Jeśli inspektorzy Organizacji Narodów Zjednoczonych znajdą dowody na użycie broni chemicznej na przedmieściach Damaszku, prezydent USA najprawdopodobniej zdecyduje o interwencji militarnej w Syrii. Syryjskie MSZ zapowiada, że mimo groźby ataku z zagranicy, armia rządowa będzie nadal prowadzić działania wojenne przeciwko rebeliantom.
Dzisiejszy „Washington Post” napisał, że prezydent Barack Obama „rozważa działania militarne wobec Syrii, ale bez głębszego angażowania się w wojnę domową w tym kraju”. Oznacza to, że operacja wojskowa w Syrii trwałaby najwyżej dwa dni. Według informatorów gazety, wojsko wykorzystałoby bombowce dalekiego zasięgu i rakiety odpalane z okrętów.
Ostateczną decyzję o użyciu wojsk Amerykanie podejmą jednak dopiero po ujawnieniu raportu międzynarodowych ekspertów, którzy z ramienia ONZ szukają dowodów na użycie broni chemicznej przez wojska Basara el-Asada. Obama chce też, by na przeprowadzenie interwencji zgodzili się kongresmeni. Trzecim warunkiem jest znalezienie uzasadnienia do interwencji w prawie międzynarodowym.
Obama uzależnia też interwencję od wsparcia europejskich sojuszników. Administracja amerykańska prowadzi rozmowy w tej sprawie, m.in. z premierem Wielkiej Brytanii, Davidem Cameronem, australijskimi dyplomatami. Według prasy brytyjskiej do ataku przygotowuje się marynarka wojenna. Wojskowi mają już wyznaczać cele w Syrii, które zostałyby zbombardowane pociskami manewrującymi. Okręt atomowy, z którego można odpalić rakiety, jest już na wodach sąsiadujących z Syrią. Z kolei w bazie RAF na Cyprze, znajdującej się zaledwie o 200–300 kilometrów od Syrii, mają się pojawić dodatkowe samoloty bojowe. Na Morzu Śródziemnym odbywają się także ćwiczenia zespołu szybkiej interwencji Royal Navy. W manewrach biorą udział desantowy okręt-dok HMS Bulwark, lotniskowiec śmigłowcowy HMS Illustrious oraz fregaty HMS Westminster i HMS Montrose.
Syryjski minister spraw zagranicznych, Walid El-Mualim, zapowiedział, że „pomimo groźby ataku z zagranicy, armia rządowa będzie nadal prowadzić działania wojenne przeciwko rebeliantom”. – Jeżeli celem ataku jest ustalenie równowagi militarnej między siłami rządowymi, rebeliantami, to jest to złudzenie Zachodu – mówił Walid el-Mualim. Dodał, że interwencja Zachodu będzie w interesie grup powiązanych z Al-Kaidą.
Tymczasem w Syrii rozpoczęli pracę inspektorzy ONZ. Mają oni zbadać, czy w ubiegłotygodniowym ataku na przedmieścia Damaszku użyto broni chemicznej, a jeśli tak, to która z walczących stron jest za to odpowiedzialna. Wywiad wojskowy Wielkiej Brytanii i Francji twierdzi, że znalazł już dowody świadczące o tym, że za atakiem, w którym według różnych danych zginęło od 600 do 1300 osób, stały wojska wierne Basarowi El-Asadowi. – Dotychczasowe informacje, w tym nagrania wideo i zeznania zebrane w terenie, dowodzą, że „w Syrii użyta została broń chemiczna” – przekonywał sekretarz stanu USA John Kerry. Zaprzeczają temu dyplomaci rosyjscy. Ich zdaniem odpowiedzialność za atak ponoszą rebelianci. Władimir Putin podczas rozmowy z premierem Davidem Cameronem powiedział, że nie ma dowodów na to, że syryjski reżim w zeszłym tygodniu użył broni chemicznej – poinformował rzecznik Camerona. Różnice zdań między USA a Rosją na temat sytuacji w Syrii i możliwych rozwiązań sprawiły, że odwołano spotkanie między dyplomatami obu tych państw. Rozmowy o Syrii miały się odbyć jutro w Hadze.
Źródło: Gazeta.pl/tvn24
autor zdjęć: Aleppo Media Centre
komentarze