Obowiązujące w Polsce prawo dopuszcza dwunastoletni okres służby zawodowej dla szeregowych zawodowych. W stutysięcznych Siłach Zbrojnych RP jest ich ok. 40 tysięcy. Zgodnie z tzw. ustawą pragmatyczną, aby zostać szeregowym wystarczy mieć skończone gimnazjum. Szkoła średnia, tym bardziej matura, nie jest wymagana. Trochę to dziwi, w sytuacji wprowadzania do wyposażenia wojska sprzętu godnego XXI wieku, nie przypominającego w niczym konstrukcji wykonanych tzw. kowalską robotą. Pokrewne służby „mundurowe” np. Policja czy Straż Graniczna wymagają od kandydatów do służby pełnego wykształcenia średniego (ze świadectwem maturalnym). Przeprowadzona kilka lat temu reforma edukacji zakładała, że ok. 80 proc. absolwentów gimnazjów będzie kontynuowało naukę w szkołach średnich (liceach i technikach) i 80 proc. z nich zda egzamin dojrzałości.
W tej sytuacji pozostaje tajemnicą, dlaczego ustawodawca skierował ofertę służby wojskowej do tych 20 proc. młodych ludzi, którzy uznali dalszą swoją edukację za zbędną. Jednak, na szczęście, życie rządzi się swoimi prawami, nawet wbrew intencjom autorów ustawy. Szeregowi i starsi szeregowi WP w olbrzymiej części legitymują się kompletnym wykształceniem średnim (z maturą). Część z nich kontynuuje naukę na różnego rodzaju kierunkach zaocznych studiów licencjackich i magisterskich, co może stanowić problem dla ich przełożonych. Doświadczenie uczy, że „trudniej” dowodzi się wykształconymi podwładnymi.
W latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku w Wojsku Polskim starano się racjonalnie gospodarować ludźmi z tzw. cenzusem naukowym (dawała go wtedy matura). Rocznie maturę uzyskiwało ok. 36 tys. absolwentów szkół średnich (na 36 milionowy naród – czyli jeden maturzysta na tysiąc obywateli RP). Prawie wszystkich maturzystów „przepuszczano” przez roczne Szkoły Podchorążych Rezerwy poszczególnych broni i służb jako przyszłych oficerów rezerwy.
Około tysiąca maturzystów rocznie wstępowało do zawodowych Szkół Podchorążych. Maturzystę, który nie został zakwalifikowany ze względów zdrowotnych do SPR, kierowano do pułku jako „strzelca z cenzusem” czy „ułana z cenzusem”. Tak się musiał przedstawiać i tak się do niego zwracano. Naramienniki miał obszyte biało-czerwonym sznurkiem (aby go można było odróżnić „na pierwszy rzut oka” od typowych szeregowych bez cenzusu). Zwracając się do niego, należało używać formy „pan”, a nie formy „wy”, jak do pozostałych szeregowych. Zgodnie z obowiązującym wówczas Kodeksem Boziewicza, mężczyźnie z maturą przysługiwały pełne prawa honorowe ze wszystkimi konsekwencjami (chociaż pojedynki były oficjalnie zakazane).
Notabene, obecnej matury w żadnym przypadku nie można porównywać z tą, która obowiązywała jeszcze dwadzieścia lat temu, nie mówiąc już o przedwojennej. Ale można starać się zagospodarować w Siłach Zbrojnych szeregowych i podoficerów, którzy inwestują w siebie, kończą studia wyższe, zdobywają certyfikaty językowe. Obecnie podoficer z wyższym wykształceniem ma szansę zostać podporucznikiem po ukończeniu kursu oficerskiego. Podobnie, cywil z wykształceniem wyższym może dostać się na Studium Oficerskie i po 12 miesiącach znaleźć się w korpusie oficerskim. Niestety, aktualne uwarunkowania prawne powodują, iż szeregowi z ukończonymi studiami, certyfikatem z języka angielskiego (i często z doświadczeniem bojowym zdobytym w PKW) to jedyna w Polsce „kategoria” absolwentów uczelni wyższych, która nie ma możliwości ubiegać się o pierwszy stopień oficerski.
Jest to tym bardziej dziwne, iż w Wojsku Polskim w początkowym okresie istnienia II RP budowano korpus oficerski, przyjmując do ówczesnych Szkół Oficerskich szeregowców z cenzusem i z doświadczeniem bojowym. Byli to zarówno szeregowi legioniści z maturą czy ukończonymi studiami (weterani I wojny światowej), jak i młodzi ochotnicy z wojny 1920 roku, którzy po demobilizacji wrócili do szkół, kończyli naukę i uzyskali maturę. Swoją drogą, komisje egzaminacyjne miały „moralne opory” przed oblewaniem na maturze (czyli egzaminie dojrzałości) abiturientów, na których mundurkach szkolnych pobłyskiwały wstążki i insygnia Krzyża Walecznych (co podaję za „Księgą Pamiątkową” mojego liceum w Olkuszu). Tym sposobem ówczesne wojsko zasilili podporucznicy z doświadczeniem bojowym.
Dziś (w XXI wieku) każda szanująca się firma, starająca się przetrwać na rynku, żąda od aplikującego o posadę absolwenta uczelni, wykazania się doświadczeniem zawodowym. Pytanie, czy Siły Zbrojne stać na to, by nie stosować podobnej zasady.
komentarze