Żywili się suchymi racjami i tym, co zdołali upolować. Uczyli się, jak przetrwać, gdy na termometrze brakuje już skali. Polscy spadochroniarze szkolili się w arktycznych warunkach w Kanadzie. – Łowienie ryb poszło sprawnie, trudniej było zapolować na króliki – wspomina sierż. Artur Zieliński.
W ćwiczeniu „Northen Sapper” Polacy wzięli udział na zaproszenie armii kanadyjskiej. Do Nowej Fundlandii i Labradoru poleciało ośmiu spadochroniarzy z pododdziałów rozpoznawczych i zabezpieczenia desantowania 6 Brygady Powietrznodesantowej. Razem z kanadyjskimi żołnierzami ćwiczyli przez trzy tygodnie.
Trening podzielony był na kilka etapów. Najpierw żołnierze musieli przejść krótki kurs teoretyczny. Uczyli się dobierać właściwie wyposażenie. Potrzebowali toboganów (sań śnieżnych), piły, maszynki do ogrzewania, rakiet śnieżnych, namiotu, kanistra z wodą. Dostali także ciepłe śpiwory i specjalne polarne buty. Potem jeszcze kurs jazdy na skuterach śnieżnych i mogli wyruszyć w teren.
Przez pięć dni i pięć nocy zdani byli wyłącznie na siebie. Musieli przemierzyć teren pokryty półtorametrową warstwą śniegu i skute lodem jeziora.
– W dzień było nawet ciepło, bo około 15 stopni poniżej zera. W nocy niestety brakło skali na termometrze, więc sądzę, że przekroczyliśmy minus 40 stopni – opowiada sierż. Artur Zieliński, dowódca polskiej drużyny.
Żołnierze każdego dnia pokonywali na skuterach ok. 100 km. Jechali po zamarzniętych jeziorach, albo po wyznaczonej, ubitej trasie. – Jak ktoś spadł ze skutera, to zakopywał się w śniegu niemal po szyję. Podstawowym wyposażeniem były rakiety śnieżne – opowiada jeden z krakowskich spadochroniarzy.
Podczas kursu wojskowi przeżyli także burzę śnieżną. Trwała aż 12 godzin. – Nie było nic widać, więc nie mogliśmy dalej jechać. Ukryliśmy się za niewielkim wzniesieniem i czekaliśmy na poprawę pogody – dodaje spadochroniarz.
Przez cały pobyt żołnierze żywili się suchymi racjami wojskowymi i tym, co udało im się upolować. – Musieliśmy przewiercić na jeziorze lód o grubości jednego metra i przygotować przeręble. Łowienie ryb poszło sprawnie, trudniej było zapolować na króliki i inną małą zwierzynę – wspomina sierż. Zieliński. Żołnierze uczyli się także odczytywać ślady zwierząt, zakładali wnyki m.in. na króliki i lisy.
Wieczorami musieli przygotować sobie obozowisko: ugnieść lub wybrać śnieg, rozstawić namiot, a następnie „ogrzać go” do temperatury minus 5 stopni.
Podczas ostatniej, trzeciej części kursu, żołnierze budowali prowizoryczne ukrycia, uczyli się jak przygotować drogę na środku jeziora, by mógł przejechać po niej ciężki sprzęt wojskowy. Dowiedzieli się także, jak z drewna, śniegu i lodu zbudować umocnienia ogniowe.
To już drugie takie arktyczne szkolenie żołnierzy 6 Brygady. Dwa lata temu w Kanadzie zimową szkołę przetrwania przeszło 35 wojskowych.
Mróz, góry, dżungla… Żadne warunki nie są straszne polskim żołnierzom. O ekstremalnych ćwiczeniach czytaj na portalu polska-zbrojna.pl.
autor zdjęć: Artur Zieliński
komentarze