Pierwsze działania powstających na Bliskim Wschodzie polskich oddziałów polegały na ochronie irackiej sieci naftociągów.
Chamsin to arabska nazwa wichru. A samo słowo znaczy „pięćdziesiąt”. Tyle razy niszczycielskiej siły wiatru mają bowiem doświadczać co roku mieszkańcy Iraku. Już z dala słychać, jak nadciąga z szumem i wyciem. Zagarnia na swej drodze tumany pyłu i, wirując w trąbach powietrznych, goni przed siebie przez pustynię. Wszystko co żyje trwa nieruchomo w oczekiwaniu, aż nawałnica przejdzie. Pół biedy, jeśli człowiek znajduje się w namiocie, znacznie gorzej, gdy musi na przykład pełnić wartę na zewnątrz. Widzialność jest niemal zerowa, piasek wciska się wszędzie, uniemożliwia oddychanie, wiatr zwala z nóg. Można tylko leżeć bezwładnie i modlić się, by wraz z burzą nie przyszli ci, którzy jako jedyni zdolni są w czasie jej trwania nie tylko do poruszania się, ale i do zadań bojowych. Dla Europejczyka odporność Kurdów – bo o nich tutaj mowa – na te straszliwe warunki atmosferyczne jest nie do pojęcia. A właśnie z nimi przyszło się zmierzyć polskim żołnierzom gen. Władysława Andersa, włączonym do niemiecko-brytyjskiej rozgrywki o iracką ropę, po tym jak zostali ewakuowani ze Związku Sowieckiego latem 1942 roku.
Antybrytyjskie powstanie
Niemcy, którzy wysłali do Afryki Północnej na pomoc swym włoskim sojusznikom korpus ekspedycyjny gen. Erwina Rommla, zaczęli też wspierać antybrytyjskie ruchy niepodległościowe na Bliskim Wschodzie. Zwłaszcza w Iraku, gdzie utrata kontroli nad rurociągami naftowymi z Mosulu równałaby się z odcięciem od dostaw paliwa do brytyjskiego lotnictwa i marynarki wojennej na Morzu Śródziemnym, co wystawiłoby na pastwę wojsk włosko-niemieckich lądowe siły imperialne na pustyni libijskiej. Wszczęcie antybrytyjskiej rebelii w Iraku nie było zbyt trudne, gdyż większość jego obywateli czuła do Anglików wrogość po ich ponaddwudziestoletniej obecności w tym kraju. W kwietniu 1941 roku obalono probrytyjski rząd premiera Nuriego as-Saida, a władzę przejęło Bractwo Ojczyźniane z Raszidem Ali el-Gailanim na czele, popieranym przez armię i, co najistotniejsze, Niemców.
2 maja 1941 roku armia iracka wystąpiła otwarcie przeciwko Brytyjczykom, a Gailani wezwał Niemców na pomoc. Jednak ci, po rozpoczęciu kolejnej kampanii na Bałkanach i inwazji na Grecję, nie mogli wysłać powstańcom znaczącego wsparcia. Jedynie z baz sił powietrznych w Syrii, kontrolowanej przez rząd Vichy, zaczęły latać nad Irak samoloty Luftwaffe, które jednak poniosły znaczne straty ze względu na nieprzystosowanie sprzętu do warunków pustynnych. O wiele lepsze wyniki mieli komandosi ze specjalnej Dywizji „Brandenburg”, którzy razem z Kurdami prowadzili akcje dywersyjne na tyłach wojsk brytyjskich, wymierzone w naftowe rurociągi. „Brandenburczycy”, doskonale wyszkoleni dywersanci, znający język i miejscowe realia, dysponujący złotem do przekupienia szejków i ulotkami, na których Führer z Koranem w ręku obiecywał: „Kurdowie [lub w innych wersjach: Arabowie], ja was wyzwolę!”, mieli jeszcze długo dawać się we znaki Brytyjczykom, chociaż powstanie stłumili w miesiąc. 31 maja podpisano rozejm, a większość proniemieckich polityków i wojskowych z Gailanim na czele uciekło do Persji (Iranu). Do Bagdadu wróciły przyjazne Anglikom władze, a Winston Churchill rozkazał swym dowódcom zaatakować francuskie terytoria mandatowe – Syrię i Liban, by zabezpieczyć od tej strony swe interesy na Bliskim Wschodzie. Po krwawych walkach Francuzi skapitulowali.
Polskie oddziały
Gdy w czerwcu 1941 roku wybuchła wojna niemiecko-sowiecka, widmo hitlerowskiego zagrożenia na Bliskim Wschodzie znowu zaczęło przybierać wyraźnie kształty. Wydawało się, że niepowstrzymany Wehrmacht w parę tygodni dojdzie do Kaukazu i stamtąd uderzy na pola naftowe w Persji i Iraku. Z tego powodu, by zapobiec kolejnemu inspirowanemu przez Niemców powstaniu, w sierpniu 1941 roku Brytyjczycy i Sowieci rozpoczęli okupację Persji.
Co gorsza, coraz lepiej zaczęło się powodzić Rommlowi w Afryce Północnej, a i neutralność Turcji, która mogła przepuścić Niemców na Bliski Wschód, stała pod znakiem zapytania. W tej sytuacji Churchill zaproponował Stalinowi przerzucenie sił brytyjskich na Kaukaz, by wesprzeć tam Armię Czerwoną, ale dyktator na to się nie zgodził. Za to chętnie przystał na oddanie pod dowództwo brytyjskiej Paiforce (dowództwo obejmujące Iran i Irak) tworzonej na terenie Związku Sowieckiego Armii Polskiej. Wszystkim to było na rękę – Stalin pozbywał się niewygodnych politycznie sił, które w przyszłości mogły mu przeszkadzać w realizacji jego planów wobec Polski, Brytyjczycy zyskiwali znaczne wzmocnienie swych sił w Iranie i Iraku, a Polacy opuszczali „nieludzką ziemię”. W sumie, w czasie dwóch ewakuacji w marcu i w sierpniu 1942 roku do Persji przewieziono 116 543 ludzi, w tym 78 631 żołnierzy.
Już po pierwszej ewakuacji, pod koniec kwietnia 1942 roku, przystąpiono do reorganizacji polskich oddziałów. Na początku maja w obozie Quastina w Palestynie z połączenia przybyłych z ZSRR 9 i 10 Dywizji Piechoty z Samodzielną Brygadą Strzelców Karpackich utworzono 3 Dywizję Strzelców Karpackich. W lipcu 1942 roku dowództwo brytyjskie przesunęło miejsce dotychczasowej koncentracji polskich formacji z Palestyny do północnego Iraku.
Jednocześnie rozpoczęły się polsko-brytyjskie negocjacje nad kształtem organizacyjnym, jaki ma przyjąć Wojsko Polskie na Środkowym Wschodzie – Brytyjczycy proponowali korpus, Polacy upierali się przy armii. Ostatecznie 12 września 1942 roku naczelny wódz, gen. Władysław Sikorski, zatwierdził organizację Armii Polskiej na Wschodzie, w której skład weszły 3, 5, 6 i 7 Dywizja Piechoty. Jednocześnie cały czas trwała dyslokacja żołnierzy polskich do Iraku. Na obszar koncentracji armii polskiej w tym kraju wyznaczono rejon Khanaqin – Qizil Ribat, leżący w dorzeczu rzeki Tygrys, około 140 km na północny wschód od Bagdadu.
Plagi irackie
Na tym kawałku kamienistej pustyni szybko wyrósł las namiotów z własnymi kasynami oficerskimi, kantynami żołnierskimi, sklepami i świetlicami. Ziemia iracka nie przyniosła jednak wytchnienia ludziom wyniszczonym w sowieckich łagrach i na zsyłkach. Klimat był morderczy, upał w dzień i gwałtowne spadki temperatur w nocy, a prócz tego chamsiny, przynosiły nowe ofiary w szeregach „zesłańczej armii”. Rejon zakwaterowania był pozbawiony źródeł wody pitnej i trzeba ją było czerpać z rzeki i kanałów, co mimo odkażania powodowało wiele chorób, zwłaszcza przewodu pokarmowego. Tę listę „plag irackich” zamknąć można setkami insektów, gadów i gryzoni, które też zbierały krwawe żniwo w polskim obozie.
Mimo tych wszystkich trudności trwało forsowne szkolenie z nową bronią i sprzętem. Brytyjczycy wyznaczyli Polakom także pierwsze zadania bojowe. Armia Polska na Wschodzie miała bronić przełęczy górskich od strony perskiej (głównie przełęczy Rawanduz w irackim Kurdystanie), a przede wszystkim ochraniać sieć rurociągów i stacji ciśnieniowych. Pod polską kontrolę dostał się 900-kilometrowy odcinek rurociągów, biegnących od miejscowości Kirkuk do Hadisy, gdzie rozgałęziały się w kierunku portów Trypolis i Sydoba w Libanie oraz do portu Hajfa w Palestynie.
Wprawdzie w Iraku Polacy pełnili przede wszystkim służbę pozafrontową, jednak niemiecka dywersja dążąca do unieruchomienia naftociągów nie pozwalała polskim żołnierzom zapominać o wojnie. Niemcy swe działania oparli na narodach, które chciały się wyzwolić spod dominacji Imperium Brytyjskiego, między innymi na Kurdach.
Polacy, jako sojusznicy Anglików, a przede wszystkim strażnicy rurociągów, stali się również celem ataków. Sytuacja jednak nie była jednoznaczna. Rdzenni mieszkańcy Iraku szybko zauważyli różnicę między Brytyjczykami a Polakami. Żołnierze gen. Andersa traktowali ludność miejscową życzliwie, niejednokrotnie dzielili się z nią swymi zapasami żywności czy lekarstw. Dochodziło na tym tle nawet do konfliktów z Brytyjczykami, którzy wskazywali, że takie zachowanie podkopuje stosunki kolonialne, które oni starają się utrzymać. Kurdowie nie żywili do Polaków wrogości także z tego powodu, że ich sytuacja była analogiczna do naszej – nie mieli swego państwa, które starali się wywalczyć.
Okazało się szybko, że przyjazne stosunki z miejscowymi znacznie ułatwiają służbę, a nawet ratują życie. Takie właśnie zdarzenie opisał w swych wspomnieniach por. Aleksander
Olszewski, instruktor jazdy w plutonie motocyklowym. Pewnego dnia chciał wypróbować jeden z dopiero co sprowadzonych amerykańskich motocykli marki Indian. W tym celu wybrał się na przejażdżkę górską drogą. Po ponad 20 km jazdy serpentynami motor stanął. Trzeba było odczekać i schłodzić silnik, by go nie zatrzeć. I w tym momencie polski oficer zauważył, że z gór schodzi w jego kierunku kilka osób. Nie był uzbrojony i nie miał żadnych szans ucieczki. Kurdyjscy bojownicy otoczyli Polaka i wymierzyli w niego broń. Olszewski wspomina: „Starałem się opanować. Udając, że biorę Kurdów za patrol iracki w służbie brytyjskiej, uniosłem rękę do czoła, a następnie do piersi z pozdrowieniem arabskim: »Salem alejkum«. Zamiast jednak odpowiedzi usłyszałem groźny pomruk. Dowódca patrolu spytał: »English?«. »No!«, odpowiedziałem. »I am Polish«, dodałem”. Na te słowa, wspominał dalej Olszewski, twarz Kurda się rozjaśniła. Zażądał legitymacji, by potwierdzić tę informację i rzucił kilka przekleństw pod adresem Brytyjczyków. Następnie oficerowie zapalili papierosy i wymienili się podarunkami – Kurd dostał zegarek, a Polak sztylet w futerale wyłożonym srebrem. Następnie odjechał wolny.
Strategiczne rurociągi
Mimo obustronnych dowodów sympatii Polacy nie zapominali, czym groziłoby zniszczenie rurociągu pompującego ropę dla wojsk walczących z Afrika Korps. W drugiej połowie 1942 roku ataki dywersantów kurdyjskich stawały się coraz częstsze. Naftociągi, zagrzebane zaledwie pół metra w piasku, były wciąż przepiłowywane lub dziurawione wybuchami min. Dowództwo brytyjskie nie mogło już opanować sytuacji przez doraźne wysyłanie patroli. Naprawa wymagała w najlepszym wypadku całodziennej pracy plutonu saperów. Zazwyczaj było tak, że zanim saperzy skończyli pracę w jednym miejscu, już byli wzywani w inne, często oddalone o dziesiątki kilometrów.
W celu wzmocnienia ochrony linii przesyłowych, w szeregach Armii Polskiej na Wschodzie zorganizowano samodzielny batalion przeciwdywersyjny. Oddział składał się z trzech kompanii bojowych, jednej technicznej, plutonu saperów, plutonu radiotelegraficznego i plutonu sanitarnego. Trafili do niego najlepsi żołnierze pod względem kondycji i doświadczenia bojowego, wyselekcjonowani z każdej polskiej dywizji i jednostek armijnych (zwłaszcza ułani i czołgiści). Dowódcą batalionu został major brytyjski, dowódcami kompanii – kapitan brytyjski i polski, a dowódcami plutonów – trzej porucznicy polscy.
Batalion stacjonował w okolicy Kirkuku, gdzie mieściła się stacja radiowa do utrzymania łączności z lotnymi kompaniami i plutonami. Żołnierze dostali willysy o napędzie na cztery koła, uzbrojone w cekaemy i erkaemy, co upodobniało je do wozów komandosów SAS. Dodatkowym wsparciem ogniowym były moździerze na samochodach ciężarowych. Dla celów operacyjnych batalionu podzielono magistralę przesyłową na kilkanaście odcinków oznaczonych numerami. Po trasach rurociągów krążyła kompania zwiadowcza, której zadaniem było umiejscowienie uszkodzeń oraz wyłapywanie dywersantów.
Relację uczestników jednej z akcji zanotował w swych wspomnieniach por. Olszewski. Doszło do niej po nadejściu rozkazu: „Wysłać na odcinek 14. samodzielny pluton przeciwdywersyjny i nawiązać łączność z czwartym plutonem lotno-wartowniczym”. Pluton pięciu willisów pod dowództwem por. Petryńskiego wyruszył tuż przed zbliżającym się chamsinem. Polacy do odcinka 14. musieli pokonać ponad 100 km trudnej drogi. Miejsce uszkodzenia nie było dokładnie znane – o przerwaniu rurociągu sygnalizowały stacje podciśnieniowe, a zbliżająca się burza piaskowa mogła w każdej chwili uniemożliwić odnalezienie uszkodzenia. Szczęśliwie por. Bachleda, jadący w pierwszym samochodzie, dostrzegł czarną plamę ropy na piasku. Po zameldowaniu o tym dowódcy, pojazdy zwiększyły prędkość, kierując się na miejsce sabotażu. „Raptem – pisze por. Olszewski – z prawego skrzydła zaterkotał karabin maszynowy, zasypując serią pocisków pierwsze dwa willisy. […] Nasz cekaem odpowiedział zamaszystym półkolem ognia, bo obsługa nie wiedziała dokładnie, skąd nas ostrzelano. Gdy na rozkaz dowódcy plutonu wyładowano cekaem na podstawę i ponownie otworzono ogień, broń kurdyjska zamilkła”.
Kurdowie nie chcieli zdradzać swych stanowisk wśród sporych wydm piaskowych porośniętych krzakami. Por. Petryński przez radiostację zawiadomił czwarty lotny pluton przeciwdywersyjny o potyczce z wrogiem i podał swoje współrzędne. Gdy przybyli żołnierze plutonu, wszyscy razem spenetrowali teren. Okazało się, że Kurdowie się wycofali, zabierając rannych, o czym świadczyły ślady krwi. Po stronie polskiej nie było żadnych strat, oprócz jednego lekko rannego żołnierza. Przystąpiono zatem szybko do naprawy uszkodzonego rurociągu.
Po epizodzie irackim
W kwietniu 1943 roku, gdy po klęsce pod Stalingradem było wiadomo, że Niemcy nie zdołają przekroczyć przełęczy Kaukazu, dowództwo Paiforce nakazało gen. Andersowi przesunąć jednostki w rejon Kirkuku i Altun Kupri (Kurdystan), i rozpocząć z nimi ćwiczenia do operacji desantowych i walk w górach. Oprócz tego Polacy nadal pełnili służbę wartowniczą, w czasie której byli narażeni na spotkanie z bojownikami kurdyjskimi.
Upalne lato 1943 roku było ostatnim na ziemi irackiej. Po zakończeniu szkolenia i reorganizacji wojska oddziały polskie zostały przesunięte do Palestyny. 21 lipca 1943 roku zakończono formowanie z jednostek Armii Polskiej na Wschodzie II Korpusu Polskiego, który już niedługo miał ruszyć do Włoch.
autor zdjęć: NAC