Świat nie zniesie kolejnych dramatycznych obrazów ofiar wojny w Syrii. Nawet jeśli prezydent USA, Barack Obama, nie jest zwolennikiem rozwiązań siłowych, to i tak zbliża się moment, gdy będzie musiał podjąć decyzję o akcji wojskowej w Syrii − uważa Marcin Andrzej Piotrowski, ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Obecna sytuacja to test na przywództwo prezydenta Baracka Obamy oraz wiarygodności USA jako światowego mocarstwa. W amerykańskiej armii jest naturalny opór przed angażowaniem się w kolejny konflikt na Bliskim Wschodzie. Niechęć wynika także z cięć w budżecie obronnym, jakie nakazały ostatnio Kongres i administracja prezydenta Obamy.
Wszyscy jednak pamiętamy deklaracje prezydenta Obamy z początków konfliktu w Syrii, że prezydent Bassar el-Asad musi odejść. Obama podkreślał także, że użycie broni chemicznej będzie przekroczeniem „czerwonej linii”, po której musi nastąpić reakcja wojskowa. Tymczasem, mamy już kilka przypadków wykorzystania gazów bojowych do zwalczania powstańców syryjskich. W marcu agenci wywiadów brytyjskiego i francuskiego zebrali dowody, a w kwietniu dyplomaci przedstawili Radzie Bezpieczeństwa ONZ informacje i oceny użycia broni chemicznej przez władze Syrii. Jednak raporty Brytyjczyków i Francuzów zakwestionowały Rosja i Chiny. W interesie tych dwóch państw nie leży osłabianie reżimu prezydenta Assada, gdyż chcą utrzymania swojej pozycji w tym regionie.
Obawiam się, że brak zdecydowanej reakcji społeczności międzynarodowej na atak chemiczny na przedmieścia Damaszku sprawi, że reżim Assada ponownie wykorzysta tę broń w walce z opozycją. Tym bardziej, że z wojskowego punktu widzenia doszło do klinczu. Damaszek stał się kluczowy w tym konflikcie. Siłom rządowym chodziło o „oczyszczenie” terenu opanowanego przez rebeliantów. Zresztą wojska Assada przyjęły już w 2012 r. zasadę zbiorowej odpowiedzialności – jeśli w danym regionie powstańcy cieszą się poparciem mieszkańców, to są wrogami, których należy zlikwidować. I nie ważne jest dla nich czy zabija się uzbrojonych rebeliantów czy bezbronnych cywilów.
Myślę, jednak że świat nie zniesie kolejnych dramatycznych obrazów ofiar wojny w Syrii.
Nawet jeśli prezydent Barack Obama nie jest zwolennikiem rozwiązań siłowych, to i tak zbliża się moment, gdy będzie musiał podjąć decyzję o akcji wojskowej w Syrii.

komentarze