Potrafią przedrzeć się przez blokadę, zaatakować konwój, a potem znowu ukryć się w głębinach. Okręty podwodne to jedna z najgroźniejszych broni, jaką dysponują siły morskie. Polska ma ich pięć – OORP „Orzeł”, „Sęp”, „Bielik” „Kondor” oraz „Sokół”. Dziś obchodzą swoje święto.
Podwodniacy zwykli mawiać, że okręty dzielą się na dwa rodzaje: okręty podwodne i okręty cele. Niektórzy dorzucają jeszcze rodzaj trzeci: okręty niegodne torpedy. To oczywiście żart. Ale trudno zaprzeczyć, że jednostki operujące pod wodą to broń niezwykle groźna.
– Ich podstawowym atutem jest to, że działają w sposób skryty. Potrafią przedrzeć się przez blokadę, niespodziewanie zaatakować konwój bądź zespół okrętów, a potem ponownie ukryć się w głębinach – podkreśla kmdr por. Bartosz Zajda, rzecznik Marynarki Wojennej. Okręty podwodne wykorzystywane są do prowadzenia zwiadu, rozpoznania, a nawet desantowania sił specjalnych. Już sama obecność tego typu jednostki może wprowadzić w szeregi przeciwnika niemałe zamieszanie.
Tak było chociażby podczas brytyjsko-argentyńskiej wojny o Falklandy-Malwiny w latach 80. ubiegłego wieku. – W rejonie wysp działały zaledwie dwa należące do Argentyny okręty podwodne. Ale to wymusiło na Brytyjczykach zaangażowanie prawie 20 różnego rodzaju jednostek i 25 helikopterów – wyjaśnia kmdr ppor. Tomasz Witkiewicz, dowódca polskiego okrętu podwodnego ORP „Sęp”.
Historia tego typu jednostek w Marynarce Wojennej RP jest niemal tak stara, jak ona sama. W 1920 roku dowództwo odrodzonych sił morskich rozpisało program rozbudowy floty. Zakładał on, że pod biało-czerwoną banderą będą służyć aż 42 okręty podwodne. Ostatecznie do czasu wybuchu drugiej wojny światowej dorobiliśmy się pięciu. Wzięły one udział w walkach przeciwko Niemcom. Później trzy jednostki zostały internowane w Szwecji, dwie kolejne przedarły się do Wielkiej Brytanii. Tam uczestniczyły dalej w zmaganiach z Kriegsmarine. Niekiedy z tragicznym skutkiem. W maju 1940 roku podczas jednej z misji ORP „Orzeł” zaginął gdzieś na Morzu Północnym. Jego wrak do dziś nie został odnaleziony.
Po wojnie zmieniały się typy i liczba okrętów, także ludzie, ale dywizjon trwał nadal. Dziś jest najdłużej istniejącą jednostką Marynarki Wojennej. W jego skład wchodzi pięć okrętów. Największy to ORP „Orzeł”, wyprodukowany pod koniec lat 80. w ZSRR okręt klasy Kilo. Cztery kolejne: OORP „Sęp”, „Bielik” „Kondor” oraz „Sokół” to przejęte na początku XXI wieku od Norwegów niewielkie Kobbeny. Służbę na morzach i oceanach rozpoczęły prawie pół wieku temu. – Ale jeszcze w latach 90. zostały poddane gruntownej modernizacji – tłumaczy kmdr por. Zajda.
Polskie okręty mają na koncie udział w licznych międzynarodowych ćwiczeniach i misjach. Na początku XXI wieku Kobbeny stały się ważnym ogniwem natowskiej operacji przeciwko terrorystom pod kryptonimem „Active Endeavour”. Kontrolowały ruch statków na Morzu Śródziemnym. Załoga ORP „Orzeł” z kolei uczestniczyła w prestiżowych ćwiczeniach „Joint Maritime Course” u wybrzeży Szkocji.
Podwodniacy z Polski zaliczają się do natowskiej elity. Same okręty powoli dożywają jednak swoich lat. W planach rozwoju Marynarki Wojennej znalazł się zapis, z którego wynika, że do 2030 roku Polska powinna kupić trzy nowe jednostki.
Zdjęcia okrętów podwodnych prezentujemy w naszej galerii.
autor zdjęć: Marian Kluczyński
komentarze