Próbował się odnaleźć w znienawidzonym ustroju, ale władza komunistyczna mu nie odpuszczała. Wrócił do partyzantki i stał się postrachem w całym województwie białostockim.
Był jednym z najbardziej walecznych żołnierzy podziemia niepodległościowego na ziemiach północno-wschodniego Mazowsza i Podlasia. Zasłynął w tej okolicy z brawurowych akcji i iście ułańskiej fantazji. Stanisław Grabowski urodził się we wsi Grabowo, w powiecie łomżyńskim, w 1921 roku. Niewiele wiadomo o jego młodzieńczych latach – pracował na roli w gospodarstwie rodzinnym i uczył się rzemiosła stolarza. W 1943 roku został zaprzysiężony jako żołnierz Narodowej Organizacji Wojskowej i na stałe związał się z podziemiem narodowym. Nosił pseudonim „Wiarus”. Walczył w szeregach III Brygady Wileńskiej Narodowego Zjednoczenia Wojskowego (NZW) kpt. „Burego” w jednej z największych bitew polskiego podziemia pod Orłowem na Mazurach w 1946 roku. Po demobilizacji części brygady wrócił w rodzinne strony i dalej prowadził działalność konspiracyjną. Pomimo młodego wieku dał się poznać przełożonym jako żołnierz zdyscyplinowany, ale często prowadzący walkę w niekonwencjonalny sposób.
Jedyna droga
„Wiarus” ujawnił się w kwietniu 1947 roku w Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego (PUBP) w Białymstoku. Długo jednak nie cieszył się spokojem. W trakcie jednej z wiejskich zabaw został napadnięty przez nieznanych sprawców, najprawdopodobniej nasłanych przez UB. Użył wówczas broni. Z tego powodu był poszukiwany przez milicję, musiał się więc ukrywać. W tym czasie spotkał wielu kolegów z czasów konspiracji, którzy albo nie ujawnili się w ramach amnestii, albo – tak jak on – byli prześladowani przez bezpiekę. Grabowski na nowo nawiązał współpracę z podziemiem narodowym. Zaczął tworzyć zręby oddziału partyzanckiego i nawiązywać kontakty z miejscową ludnością. Wraz z dziesięcioosobową grupą żołnierzy wstąpił do Pogotowia Akcji Specjalnej NZW (PAS NZW) na powiat wysokomazowieckie. Wtedy stał się postrachem milicji i bezpieki. Atakował milicjantów i funkcjonariuszy resortu bezpieczeństwa. Nie unikał walki z dużo silniejszymi grupami operacyjnymi UB i KBW (Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego). Potrafił w biały dzień zjawiać się na organizowanych przez komunistów wiejskich wiecach i wymierzać ich organizatorom sprawiedliwość przez publiczną chłostę. On i jego ludzie wykonywali też wyroki śmierci wydane przez podziemne sądy. Niejednokrotnie wyprowadzał, pomimo licznych kordonów i kilkunastokrotnej przewagi liczebnej wroga, swoich ludzi z obław KBW przeprowadzanych w celu rozbicia jego grupy. Parę razy udało się „Wiarusowi” wyjść z okrążenia, np. w przebraniu kobiety. Jego pomysłowość połączona z zawziętością i determinacją w walce z władzą ludową sprawiły, że miejscowi zaczęli nazywać Grabowskiego „Szalonym” lub „Szalonym Staśkiem”.
Jego patrol bojowy PAS NZW systematycznie się powiększał o nowo przybyłych partyzantów – najczęściej byli to spaleni konspiratorzy lub weterani z czasów okupacji niemieckiej, których po ujawnieniu w 1947 roku poszukiwało UB. Przez oddział Grabowskiego przewinęło się co najmniej 34 partyzantów. Podzielił podległych mu ludzi na kilkuosobowe patrole, które kooperowały w terenie. Już na początku 1948 roku komendy powiatowe urzędów bezpieczeństwa w Łomży, Wysokim Mazowieckim i Białymstoku meldowały przełożonym, że oddział NZW „Wiarusa” należy do jednych z najgroźniejszych i najbardziej aktywnych na terenie województwa.
Jedną z najsłynniejszych operacji oddziałów Pogotowia Akcji Specjalnej „Wiarusa” było opanowanie 29 września 1948 roku Jedwabnego. On i jego żołnierze przyjechali zatrzymanym po drodze autobusem PKS do centrum miasteczka. Miejscowa milicja, gdy usłyszała, że do Jedwabnego wkroczył „Szalony Stasiek”, zabarykadowała się i nie podjęła żadnej interwencji. „Wiarus” zwołał wiec na rynku i prosił miejscową ludność o trwanie w biernym oporze wobec komunistycznej władzy. Była to najprawdopodobniej ostatnia tego typu akcja w historii polskiego podziemia antykomunistycznego – i to ponad trzy lata po oficjalnym zakończeniu działań zbrojnych.
Posłańcy śmierci
Zajęcie Jedwabnego odbiło się szerokim echem na całej Białostocczyźnie. Po tym wydarzeniu na szczeblu wojewódzkim bezpieki zaczęto przygotowywać przeciwko „Wiarusowi” operację z udziałem agentów i donosicieli, którzy współdziałali ze specjalnymi grupami pościgowymi sił bezpieczeństwa. Gdy bezpieka próbowała wprowadzić do grupy agenta, ten dotarł do szefa PAS NZW Wysokie Mazowieckie i wyjawił prawdę na temat zleconego mu przez komunistów zadania.
Gdy UB zorientowało się, że niedoszły agent przeszedł na stronę partyzantów, postanowiło inaczej rozprawić się z Grabowskim. Wacław Snarski ps. „Księżyc” był żołnierzem AK. Po wojnie działał w podziemiu antykomunistycznym na Podlasiu. Po amnestii w 1947 roku został zwerbowany do współpracy przez PUBP w Białymstoku. Miał od wewnątrz niszczyć istniejące jeszcze oddziały podziemia. Podszywał się pod zagubionego lub oderwanego od innej grupy zbrojnej partyzanta. Szukał na wsi kontaktów z ludźmi z lasu, by móc do nich wstąpić i wystawić siłom bezpieczeństwa lub zlikwidować ich członków.
W ten sposób „Księżyc” w latach 1949–1951 przyczynił się do całkowitego rozbicia oddziałów poakowskich plut. Czesława Czyża ps. „Dzik”, Franciszka Kisielewskiego ps. „Sosna” i Gabriela Oszczapińskiego ps. „Dzięcioł”. Snarski dotarł do „Wiarusa”. Ten rozpoznał mistyfikację i postanowił zlikwidować agenta. „Księżyc” uniknął jednak śmierci z rąk partyzantów. Zdawał sobie sprawę, że jest spalony, więc uciekł. Długo nie cieszył się życiem – wraz z innym zabójcą UB zginął w 1951 roku na mokradłach biebrzańskich z rąk mjr. Jana Tabortowskiego ps. „Bruzda” i kpt. Stanisława Cieślewskiego ps. „Lipiec”.
„Szalony Stasiek” zrozumiał, że ubecka pętla coraz bardziej się zaciska wokół jego oddziału. Pod koniec 1951 roku bezpieka zwerbowała kobietę z najbliższego otoczenia komendanta PAS NZW Wysokie Mazowieckie, nadając jej pseudonim „Ewa”. Gdy 22 marca 1952 roku do zabudowań agentki we wsi Babino przybył „Wiarus”, ta powiadomiła o tym przez radio KBW z Białegostoku. Grupa operacyjna przybyła na miejsce i błyskawicznie otoczyła wieś trzema kordonami.
„Wiarus” postanowił się przebijać bojem przez kilkudziesięciokrotnie liczniejszą obławę. Nie miał najmniejszych szans. Wraz z nim zginęli dwaj żołnierze z patrolu – „Żbik” i „Humorek”. Ubecy nie kryli zadowolenia z tego, że w końcu udało im się dorwać nieuchwytnego „Szalonego Staśka”. Tak tamte chwile wspominała po latach Wanda Kalicka: „Wtedy wszystkie dziewczęta z Babina zegnali, i mnie też, bo chcieli zobaczyć, która zapłacze. Wiadomo: szkoda było chłopców, ale żadna nie płakała. Przynieśli wtedy od gospodarzy brony, postawili je pionowo, poopierali ciała plecami o te brony i zdjęcia im robili. Potem przyjechał duży samochód ciężarowy i za nogi i ręce powrzucali ich na jego skrzynię. »Skur…ny, teraz będą w ubikacji w Mazowiecku pływać«, przechwalał się jakiś ubek”.
Pozostałe jeszcze w terenie patrole PAS NZW „Wiarusa” zostały do końca 1952 roku rozbite. Ciała partyzanta nie wydano rodzinie; obawiano się, że jego mogiła stanie się symbolem oporu przeciw narzuconej władzy. Do dziś, pomimo licznych poszukiwań prowadzonych przez IPN, nie odnaleziono miejsca pochówku ppor. Stanisława Grabowskiego „Wiarusa”.
autor zdjęć: Instytut Pamięci Narodowej