckiego” pochodzenia Leona, Edwarda oraz ich brata Władysława (ten ostatni, siłą wcielony do Wermachtu, zginął najprawdopodobniej w rejonie Kowla w 1944 roku). Zesłano ich na roboty przymusowe. Leonowi udało się uciec i w 1942 roku powrócił w rodzinne strony. Szukając kontaktu z AK, natknął się na radziecki oddział partyzancki kpt. Anatola Krotowa, do którego siłą go wcielono. Z czasem objął dowodzenie nad plutonem, został awansowany do stopnia porucznika, a nawet odznaczony Orderem Czerwonej Gwiazdy. Po przejściu frontu, chciał wrócić do normalnego życia. Dostał od komunistycznej władzy propozycję objęcia stanowiska komendanta UB we Włodawie, a nawet kierownika więzienia na Zamku Lubelskim. Zdecydowanie jednak odmówił współpracy. Zaczęto go szykanować, w końcu został aresztowany. Znowu udało mu się jednak zbiec. Nawiązał kontakt z aktywnie działającym w tym rejonie podziemiem zbrojnym związanym z Armią Krajową, Delegaturą Sił Zbrojnych na Kraj i organizacją Wolność i Niezawisłość). Przyjął pseudonim „Jastrząb” i wkrótce został dowódcą jednego z oddziałów WiN-u, operującego w rejonie zachodniego Polesia i północnej Lubelszczyzny. W czerwcu 1945 roku powrócił z robót przymusowych jego brat Edward. Od razu włączył się w działalność konspiracyjną jako „Żelazny”.

 

Niekonwencjonalny styl

Od początku oddział WiN-u Leona Taraszkiewicza przejawiał dużą aktywność bojową. Jego dowódca stosował często niestandardowe metody walki z władzą komunistyczną. Rekwirował zatrzymane na drodze samochody ciężarowe, którymi urządzał partyzancki rajd: przemierzając kilkadziesiąt kilometrów, w ciągu jednego dnia rozbrajał po kilka napotkanych po drodze posterunków milicji. „Jastrząb” dowodził akcjami rozbicia aresztów UB, m.in. w Parczewie w lutym i we Włodawie w październiku 1946 roku, uwalniając ponad 100 osób – w większości byłych akowców lub działaczy konspiracji. Najsłynniejszą akcją oddziału „Jastrzębia” było ujęcie najbliższej rodziny… Bieruta 17 lipca 1946 roku na drodze Lublin – Chełm.

Popularną metodą walki Taraszkiewicza z reżimem komunistycznym były akcje na pociągi. Jadący konno jastrzębiacy zatrzymywali skład lub wpadali do stojących na stacji wagonów.

„Jastrząb” starał się otoczyć opieką miejscową ludność. Cieszył się szacunkiem, wiele osób wolało dochodzić sprawiedliwości przed nim, niż zgłaszać przestępstwa oficjalnym władzom. Jak wspomina po latach jeden z członków konspiracji Feliks Majewski ps. „Róg”, poziom bezpieczeństwa, a zarazem strach przed karą „Jastrzębia” lub „Żelaznego” był taki, że „dziecko mogło bawić się swobodnie na drodze workiem pieniędzy”.

 

Do krwi ostatniej

Szczęśliwa passa oddziału skończyła się wraz z nadejściem 1947 roku. 3 stycznia w ataku na koszary Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego w Siemieniu, w do dziś niewyjaśnionych okolicznościach, zginął por. Leon Taraszkiewicz. Dowództwo przejął jego brat Edward. Wkrótce potem nastąpiła rządowa amnestia, która poważnie nadwątliła konspirację. „Żelazny” był zdeklarowanym przeciwnikiem ujawniania i wraz z grupą najwierniejszych żołnierzy prowadził dalej walkę z reżimem. Likwidował agentów UB, funkcjonariuszy bezpieki, nadgorliwych członków Polskiej Partii Robotniczej i milicjantów.

Upór oraz determinacja „Żelaznego” sprawiły, że w resorcie bezpieczeństwa nasilono działania skierowane przeciwko jego grupie. Liczne obławy, gry operacyjne bezpieki, pozyskiwanie coraz liczniejszego grona szpicli i donosicieli nie przynosiły skutku. Taraszkiewicz pozostawał nieuchwytny.

Wiosną 1951 roku oddział „Żelaznego” przeprowadził zarekwirowanym samochodem kolejny rajd po całym powiecie włodawskim, likwidując przewodniczącego wojewódzkiej rady narodowej i czterech agentów UB oraz aktywistów partyjnych. Po tych wydarzeniach w Warszawie wydzielono grupę specjalną „W” (Włodawa), której działania miał osobiście koordynować zastępca dyrektora Departamentu III Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego – płk Stanisław Wolański. Do jednostki skierowano wyróżniających się w likwidacji podziemia zbrojnego oficerów śledczych i operacyjnych. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Siły „Żelaznego” topniały, a pętla bezpieki coraz bardziej się zaciskała.

W wyniku wzmożonej pracy agenturalnej funkcjonariuszy UB i akcji KBW grupie specjalnej udało się namierzyć miejsce postoju „Żelaznego” i trzech jego ostatnich żołnierzy we wsi Zbereż nad Bugiem. 6 października 1951 roku jednostka „W” przystąpiła do akcji. Gdy partyzanci zorientowali się w sytuacji, podjęli próbę przebicia się przez kordony obławy. Podając się za funkcjonariuszy UB, wsiedli wraz z szoferem do samochodu GAZ-67. Mieli nadzieję, że wyjadą z okrążenia, jednak kierowca, st. strz. Ciemniewski, zorientował się, kogo wiezie. Zamiast opuścić teren obławy, zawrócił. Gdy zauważył sztab grupy operacyjnej, wyskoczył z jadącego gazika, krzycząc: „Koledzy! Bandyci! Ognia!”. W nierównej walce polegli „Żelazny” i jeden partyzant. Dwóch dostało się do niewoli. Po stronie bezpieki było paru zabitych.

W ostatnim liście do rodziny „Żelazny” napisał: „Kto zostanie z tych ludzi o kryształowych sercach? Jakiego trzeba hartu ducha i sił, aby tacy jak my mogli w tak okropnych warunkach pracować, a praca, którą wykonaliśmy, to praca bezcenna […] czy to jest praca dla swoich własnych korzyści? Na pewno nie! Bo gdybym dbał wyłącznie o korzyść, to na pewno dzisiaj nie byłbym na drodze życia i śmierci”. Do dziś nie wiadomo, gdzie spoczywają zwłoki Edwarda Taraszkiewicza.

Jakub Nawrocki

autor zdjęć: www.redisbad.pl





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO