Czterech żołnierzy z Formozy zdobyło 10 alpejskich czterotysięczników w tydzień, rok wcześniej przepłynęli 700 kilometrów kajakami. Ekstremalne wyzwania podejmują dla swojego przyjaciela, byłego komandosa – Sebastiana Łukackiego, który potrzebuje rehabilitacji po wypadku. – Nigdy nie zostawiamy swoich – mówią.
Wystartowali 24 czerwca z Visp w Szwajcarii. Najpierw przejechali 52 kilometry rowerami, dalej szli już pieszo. – Byliśmy na maksa zdeterminowani, żeby wykonać „zadanie” na 100 procent – mówi Dariusz Terlecki, jeden z członków wyprawy i prezes stowarzyszenia „Mila dla Sebastiana”. – Założyliśmy sobie, że zdobędziemy 10 czterotysięczników w siedem dni. Było bardzo ciężko, ale się udało.
Każdego dnia zapisywali krótkie komunikaty na stronie internetowej miladlasebastiana.pl: „Zimno!”, „Słaba widoczność!”, „Deszcz i wiatr prosto w twarz”, „Jesteśmy trochę zrąbani”. – Tak, zmagaliśmy się z pogodą, chorobą wysokościową i zmęczeniem – przyznaje Terlecki.
Przez pierwsze pięć dni weszli na cztery czterotysięczniki: Breithorn I (4164 m npm), Breithorn II (4159 m npm), Roccia Nera (4075 m npm). Szóstego dnia na stronie pojawił się wpis: „Mamy 2 dni i 6 czterotysięczników do zdobycia. Znaleźliśmy się w podobnej sytuacji jak rok temu, gdy musieliśmy płynąć całą dobę, aby zdążyć na czas do Gdyni”.
– Ta sytuacja była spowodowana bardzo złą pogodą – tłumaczy Terlecki. – Straciliśmy wiele czasu, bo nie mogliśmy wyruszyć w góry, potem musieliśmy to bardzo szybko nadrobić.
Uznali, że postawią wszystko na jedną kartę. Nowe wzywanie: zdobyć sześć pozostałych szczytów w jeden dzień. To był siódmy dzień ich wyprawy. Wyruszyli o godzinie 6. O 8 byli już na pierwszym szczycie – Piramide Vincent 4215 m n. p. m. Po kolei zdobywali: Balmenhorn (4167m n. p. m.), Schwarzhorn (4322 m n. p. m.), Ludwighohe (4342m n. p. m.), Punta Parrot (4436m n. p. m.), Signal Cuppe (4554m n. p. m). Dopiero późnym wieczorem trafili do schroniska.
– To wszystko zdarzyło się jednego dnia. Było niesamowicie, miałem wrażenie, że po prostu biegamy od jednego szczytu do drugiego – opowiada jeden z uczestników wyprawy.
Rzeczywiście komandosi wbiegali na szczyty. – Śniegu było po kolana, ale biegliśmy, żeby jak najszybciej dotrzeć na szczyt, nie mogliśmy zawieść – przekonuje jeden z komandosów. – Wykorzystywaliśmy też techniki alpinistyczne, na przykład nie schodziliśmy ze szczytów, a zjeżdżaliśmy na linach, rezygnowaliśmy z wytyczonych tras.
W to, czego dokonali specjalsi, nie mogli uwierzyć nawet ich przewodnicy, profesjonaliści, którzy od lat prowadzą po górach alpinistów. – Podobno nigdy nie zrobili czegoś takiego z żadną ze swoich grup – mówi Terlecki.
Sebastian to były komandos Formozy, który ponad trzy lata temu miał wypadek drogowy. Przez pół roku był w śpiączce, kiedy odzyskał przytomność – okazało się, że jest całkowicie sparaliżowany. Aby mu pomóc, przyjaciele z jednostki zbierają pieniądze na jego rehabilitację. Są już efekty terapii – Sebastian wstaje z wózka, potrafi już utrzymać się przez chwilę na nogach o własnych siłach, tuż przed wyprawą pokazał kolegom, że potrafi już samodzielnie zrobić kilka kroków. Rok temu koledzy z Formozy postanowili pomóc mu po raz pierwszy. W sierpniu 2012 roku w ramach akcji „Mila dla Sebastiana” przepłynęli kajakami aż 700 km przez Bałtyk. Zebrali wtedy ponad 30 tysięcy złotych. Ile udało się zebrać pieniędzy tym razem, będzie wiadomo za miesiąc.
autor zdjęć: miladlasebastiana.pl
komentarze