Blisko rok, jaki minął od wejścia w życie ustawy o weteranach, skłania do podsumowań. Dla mojego środowiska ustawa ta jest bardzo istotna i ma wiele dobrych rozwiązań – podkreśla mł. chor. sztab. w stanie spoczynku Tomasz Kloc, prezes Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju.
To była długo oczekiwana ustawa. Została przyjęta po niemal dziesięciu latach od rozpoczęcia największych misji, w jakich biorą udział polscy żołnierze – operacji w Iraku i Afganistanie. Do tego czasu nie było żadnych prawnych rozwiązań regulujących status weterana. Było to krzywdzące, zwłaszcza wobec tych wojskowych, którzy zostali ranni podczas służby. Wielokrotnie zwracaliśmy się do polityków oraz Ministerstwa Obrony Narodowej, by przyspieszyć prace nad dokumentem, a później przyjęciem ustawy. Cieszę się, że obecny minister obrony przykłada do tego dużą wagę i nie tylko prowadzi z nami dialog, ale także interesuje się, jak ustawa jest realizowana.
Blisko rok, jaki minął od jej wejścia w życie, skłania do podsumowań. Dla mojego środowiska ustawa ta jest bardzo istotna i ma wiele dobrych rozwiązań. Przy jej pisaniu korzystano z doświadczeń innych państw – Wielkiej Brytanii, Niemiec czy USA. Między innymi dzięki temu udało się wyeliminować niektóre błędy. Ale w praktyce zawsze wychodzą pewne kwestie, których legislatorzy nie przewidzieli lub nie sprecyzowali.
Tak jest w wypadku nadawania statusu weterana. W ustawie zapisano, że mogą go otrzymać jedynie żołnierze, którzy brali udział w misjach organizowanych pod auspicjami NATO lub ONZ. W ten sposób pomija się całą rzeszę tych, którzy przed laty służyli w czasie operacji pokojowych, m.in. w Kambodży, Wietnamie i Korei. Naszym zdaniem żołnierze ci, dziś już starsi ludzie, zasługują na to, by zostać uznanymi za weteranów. Przecież oni także służyli państwu polskiemu, choć było to w innym systemie.
Dziś legitymację weterana poszkodowanego ma około 300 osób. Do naszego Stowarzyszenia zgłasza się jednak wielu żołnierzy, którzy starają się o przyznanie im statusu poszkodowanego, ale mają z tym problemy. Na przykład żołnierz, który został ciężko ranny podczas misji w Syrii. Mimo że komisja lekarska orzekła, że ucierpiał na zdrowiu, nie został uznany za weterana poszkodowanego. Dlaczego? Zdarzenie miało miejsce 30 lat temu, a żołnierz nie zachował potwierdzających to dokumentów. Wówczas były to jedynie świstki papieru, które nie uprawniały go do niczego. Niestety, dziś bez nich nie można nic zrobić. Na domiar złego okazało się, że wojsko nie archiwizuje tego rodzaju dokumentacji. To nie są częste przypadki, ale myślę, że ustawa powinna zawierać rozwiązania i takich historii.
Naszym zdaniem prawo powinno zawsze działać na rzecz weterana poszkodowanego i ewentualne wątpliwości rozstrzygać na jego korzyść. W praktyce bywa z tym różnie. W ustawie jest przepis, który zakłada, że poszkodowany weteran otrzymuje dodatek. Przysługuje on jednak tylko tym, którzy mają co najmniej dziesięcioprocentowy uszczerbek na zdrowiu. Tak się jakoś składa, że gdy wojskowy ma orzeczone kilkanaście procent, to komisja zatwierdzająca przyznanie dodatku obniża orzeczony uszczerbek na zdrowiu poniżej 10 proc. Nie chcę przesądzać, kto ma rację: komisja czy żołnierz, ale takie przykłady są niepokojąco częste. Być może ustawa nie powinna tak rygorystycznie określać poziomu, od którego jest przyznawany dodatek?
Oczywiście o tym, jak jest realizowana sama ustawa oraz rozporządzenia do niej, w dużej mierze zależy od ludzi. A tu pojawiają się niekiedy problemy. Według przepisów urzędnik powinien niezwłocznie wydać decyzję np. o finansowaniu leczenia czy rehabilitacji rannego żołnierza, jednak te same przepisy określają, że w wypadku skomplikowanej sprawy, urzędnik ma 30 dni na jej rozstrzygnięcie. Może także poprosić o przedłużenie tego terminu. To furtka dla tych, którzy boją się podjąć decyzję o kosztowym często leczeniu lub kupnie drogiego sprzętu. Bywa, że urzędnik pisze do weterana w ostatniej chwili i powiadamia go, że musi przedłużyć sprawę. Trudno to zaakceptować, bo przecież czas często rozstrzyga o zdrowiu i jakości życia weterana. Nasze oczekiwania nie są wygórowane. Chcemy, by tego rodzaju przypadki były rozstrzygane naprawdę szybko i bez zbędnej zwłoki.
Komisje przyznające wysokość pomocy biorą pod uwagę status materialny poszkodowanego. Pułkownik, który podczas akcji bojowej stracił nogę, nie jest traktowany tak samo jak szeregowy, który stracił kończynę w podobnych okolicznościach. Myślę, że to niesprawiedliwe, bo dla obu kalectwo jest równie bolesne.
Na pewno jednak dobrze się stało, że ustawa przyznaje uprawnienia (podkreślam, że nie są to przywileje) żołnierzom, którzy ulegli wypadkowi w czasie misji, gdy wykonywali trudne zadania. Jeśli weteran został poszkodowany w czasie wolnym, to nie powinien otrzymywać takich samych uprawnień, jak żołnierz ranny w czasie akcji.
Jako Stowarzyszenie zgłaszamy nasze uwagi do ustawy i rozporządzeń do odpowiednich departamentów w MON. Mam nadzieję, że uda się ustawę znowelizować z uwzględnieniem naszych wniosków.
komentarze