O przejęciu przez Afgańczyków odpowiedzialności za bezpieczeństwo w „polskiej” prowincji, możemy spokojnie powiedzieć „najwyższy czas”. Mam jednak poważne wątpliwości, czy nie popadamy w hurra optymizm, wierząc, że miejscowy rząd da sobie radę, gdy w 2014 roku wyjadą z Afganistanu prawie wszyscy żołnierze NATO – pisze Krzysztof Wilewski, publicysta portalu polska-zbrojna.pl.
Gigantyczna operacja logistyczna, jaką jest wycofanie z Afganistanu dziesiątek tysięcy żołnierzy wojsk koalicji antyterrorystycznej, trwa już w najlepsze. W największej bazie wojsk ISAF, Bagram, na terenie specjalnie wydzielonych stref (yardów) przybywa z każdym dniem sprzętu i uzbrojenia, które ma zostać wywiezione z Afganistanu drogą powietrzną.
Państwa, które mają swoje samoloty transportowe dalekiego zasięgu, przerzucą sprzęt od razu do kraju. Pozostałe muszą szukać najlepszych (czytaj: najtańszych) rozwiązań pośrednich. Polska armia, aby wywieźć z Afganistanu transportery Rosomak, wybrała wariant lotniczo-morski. Pierwsze trzydzieści „Rośków” już zostało przewiezionych z Bagram do Omanu, skąd na pokładzie okrętu wkrótce popłyną do Szczecina.
Bardzo prawdopodobne jest, że podobną drogę pokonają pozostałe pojazdy, ale nie jest to w 100 procentach przesądzone, ponieważ nie tylko my chcemy wykorzystać bazę w Omanie do przerzutu sprzętu do Europy. Na przełomie roku może zrobić się w niej „za ciasno” dla wszystkich.
To jednak nie wycofywanie sprzętu i uzbrojenia przez wojska koalicyjnie jest najbardziej widocznym objawem nadchodzących w Afganistanie zmian, lecz zamykanie kolejnych baz koalicyjnych.
Tylko do końca tego roku ma zostać zlikwidowanych kilkanaście mniejszych i większych baz, a do końca 2014 roku Amerykanie chcą kontrolować jedynie cztery, w tym największą – Bagram. Reszta, albo zostanie zrównana z ziemią w całości, albo tak jak w przypadku Sharany, ocaleje tylko lotnisko.
Proces likwidacji baz mocno odczują Polacy. Kontrolowana przez nas Ghazni do końca roku będzie największą bazą wojsk koalicyjnych w tym rejonie Afganistanu. – Oby nie Kamieńcem Podolskim – zażartował ponuro jeden z moich znajomych oficerów, gdy rozmawialiśmy o tym, co czeka naszych żołnierzy w najbliższych miesiącach.
Choć nie do końca, to w sporej części podzielam jego obawy, czy Afgańczycy są już gotowi, by sami dbać o porządek i bezpieczeństwo. O Ghazni, gdzie miejscowy korpus ANA prezentuje bardzo przyzwoity poziom, a policja też nie jest najgorsza, jestem spokojny. Obawy mam o południowe rejony kraju, szczególnie o rejon Kandaharu, prowincje Helmand i Nimruz. To tam ginie najwięcej żołnierzy wojsk koalicyjnych, to tam najwięcej jest ataków na miejscową policję i wojsko.
Wprawdzie w ostatnich miesiącach statystyki pokazują poprawę bezpieczeństwa, byłbym ostrożny w wyciąganiu z tego daleko idących wniosków, że Kabul poradzi sobie w tym rejonie z Talibami sam.
Kluczowe będą najbliższe miesiące. Jeżeli w pozostałych regionach kraju będzie względnie spokojnie, ANA będzie mogła skoncentrować swoje wysiłki na południu kraju. I choć nie pokona talibów, to pokaże miejscowej ludności, że nie została rzucona radykałom na pożarcie. A to w mojej ocenie jest jedyną drogą do ich pokonania. Bo nie łudźmy się, iż wygramy z nimi w otwartym polu. Takiej walki oni nigdy nie podjęli i nie podejmą.
komentarze