Krytycy prezydenta Baracka Obamy oskarżają go, że zamiast skupić się na powstrzymaniu programu atomowego Iranu i prowokacji Korei Północnej, promuje idealistyczny pomysł rozbrojenia jądrowego, czym osłabia amerykański potencjał odstraszania – zauważa Łukasz Kulesa, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Ograniczenie broni jądrowej to hasło, które wyznaczyło kierunek działania administracji Baracka Obamy. Prezydent USA jeszcze w 2009 roku w Pradze określił najważniejsze cele: zmniejszenie roli broni jądrowej w strategii bezpieczeństwa USA, uzgodnienie z Rosją porozumienia o redukcji sił jądrowych, większe zaangażowanie w rozwiązanie kryzysów nieproliferacyjnych Iranu i Korei Północnej oraz zabezpieczenie szczególnie groźnych materiałów jądrowych. Podczas pierwszej kadencji prezydent Obama realizował ogłoszony program w niezwykle pragmatyczny sposób. Udało mu się wprowadzić ograniczone zmiany w doktrynie jądrowej USA, wynegocjować nowy traktat START z Rosją, a także odbudować pozycję USA jako państwa zainteresowanego współpracą na rzecz nierozprzestrzeniania broni jądrowej i rozbrojenia.
Jednak problemy z ratyfikacją układu START przez senat pokazały, że Obama musi się liczyć ze sceptycznym stanowiskiem Partii Republikańskiej przy określaniu bardziej ambitnych planów. Politycy Partii Republikańskiej oskarżyli prezydenta Obamę o to, że zamiast skupić się na powstrzymaniu programu atomowego Iranu i prowokacji Korei Północnej, promuje idealistyczny pomysł rozbrojenia jądrowego i osłabia amerykański potencjał odstraszania. Republikanów nie przekonał argument Obamy, że Stany Zjednoczone, mimo zakończenia zimnej wojny, wciąż kierują się zimnowojenną logiką, określając wielkość swojego arsenału. W efekcie mają więcej głowic jądrowych niż potrzeba.
Ubiegłotygodniowe przemówienie Obamy w Berlinie było odpowiedzią na krytykę prezydenckich planów obronnych. Zakres jego wystąpienia był jednak o wiele szerszy, niż było to w Pradze, a kwestie nuklearne stanowiły tylko jeden element.
Obama potwierdził, że agenda ogłoszona w Pradze nadal będzie stanowiła podstawę działania jego administracji. Jego propozycje nie są rewolucyjne, ale są kontynuacją kursu wytyczonego w 2009 roku. Najważniejsza kwestia, czyli określenie możliwego zakresu redukcji strategicznego arsenału jądrowego USA (do 1/3 arsenału, mniej więcej do poziomu 1000–1100 głowic), wynika z wewnętrznego przeglądu możliwości użycia sił jądrowych. Przegląd zaczął się jeszcze w 2010 roku, a zakończył przed wyborami w 2012 roku. Wtedy jednak nie ogłoszono wyników, uznano, że dostarczą one amunicji politycznej republikańskiemu kontrkandydatowi Obamy. Warto podkreślić, że redukcje mają nastąpić nie przez jednostronne działania USA, ale wspólnie z Rosją – która nie wyraża nawet cienia zainteresowania rozmowami na tylko ten temat, w oderwaniu, między innymi, od kwestii obrony przeciwrakietowej. Prezydent wspomniał także o redukcji taktycznej broni jądrowej rozmieszczonej w Europie, ale również tutaj podkreślił konieczność wspólnego działania w ramach NATO oraz rozmów z Rosją.
Takie postawienie sprawy może być uznane za wyważone, ale na pewno spotka się z krytyką tych, którzy oczekiwali nakreślenia bardziej ambitnej wizji, na przykład ogłoszenia jednostronnych redukcji jądrowych.
Pozostałe wątki wystąpienia Obamy to nic więcej niż przypomnienie czy rozwinięcie kwestii poruszonych już w Pradze. Tak prezydent USA potraktował sprawy związane z Iranem, Koreą Północną, szczytem w sprawie bezpieczeństwa jądrowego zaplanowanego na 2016 rok, poparciem dla układu o całkowitym zakazie prób jądrowych (CTBT) i rozpoczęciu prac nad układem o zakazie produkcji materiałów rozszczepialnych dla celów wojskowych (FMCT).
Tekst ukazał się na stronach internetowych PISM.
komentarze